Followers

niedziela, 31 marca 2013

[4] Nieoczekiwane staje się niewiadomym

     Niemal czuła, jak sekundy przewijają się na zmianę z minutami, mając wrażenie, że chodzą po niej, łaskocząc po ramionach, szyi i karku. Od momentu rozmowy z Wiktorem podczas lunchu nie mogła usiedzieć w jednym miejscu i nawet nie miała ochoty się z tym kryć. Nie miała na to siły, biorąc pod uwagę fakt, że od dłuższego czasu ciągle musiała się z kimś lub z czymś zmagać - z trudną ciążą, z problemami przed nią, jak i po niej, ze wszystkim. Najgorszym jednak byłoby, gdyby nagle wpadł do gabinetu Harry, pytając, czy wszystko w porządku, bo bez problemu zauważyłby, że coś, jak zwykle, jest nie tak. Od dłuższego czasu miała wyrzuty sumienia, że bez przerwy polega na Harrym i Ginny. Jakim cudem miała stać się odpowiedzialną matką, mającą zapewnić przyszłość swojej córce, skoro nie potrafiła postarać się o to dla samej siebie? Na litość...
     Hermiona z wściekłością, jaką czuła z powodu bezradności, zmiotła jednym ruchem wszystko z powierzchni swojego biurka. W efekcie, uzupełniane dotychczas przez nią papiery całkowicie się pomieszały i zaszeleściły, sfruwając na puszysty dywan, kubek z resztką kawy pękł na pół po napotkaniu oporu w postaci ściany, kubeczek z magicznymi długopisami wydał nieprzyjemny, prawie raniący uszy dźwięk, odbijając się od podłogi tam, gdzie kończył się dywan, a ramka ze zdjęciem, dotychczas stojąca w rogu biurka, roztrzaskała się w drobny mak, przysparzając kobiecie niemal zawału serca, bowiem nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to odzwierciedlenie jej własnego życia.
     Szatynka siedziała w dalszym ciągu przy biurku, kryjąc twarz w dłoniach i rozmasowując bolące skronie. Z misternego koka wymknęło się parę kosmyków, niemal od razu okalając jej pobladłą buzię. W pewnym momencie potoczyła nieprzytomnym spojrzeniem po pomieszczeniu, a potem wstała na miękkich nogach i przeszła na koniec pomieszczenia, gdzie stała nieużywana dotąd przez nią dwuosobowa sofa. Nie zwracając chwilowo uwagi na obowiązki, na panujący bałagan, usiadła na sofie, a potem położyła na boku. Nogi, po tym jak założyła jedną na drugą, zsunęła w dół ku podłodze, nie przejmując się, że ktoś zechciałby teraz wejść, by na przykład o coś zapytać. Nie dało się ukryć, że w wyjątkowo krótkim czasie zdobyła uznanie i szacunek współpracowników, ale prawdą było, ze równie szybko mogłaby to stracić. W jaki sposób? A chociażby w taki, że ktoś wszedłby właśnie teraz i zobaczył obraz tej chwilowej nędzy i rozpaczy, pomieszanej z całkowitą obojętnością, jakie zionęły z Hermiony każdym skrawkiem jej ciała.
     Patrzyła spokojnie przez duże okno na panoramę Londynu, który powoli skrywał się w mroku popołudnia, podobnie zresztą jak jej gabinet, jako że nie miała ochoty mruknąć nawet zaklęcia rozświetlającego. Ręka, na której się opierała, powoli cierpła, ale zignorowała nieprzyjemne mrowienie i spróbowała znaleźć irracjonalny powód jej zachowania, bo ten z pewnością był irracjonalny. Czego się obawiała? Że Wiktor przyjdzie do niej wieczorem i z sekundy na sekundę odbierze jej Libby? Przecież powiedział, że nie ma takiego zamiaru, przemknęło jej przez myśl, ale obawa i tak boleśnie zakuła ją w serce. Zacisnęła mocno powieki, ale za chwilę odetchnęła głęboko i otworzyła oczy, mrugając z desperacją. Co dalej przyprawiało ją o ból głowy? Harry i Ginny. Obraz tej uśmiechniętej, kochającej się ponad wszystko dwójki mignął jej przed oczami, a ona sama westchnęła lekko. Gdyby nie oni, naprawdę byłaby nikim albo w ogóle by jej już nie było, bo choć uważała, że była silna, ostatnio miała ku temu coraz więcej wątpliwości. Chciała podnieść się i stanąć na nogi, w przenośni i dosłownie - chciała odciąć się od ich pomocy, zacząć żyć własnym życiem, samej zacząć się utrzymywać, zajmować Libby, ale była świadoma, że nie było to w pełni możliwe. Ponownie przymknęła oczy i wciągnęła powietrze do płuc, zatrzymując je tam na chwilę. W tym momencie drzwi uchyliły się, rzucając snop światła na jej wystającą sztywno zza kanapy rękę, którą chciała poruszyć, ale dziwnym trafem nie mogła. Nim się zorientowała, w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno, dlatego jasność z korytarza na sekundę ją oślepiła, pomimo, że leżała do niej tyłem, dodatkowo zasłonięta oparciem sofy. Ta jednak odbiła się w szybie, przez co lekka poświata padła na jej twarz.
     - Hermiona? - rozległ się słabo kojarzony przez nią głos, na który nawet się nie poruszyła. Zegar, stojący nieopodal, wybił szesnastą. Za godzinę miała się zobaczyć z Wiktorem. - Granger, wszystko w porządku?
     Usłyszała, jak w powietrzu świsnęła różdżka, a zaraz potem w pokoju nastała zupełna jasność, całkowicie ją oślepiając. Syknęła cicho, zasłaniając zdrętwiałą ręką oczy, przy czym jej ruch niemal w pełni zwrócił uwagę intruza, bo pierwszym, co rzuciło mu się w oczy był nieogarnięty bałagan wokół biurka.
     - Żyję - mruknęła cicho, kiedy przyzwyczaiła się do światła, ale nie ruszyła się ani o cal.
     Głośne, ciężkie kroki, męskie kroki, zadźwięczały w uszach, kiedy nieznajomy stanął szybko przed nią, a potem kucnął, odgarniając jej włosy z twarzy. Dopiero po chwili rozpoznała w mężczyźnie Marcusa, który ewidentnie przyglądał jej się zaniepokojony, jakby chciał się upewnić, czy na pewno nikt jej nie potraktował zaklęciem, co było naprawdę mało prawdopodobne, ale w końcu zdarzały się różne przypadki.
     - Wszystko w porządku? - powtórzył pytanie, pomagając się jej podnieść. Nie była pewna, jak długo leżała w takiej pozycji, ale na ułamek sekundy kręgosłup odmówił posłuszeństwa. - Jak czegoś nie powiesz albo nie zareagujesz w jakiś typowy dla siebie sposób, wołam Pottera - zagroził, odchylając jej głowę na wszystkie strony, chcąc się upewnić, że nic jej nie jest. A ona po prostu na niego patrzyła, dość obojętnie, zupełnie jak nie ona, co dało mu podstawy do szczerego zmartwienia.
     - Jeśli po niego pójdziesz, to osobiście sprawię, że...
     - Że? - podjudzał ją, zadowolony, że wreszcie zaczęła zachowywać się, jak Granger, którą dotychczas dała mu poznać.
     - Coś wymyślę - odparła zmęczonym tonem i podniosła się, przywracając się do porządku. - Wszystko w porządku, po prostu gorzej się poczułam - wyjaśniła zwięźle i odgarnęła włosy za ucho, podchodząc do biurka. - Nie mów Harry'emu, że był tu taki bałagan, dobra? - poprosiła beznamiętnie, nawet na niego nie zerkając. Myślami była już przy wieczorze, kiedy Wiktor po raz pierwszy zobaczy Libby. Jednocześnie zaczęła sprzątać, nie przyszło jej nawet do głowy, żeby po prostu machnąć różdżką. Czuła za to na sobie uważne spojrzenie Marcusa, który nie odrywał od niej wzorku od momentu, w którym wstała z kanapy.
     - Tylko pod warunkiem, że wyskoczysz ze mną na drinka, dzisiaj po pracy - odparł spokojnie, podchodząc do niej i pomógł jej z uprzątnięciem bałaganu.
     - Dzisiaj nie mogę, może innym razem. Po co właściwie przyszedłeś?
     Wbił spojrzenie w jej twarz.
     - No to jutro w takim razie. Przyszedłem po papiery, które chyba wypełniałaś dzisiaj i przyniosłem parę nowych, ale nie wiem, czy powinienem ci je dawać, skoro... - przerwał z lekkim uśmiechem, widząc jej minę. Najwyraźniej wracała do siebie. To dobrze, pomyślał i złapał za teczkę, którą po wejściu do tego grobowca, rzucił gdzieś na podłogę przy drzwiach. Wręczył ją jej, czekając na reakcję.
     - Dracon Malfoy? - mruknęła posępnie, niemal wypluwając imię i nazwisko kogoś, kto przez niemal siedem lat za każdym możliwym razem uprzykrzał jej życie. Istotnie, Harry wspominał że prowadzą jego sprawę i że aktualnie jest ona w sumie najważniejszą, najtrudniejszą ze wszystkich, najbardziej żmudną i wymagającą czasu, bo choć doskonale go znali i znali jego możliwości, to ostatnimi czasy uchwycenie go stało się niemal niemożliwe ze względu na każdy dobrze przemyślany krok, jaki mężczyzna robił.
     - W takim razie jutro, po pracy, będę czekał - pożegnał się z uśmiechem zwycięzcy, co Hermiona zupełnie zignorowała. Podała mu ostatecznie papiery, po które przyszedł, a które na szczęście zdążyła skończyć uzupełniać, zanim padła chwilowo martwa na sofę i nie dodała nic więcej na temat nowych dokumentów. Zerknęła na zegarek i schowała akta do torebki, zamierzając zniknąć z biura już za moment. Ostatnim, co zrobiła przed wyjściem, było naprawienie ramki ze zdjęciem i odstawienie jej na swoje miejsce.

     Wyglądał posępnie, ponuro i groźnie, kiedy stał nieopodal, dość zgarbiony. Zdążyła przez cały ten czas zapomnieć o wielu jego przyzwyczajeniach i cechach, które niegdyś trzymały ją przy sobie, a teraz nie była pewna, czy przypadkiem nie denerwowały. Przez pojedyncze ułamki sekund zastanawiała się, w jaki sposób z nim tyle wytrzymała, jako że powierzchownie nie był zbyt przyjemny, a potem uświadamiała sobie, że przecież cały czas nadrabiał wnętrzem, opiekując i troszcząc się o nią. Do czasu, oczywiście. Zdawał się jej nie zauważyć, dlatego skończyła oględziny i podeszła do niego, ignorując zaciekawione spojrzenia osób wokół, które jeszcze nie wyniosły się do domu, a dopiero zamierzały, skutecznie spowolnione przez nią i Kruma. Zgrzytnęła zębami, zirytowana.
     - Coś nie tak, Hermiono? - spytał troskliwie, co teraz zdecydowanie jej się nie spodobało, więc pokręciła jedynie głową. Uświadomiła sobie dodatkowo, że po takim czasie spędzonym razem nauczył się nawet wypowiadać poprawnie jej imię. Powinnam uczyć angielskiego, pomyślała i uśmiechnęła się słabo.
     - Chodźmy - powiedziała tylko, podając mu cicho swój adres i zniknęła w zielonych płomieniach kominka.
     Zanim się pojawił, zdążyła ściągnąć płaszcz i odwiesiła go chwilowo na wieszak za drzwiami. Potem miała zamiar odnieść go do holu. Podeszła do łóżeczka i zadowolona, że Libby właśnie się obudziła, wzięła ją na ręce i oparła się o nisko zatwierdzony parapet. Obserwowała, jak Wiktor pojawia się w kominku, otrzepując lekko szatę z sadzy, tak jednak, by nie nabrudzić w pokoiku. Rozejrzał się bez słowa, w duchu pewnie stwierdzając, że metraż zdecydowanie mu się nie podoba, ale milczał. Wreszcie jego wzrok zatrzymał się na Hermionie i niewielkim zawiniątku w jej rękach, które rosło z każdym dniem, ale nie miał możliwości stwierdzenia tego, bo widział je w końcu pierwszy raz. Podszedł tym swoim lekko kaczkowatym krokiem, nie wiedząc, czy może wyciągnąć ręce do dziecka, czy Hermiona pozwoli mu potrzymać swoją córkę. Córka. Kobieta obserwowała go uważnie, podając mu powoli zawiniątko. Patrzyła, jak obejmuje różowy kocyk z ich dzieckiem, a potem siada w fotelu i przypatruje się niedużej główce z zafascynowaniem. Sama mruknęła coś o herbacie i choć podczas lunchu zarzekała się, że nie zostawi ich samych, zniknęła na chwilę z pokoju, wątpiąc, żeby Krum odważył się gdziekolwiek udać, nawet do toalety. Zaraz miała się przekonać, że się nie pomyliła, bo gdy wróciła, Wiktor nie zmienił nawet swojej pozycji.
      Stanęła cicho w progu, trzymając dwa kubki parującej herbaty i przyglądała mu się długo. Naprawdę długo, a on nawet nie zwrócił na to uwagi. W pewnym momencie osunął się lekko i w miarę płynnie na stojący nieopodal fotel, bardziej przygarniając do siebie Libby. Kontrast między nimi niemal zachłysnął Hermioną, gdy patrzyła na nich - on wielki, potężny w swoich ciemnych szatach, a ona malutka, krucha i jaśniutka, otulona różowym kocykiem. Zaraz uświadomiła sobie, że gdyby nic nie potoczyłoby się tak, jak to miało miejsce, to mogliby stworzyć naprawdę wspaniałą rodzinę. Teraz jednak takie myśli wyparowały z głowy panny Granger, ona sama zawzięła się w sobie i ruszyła wgłąb pokoju, stawiając głośno kubki na stoliku. Jak się spodziewała, Wiktor drgnął i oderwawszy spojrzenie od zawiniątka, spojrzał na nią. Spróbowała nie zareagować w nijaki sposób na nieco błyszczące oczy mężczyzny. Nie ze mną te numery, pomyślała trochę złośliwie i usiadła na skraju swojego łóżka.
     - Jest piękna - odezwał się wreszcie. Opuszkami palców muskał niepewnie pulchny policzek dziecka, uśmiechając się przy tym nieświadomie. Hermiona, obserwując go, musiała dojść do wniosku, że naprawdę chciał poprawy, że naprawdę chciał to wszystko odbudować, ale wątpiła, czy byłaby na to w jakikolwiek sposób gotowa, a próbować i ryzykować nie miała zamiaru. W końcu nie wchodzi się do tej samej rzeki dwa razy.
     - Wiem.
     - Dalej się na mnie złościsz? - spytał, patrząc na nią intensywnie. Zawahała się.
     - Nie złoszczę. Po prostu cię nienawidzę - mruknęła, nie odwracając od niego wzroku. Zrobił to Wiktor chwilę później. - Minie dużo czasu, zanim to się zmieni. Parunastu miesięcy nie zapomina się w jedną noc - dodała.
     - Żeby spróbować zapomnieć, trzeba najpierw spędzić tę jedną noc. Razem.
     Rzuciła mu chłodne spojrzenie, a potem wstała i odebrała od niego dziecko, które zdążyło usnąć na powrót w jego ramionach.
     - Chyba opacznie mnie zrozumiałeś, Wiktorze - mruknęła posępnie i włożyła córkę do łóżeczka. Czuła, że obserwował ją, gdy nakrywała dziewczynkę kołderką, a potem pochylała się, żeby ucałować jej malutką, otuloną czarnymi włoskami główkę.
     - Zawsze można próbować - wzruszył ramionami. - Wygląda zupełnie, jak ja - dodał, porzucając tamten temat. Hermiona również stwierdziła, że Libby to o wiele prostsze zagadnienie tego wieczora. Uśmiechnęła się leciutko, ale sardonicznie i rzuciła mu kpiące spojrzenie.
     - Jest milsza, zgrabniejsza i słodsza. Po tobie ma tylko włosy, nic więcej - delikatnie skłamała, ale nikt nie musiał o tym trąbić na całą dzielnicę. Już teraz wiedziała, że Libby będzie dokładnie tak samo uparta, jak był Wiktor. Póki co jednak wolała o tym nie myśleć; wolała żyć teraźniejszością, a w teraźniejszości stała oko w oko z jej ostatnią miłością, który górował nad nią wzrostem w taki sposób, że czuła się tak malutka, bezbronna i krucha, jak mogła czuć się Libby podczas spotkania z trolem.
     Wiktor milczał przez chwilę, rozglądając się bez zażenowania po pokoju Hermiony. Wreszcie nieco się skrzywił i wstał, żeby pochwycić kubek z herbatą. Oparł się lędźwiami o skraj biurka i wbił uważne spojrzenie w kobietę przed nim, cedząc powoli słowa, ale bez specjalnego nacisku:
     - Nie chcę, żebyś tutaj mieszkała. - Gdy ujrzał chwilowy szok połączony z oburzeniem w oczach szatynki, uniósł w obronnym geście ręce. Nie tędy droga, przemknęło mu przez myśl. - Chodzi mi o to, że to dołujące, że mieszkasz w takiej klitce, naprawdę. Powinnaś mieć piękny dom, a przynajmniej mieszkanie, szczególnie, że nie jesteś sama, tylko z Libby.
     - To fascynujące, jak nagle zaczął cię interesować nasz los - mruknęła posępnie, odstawiając kubek. Wstała i podpierając się pod boki, przeszła długość pokoju. - To bezczelne, nie sądzisz? Po parunastu miesiącach wpadasz, jak gdyby nigdy nic, domagasz się jakichś praw, a potem jeszcze przychodzisz tutaj i oceniasz moje warunki mieszkalne. Wiesz, co ci powiem? Dobrze mi się tu mieszka, bardzo dobrze! Jest mały pokój, ale przytulny i właśnie taki chcę, żeby był. Jestem czarownicą, na Merlina, mogłabym w każdej chwili go powiększyć, nie pomyślałeś o tym? A, pardon, ty rzadko kiedy myślisz - syczała cicho, nie chcąc rozbudzić dziecka, bo znając Libby, tym razem uraczyłaby ich godnym oklasków rykiem. - Nie masz prawda - zakończyła cicho.
     Krum zamknął buzię i zmrużył groźnie brwi, ale nie przestraszył jej tym. Prawdopodobnie nie miał nawet takiego zamiaru. Wreszcie wzruszył ramionami, stwierdzając chwilowe zawieszenie broni.
     - Rozmawialiśmy już o tym. Ludzie popełniają błędy i całe szczęście, że niektórzy z nich mają odwagę je naprawić. Ja ją mam i dlatego będę nalegać, żebyś zmieniła lokum i to ja sam ci to lokum sprawię, żeby Libby nie wychowała się tutaj z klaustrofobią! Rozumiem, że dobrze jest mieszkać z przyjaciółmi, że Potter ci pomógł...
     - Nic nie rozumiesz - przerwała i uniosła brew, nakazując mu to samo. - Chyba lepiej będzie, gdy już pójdziesz. Zobaczyłeś Libby, spędziłeś z nią trochę czasu, a jak wiemy obydwoje, to właśnie było celem dzisiejszej wizyty.
     - Nie dopiłem herbaty...
     - Trudno. W hotelu zaparzą ci nową, na pewno znacznie smaczniejszą - ucięła, wskazując rozwartą dłonią na przybrudzony kominek. - Do zobaczenia, panie Krum.
     - A odnośnie ali...
     - Numer skrytki u Gringotta pozostał bez zmian, przelej na nią taką kwotę, jaką uznasz za słuszną, nie mam zamiaru w to ingerować. Mówiłam.
     Wiktor wahał się jeszcze przez chwilę, najwyraźniej nie mając już nowych argumentów, które mogłyby mu pomóc w zatrzymaniu się w obecnym domu Hermiony jeszcze chociażby na chwilkę. Wreszcie warknął cicho pod nosem, zebrał szaty i zniknął w zielonych płomieniach hermionowego kominka. 

     Nieprzeszyta ciemność panowała w pokoju, wkradając się do każdego zakamarka. Nie rozpraszało jej nic. Gęsta, ciężka i zupełnie mroczna, zalegała w powietrzu, doskonale maskując wszystko, co było w środku. Całkowicie niewidoczne dla niewprawionego oka. Oprócz tego dało się wyczuć bardzo nieprzyjemny zapach wilgoci, niemytego ciała i potu spowodowanego duchotą w pokoju, pomimo chłodu za oknem. Obok ciemności nieprzenikniona cisza.
     Drzwi otworzyły się nieoczekiwanie, choć mężczyzna, rozłożony w kącie pomieszczenia, wiedział, że zostanie dzisiaj odwiedzony - jak zawsze w co drugi czwartek. Siedząc jednak w większości bezczynnie, wpatrując się w drzwi, tracił poczucie czasu i nie pomyślałby nawet, że to ta godzina. Na dźwięk skrzypiących drzwi drgnął i skrzywił się, co dało się zauważyć jedynie dzięki snopowi światła, jaki padł akurat na twarz młodzieńca przez szparę między drzwiami a framugą. Chłopak syknął cicho pod nosem, mrużąc oczy, ale nie odezwał się nawet słowem, czekając, aż gość wejdzie do środka, zamknie drzwi i znów otuli go przyjemna ciemność.
     - Malfoy, ty wieśniaku... - odezwał się przybysz z niezadowoleniem. Przypadkiem kopnął w coś, kiedy próbował się zbliżyć do przyjaciela.
     - Jestem arystokratą - burknął samowolny więzień tej rudery ochrypłym od wilgoci głosem i obserwował w ciemności, jak zamaskowana postać siada niedaleko niego. Odczekał, aż zaklęciem przywoła lampę naftową i krótkim machnięciem różdżki zapalił ją. Odesłał jedyne źródło światła w kąt, żeby nie było zbyt ostre.
     - W tej chwili zwykłym menelem, Draco - sprostował szczerze ubawiony drugi głos.
     Draco prychnął, ale nie odezwał się więcej. Gość miał po prostu rację. Gdyby ktoś ujrzał go w tym momencie... Merlinie, miej w opiece jego matkę, bo dostałaby zawału na wieść, że nie ma na sobie uprasowanych spodni, a zamiast tego jakieś pomięte, znoszone i zupełnie brudne. Prezentował się gorzej, niż obraz przykładowej nędzy i rozpaczy. Kiedyś jasne, zadbane i pachnące włosy zastąpiły posklejane strąki ciemnych kosmyków, a dawniej jasna, czysta i delikatna skóra na twarzy i szyi  ukryły się pod grubą warstwą kurzu i brudu, który do tej pory zdążył zmieszać się z zakrzepłą krwią. Podkrążone i przekrwione oczy. Brudne, potargane ubrania, które wisiały na nim, jak ciężki płaszcz na wieszaku w pierwszej lepszej knajpie. Tajemniczy przybysz musiał stwierdzić z przykrością, że z każdym następnym spotkaniem młody Malfoy wygląda coraz gorzej.
     - Wyglądasz... kwitnąco.
     Śmierdzisz, przeszło mu przez myśl i nie mógł powstrzymać się od dyskretnego zasłonięcia nosa.
     - Dziękuję. Masz może cygaro? Albo chociaż papierosa?
     - Kiedy coś jadłeś? - spytał, zamiast odpowiedzieć na poprzednie pytanie. Zaraz jednak wyciągnął paczkę dobrych papierosów i poczęstował jednym kolegę. Wyglądał paskudnie. Naprawdę było mu go żal.
     Dracon zastanowił się chwilę, na jego ustach błąkał się sarkastyczny uśmieszek. Sprawiał wrażenie, jakby dryfował na pograniczy jawy ze snem lub, co bardziej prawdopodobne w jego przypadku, jakby był naćpany. Nie miał jednak pojęcia, co mogłoby go wprowadzić w taki stan.
     - Nie wiem, jakoś parę dni temu coś.
     - Nie myślałeś, żeby odwiedzić matkę?
     Chłopak mrugnął, skupiając na nim wzrok.
     - Czy aby na pewno nie masz problemu ze wzrokiem? Albo słuchem? Widzisz, jak ja wyglądam? Nieważne, nie odpowiadaj, bo wiem, że dalej jestem tak przystojny, jak kiedyś. Jakieś wieści z góry?
     Brunet milczał przez chwilę, również odpalając papierosa. Delektował się nim chwilę, jednocześnie na moment maskując nieprzyjemny odór, jaki unosił się w powietrzu. Wydawało mu się, że czuje, jakby go oblepiał. Miał ochotę uciec stamtąd, wyrzucić z pamięci obraz tego wszystkiego. Merlinie...
     - Bez zmian. Dalej jesteś na pierwszym miejscu. Główni aurorzy opracowują strategię, jak cię złapać, ale tak naprawdę niczego jeszcze nie mają. Żadnych konkretów, wybacz. Podejrzewam jednak, że...
     Umilkł. Draco spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem, całkowicie trzeźwo i w skupieniu, co kosztowało go tak naprawdę wiele wysiłku. Czuł się zmęczony.
     - Podejrzewasz, przepraszam, co?
     - Podejrzewam, że nie potrwa to jeszcze długo - dokończył poprzednią myśl. Długo zastanawiał się nad wyjawieniem tego Malfoyowi, a po wielu za i przeciw doszedł wreszcie do wniosku, że to w końcu jego przyjaciel. Jedyny przyjaciel, jaki mu pozostał. Musiał mu pomóc. - Potter ściągnął do naszej grupy Granger.
     Brunet obserwował, jak oczy kolegi nagle zalśniły, jakby wspomnienie tej kobiety obudziło w nim jakieś wspomnienia. Oczywiście, wiedział, że się znali. Ale tylko tyle. Nic więcej. Draco skrzywił się wreszcie lekko, zaciągając się ostatni raz papierosem. Zgasił niedopałek.
     - Granger, mówisz. To niedobrze. To bardzo, bardzo niedobrze. To tylko głupia szlama, ale... co ja wygaduję? To pieprzona, najmądrzejsza szlama, jaką było mi dane poznać - warknął. Z początku mówił spokojnie, w zamyśleniu, ale z każdą sekundą na jego twarz wstępowała coraz większa wściekłość. - Doskonale to ukartował - uśmiechnął się gorzko. - Teraz, choćbym zapadł się pod ziemię, Granger mnie znajdzie. Wszędzie. Nie wiem, jak, ale to zrobi. Ona zawsze wszystko robi! I to doskonale. Z pełną doskonałością - dodał zjadliwie, unosząc się z podłogi. Jego zdrętwiałe, wygłodzone ciało odezwało się na to niemym protestem. Z pomocą kolegi ustał jednak na nogach i podszedł do zabitego deskami okna. Z trudem odchylił jedną deskę, zupełnie zapominając o wetkniętej do kieszeni zniszczonej szaty różdżce. Zmrużył oczy. Przyglądał się światu zza desek, wsłuchując się w gwar uliczny, jaki zdołał dolecieć do niego z odległości paru przecznic.
     - Musisz ją usunąć - stwierdził nagle, zupełnie nieoczekiwanie.
     - Nie mogę - odpowiedział po chwili ciszy głos za plecami Malfoya.
     - Dlaczego?
     - To Granger. Potter w mig dowiedziałby się, kto za tym stoi, w odwecie by mnie zabił, jednocześnie odcinając od siebie ciebie. Tego chcesz? To chyba lepsze, niż siedzenie bezczynne... Wybacz, ty siedzisz bezczynnie... bez jakiejkolwiek informacji, co się dzieje tam?
     Draco uderzył nagle zaciśniętą w pięść dłonią o framugę okna.
     - W takim razie trzeba wykorzystać jej pojawienie się w korzystny dla nas sposób. A właściwie, możesz mi przypomnieć, dlaczego tak w ogóle mnie ścigacie?
     - Cóż, Draco. Ja osobiście wpakowałbym cię do Azkabanu na parę lat za to, jak się prezentujesz. Twój zapach, wygląd... Oczy bolą, nie wspominając już o nosie. Odpadł mi gdzieś przy drzwiach.
     Blondyn wrócił na poprzednie miejsce, ale teraz usiadł już na skraju materaca, na którym zdarzało mu się sypiać. Wiadomość o tym, że Potter pozyskał Granger, dodała mu nowych sił. Nie wiedział jeszcze, jak je wykorzysta, ale czuł, że wkrótce się dowie. Przyglądał się swoim paznokciom - nierównym, brudnym. Jednocześnie zagryzał wargi, prawie do bólu.
     - Odwiedź matkę, umyj się i przebierz. Zjedz coś, odpocznij. Weź pieniądze od matki, ona na pewno ma coś ukrytego w Malfoy Manor i nie będzie musiała odwiedzać skrytki, a ty za to wynajmij jakieś przyzwoitsze lokum. Za niedługo zalęgną się tutaj szczury.
     - Z jednym się już zaprzyjaźniłem - mruknął zupełnie niefrasobliwie Draco i nagle jakby się odprężył. - Rzeczywiście, to dobra myśl. O ile w drodze do posiadłości nie napadnie mnie Granger lub ty, Marcus. Marcus, przyjacielu, co byś zrobił, gdybyś znalazł się na jednej misji z nimi wszystkimi i stanął oko w oko ze mną? Dalej grałbyś aurora czy nie?
     Przyglądał się Marcusowi O'Sullivanowi z żywym zainteresowaniem, a z kolei brunet zaczął podejrzewać u niego gorączkę. W międzyczasie udało mu się podnieść na nogi i powoli zmierzał do wyjścia z tej nory. Wzruszył ramionami.
     - Zawsze możemy sprawdzić i się przekonać, Draco - jego białe zęby błysnęły w psotnym uśmiechu. - Do zobaczenia za dwa tygodnie, mam nadzieję, że gdzieś indziej. I nie zapomnij o prysznicu.
     Malfoy pozostał na swoim miejscu, nie przestając wpatrywać się w plecy kolegi. Mruknął coś pod nosem, chrząknął i odezwał się wreszcie głośniej, a jego słowa były jednocześnie tego dnia pożegnaniem.
     - Liczę na ciebie O'Sullivan, nie zawiedź mnie. Nie ty.
     Drzwi zamknęły się za Marcusem tak szybko, jak się otworzyły.
     Tym razem jednak Draco doskonale się tego spodziewał.

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :D Jak widać pojawił się Draco. No i wiemy, że Marcus jest przyjacielem Malfoya. Ciekawe co też oni knują. Czekam na dalszy rozwój wypadków.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze po pierwsze, jeszcze raz dziękuję za śliczny szablon. A teraz wybacz, że dopiero teraz, ale twoje rozdziały nie należą do najkrótszych. Przechodząc do rozdziałów. A więc, prolog ciekawie przedstawiony. Możemy poczytać o przeróżnych miejsca i to w różnym czasie, takie urwane kartki z pamiętnika. Bardzo lubię Rona, ale w twoim wydaniu mnie po prostu odrzuca. Oczywiście przedstawiłaś typowy szowinizm i to jacy chamscy potrafią być mężczyźni. Ale Ron nie jest w tym wszystkim taki najgorszy, patrząc na Kruma. Który na początku udaję, że ją kocha. Później są razem w związku i bum jest Emma. Tak po prostu ją porzuca. To po prostu szczyt szczytów ( mimo, że chce się poprawić to nie umniejsza jego winy ). Na szczęście ma przyjaciół. I to, że Hermiona straciła pracę w Ministerstwie. Dalej pierwszy rozdział. Na początku polubiłam Marcusa, nawet sama nie wiem dlaczego. Jakoś wydał mi się przyjazny itp. A potem jak zaczął ją porównywać do tego wianuszka dziewczyn Potter'a to już go przestałam lubić. Typowy facet. A teraz przechodząc do rozdziału drugiego heh szlafrok w hipopotamy zawsze spoko :D. No, ale żeby nazwać kobietę paskudą. Coraz mniej zaczęłam lubić Marcusa. Aww.. w tedy kiedy Harry zaczął bronić Mionki, jedyne co mi przyszło do głowy to "takiego to ze świecą szukać". Ale wiesz... porachowanie każdej kosteczki to byłoby coś :D. Jaki miły i delikatny jak tępy topór xD "stworzę nową księgę do tortur opatrzoną twoim imieniem i nazwiskiem, a potem położę ją sobie obok innych na specjalnej półce w gabinecie." xD. Fajnie to przedstawiłaś na początku lubiłam Marcusa później nie za bardzo, a teraz mam coraz bardziej mieszane uczucia. Wracając do tej rozmowy oj Mionka, Mionka jak podsłuchiwać to do końca. Ach ten Harry palnie coś nie świadomie i już wyjdzie z tego coś dziwnego ( czytaj plan Marsus'a ). Ale tym co było dalej to mnie zaskoczyłaś. Serio ?! Krum, ten co ją zostawił tak po prostu boi się, że go przejadą lub pogryzie pies. A dodatkowo chce przebaczenia. Ja bym w niego zaklęciem rzuciła lub jak sugerowałaś naprawdę ciężkim wazonem. Taka była moja pierwsza reakcja na fragment z Wiktorem. Tak, tak synek o imieniu Emma xD. Widać ile wie o "swojej rodzinie". Hermiona no po prostu mistrz spostrzegawczości xD stał nad nią z 5 minut, a ona się dopiero zorientowała kiedy się odezwał, przy czym upuściła ciastko (szkoda herbatnika xD). No nic dziwnego, że nie chciała mu wybaczyć. Ale Hermiona i tak zachowała się nadomiar dojrzało. Hah tak Krum ma to coś... w takim momencie (kiedy wychodzili poważnie porozmawiać) takie myśli: "jak u diabła ona jest w stanie pełnić swój obecny zawód w takich butach? ". Niestety w moim przekonaniu ludzie tak diametralnie się nie zmieniają. No, ale ja tak myślę. Co świetnie ujęłaś i co zapewne nigdy nie wychodzi z mody to właśnie plotkarstwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziału trzeci ;D Bo Hermiona bez planowanie to nie byłaby Hermiona. Taak... Rozmyślanie o "bułgarskim bóstwie" przecie Krum nie taki ładny. Tam w cafeteri to naprawdę ? Krum dziwi się, że traktuje go ozięble. ZOSTAWIŁ JĄ ! Później zaczęła się rozmowa, tylko dziwnie zaczął tak jakby nigdy nic. Ale jeszcze żeby ją szpiegować... Wiedział nawet co jada na śniadanie, kiedy wstaję, kiedy idzie spać. Obłęd. Ale jeszcze jakby chciał odebrać Emmę to po prostu brak sumienia, na szczęście nie chciał. Zaczął się tłumaczyć, tak jak każdy miał coś na swoją obronę. Przez chwilę myślałam, że ulegnie, a ona nie. A w sumie dobrze. Niech wie, że tak się kobiet nie traktuję. I ma nauczkę do końca życia. Ale po tej rozmowie on zachował się nadomiar dojrzało godząc się na to, jakby miał serce xD. Alimenty, to on zna takie słowa xD. Heh i jeszcze "bez przerwy pełen buzujących hormonów Potter nie uśmiercił ojca jej córki zanim ta zdąży go w ogóle zobaczyć". Ach ten Harry ^^. A teraz w końcu przechodząc do rozdziału czwartego. Na początek nareszcie Dracon. Marcus i Draco przyjaciółmi powiadasz ? No ciekawe, ciekawe. Co wymyślą ?? Ach to Wiktora to mi się nie chce wracać. Niby jest poprawa, ale nie wiadomo jakby się starał to nie wymaże tych miesięcy cierpień. Nawiasem pisząc kiedy Draco i Mionka się spotkają ? Podsumowując. Czasami można dostrzec drobne błędy ortograficzne, ale tym się radzę nie przejmować, bo każdy je popełnia :). Historia ciekawa i oryginalna. Mimo, że za dramione specjalnie nie przepadam twoja historia jest wciągająca. Na tyle, że jest godzina 4:12 a ja tu siedzę i piszę dla ciebie ten komentarz. Przeczytałam od deski do deski do tego rozdziału. No i jestem pod wrażeniem. Naprawdę dobrze piszesz i mimo, że rozdziały są długie nie nudzą. Nie lubię czytać o czasach po Hogwarcie, ale twoja historia jest ciekawa. Na początek ta akcja z Ronem ( właśnie co z nim dalej ? ), później Krum, Emma i świetnie opisana wierna przyjaźń Ginny i Harry'rgo. Marcus, a później wydarzenia z powrotem Wiktoria i Draco. Tylko dlaczego akurat teraz Draco ? Mionka zajmuję się jego sprawą, ale za co jest ścigany ? Niektóre sceny były smutne, a na niektóre teksty po prostu chciało się uśmiechnąć do monitora. Szkoda jeszcze Ginny, tak bardzo chce mieć dzieci, a nie może. Może ten komentarz być trochę nie spójny, ale jak czytałam twoje opowiadanie to zapisywałam swoje wrażenia z każdego rozdziału, aby się nie pogubić. I być może dziwnie to wyszło, ale mam nadzieję, że zrozumiale.
      Ogólnie w skrócie twoje opowiadanie mi się podoba, ale dodawaj trochę więcej dialogów ;).
      Okej to miał być jeden komentarz, ale okazał się za długi, więc rozdzieliłam go na dwie części xD.
      Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie :D.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział. Zastanawiam się czy Hermionie uda się dorwać Dracona.
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz :) Zakładam, że chyba go jakoś dorwie, w końcu muszą się spotkać :D

      Usuń
  4. Do bani!!W ogóle nie umiesz pisać!Gdybys dała więcej dialogów byłoby o niebo lepiej a nie ciągle opisy one stają się nudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak twierdzisz :) Ja, na szczęście sądzę inaczej, i uważam, że w przeciwieństwie do Ciebie umiem właśnie pisać, stosując chociażby podstawowe zasady polskiej interpunkcji i ortografii :) Osoby przez Tobą również uważają, że pisanie jednak mi wychodzi, a jeśli Ty masz inne zdanie - Twoja wola. Następnym razem jednak podpisz się swoim nickiem lub zostaw link do swojego bloga, to chętnie skomentuję TWÓJ styl pisania ;)

      Usuń
  5. Zaciekawiło mnie twoje opowiadanie,podobają mi się twoje opisy, z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Pati :) Tu Zuzia z iloveyou-kedavra.blogspot.com, robiłaś mi szablon. Możesz wejść na mojego bloga i zobaczyć, co się z nim stało? Odkąd usunęłam konto na fb mam białe tło zamiast szablonu, który wykonałaś, a jak wkleiłam kod html (czułam, ze się przyda i go zachowałam) to... no jest jeszcze gorzej. Jakbyś mogła to wpadnij do mnie i powiedz mi, co mam zrobić :) Dzięki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze raz dziękuję za naprawę szablonu :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie rozumiem, jak ktokolwiek może Ci zarzucać, że nie potrafisz pisać - piszesz genialnie i to widać jak na dłoni.

    Kolejny mój ulubiony rozdział - tym razem ze względu na Malfoya i któreś już zaskoczenie. Spodziewałam się, że zaszył się on w jakimś luksusowym lokum gdzieś na końcu świata i żył sobie spokojnie, szydząc przy tym z głupoty Pottera i własnej umiejętności skrycia się w dobrym miejscu tak, że do tej pory nie dali rady go znaleźć. A tutaj Malfoy porównany do menela, i to takiego, który niemalże upadł na same dno. Całkowicie mnie tym zaskoczyłaś, tak samo jak tym, że może prezentować się on mniej niż nienagannie - wow. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni, choć - jak sam stwierdził: "Nieważne, nie odpowiadaj, bo wiem, że dalej jestem tak przystojny, jak kiedyś." Aż mi się przykro zrobiło. Opisy masz genialne i jakoś się tak dzieje, że jestem w stanie wszystko sobie doskonale wyobrazić. Wcale nie czuję niedosytu z powodu dialogów, wręcz przeciwnie - mam wrażenie, że wszystko jest idealnie wyważone.

    Pozdrawiam<3

    OdpowiedzUsuń
  9. O cholera! Tylko tyle jestem w stanie napisać...Jakim cudem Marcus zna Malfoya?! I co działo się z Draco przez te ostatnie lata?! Jeśli chodzi o Hermionę, to zareagowałabym tak samo. Wkurza mnie, że Wiktor najpierw mają gdzieś, a potem chce na siłę wejść do jej życia ;/
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. O cholera! Draco! Ależ ja się za nim stęskniłam <3 Tak coś czułam, że nie należy za bardzo ufać temu Marcusowi. Ciekawe skąd oni się znają?

    OdpowiedzUsuń

- +