Zanim zaproszę Was na nowy rozdział, chciałabym się pochwalić, że pewna dobra duszyczka zgłosiła GA do konkursu na blog miesiąca na Katalogu Granger, za co bardzo dziękuję :) Jeśli również uważasz, że to opowiadanie zasłużyło na to wyróżnienie, nie bój się zagłosować -- o, tu // (KG).
Całuję!
Gdy czekasz na swoje własne niebo naprawdę długo, tracisz w końcu rachubę, przyzwyczajając się do tego, co masz. Wychodzisz z założenia, że skoro to zostało ci dane, to na to zasłużyłeś i nie walczysz o nic więcej, godząc się z rzeczywistością. Zdarzają się jednak i te przypadki, które nie dają za wygraną. Kopią rowy, wpuszczają krety i podcinają innym skrzydła po to, żeby być o krok przed nimi. Tłumaczą się: bo im nie wyszło w życiu.
Całuję!
*
Gdy czekasz na swoje własne niebo naprawdę długo, tracisz w końcu rachubę, przyzwyczajając się do tego, co masz. Wychodzisz z założenia, że skoro to zostało ci dane, to na to zasłużyłeś i nie walczysz o nic więcej, godząc się z rzeczywistością. Zdarzają się jednak i te przypadki, które nie dają za wygraną. Kopią rowy, wpuszczają krety i podcinają innym skrzydła po to, żeby być o krok przed nimi. Tłumaczą się: bo im nie wyszło w życiu.
Albo sami odebrali
sobie coś, za czym później mieli płakać. O tym jednak nie mówili tak chętnie.
Zgarbiona postać
przemknęła wolno przez swoje mieszkanie, a jej zniekształcony cień zafalował po
ścianach. Pomieszczenie było ładne, ale teraz, pokryte mrokiem, nie zdradzało
swojego uroku. Brunet jednak dostrzegał go nawet po ciemku. Widział – może
naprawdę, a może przez zapis w pamięci – ciepłe barwy ścian z ramkami na
zdjęcia na nich, kwiaty w donicach na ziemi, lejące się zasłony i delikatne,
niczym babie lato, firany. Wyrwane z kontekstu stanowiło abstrakcję,
szczególnie dla mężczyzny, ale w całości – było arcydziełem.
On czuł się, nie
od dziś, jak wyrwany z własnej ramki na zdjęcie.
Na własne
życzenie.
Pamiętał poranki w
tych czterech ścianach, odbijający się od nich radosny śmiech i słodki głos
przekomarzanek. Pamiętał burzę brązowych loków rozsypanych na poduszce i tę
miękką skórę, która prześwitywała gdzieniegdzie w kołdrze. Czuł na swoich
ustach pocałunki tamtych delikatnych warg – słodkich i równie miękkich, co i
skóra na ramionach, brzuchu, udach, które jeszcze niedawno obejmował z
lubością.
Rok. Czymże był
rok? Trzysta pięćdziesiąt dni. Cóż to było?
Trzysta
pięćdziesiąt stopni do piekła samotności, na które skazał się z własnej
głupoty.
Pamiętał jej
czwartą klasę, gdy przybył do Hogwartu na Turniej Trójmagiczny. Urzekła go od
razu – pośród tych wszystkich dziewczyn ona wydawała się błyszczeć niezmąconym,
zasłużonym światłem, które kusiło i przyciągało. Nie była obezwładniająco
piękna jak niektóre kobiety, ale miała to coś, o czym pisali poeci od
dziesiątek lat. Należał do niej od pierwszego spojrzenia znad książki, którą
wtedy czytała. I był cierpliwy. Był jak lis czekający swej kurki w kurniku,
czekał i obserwował. Kurka sama do niego przyszła – zraniona przez tego głupca
Weasleya.
Było im dobrze.
Pamiętał tamte poranki. Pamiętał też przedpołudnia, gdy ona leżała na
szezlongu, przypominając mu królową, i czytała kolejną w tygodniu powieść, a on
zasiadał przy stole i planował nową taktykę drużyny na następny mecz. Pamiętał
popołudnia, gdy szli na spacer pod rękę, smakując piękną Bułgarię albo gdy
obydwoje po prostu spędzali ten czas w salonie w ich mieszkaniu – obydwoje na
kanapie, on z jej głową na swoich kolanach, bawiąc się brązowymi lokami i ona,
zasypująca go kolejnymi nowymi anegdotkami. Pamiętał też wieczory, kiedy w
akompaniamencie pocałunków jedno popychało drugie w stronę sypialni. Pamiętał,
jak zasypiał, otoczony jej zapachem. I spokojnym, usypiającym go oddechem.
Pamiętał wszystko.
Był głupcem, takim
głupcem!
Nie trudno było ją
znaleźć te parę miesięcy później, gdy kazał jej się z dnia na dzień wynosić.
Okazał się prostakiem, jakiego świat nie widział i wiedział to doskonale, ale
wiedział też to, że czasu nie da się cofnąć. Obserwował ją od pewnego momentu,
wiedział o każdym, nawet drobnym szczególe, za które zapłacił tak słono –
zarówno dosłownie, jak i w przenośni. I czekał na odpowiedni moment, znów
stając się cierpliwym lisem. Ale znalazł się jeszcze jeden lis, przebrany za
owcę – niewinny, z czystą kartą i zabrał mu jego, JEGO!, kurkę, wykorzystując
to, że go nie było.
Ale Wiktor nie
tracił nadziei. Wiktor sądził, że miał władzę, a przynajmniej drobną jej
cząstkę, a skoro była władza, to istniała szansa na sukces. Sukces, który miał
zamiar osiągnąć już wkrótce. Bułgar naprawdę sądził, że ułożył puzzle. Nie należał
w końcu do nieinteligentnych ludzi. Może i stał się nieodwracalnie głupcem w
jednym momencie te kilka miesięcy temu, ale nie upadł na rozumie.
Wiktor postawił
tacę śniadaniową na blacie. Położył na niej pół bochenka chleba, niewielką
kostkę masła i kilka plasterków sera i szynki. Dołożył nawet miseczkę z
powidłami. Jego gość musiał czuć się dobrze. Nie zapomniał nawet o filiżance
dobrego Earl Greya, wiedział wszakże, że Anglicy przepadali za herbatą o każdej
porze dnia. Nie tylko o piątej po południu.
Jego Hermiona
uwielbiała herbatę. Z miodem, imbirem, a czasami z sokiem malinowym domowej
roboty. Teraz jednak dysponował jedynie samą herbatą. Nie lubił imbiru. Nie
przepadał za miodem. W ogóle nie był fanem herbaty.
Wiktor chwycił
tacę w obydwie dłonie i skierował się spokojnym krokiem w stronę tajemniczych
drzwi w rogu pomieszczenia – dla zwykłego gościa mogłyby pozostać niezauważone,
przysłonięte kotarą przypominającą po prostu zasłonę, ale on wiedział, że tam
coś się kryło. Hermiona też wiedziała, choć nigdy nie rozumiała sensu tamtego
pomieszczenia. Bułgar nie czuł potrzeby wyjaśniania jej tego drobnego niuansu.
Jednym ruchem dłoni zdjął zaklęcie z drzwi, otworzył je i napotkał schody
prowadzące w dół, do niewielkiej piwniczki. Zapalił mętne światło i, uważając
na krzywe stopnie, zszedł na dół.
Pomieszczenie było
suche i bez żadnego zapachu, jak to nie raz miało miejsce w piwnicach domowych.
Wiktor był nawet zdania, że to podziemie zasługiwało na miano przytulnego. Mężczyzna
podszedł do niewielkiego stoliczka i postawił na nim tacę z jedzeniem. Obok
pojawiła się jego różdżka i niewielki srebrny nożyk.
Jak wspomniano,
Wiktor był pewien, że rozwiązał tajemniczą zagadkę. Ułożył wszystkie części,
tylko jedna wyłamywała się z całości i nie można było powiedzieć, że to miało
sens. Znalazł jednak sposób na wyjaśnienie tego drobnego nieporozumienia.
Wiktor wyprostował się, odetchnął lekko i odwrócił się.
Po drugiej stronie
pomieszczenia znajdowało się posłanie – raczej twardy materac z grubym pledem,
którym można się było okryć w razie niespodziewanego spadku temperatury. Nie to
jednak było najważniejsze. Najciekawszym była osoba znajdująca się na nim. Skulona,
w brudnym ubraniu i z potarganymi ciemnymi włosami. Kilkudniowy zarost
potwierdzał tylko przypuszczenia o tym, że tajemniczy gość Wiktora nie
przebywał tu z własnej woli.
Wiktor był
zakochany. Zakochany mężczyzna to szalony mężczyzna.
A Marcus widział w
jego oczach szaleństwo.
- Witaj,
przyjacielu. Zaprosiłem cię tutaj do mnie w pewnej konkretnej sprawie. A może w
sprawie jednego drobnego pytania. Naprawdę, to czysty drobiazg, ale sam
rozumiesz, najlepiej załatwić to w cztery oczy. Więc… Skoro ty jesteś tutaj ze
mną, to kto jest teraz z moją Hermioną?
*
Jeśli Hermiona
sądziła, że Draco zamierzał nagle zamienić się w księcia z bajki, który
serwowałby jej śniadania do łóżka – najlepiej francuskie rogaliki, świeżo
wyciskany sok z pomarańczy i pyszną, aromatyczną kawę – masował zmęczone stopy
i pisał ody do miłości dla jej szanownej, jakże skromnej osoby, to się
przeliczyła. Gdyby rachunek błędu wynosił te pięć procent, to jej wyniósłby
sto. No dobrze, może dziewięćdziesiąt pięć procent, nie chciała być taka
surowa.
Draco Malfoy nie
był po prostu typem mężczyzny, który wyznawał miłość swojej wybrance na każdym
kroku. Hermiona wiedziała to doskonale, głupia wszakże nie była. Co więcej,
leżąc któregoś popołudnia na ich wspólnym już łóżku w jego kryjówce, próbowała
dokonać analizy psychiki Draco od podszewki. Psychologiem nie była, ale
sądziła, że jej kobieca intuicja na coś się tym razem przyda. Dzięki niej też
doszła do paru wniosków.
Po pierwsze, Draco
Malfoy walczył z samym sobą o następny oddech, jeśli można by to tak nazwać.
Surowe wychowanie na następcę prawej ręki Voldemorta, rozhukane ego, wpływy
tatusia i sześć lat nienawiści w Hogwarcie, jaka panowała między nim a
Hermioną. Wojna. Ucieczka będąca dość niesprawiedliwym tokiem wydarzeń i
wreszcie moment, w którym obydwoje się znaleźli. Zarówno on, jak i ona
poszukujący czegoś i spragnieni bliskości drugiego człowieka – nawet pod kątem
samej fizyczności i gdzieś tam tkwiącego pożądania. Byli tylko ludźmi. Hermiona doszła więc do
wniosku, że w Draco trwała obecnie wojna między tym, czego był nauczony i do
czego musiał przywyknąć a tym, czego potrzebował, pragnął, chciał. Powiedzenie,
że nie zawsze dostawało się tego, co się chciało, pasowałoby tutaj idealnie.
Raz warczał na nią
jak pies broniący swojej kości, innym razem ciasno otaczał ją swoimi silnymi
ramionami, jakby jutra miało nie być, a to byłby ich ostatni kontakt. Zwykle
milczał. Nie szeptał czułych słówek, nie dziękował za obecność, nie adorował
jej i nie chwalił. A mimo to Hermiona czuła się potrzebna, chciana i pożądana. Czasami
przechodził obok niej obojętnie, nawet na nią nie zerkając, innym razem dotykał
przelotnie jej ramienia albo pleców, jakby chciał przypomnieć o swojej
obecności i tym, że należała do niego.
Po drugie,
Hermionie wydawało się, że Draco po prostu nie wiedział, jak się zachować w
obecnej sytuacji. Nie miała pojęcia, czy w Hogwarcie miał dziewczynę.
Podejrzewała, że sporo kochanek przewinęło się przez jego łóżko, to nie ulegało
wątpliwości. Ale ich sytuacja była jednak inna. Nie łączyło ich zaledwie łóżko,
nie w ten trywialny, przyziemny sposób, żeby tylko zaspokoić swoje potrzeby.
Była w tym czułość, zrozumienie i… Hermiona nie umiała tego określić, a fakt
ten spędzał jej sen z powiek od paru dni. Wkrótce pomyślała, że może to kwestia
tego, że sama nie wiedziała – tak samo jak Draco – w którym miejscu się
znajdują. Jak myślało o nim to drugie, gdzie zostało się umieszczonym w tej
uczuciowej, ale też codziennej hierarchii wartości? Czy Hermiona rzeczywiście
miała okazać się zaledwie zabawką i chwilową zachcianką, bo do tej pory grała
rolę zakazanego, niezdobytego przez niego owocu, a teraz, gdy już jej
skosztował, czy zamierzał zrezygnować?
Kobieta zdawała
sobie sprawę z tego, że ich znajomość w ostatnich tygodniach osiągnęła
maksymalne, niemal niedozwolone tempo. Znając mnóstwo literackich przypadków,
Hermiona widziała tutaj dwa rozwiązania – albo skończą szczęśliwie z gromadką
dzieci, kochając się do szaleństwa, albo jedno zabije drugie pchane czystą
nienawiścią, w którą przemieni się obecne uczucie pomiędzy nimi.
Po trzecie,
właśnie – uczucie. To, co zrodziło się między Hermioną a Draco, było dla niej
zagadką. To, że on mógł czuć coś innego niż ona, nie podlegało wątpliwościom,
za rozgryzanie tego nawet się nie brała. Problem tkwił w niej samej. Czego
chciała? Co czuła? Czego oczekiwała? Czy było to chwilowe zamroczenie, efekt
ostatnich wydarzeń, czy może dłużej rozwijający się proces, który gdzieś tam w
środku niej się przebijał, a ona nie miała o tym pojęcia?
- O czym tak
myślisz?
Hermiona drgnęła,
zupełnie nieświadoma tego, że Draco już od paru chwil stał w progu i przyglądał
jej się z typową dla niego uwagą. W szkole nigdy tego nie dostrzegła. Zawsze
miała wrażenie, jakby nic go nie interesowało i nic nie było w stanie
zainteresować.
- Uhm… no wiesz, o
tym, o czym typowa kobieta może myśleć.
Draco podszedł
powolnym krokiem do łóżka i usiadł na nim. Jedna z poduszek dekoracyjnych
spadła na ziemię, ale nie grało to dla nich żadnej roli. Zapach męskich perfum
zakręcił Hermionie w głowie. Uwielbiała go.
- Dobrze wiesz, że
nie jesteś typową kobietą – mruknął, łapiąc między palce kosmyk jej włosów. –
Więc?
- Zastanawiam się,
co jemy na obiad.
- Kiepsko
kłamiesz, Granger. Do dzisiaj nie mam pojęcia, jak w drugiej klasie przekonałaś
grono pedagogiczne, że w lochach był troll. Tak to było?
- Nie pamiętam –
skłamała. Nie wiedziała, dlaczego Malfoy tak na nią działa, ale gdy był tuż
obok, tak jak teraz, nie mogła się ruszyć, ciekawa i oczekująca na to, co on
kombinował.
- Mówię: słabo ci
idzie kłamanie – westchnął, całkowicie zrezygnowany jej szpiegowskimi
umiejętnościami. Prychnęła pod nosem, ale nie skomentowała jego słów. Nie
wszystko osiągało się w końcu kłamstwem.
Dalej leżeli obok
siebie w milczeniu. Libby spała spokojnie na piersi Hermiony, z małymi rączkami
ułożonymi po oby stronach niedużej główki. Kobieta była świadoma tego, że
blondyn nie odrywa od dziecka spojrzenia, wyglądając na zafascynowanego. To
była kolejna rzecz, której jeszcze nie rozgryzła. Jaki miał stosunek do jej
słodkiej, małej Libby? Co o niej sądził?
- Krum to bydlę –
stwierdził nieoczekiwanie Draco, kolejny raz wyrywając Hermionę z głębokiego
zamyślenia.
- Przestań.
- Taka prawda. Nie
wiem, co zrobiłbym na jego miejscu, ale na pewno nie wyrzuciłbym kobiety
noszącej moje dziecko. Gdyby dodać do tego fakt, że byliście razem – podkreślił
– to już w ogóle. Bydlę i tyle.
- Człowiek ma
prawo do własnych decyzji, Malfoy. To była jego decyzja, nic nie mogłam na to
poradzić.
- Na gacie
Salazara – zaklął, wznosząc oczy do nieba. – Kobiety!
Wyglądał na tak
zdesperowanego i jednocześnie zawiedzionego podejściem Hermiony, że ta musiała
się aż roześmiać. Cicho – ze względu na śpiącą Libby – ale szczerze i
niepohamowanie, aż pojedyncze łzy pociekły jej po policzkach.
- I jeszcze się ze
mnie śmiejesz, no naprawdę. Facet zrobił ci dziecko, porzucił cię, a ty się
śmiejesz. Ze mnie!
- A co ty byś
zrobił na jego miejscu, w takim razie?
- Powiedziałem.
- Nie, nie.
Powiedziałeś, czego byś nie zrobił, a ja pytam, co byś zrobił?
Przebiegła lwica,
pomyślał Draco w tamtym momencie i zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad
swoją odpowiedzią. Uznał, że powinien zrobić to szczerze, dlatego wnet odparł:
- To proste.
Zostałbym z tobą i każdego dnia patrzył, jak coś niewinnego i pięknego z nas
rozwija się i rośnie, stając się rzeczywistością. To dla mnie całkowicie
abstrakcyjna myśl, ale tak bym właśnie zrobił, Granger. Bo tak robi mężczyzna z
honorem, a ja, no cóż, jednak choć trochę honorowy jestem.
- I dlatego
przeciągnąłeś mnie na swoją stronę, żebym pomogła ci się oczyścić z zarzutów –
zażartowała, dotykając dłonią jego policzka.
- Powiedziałem: trochę.
To „trochę” starcza akurat na wymagające tego sytuacje. Ta nie wymagała. Ta
sytuacja potrzebowała radykalnych czynów, nie honoru, to proste. Poza tym, nie
sądzę, żebyś miała mi to za złe – dodał z przebiegłym uśmiechem i znów zaczął
bawić się jej włosami.
Policzki Hermiony
pokryły się lekkim różem. Już miała mu coś odpysknąć, ale stwierdziła, że nie
warto i dała za wygraną, sygnalizując ją ze swojej strony lekkim westchnieniem.
Draco zareagował z kolei kolejnym zwycięskim uśmiechem, którego nie dało się
nie zauważyć.
Leżeli w milczeniu
przez następne kilka chwil, aż Draco, zupełnie nieoczekiwanie i do tego bez
słowa, sięgnął nad Hermionę i wprawnym, delikatnym ruchem chwycił śpiącą Libby
i przeniósł ją na swój tors. Kobieta nie zaoponowała, ciekawa biegu następnych
wydarzeń. Do tej pory była świadkiem kilku sytuacji, gdy Draco zajmował się
dziewczynką, zwykle rankami, gdy Hermiona jeszcze spała, a Libby zaczynała
marudzić.
Mężczyzna znów
wydał się być zafascynowany. Taka też stała się Hermiona, obserwując grające na
jego twarzy emocje. Zwykle trzymał je na wodzy, tylko czasami udawało się
kobiecie dostrzec, co się za nimi naprawdę kryło. Teraz kryła się dziecięca
ciekawość i chęć zrozumienia czegoś, co zakrawało pod niemożliwe. Wierzchem
palca przesunął powoli po pulchnej rączce dziewczynki – sunął nim wzdłuż
ramienia aż do policzka.
- To zadziwiające,
nie sądzisz?
Hermiona nie
odpowiedziała, nie chcąc psuć tego, co właśnie powstawało.
- Dziecko.
Powstaje ze zbliżenia dwojga ludzi, z miłości albo i nie, ale czy to ma
znaczenie? Z czegoś małego może się zrodzić coś takiego – mruknął, jego głos
przepełniony był dążeniem do rozwiązania trudnej zagadki. W tym momencie Libby
ziewnęła, zaciskając mocno piąstki, jedną z nich akurat na palcu Draco. – Życie,
takie czyste, dobre i niewinne. A mimo to ktoś może go nie chcieć, odrzucić.
Nie pojmuję tego. Co taka kruszyna zrobiła komuś, że ten by jej nie chciał?
Hermiona
uśmiechnęła się leciutko, trochę smutno i z dziwnym pocieszeniem. Przysunęła
się nieco bliżej do Draco i niepewnie oparła głowę na jego ramieniu. Wypuściła
powoli powietrze z płuc z ulgą, gdy się nie odsunął, nie wzdrygnął się, nie
odepchnął jej. Poczuła akceptację.
- Nie ważne, co
inni robią, myślą, o czym decydują. Najważniejszym jest chyba to, co sam
myślisz i to, jak ty postępujesz. Nie uratujesz świata.
- Czasami bym
chciał.
Gdyby Hermiona
siedziała gdzieś dalej, możliwe, że nie usłyszałaby jego słów. Tylko dzięki
temu, że była tuż obok, miała szansę ujrzenia kolejnego oblicza Draco Malfoya –
osoby wrażliwej, ale też bezsilnej wobec otaczającej go rzeczywistości i
brutalnych zasad, jakie w niej panowały.
Hermiona uniosła
się lekko na ramieniu. Złożyła krótki pocałunek na barku leżącego obok
mężczyzny. Oparła potem o niego czoło i westchnęła cicho, szukając odpowiednich
słów.
- Najpierw uratuj
siebie, Malfoy. Potem zajmiesz się światem.
Zrobi wszystko,
żeby go uratować.
*
Hermiona
przemierzała pewnym krokiem korytarze, zmierzając do swojego gabinetu. Co
chwila pozdrawiała współpracowników lub też odpowiadała na ich pozdrowienia. Czuła
się dziwnie, widząc te wszystkie twarze po – jak na nią – bardzo długim
urlopie, ale starała się tego po sobie nie okazywać. Miała plan na ten dzień i
musiała go wykonać skrupulatnie.
Przedwczoraj
spotkała się z Potterami. Odwiedziła swoich przyjaciół, wpadając na obiad. Albo
jej się zdawało, albo Harry potrzebował żywego dowodu w postaci jej samej, by
uwierzyć, że wszystko w porządku i że naprawdę może wrócić do pracy. Nie
zapomniał wtedy napomknąć, że Marcus wydaje mu się w dalszym ciągu podejrzany i
– mało tego! – przez ostatnie dni zachowywał się dziwnie w pracy. Wtedy też Hermiona
uznała w duchu, że ona i Draco muszą z nim porozmawiać i wdrożyć w parę więcej
spraw, niż początkowo zakładali. Dziwnym trafem, tamtego samego dnia wieczorem
nie mogli go nigdzie złapać – ani przez sowę, ani przez Fiuu. Marcus po prostu
się zapadł. Obydwoje jednak uznali, że przyjaciel Malfoya miał do tego pełne prawo
i, kto wie, może po prostu wyjechał na parę dni?
Właśnie, Marcus.
Hermiona w końcu dowiedziała się, jaką w tym wszystkim rolę grał. Początkowo
chciała zabić i jego, i Malfoya za ukartowanie tego wszystkiego. Draco nie powiedział
co prawda wprost, co miał Marcus zrobić, ale Hermiona głupia nie była, szybko
dodała dwa do dwóch i wyszedł jej poprawny wynik. Nie odzywała się do blondyna
cały wieczór i spała z Libby na kanapie. Po samotnej nocy, którą spędziła na
rozmyślaniu i analizowaniu całego poprzedniego dnia, doszła do wniosku, że
Malfoy i tak by się do niej dostał. Czy wykorzystał do tego Marcusa, czy
zdecydowałby się na jakiś inny krok – co to za różnica? Możliwe, że znalazłaby
się dokładnie w tym samym miejscu, co teraz. Poza tym, ona nawet niespecjalnie
przepadała za Marcusem, więc o co ona się boczyła? De facto, nie była nawet
pewna, kiedy rozmawiała z nim, a kiedy z Malfoyem pod wpływem eliksiru…
Hemriona musiała zanotować w pamięci, że to kolejna sprawa warta wyjaśnienia.
- Hermiono! Dobrze
cię widzieć.
Kobieta zamrugała
szybko i mało brakowało, żeby potknęła się o własne nogi. Na Merlina,
pomyślała, czemu ostatnio wszyscy na mnie tak napadają, kiedy akurat myślę?!
- Witaj, Char. Co
u ciebie słychać?
Hermiona
sygnalizowała, jak mogła, że się spieszyła – zerkała na zegarek, przebierała
nogami – jednak Charlotta zdawała się być tak stęskniona do wspólnych
pogaduszek, że ignorowała wszelkie wskazówki z jej strony. Wreszcie Hermiona po
prostu przeprosiła ją i wyminęła, a potem pognała do swojego gabinetu, mając
szczerą nadzieję, że nikt jej nie zaczepi. Udało się.
Zaszyła się w
swojej pracowni, ale tylko na chwilkę. Wykonała wszystko, co przygotował jej
Hary, najszybciej, jak potrafiła, a potem przemknęła niezauważona do archiwum
spraw. Wydawało jej się, że miała trop. Trop, o którym nie wspomniała nawet
Malfoyowi, bo nie chciała dawać mu nadziei na nic, co nie byłoby przełomowe. Podziemie
z dokumentami świeciło pustkami, żadnej żywej duszy. Nie, żeby coś miało ją powstrzymać.
Nie robiła nic złego.
Chwilę zajęło jej
zorientowanie się, w jaki sposób są poukładane akta. Na jej nieszczęście, nie
był to spis alfabetyczny według nazwisk, tylko chronologiczny według
rozwiązanych spraw. To zmusiło ją do szybkiego rachunku w głowie, o ile lat
musi się cofnąć, choć i to nie było do końca oczywiste. Nie była nawet pewna,
czy ona sama się już urodziła, kiedy miała miejsca sprawa, której akt właśnie
szukała. Miała pewne podejrzenia, ale to było jak błądzenie niewidomego w
dżungli.
- Jeśli z Draco
mamy po dwadzieścia lat… - mruczała cichutko pod nosem, sunąc opuszką palca po
grzbietach ksiąg – to powinny mnie interesować lata pięćdziesiąte. To wtedy
urodził się Lucjusz. I wtedy też Abraxas, jego ojciec, zaczął zdradzać swoją
żonę, o czym dowiedzieli się z Draco z zapisów rodzinnych. I wtedy Hermiona na
coś wpadła. Obawiała się tylko, że wcale nie znajdzie tego tutaj.
- Hermiono, w końcu
cię znalazłem.
Hermiona drgnęła –
kolejny raz tego dnia wystraszona – a trzymane dokumenty wypadły jej z rąk. Harry
zaglądał jej przez ramię z ni to zatroskaną, ni to podejrzliwą miną.
- Wszystko w
porządku? Już ci pomagam, poczekaj.
- Tak, tak, tylko
mnie wystraszyłeś. Wszyscy mnie dzisiaj straszą! – poskarżyła się, odbierając
od niego księgi archiwalne. Ustawiła je na szerokim i niskim stole za swoimi
plecami, a potem przysłoniła je ciałem, stając twarzą do przyjaciela.
Westchnęła, żegnając temat straszenia i atakowania przez ludzi. – Szukałeś mnie?
- A, tak. Właśnie
dostałem twoje dzisiejsze dokumenty i…
- Coś z nimi nie
tak?
- Co? Nie, skąd.
Są jak zawsze świetne, tylko… wydaje mi się, że coś przed nami ukrywasz,
Hermiono.
Tylko nie to,
przebiegło kobiecie przez myśl.
- Nie wiem, o czym
mówisz, Harry. Co mogłabym przed tobą ukrywać?
- Właśnie nie mam
pojęcia – zaśmiał się. – Może to kwestia ostatnich wydarzeń, może to taki
stres, ale wydaje mi się, że się czegoś obawiasz. Mam też wrażenie, jakbyś
trochę się od nas oddaliła przez ostatnie dni. Wiem, wiem, Marcus i Marcus…
jesteś szczęśliwa, wijecie sobie gniazdko, ale…
Harry wyglądał na
naprawdę zmartwionego i przejętego. Hermiona tym bardziej poczuła olbrzymie
wyrzuty sumienia.
- Spokojnie, Harry
– wtrąciła się, widząc, że brakuje mu słów. Musiała popracować chwilę nad
głosem, żeby się niczym nie zdradzić. – Jest wszystko w porządku. Rzeczywiście,
ostatnie wydarzenia… były dość brzemienne w skutkach, ale daję radę.
- Masz jakieś
informacje o pożarze?
- Jeszcze nie, ale
już za parę dni mam dostać raport techników. Chcą, między innymi, określić, czy
to było podpalenie czy zwykły pożar. Nie wiem, tamtego wieczoru byłam
całkowicie rozkojarzona, równie dobrze sama mogłam zapomnieć o zgaszeniu
świeczki. Niekoniecznie musiało to być podpalenie – dodała z lekkim uśmiechem.
Harry pokiwał
głową ze zrozumieniem.
- Szkoda tylko
twojej chatki, była cudowna.
- Myślę o niej
cały czas – mrugnęła – i na pewno wymyślę coś, żeby ją odzyskać, spokojnie.
- W to nie wątpię!
Porozmawiali
jeszcze chwilę, wymienili uwagi na temat powrotu Hermiony do pracy i umówili
się na lunch, a potem Harry zaczął iść w kierunku wyjścia z archiwum.
Nieoczekiwanie jednak przystanął i z dziwnym wahaniem wrócił do przyjaciółki.
- Jeszcze dwie
sprawy.
- Tak? – Hermiona zakryła
szczelniej przeszukiwane wcześniej dokumenty.
- Po pierwsze,
Marcus. Nie pojawił się dzisiaj w pracy.
- O.
Harry wyglądał na
zdziwionego.
- Nie wiedziałaś?
- To znaczy,
widzieliśmy się rano, on wychodził pierwszy – kłamała – mieliśmy się spotkać w
biurze, ale rzeczywiście, nie widziałam go jeszcze. Może coś mu wypadło i nie
mógł wysłać sowy? Ciężko mi powiedzieć, Harry, jesteśmy razem, ale nie jestem
jego matką i nie kontroluję go na każdym kroku…
Harry uniósł ręce
w nieco obronnym geście.
- Nic nie mówię,
tak tylko pomyślałem, że może będziesz wiedziała. Co robicie z Libby, kiedy
obydwoje wybieracie się do pracy? Ginny prosiła, żebym ci przekazał, że gdyby
coś, to ona chętnie, sama rozumiesz.
- Dzisiaj zaprowadziłam
ją do takiego… żłobka? Na pewno kojarzysz to słowo. Na wszelki wypadek, dopóki
nie dowiem się, czy to był pożar czy może jednak podpalenie, wolę nie oddawać
jej samej w magiczny świat. W mugoli jest bardziej anonimowa.
Harry pokiwał ze
zrozumieniem głową.
- Jeszcze druga
sprawa – przypomniał. – Co ty tutaj właściwie robisz? Nie powinnaś zajadać
ciastek albo popijać kawę z Charlottą, skoro zrobiłaś wszystko, o co cię
poprosiłem?
- A… To znaczy… No
wiesz. Przeczytałam ostatnio jeden artykuł w jakiejś niezależnej gazetce
magicznej na temat starych, wielkich rodów czarodziejskich i stwierdziłam, że
sobie to doprecyzuję, bo coś mi tam nie grało.
Dopiero po chwili
zrozumiała, że to był błąd, mówić to Harry’emu, bo mężczyzna wyglądał na
naprawdę zainteresowanego tym, za czym się rozglądała. Nim się obejrzała,
Harry, potomek Huncwota, zdobył chowaną księgę i przyjrzał się aktom. Ciekawość
zmieniła się w nierozumienie.
- Malfoyowie? Ten
artykuł był o Malfoyach?
- Nie, nie. Był po
prostu o arystokratach. Malfoyowie to pierwsza rodzina, jaka przyszła mi na
myśl. Stwierdziłam, że zajrzę tu i ówdzie, sprawdzę to i owo, ale na razie nie
znalazłam jeszcze nic – wzruszyła ramionami, mając nadzieję, że to go odwiedzie
od drążenia.
Dawny Harry dałby
zapewne za wygraną, pokiwałby głową i poszedł poczytać książkę do Quidditcha.
Obecny pan Potter zmarszczył brwi, westchnął ciężko pod nosem i zaczął
rozmyślać nad tym, co leżało przed jego oczami.
- Czy to ma jakiś
związek ze sprawą Malfoya? Znalazłaś coś? Jakiś ślad, poszlakę?
- Nie, Harry, nic
nie znalazłam. Nic konkretnego, żeby ci to pokazać. Wiesz, jaka jestem.
Najpierw wolę być czegoś pewna, a dopiero potem przekonywać do tego innych – zażartowała,
próbując być znowu tą starą Hermioną Granger.
Najwyraźniej jej
się udało, bo Harry po chwili namysłu kiwnął głową i wyprostował się.
- Masz rację.
Gdybyś miała problem z dostaniem się do jakichś archiwów, powołaj się na mnie. –
Posłał jej bratni, pokrzepiający uśmiech, a potem kolejny raz zaczął odwracać
się w stronę wyjścia. – Hermiono, obiecaj mi tylko, że nie będziesz robiła
niczego na własną rękę.
Kobieta patrzyła
bezradnie za oddalającym się przyjacielem.
- Oczywiście,
Harry.
Czuła się źle,
okłamując przyjaciela, ale wiedziała – po prostu wiedziała – że nie osiągnęłaby
nic dobrego, gdyby powiedziała mu prawdę i zwróciła się do niego po pomoc.
Niektóre rzeczy należało robić zgodnie z prawem, przy innych trzeba było się
spod tego prawa wyłamać, by prawo i porządek dopiero odzyskać.
Hermiona nie miała
po prostu wyboru. Tak to sobie tłumaczyła.
Chyba pierwsza.
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na ten rozdział. Bardzo dobrze napisany. Główny wątek to przemyślenia Hermiony, ale to dobrze. Ponieważ dobrze wiedzieć jak kreujesz swoich bohaterów. No nic. Teraz zostaję mi czekać na następny. Życzę Ci dużo weny i czekam na dalszy rozwój akcji!
Pozdrawiam
Dziękuję serdecznie za miłe słowa - wszystkie są wielką motywacją, choć strasznie mi przykro, że na kolejny rozdział znów trzeba było czekać tak długo! Mam nadzieję, że wnet się poprawię i będzie już szło to sprawniej :)
UsuńPoczątek był bardzo intrygujący. Świetnie opisałaś Kruma, jego uczucia i obsesję (mogę to tak nazwać?) na punkcie Hermiony.
OdpowiedzUsuńTrochę przypomina mi to opis szaleńca, który śledzi swoją ofiarę, podąża za nią, nie dopuszcza do siebie myśli, że może być z kimś innym. I strasznie mi się to spodobało! Uwielbiam takie wątki i jestem bardzo ciekawa, czy biedny Marcus wyjawi prawdę Wiktorowi. Domyślam się, że tak właśnie będzie i w taki sposób całe biuro aurorów dowie się o Malfoyu.
Swoją drogą, wiedziałam, że Bułgar kocha Granger i żałuje tego, co zrobił, ale nie podejrzewałam, że aż tak.
Uwielbiam rozmowy Dracona i Hermiony. Piszesz je tak naturalnie, że coraz bardziej ubolewam nad moją "umiejętnością" układania dialogów...
Rozdział, jak zawsze, bardzo mi się podobał. Czytając konwersację między Harrym a Hermioną, sama cholernie się denerwowałam, że cała sprawa wyjdzie na jaw, więc sama widzisz, jakie emocje wzbudzają we mnie twoje teksty. :D
Pozdrawiam i czekam (jak zwykle) z niecierpliwością na kolejną notkę!
Dziękuję! Wiedzieć, że teksty wzbudzają emocje w czytelniku, to coś wspaniałego :)
UsuńWitam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz na blogu i czuje się taka wciągnięta... czy to dobre określenie? Pierwszy raz widze bohaterów określonych w ten sposób. Draco, Hermiona i Krum. Taki magiczny trójkąt. Sposób w jaki ich przedstawia sprawia, że odrywasz się od kanonu. Pokazujesz coś zupełnie innego a według mnie o to właśnie w FF chodzi. By pokazać coś nowego. Również i nie zapominajmy o samym Harrym. Ten to dopiero jest inny;) Pokazujesz go bardzo odważnie i intrygująco. I jeszcze ta magia między naszymi bohaterami. Draco i Hermiona. Od początku sa sobie pisani. Wzruszam się za każdym razem gdy czytam o nich a u Ciebie podwójnie. Niesmaowite jak wspaniale pokazujesz ich uczucia.
Pełna podziwu i z wyrazami szacunku.
by Serena.
www.storyline-dramione.blogspot.com
Cieszę się, że tak podchodzisz do ff, bo mam podobne zdanie :) Z każdym tekstem powinno się wnieść coś nowego, jednak w Dramione nie jest to takie łatwe biorąc pod uwagę mnogość tekstów, które rosną jak grzyby po deszczu! Ale to dobrze, różnorodność jest ważna :)
UsuńPozdrawiam i dziękuję!
Przepraszam, że komentarz nie jest związany z rozdziałem, ale po prostu nie wiem gdzie się zapytać. Pamiętam, że miałaś taki piękny szablon, a teraz jest jedynie napis tinypic, nie wiem co się dzieję, czy to ja mam problem czy wszyscy?
OdpowiedzUsuńOj! Rzeczywiście, znów usunęli nagłówek z hostingu - dziękuję za informację! :) naprawie to jak tylko bede przy komputerze :)
UsuńUwielbiam Dracona z Libby. Ta jego fascynacja, naprawdę coś pięknego. Krum za to mnie przeraża. Nie dość że kompletnie mu odbiło to jeszcze za dużo wie. Boję się, że może namieszać i to poważne. No nic, pozostaje mi tylko czekać na to, co przyniesie czas.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście bardzo mi się podoba. Świetnie mi się go czytało, a momentami uśmiechałam się do monitora. Naprawdę cudo.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Zwykle przy pisaniu opowiadań wychodzę z założenia, że dzieci potrafią wydobyć ludzi z każdego demona... Nawet takiego Draco :)
UsuńPrzeczytałam w końcu rozdziały, które zaniedbałam i juz się nie mogę doczekać kolejnego. Mówisz, że już niedługo zakończył tę historię, ale ja mam nadzieje, że będzie ona trwać jeszcze długo.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twój styl pisania i cały pomysł na opowiadanie dlatego będę tu częściej zagadać. Ostatnio zgubiłam link do tego bloga ale już go odnalazłam, wiec będę na bieżąco.
Mam nadzieje ze wkrótce pojawi się nowość bo juz się nie mogę doczekać.
Pozrawiam
Mm... kończenie a trwanie to dwie różne sprawy :D Jak wiemy - w moim stylu kończenie może trwać baaardzo długo, choć naprawdę mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej i że na następny rozdział naprawdę nie będzie nikt musiał czekać TAK długo! :)
UsuńPrzeczytałam w końcu rozdziały, które zaniedbałam i juz się nie mogę doczekać kolejnego. Mówisz, że już niedługo zakończył tę historię, ale ja mam nadzieje, że będzie ona trwać jeszcze długo.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twój styl pisania i cały pomysł na opowiadanie dlatego będę tu częściej zagadać. Ostatnio zgubiłam link do tego bloga ale już go odnalazłam, wiec będę na bieżąco.
Mam nadzieje ze wkrótce pojawi się nowość bo juz się nie mogę doczekać.
Pozrawiam
Świetnie piszesz, uwielbiam twojego bloga. Postacie barwne, intrygująca fabuła itp. itd.. Ogólnie mistrzowsko. Powiedz błagam, że nie zawieszasz bloga. Uwielbiam go i czułabym ogromny żal. Mam nadzieję, że dodasz rozdział, w niedługim czasie.
OdpowiedzUsuńTa, której imienia nie wolno wymawiać...
Z okazji Walentynek i mojego przywiązania do wszystkich czytelników - tadada, o to i nowy rozdział :) Cieszę się, że GA przypadło Ci do gustu i dziękuję za Twoją obecność tu.
UsuńPozdrawiam!
Hej :) Przeczytałam wszystkie rozdziały i naprawdę spodobała mi się ta historia. Masz bardzo fajny styl pisania. A Draco z Libby jest uroczy <3 Mam nadzieję, że wrzucisz niedługo coś nowego, bo naprawdę wciągnęło mnie Twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :)
http://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/
Dziękuję! :) Miło mi czytać miłe słowa od nowej Duszyczki na GA :) Pozdrawiam!
UsuńCholere ten Krum! Kurna niech wraca do tej cholernej Bułgarii! Boję się, że przez niego coś się stanie Hermionie i Libby.
OdpowiedzUsuń