Nieczęsto, ale czasami jednak zdarza się,
że mamy poczucie, jakby całe nasze życie wreszcie złożyło się w piękną całość. W
wielu przypadkach jest to kwestia odnalezienia tej jedynej osoby, przy której
chcemy zasypiać i budzić się, której śmiech jest muzyką dla naszych uszu, a
drobne zmarszczki wokół oczu stanowią najpiękniejszy widok. Dla niektórych
kwintesencję szczęścia stanowi pokaźna suma pieniędzy zachowana w banku,
ogólnie pojęty dobrobyt i jeszcze dodatkowo prestiż. Ci uczucia skrywają pod
złotymi monetami i wydaje im się, że to wystarczy. Ten jednak, kto raz zaznał
miłości, a potem ją stracił, wie, że żadne pieniądze jej nie zastąpią.
Hermiona siedziała nieruchomo na krześle,
wciąż skrępowana w ten niewygodny magiczny sposób. Ręce jej już dawno zdrętwiały,
nie wspominając nawet o nogach. Miała wrażenie, że jej ciało wcale nie należało
do niej, powoli przestawała je czuć. Może to i lepiej? Nie wiedziała, co
zrobiłaby, gdyby nagle więzy puściły, a ona byłaby wolna. Skoczyłaby na Wiktora
i zadrapałaby go na śmierć? Przeklęłaby go którymś z najgorszych zaklęć? Użycie
magii byłoby zbyt łatwe i szybie, a choć Hermiona była wcieleniem dobra i
miłości, widziała tylko najgorsze i najbrutalniejsze scenariusze z Wiktorem w
roli głównej. Jak on jej to mógł zrobić?!
Nienawiść to zbyt słabe określenie na to,
co w tym momencie do niego czuła. Kiedy patrzyła na jego przygarbione plecy, na
wciąż pochmurne oblicze, ciemne włosy i postarzający go zarost, przymknięte
oczy… Miała ochotę go zabić. Miała ochotę zedrzeć z niego skórę, porachować mu
kości, a potem poskładać go szybkim zaklęciem, by zaraz znęcać się nad nim od
początku. Dalej nie mogła pojąć, jak był do tego zdolny. Liczyła, że chciał się
zrehabilitować, że przemyślał sobie wszystkie sytuacje, w których po prostu
zawalił. Że dlatego pojawił się w Londynie. Że zależy mu na Libby, że chciał
dla niej tak samo dobrze jak ona. A tymczasem… Gdyby mogła, zacisnęłaby pięści
na rosnącą w jej piersi jeszcze większą nienawiść, ale nawet tego nie mogła
zrobić. Wszystkie negatywne uczucia potęgowała bezsilność, na którą została
skazana.
Czas. Tak mało czasu, a oni siedzieli tu
zamknięci, milczący i tracili go. Hermiona przymknęła oczy, chcąc się uspokoić.
Myśl, Hermiono, myśl. Co mogłaby zrobić, by znaleźć wyjście? Nagle uświadomiła
sobie dwa fakty. Po pierwsze, ona była kobietą, a Wiktor mężczyzną. A na
dodatek Corvius był święcie przekonany, że Wiktor wciąż kochał ją jak
szaleniec. I choć w głowie Hermiony błysnął dość podły pomysł, nie zamierzała
go nie zrealizować. Zanim jednak udało jej się choć otworzyć usta, by wcielić
go w życie, Wiktor ją wyprzedził i odezwał się, przerywając ciszę.
- Przepraszam.
Hermiona uniosła powoli powieki i
spojrzała na niego rezolutnie. Przepraszał? No coś podobnego.
- Wiem, że nie ma słów na
usprawiedliwienie mnie, jednak… naprawdę przepraszam. Byłem zaślepiony,
chciałem cię z powrotem, nie liczyłem się z niczym, nawet z waszym dobrem. Wtedy
pojawił się Corvius. Omamił mnie, obiecał mi ciebie, a ja robiłem wszystko, co
mi kazał. Dopiero teraz zrozumiałem, że to na nic, że wszystkie te miesiące
knucia i intryg są po prostu na marne. Kocham cię, Hermiono, jak nigdy nikogo
wcześniej, ale teraz wiem już, że ty też kogoś kochasz. I to może nawet
bardziej, niż ja ciebie, bo jesteś gotowa oddać za niego wszystko, co masz:
karierę, szczęście, spokój… nawet swoje życie.
Hermiona obserwowała go spod spuszczonych
powiek. Choć dalej była wściekła i nienawidziła go, powoli się rehabilitował.
Gdy do tego doda ciągle migające jej przed oczami słowo CZAS, wydawało jej się,
że jest w stanie ostudzić emocje i jeszcze go nie zabić. Najpierw słowa, potem
czyny. Stracili już tyle czasu, niech szybko wyrzuci z siebie, co mu na sercu
leży i po prostu ją wypuści. Jeśli tak się to wkrótce potoczy, była gotowa
wyjść z tego przeklętego domu i wrócić do siebie, wyprostować wszystko, co ci
dwaj kretyni zepsuli. Ale wróci też do Kruma, znajdzie go i policzy się z nim
tak, jak na to zasłużył. W tym momencie mógł liczyć jedynie na chwilę
miłosierdzia. Taki był plan „B”.
- Wiem, że nie ma dla nas przyszłości, że
nigdy już nie będzie nas. Tylko ty i ja, i Libby jako owoc tego, co nas kiedyś
łączyło. Wiem, że skrzywdziłem i zawiodłem was w najgorszy możliwy sposób i że
następne miesiące będą najtrudniejszą pokutą, jaką otrzymam, ale chyba w końcu
jestem na to gotowy. Więc przepraszam, choć wcale nie oczekuję od ciebie
wybaczenia, bo wiem, że trzeba na nie zasłużyć i…
- Wypuść mnie, Wiktorze – przerwała mu. I
tyle na temat cierpliwości. – Po prostu mnie wypuść i pozwól ratować to, co mi
pozostało, skoro już sobie to uświadomiłeś. Cofnij zaklęcie, zamknij oczy i
udaj, że nigdy mnie tu nie było.
Otworzyła swoje oczy i spojrzała na
Wiktora. Mroczne spojrzenie spotkało się z ciepłą barwą czekolady, która w tym
momencie gęstniała i zamieniała się powoli w gorzką, cierpką odmianę swej
słodyczy. Walczyli na spojrzenia, wyczuwała to napięcie między nimi, które rosło
i rosło, aż Wiktor wreszcie spuścił wzrok i uległ. Wygrała.
Po chwili, która sprawiała wrażenie
wieczności, niewidzialne pęty opadły, wymieniając się z uczuciem wolności.
Wkrótce czucie w rękach i nogach również wróciły i Hermiona z cichym westchnieniem
ulgi mogła rozmasować zdrętwiałe nadgarstki. Odnalazła swoją różdżkę i bez
słowa zniknęła z pokoju, pozostawiając Wiktor pogrążonego w cieniu i głuchym
milczeniu. Nie czuła potrzeby dziękowania mu. Cała ta sytuacja wynikła poniekąd
z jego winy, mało tego, nigdy nie powinna mieć nawet miejsca. W tej chwili
Hermiona wolała zniknąć z tego domu czym prędzej, liczyła się w końcu każda
sekunda.
Na Wiktora przyjdzie jeszcze czas.
Sekundy mijały, przechodziły w minuty, by
te zmieniły się w kwadranse. Najpierw jeden, potem drugi, trzeci. Wydostanie
się z posiadłości Corviusa zajęło jej zdecydowanie zbyt długo. Przejście,
którym weszła do piwnic, okazało się już zablokowane, więc musiała znaleźć inną
drogą. Przez te kilka miesięcy zdążyła poznać finezję tego mężczyzny i tym
bardziej uważała na każdy swój krok. Długie korytarze, ściany pokryte
pajęczynami, skrzypiące deski w podłodze. Niby nic, niby typowy opuszczony dom,
jednak Hermiona wiedziała, że coś się w nim skrywa i tylko czeka, żeby ją
zaatakować.
Choć z drugiej strony… może szukała dziury
w całym? Może Corvius nie był aż tak przesiąknięty złem i chęcią zemsty? Nie
wiedział, że tu będzie. Nie miał wielkiego interesu w zabijaniu jej, bo gdyby
tak – już dawno by to zrobił. Ale Corvius lubił grę, lubił przedstawienia, a
oni wszyscy byli jego aktorami. Tylko on wiedział, co dla nich przygotował i
chociaż dlatego wolała się mieć na baczności. Gdy wreszcie wydostała się z
zakurzonego labiryntu i stanęła przed głównymi drzwiami, które jako jedyne i
ostatnie dzieliły ją od podwórza, odetchnęła z ulgą. Diabeł nie taki zły, jak
go malują, pomyślała. Ostatni krok. Gdy Hermiona chwyciła mosiężną gałkę z
zamiarem przekręcenia jej, stały się dwie rzeczy, których na tym etapie już się
nie spodziewała.
Klamka, choć początkowo była zimna, nagle
rozżarzyła się prawdziwym ogniem – Hermiona czuła każdy jej milimetr kwadratowy
na swojej skórze, ale oprócz tego też czuła energię przepływającą przez
powierzchnię drzwi – od drzazgi do drzazgi. Miała wrażenie, jakby cała się
paliła, a epicentrum pożaru znajdowało się w koniuszkach jej palców. Pulsowało
i wysysało z niej energię, zmuszając do padnięcia na kolana. Nie mogła się
poddać – powtarzała sobie. Pokonała cały ten przeklęty dom! Nie pokonają ją
ostatnie drzwi! Czuła, że czarnomagiczny urok przenika jej rękę, jednak nie
dała za wygraną. Skupiła się, zebrała ostatnie siły i włożyła je w przeciwurok,
który nie tylko blokował czar, ale i działał na niego tą samą siłą.
Dopiero wtedy, gdy oczyściła serce i
myśli, przypominając sobie o prawdziwym celu, udało się. Zaklęcie, które
wcześniej wysysało z niej siły, teraz zmieniło bieg i uderzyło ze zdwojoną mocą
w drzwi, a te roztrzaskały się na miliony kawałków.
Hermiona odetchnęła pełną piersią.
Kamienica wyglądała zwyczajnie. Ten sam szary
budynek, żaden mijający właśnie Hermionę mieszkaniec Londynu nie miał pojęcia,
co działo się w jej głowie. A był to istny huragan. Hermiona zastanawiała się,
co zrobić. Czy zakraść się tam, czy może po prostu wejść? Wysłać kogoś na
zwiady? Ale kogo?
Myśl, Hermiono, myśl. Zaczynała być
zmęczona całym tym dniem i wszystkimi wydarzeniami, jakie miały miejsce. Przed
wejściem nie stała jednak długo. Wreszcie, stwierdzając, że co ma być, to
będzie, weszła do środka. Albo jej zmysły były wyjątkowo wyostrzone, albo
klatka schodowa cuchnęła jak nigdy. Może to drobny czar, a może rozkładający
się w jakimś kącie szczur, ale Hermiona z trudem mogła oddychać. Dotarcie na
ich piętro zajęło je znacznie więcej czasu albo przynajmniej ona odniosła takie
wrażenie. Spokojnie, spokojnie. Sprawiedliwych Merlin strzeże, mówiła sobie,
pokonując kolejne stopnie. Gdy wreszcie stanęła przed odpowiednimi drzwiami,
odetchnęła głębiej, chcąc się uspokoić. Spostrzeżenie, że te wcale nie były
zamknięte, a lekko uchylone i drgały niespokojnie w przeciągu, nie poprawiało
jej humoru. Draco nie zostawiał otwartych drzwi. Dbał o ich bezpieczeństwo jak
nikt inny. Hermiona domyślała się, co to oznaczało i miała ochotę cicho
zapłakać, ale zaraz przypomniała sobie, że musiała się wziąć w garść. Miała dla
kogo walczyć, nie mogła się mazać. Jeszcze nic nie było przesądzone.
W mieszkaniu panowała cisza. Nawet stojący
w kuchni zegarek zdawał się umilknąć, a przecież tyle nocy nie mogła zmrużyć
przez niego oka! W tej chwili nienawidziła dudniącej jej w uszach ciszy.
Obezwładnienie Draco musiało być szybkie i bezbolesne – przynajmniej dla
aurorów. W mieszkaniu panowała nie tylko cisza, ale też porządek. Hermiona nie
wiedziała, jak wyglądała aurorska obława na de facto bezbronnego człowieka w
jego mieszkaniu, bo do głowy przychodziły jej tylko wspomnienia interwencji
mugolskiej policji. Wtedy raczej nikt nie przejmował się zachowaniem porządku. Tu
było inaczej.
Poruszała się powoli, starając się, by
podłoga w żadnym miejscu nie zaskrzypiała, zdradzając jej obecność. Zajrzała do
sypialni, potem do łazienki. Na końcu do salonu i połączonej z nim kuchni.
Harry siedział nieruchomo na kanapie. Na
szeroko rozstawionych kolanach opierał ramiona w łokciach, a na złożonych w
pięść dłoniach z kolei brodę. I myślał, milcząc. I czekał na nią, bo gdy tylko
Hermiona przestąpiła próg pokoju, Harry zamknął oczy, a ją kolejny raz dziś
spętało zaklęcie, powalając na kolana. Kobieta odetchnęła głęboko, nie chcąc
ulec panice, ale osiągnęła swój cel może w połowie. Nie spodziewała się takiego
powitania. Owszem, wiedziała, że nabroiła, że Harry z pewnością stracił do niej
zaufanie. Ale znał ją. Znał ją jak nigdy inny! Wiedział, że nigdy nie robiła
niczego bez powodu. Musiał wiedzieć!
- Jak mogłaś mi to zrobić, Hermiono?
- To nie tak, Harry. Daj mi wytłumaczyć.
- Jak nie tak? A jak? – Jego głos brzmiał
dla Hermiony obco. Nieprzejednany, zimny, oschły.
- Harry…
- Powiem ci, jak to wygląda – zaoferował.
Odjął dłonie od brody. – Moja najlepsza przyjaciółka, która nie dość, że od dłuższego
czasu była w związku z najbardziej poszukiwanym śmierciożercą, to okazała się
jeszcze zwykłą kolaborantką. Szpiegowała nas, aurorów – miała dostęp do
wszystkich akt sprawy właśnie TEGO śmierciożercy! Czy to przypadek, Hermiono?
Nie mogę uwierzyć, że grałaś nam tak paskudnie na nosie, że nam to zrobiłaś. Że
zrobiłaś to mnie!
- Harry.
- Nic cię nie usprawiedliwia, Hermiono.
- Mam dowody, że to nie on! Nie. On! –
krzyknęła, w tym momencie już tak samo wściekła, jak i on. Harry na chwilę
umilkł. Jego pierś falowała szybko, gdy słowa układały się w konkretne myśli w
jego głowie przed opuszczeniem jej. Był wściekły. Wściekły na siebie, że był
takim idiotą. Na nią, że go zdradziła. Na wszystkich, że od teraz zaczną się
szepty za jego plecami.
Może nie wszystko było stracone?
- Jakie dowody?
Hermiona odetchnęła. To była jej chwila.
- To nie Draco był odpowiedzialny za te
wszystkie akcje. On nie miał z nimi nic wspólnego, nic! Od miesięcy ukrywał
się, ale nie dlatego, że on cicho polował na innych, tylko dlatego, że to na
niego polowano!
- Chyba nie sądzisz, że ktoś ci w to
uwierzy?
- Draco ma starszego brata – mówiła dalej,
ignorując go. – Nieuznanego syna Lucjusza Malfoya spoza małżeńskiego łoża,
czarną owcę rodziny – o ile ktokolwiek może być większą czarną owcą, niż każdy
członek rodu Malfoy z osobna – który od lat chciał się zemścić nie na swoim
ojcu, który go porzucił i nie uznał, ale właśnie na Draco za to, że to on miał
szansę stać się prawowitym dziedzicem fortuny i nazwiska.
- Nikt nigdy nie słyszał o żadnym
nieślubnym dziecku Lucjusza Malfoya, a doskonale wiesz, że jego osoba została
prześwietlona na wskroś. Nikt ci nie uwierzy. Ja też ci już nie wierzę,
Hermiono. Wszystkie dowody potwierdzają, że to właśnie Draco Malfoy stoi za
każdym morderstwem. Mamy nawet jego magiczny podpis.
- No właśnie – zaśmiała się ironicznie. –
Bo Malfoy jest takim idiotą, żeby zostawiać po sobie podpis tam, gdzie
mordował. Harry, pomyśl! – krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Kto
normalny zostawiałby autograf po czymś takim? Poza tym – dodała nieco
spokojniej – chyba zapominasz o bardzo ważnym szczególe.
- Mianowicie?
- Przypomnij sobie nasz siódmy rok i
wyprawę za horkruksami. Nasz pobyt w Malfoy Manor. Pamiętasz? Komu odebrałeś
wtedy różdżkę? Właśnie jemu, Malfoyowi. I co potem z nią zrobiłeś?
Harry sprawiał wrażenie, jakby myślał i
rzeczywiście próbował sobie przypomnieć. Trwało to jednak tylko chwilę. Zaraz
na jego twarzy znów pojawiła się złość i zawód.
- To bez znaczenia. Malfoy jest już
schwytany i oczekuje na proces, a sama wiesz, że to jedynie formalność. Ty z
kolei…
- No co? Ja co? – odpysknęła. Jeśli Harry
zauważył, że nie była sobą, nie dał tego po sobie poznać. Miała ochotę płakać z
bezsilności. Nawet Harry jej nie uwierzył. Wiedziała, że źle to zrobiła. Mogła
powiedzieć mu wszystko od samego początku. Wtajemniczyć w cały plan Draco. Albo
by jej zaufał, pomógł i postawiłby wszystko na jedną kartę, albo po prostu
wycofałby się. Razem z nią.
- Przykro mi to mówić, ale musisz oddać
odznakę, szatę… oraz różdżkę. Zostajesz zawieszona w prawach i obowiązkach, a
także zatrzymana do czasu wyjaśnienia całej sprawy. Grozi ci Azkaban, Hermiono,
dlatego radzę ci zachować milczenie i poczekać na pomoc swojego
przedstawiciela.
Hermiona wpatrywała się w Harry’ego
wielkimi oczami. Milczała, analizując wszystko, co właśnie do niej powiedział.
Czuła pustkę, a ta zaraz zmieniła się w ogarniającą ją panikę. Azkaban? Co?
Jak? Nie. Nie!
- Nie mówisz poważnie, Harry. Mówię
prawdę! Draco jest niewinny. Ja też nic nie zrobiłam! W kieszeni mam dowody,
podejdź, wsadź tam rękę i wyjmij je. To kopie planów Corviusa. Znajdziesz tam
prawie wszystko!
Harry wahał się. Badał jej twarz, szukał w
niej kolejnego kłamstwa. Może była pod działaniem zaklęcia woli? Wiedział, że
ludzie w panice byli zdolni do wszystkiego, do błagania, kłamania, zabijania.
Nie bał się jej. Ale nie chciał pozwolić, by wspólna przeszłość – wszystkie te
lata – znowu zaważyła na jego osądzie sprawy. Westchnął jednak głęboko i
przeszedł długość salonu, by kucnąć tuż przy Hermionie. Czuł od niej zapach
starego domu, kurzu oraz potu. Chciał jej wierzyć. Chciał, żeby i tym razem
miała rację – tak jak zawsze w szkole – ale wszystko mówiło przeciwko niej.
Niej i Draco Malfoyowi.
Hermiona zamknęła z ulgą oczy, gdy
poczuła, jak drżąca dłoń Harry’ego wsuwa się do kieszeni jej kurtki. Nie
pomyślała, by przemienić ją z powrotem w swój zwykły płaszcz. Nie wyobrażała
sobie jednak w nim biegać, dlatego chociaż tyle dobrego. Harry jej uwierzył,
dał szansę. Była jeszcze nadzieja.
- Przykro mi, Hermiono, nic tutaj nie ma –
odezwał się ze ściśniętym gardłem. Najwyraźniej i on miał nadzieję, że
rzeczywiście coś tam znajdzie.
- To niemożliwe – szepnęła, zwieszając
nagle głowę. I wtedy przyszło olśnienie. – Dom Corviusa. O nie! Harry, musisz
mi uwierzyć! Kiedy byłam w schowku, ten nasz ostatni prototyp wypadł mi z
kieszeni. Tam wszystko jest. Muszę tam wrócić, Harry.
- Przykro mi Hermiono, nigdzie nie
wrócisz. Za późno.
Zachciało jej się płakać i niemal zrobiła
to, ale zobaczyła, że Harry kiwnął nieoczekiwanie głową. No tak, nawet nie
odważył się porozmawiać z nią sam na sam. Zaraz poczuła, jak dwie pary dłoni
chwytają ją pod pachami, odwracają i ciągną w stronę drzwi.
- Stójcie – odezwał się jeszcze Harry. –
Co ci się stało w rękę?
Skrępowana urokiem, nie mogła nawet
odwrócić głowy by na nią spojrzeć. Chciała wzruszyć ramionami, ale i tego nie
była w stanie zrobić.
- Co to za różnica? I tak nie wierzysz w
nic, co do ciebie mówię.
Wszystko potoczyło się w ekstremalnym
tempie.
Hermiona nie sądziła, że coś takiego było
możliwe. Nie sądziła, że coś takiego przydarzy się jej – Naczelnej Prefekt,
która nie potrafiła złamać jednego zakazu regulaminu szkolnego. Teraz osadzona
w celi w katakumbach Głównej Siedziby Aurorów za kolaborowanie z groźnym
śmierciożercą, miała chwilę na złapanie oddechu w całej tej gonitwie. Merlinie!
Jaki ona czuła wstyd. Choć Harry na pewno starał się tę sprawę zatuszować, jak
mógł – jakby nie patrzeć, to też rzutowało na jego karierę – to wszystkie
magiczne gazety rozpisywały się z lubością, połowę historii samodzielnie przy
tym dopisując.
Charlie odwiedziła ją tego samego dnia
wieczorem, gdy tylko dotarły do niej najnowsze wieści.
- Hermiono! – krzyknęła wtedy na jej
widok, strasząc ją tym samym. – Jak to możliwe? Jak to się stało?
- Charlie?
- Z resztą, nieważne! Przyniosłam ci kilka
rzeczy, na które Harry wyraził zgodę. Tak mi przykro!
Hermiona nie zdawała sobie sprawy z tego,
jak doskwierała jej cisza i pustka katakumb, dopóki nie zobaczyła zaokrąglonej
buzi swojej koleżanki z pracy. Odetchnęła wtedy z ulgą i przylgnęła do krat,
chcąc złapać ją za rękę, ale wtedy czar ochronny odrzucił ją w tył. Więc nawet
nie mogła dotknąć drugiego człowieka!
- Nic ci nie jest?
- Wszystko w porządku, spokojnie –
mruknęła, stając z powrotem na nogi. Odetchnęła głębiej, poczekała aż Charlie
przepchnie pomiętą paczkę przez luft i znowu podeszła do krat, tym razem ich
nie dotykając. – Charlie, co się tam dzieje?
Charlie nie była zachwycona z zadanego
pytania i tego, że oczekiwano od niej odpowiedzi, ale innego rodzaju pytań się
nie spodziewała. W tym momencie była jej oczami i uszami.
- Nie sądziłam, że to powiem, ale istne
szaleństwo. Wszyscy dosłownie oszaleli. Sam fakt, że schwytali Malfoya… Ale gdy
wypłynęło, że i ty w jakiś pokrętny sposób w tym siedzisz! Na Merlina. Prorok
miał używane. Postarał się nawet o specjalne wydanie, ale nie przejmuj się tym.
Wszystko się wyjaśni, a wtedy za to mocno beknie!
Hermiona nie mogła się nie uśmiechnąć.
- A Libby? Harry powiedział tylko, żebym
się o nią nie martwiła. Zostawiłam ją w żłobku i nie zdążyłam odebrać, gdy to
wszystko… ruszyło.
- Na pewno pamiętasz projekt magicznego
przedszkola dla dzieci osadzonych… Sama z resztą nad nim pracowałaś. W zeszłym
tygodniu projekt wszedł w życie.
- Cóż, to wszystko było zaplanowane. Libby
po prostu miała go przetestować na własnej skórze – powiedziała gorzko.
Przetarła twarz dłońmi. Zaczynała być zmęczona. Kiedy adrenalina z niej zeszła,
stres i zmartwienie wzięły góry. Miała nadzieję, że to Harry i Ginny zaopiekują
się jej małą dziewczynką, ale rozumiała, dlaczego nie mogli. W tym momencie
Potterowie musieli trzymać się od niej z daleka, nie tylko dla własnego dobra,
ale szczególnie dla jej dobra. Ludzie oszaleli i o ile wcześniej uwielbiali tę
dwójkę, teraz będą wietrzyć każdą możliwą nieprawidłowość.
- A… - Bała się zapytać, ale zmusiła się.
Odwróciła wzrok. – A Draco?
Charlie milczała chwilę. Wreszcie Hermiona
poczuła na sobie jej wzrok.
- Jest w Azkabanie. – Hermiona miała
nadzieję, że spotka go tutaj, że usłyszy jego głos, poczuje jego zapach. – Ale
to dobrze, Hermiono. Dalej żyje. Nie zaserwowali mu pocałunku, tylko czekają na
przesłuchanie i cały proces. Dopiero wtedy…
- Przestań – szepnęła. – Muszę to
powstrzymać.
- Ale Hermiono…
- Charlie, on jest niewinny. – Ile razy
jeszcze musiała to tłumaczyć?
Charlie umilkła, patrząc na nią,
zaskoczona. Hermiona opowiedziała wszystko ze szczegółami to, co Harry’emu oraz
resztę, o której już nie chciał słuchać. O powiązaniach rodzinnych, o tej
głupiej zemście, o planowanych morderstwach, o spisku z Krumem. Hermiona czuła,
że czegoś w tym wszystkim brakowało, jakiegoś ogólnego sensu. Wydawało jej się,
że Corvius zaplanował coś dużego. A te drobne morderstwa zbierał do kolekcji.
Na szczęście, miała kilka dni na przemyślenie tego wszystkiego.
- Charlie, załatwisz mi ołówki i jakiś
notes albo nawet zwykłe kartki? Czuję, że zwariuję tutaj, jeśli czymś się nie
zajmę.
Kobieta pokiwała głową, dalej
zafascynowana tym, co od niej przed chwilą usłyszała. A wynikało z tego, że
Draco Malfoy nie dość, że był niewinny, to był jeszcze tym poszkodowanym. A jak
znała Hermionę, nie zamierzała popuścić i będzie walczyła do ostatniej chwili.
Ale ile mogła zrobić, uziemiona w katakumbach?
Hermiona poczuła wyrzuty sumienia. Była
pewna tego, co Draco jej pokazał – siebie samego, szczerego i czystego. Ufała
mu, była z nim szczęśliwa i chciała o to walczyć. I widziała, że Charlie jej
uwierzyła, nie była sama. Ale czy to wystarczy?
Tak dawno nie było nowego rozdziału u Ciebie na blogu, ze musiałam przeczytać poprzedni, by choć trochę przypomieć sobie tę historię. A historia jest bardzo dobra, bo najbardziej lubie dramione po wojnie. Tym bardziej, że Twój pomysł jest wyjątkowo oryginalny i dopracowany.
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału:
Nigdy bym nie pomyślała, że Harry zachowa się w taki sposób, że nie pozwoli Hermionie nawet dać sobie wytłumaczyć pewnych rzeczy, że od razu rzuci na nią zaklęcie i będzie pewny swoich racji. Mam nadzieję, że panna Granger będzie miała prawdziwe oparcie w Charlie i że dziewczyna przyczyni się w jakimś stopniu do uwolnienia nie tylko Hermiony ale też Dracona.
Pozdrawiam!
Czekałam na ten rozdział tak bardzo długo ze gdy się pojawił musiałam przeczytać dwa poprzednie.. mam nadzieję że na następny nie będę czekać jeszcze dłużej.. Rozdział świetny! Harry mnie zaskoczył Ale Hermiona prawdziwa lwica! Tak ma być ;3
OdpowiedzUsuńCzekałam, dopytywałam i prosiłam o nowy rozdział, a jak już go opublikowałaś, to komentuję dopiero po takim czasie. Wybacz najmocniej, ale proza życia mnie dopadła.
OdpowiedzUsuńAż mnie serce ścisnęło, jak czytałam ten rozdział. Czułam wręcz tę niemoc Hermiony - jej bezsilność, niezrozumienie. Ból, jaki czuła jeszcze w kamienicy. Mam nadzieję, że Harry jej uwierzy - i wraz z Charliem jej pomogą. A raczej im - oby zdążyli uratować Draco, nim ten zostanie obdarzony pocałunkiem. Hermmiona już za dużo wycierpiała, by jeszcze stracić tę miłość. I mam ogromną nadzieję, że tak nie zakończysz tej historii.
Pozdrawiam, życząc czasu i weny!
Czy to opowiadanie jest zawieszone?? Mam nadzieję, że nie, bo ja nadal czekam.
OdpowiedzUsuńŻyję :) Kontynuacja będzie, w miarę możliwości - wkrótce
Usuń