Poczucie wolności i bezpieczeństwa jest jak dopiero co upleciona pajęczyna. Rzeczywistość zwabia cię prosto w sieć, w której powoli się zatracasz, zapominając o ucieczce, aż wreszcie jest już za późno. A życie, niczym pająk, skrada się ku tobie, żeby rzucić się na ciebie i pożreć. Wtedy nie ma już czegoś takiego jak wolność. A wizja bezpieczeństwa staje się ulotna i oddala się, ty za to widzisz jej mgłę. Przynajmniej dopóki nie zamkniesz oczu.
Obiecała sobie, że nowy rok będzie znacznie lepszy od poprzedniego. Postanowiła, że zawalczy o to i będzie się starać każdego dnia coraz bardziej, żeby była zadowolona z samej siebie i... stop. Skoro tak, to dlaczego teraz ledwo trzymała się na nogach, trzęsąc się z tłumionej złości? Hermiona uniosła na chwilę wzrok, a palce zacisnęła mocno na magicznej gazecie. Rozejrzała się powoli wokół, jakby chciała się upewnić, że wciąż są w jej biurze.
Zaledwie dwa dni temu rozpoczął się Nowy Rok, wszystko wokół pokryte białym śniegiem wydawało się takie spokojne i niewinne, że dzisiejszego ranka aż się uśmiechnęła, stając w kuchennym oknie. Czuła się, jak jeszcze nigdy wcześniej, jakby teraz wszystko miało iść ku lepszemu. Miała zdrową, cudowną córkę, dobrze płatną, ciekawą pracę. Co z tego, że momentami niebezpieczną? Oprócz tego dostała wspaniały dom, mogła się usamodzielnić i odciąć pępowinę, jaka swojego czasu łączyła ją z przyjaciółmi. Wiktor zachowywał się znakomicie, to znaczy zupełnie zszedł jej z drogi i zapadł się pod ziemię. Jedynie w święta wpadł na pół wieczora, by przynieść prezent dla niej i Libby, zjedli razem neutralną kolację, a Hermiona raz jeszcze postawiła sprawę dość jasno. Chyba zrozumiał.
Gdy robiła kawę, a wspaniały aromat unosił się wprost do jej nozdrzy, nie przejmowała się nawet faktem, że dzisiaj najwyższy czas wracać do pracy. Bądź co bądź musiała przyznać, że słodkie lenistwo podziałało nawet na nią. Mimo to z radością zjadła śniadanie, nakarmiła Libby, a potem ubrała je obydwie i po tym, jak odstawiła dziewczynkę do Dziecięcego Królestwa, natychmiast aportowała się do pracy. Prawdopodobnie nikt nie mógł zrozumieć, jakim sposobem udawało jej się obdarzyć uśmiechem każdego, kogo mijała. Dla nich nastał zwykły, szary i ponury dzień, kiedy niektórzy wciąż nie czuli się najlepiej po sylwestrowej zabawie.
Dla niej wszystko było idealne.
Aż do momentu, kiedy do jej gabinetu wsunął się niepewnie Harry Potter, a jego krok sam w sobie zwiastował kłopoty. Gdy posłała mu uśmiech, nie wiedziała, jak duże miały się one okazać. Szczególnie dla niej. Obserwowała go więc całkiem spokojnie, zamykając swoje wieczne pióro i odkładając je na biurko. Odsunęła akta i oparła się o blat, pochylając się leciutko do przodu, jakby chciała go zachęcić, żeby w końcu się odezwał.
- Głupio mi z tym przychodzić pierwszego dnia, gdy wróciliśmy do pracy. Szczególnie, że jesteś w tak świetnym humorze, ale...
- Och, Harry, wyduś to z siebie - uśmiechnęła się, ale zaraz uniosła podejrzliwie brew i spytała: - Bo chyba nie chcesz mnie zwolnić?
- Nie, nie, nie - zaprzeczył szybko, kręcąc głową. Odetchnął i podszedł do biurka, a potem po prostu położył na blacie najnowsze wydanie Proroka Codziennego, którego do tej pory Hermiona nie zdążyła zauważyć, jako że trzymał go za plecami.
Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela, ale gdy nie znalazła na jego twarzy żadnej podpowiedzi, sięgnęła po gazetę, otwierając ją. I zamarła. W mgnieniu oka przestało do niej docierać, że gdzieś w tle gra cicho muzyka z radia, że z korytarza przez niedomknięte drzwi dobiega szelest wiadomości wewnętrznych, że ktoś śmieje się głośno, jakby usłyszał najlepszy dowcip w życiu... Hermiona siedziała nieco zgarbiona w swoim fotelu i przyglądając się własnej twarzy na okładce gazety, miała wrażenie, że to, co miało się wokół niej wkrótce zacząć dziać, to jakiś kolejny koszmar. Jak w transie uniosła drżącą rękę i uszczypnęła się z całej siły, ale jedyne, co się stało, to odczucie pulsującego bólu w tym miejscu i cichy syk, uciekający spomiędzy jej warg. To nie był koszmar, to działo się naprawdę.
Traciła kontrolę. Kontrolę, którą dopiero co udało się odzyskać. Miała być panią swojego życia! Miała zapewnić Libby bezpieczeństwo. Miała...
- Jak to się stało? Jak to możliwe? Przecież tak długo się udawało, tak bardzo się starałam. Harry!
Kobieta uniosła głowę i wbiła niedowierzający wzrok w twarz przyjaciela, który wydawał się być tak bezradny, ze aż zmusiło ją to do wybudzenia się z odrętwienia. A to zamieniło się we wściekłość.
- Ja... Hermiono, przykro mi, ale każdy z nas wiedział, że to się w końcu stanie. To była kwestia czasu, aż...
- Przeklęty Wiktor! - krzyknęła, zgniatając gazetę energicznymi, niemal agresywnymi ruchami, a potem odrzuciła ją na drugi koniec pomieszczenia. Dzięki temu nie musiała już oglądać swojej uśmiechniętej twarzy na środku strony, jak również rys należących do Kruma i Rona, które jeszcze przed chwilą spoglądały na nią z przeciwległych rogów okładki. Przy każdym z nich znalazła się równa ramka, a w niej relacja ze wszystkiego, co kiedyś łączyło z nimi młodą czarownicę.
- Oni wiedzą teraz wszystko, Harry. Musimy coś z tym zrobić - powiedziała, wstając na, według Harry'ego, nieco drżących nogach, co raczej nigdy jej się nie zdarzało. Wsuwając chaotycznym ruchem dłoń w swoje włosy, przeczesała je i obeszła biurko, stając bliżej przyjaciela. - Musimy coś zrobić - powtórzyła.
Harry'emu wydawało się, jakby ktoś rzucił w niego przedtem Drętwotą, on teraz się wybudził i nie miał pojęcia, co się dzieje.
- Ale jacy "oni", Hermiono?
- Śmierciożercy - odparła, jakby to było oczywistością. Właściwie to było. - Przypomnij mi, dlaczego chronimy nasze dane? Dlaczego nie możemy mówić o naszych rodzinach, adresach, o czymkolwiek komuś, kogo nie jesteśmy pewni? Dlaczego dotyczy to szczególnie nas, szczególnie teraz, kiedy już od jakiegoś czasu podane do wiadomości publicznej jest to, że akurat nasza grupa ściga śmierciożerców?
- Myślisz, że...
Nagle przypomniała sobie słowa Malfoya i wciągnęła ze świstem powietrze, blednąc. On wiedział. Wiedział, że to ona go ściga. A teraz wiedział, gdzie mieszka i gdzie jest Libby.
- To wydanie musi zniknąć. A już w szczególności ta okładka. Prorok nie miał prawda publikować takiego materiału! - powiedziała ze złością, przerywając mu. Czasami wydawało jej się, jakby dalej byli w szkole, gdzie to ona z ich trójki musiała podjąć męską decyzję. To znaczy, teraz w ich duecie, bo Ron przecież zniknął z powierzchni ziemi po jej ucieczce i zerwał kontakty z rodziną. Któregoś wieczora wycisnęła to z Harry'ego i Ginny, gdy ci wreszcie uznali, że jest na tyle silna i na tyle odbudowała swoje życie, żeby się tego dowiedzieć.
- Tak, oczywiście - zgodził się Harry i ruszył krótko różdżką. - Odpowiedni ludzie już się tym zajmują.
W tym momencie Hermiona zatrzymała się w swoim dwumetrowym spacerze i spojrzała na niego z jakimś dziwnym, niezrozumiałym rozbawieniem. Było to tak nieoczekiwane, że Harry niemal zbaraniał.
- Czy mi się wydaje, czy władza sprawia ci frajdę?
- Eee...
Tak, zdecydowanie, jak za czasów Hogwartu. Niewiele się zmieniło.
Harry wzruszył ramionami. Potem podrapał się po nosie, jakby trawiąc wszystko to, co zostało powiedziane.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że prenumeraty trafiły już do czarodziejów i nie wrócą do nas? Poszło w eter.
Hermiona kiwnęła głową. Rozmasowała kark i wyprostowała się. Znowu była profesjonalistką. Unormowała oddech, opanowała nerwy i emocje, żeby spojrzeć na niego poważnie. Harry patrzył, jak poprawia włosy i związuje je w koński ogon. Zdziwił się, bo zwykle nosiła koka, ale co on tam wie? Kobiety.
- Tak, wiem, że z tym już nic nie zrobimy. Ale za to możemy zrobić coś innego. Umów na jutro spotkanie z panem Cuffe, redaktorem naczelnym. Chyba najwyższy czas odświeżyć warunki umów prawnych, a przynajmniej przypomnieć o nim niektórym osobom. Poza tym wyślij sowę do ministra. Skoro ta przeklęta gazeta jest zależna od Ministerstwa, to powinni coś z tym zrobić. Jak my mamy zapewnić bezpieczeństwo społeczeństwu, skoro nikt nie może zapewnić tego najpierw nam?
Harry kiwnął głową, jak gdyby to Hermiona była jego szefową, i już miał się odwrócić, iść zrobić wszystko, co powiedziała, gdy nagle zatrzymał się i spojrzał na nią uważnie.
- A co z Krumem?
- Zajmę się nim.
- Pomogę ci ukryć ciało - zaoferował z leniwym uśmiechem, a potem znów zaczął się wycofywać.
Już prawie był jedną noga na korytarzy, kiedy znowu się zatrzymał. Spojrzał przez ramię i zawahał się, widząc, że Hermiona uspokoiła się na tyle, żeby wrócić do pracy. Powinien jej mówić? Znów siedziała przy biurku.
- Hermiono?
- Tak?
- Ja... Chwilę przed przyjściem tutaj, dostałem sowę.
Widział, jak marszczy brwi, nie do końca rozumiejąc. Odkręcone na nowo pióro kiwało się lekko między jej palcami.
- Sowę? Od kogo?
- Ron wraca do Anglii i jeszcze dzisiaj zacznie z nami pracować. Przykro mi, Hermiono, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Hermiona milczała kilka minut, wpatrując się w jeden punkt. Ponownie odłożyła pióro i splotła ze sobą drżące dłonie.
- Czemu wszystko musi się walić na raz? Kiedy wszystko było już tak dobrze?
- Nie wiem, Hermiono - powiedział bezradnie, opierając się przedramieniem o futrynę. - Ale obiecuję ci, że nie pozwolę mu ciebie skrzywdzić.
Kobieta kiwnęła głową.
- Wiem, Harry. Nie zamierzam mu na to nawet pozwolić.
Opierał się leniwie o ścianę, a zimno bijące od kostki niemal przeniknęło przez materiał płaszcza, którym okrył ramiona. Wydawało mu się to takie dziwne i wręcz nierealne, stać w środku miasta, pozwalać ludziom mijać go, nie zwracając na siebie żadnej uwagi, gdy tak naprawdę był poszukiwanym przez każdego aurora. A on bawił się z nimi w kotka i myszkę, i to dosłownie!
Rozłożył gazetę, którą trzymał do tej pory pod pachą i przyjrzał się okładce. Słodki Merlinie, ci głupcy wystawili ją każdemu niemal na złotej tacy. Pokręcił głową, całkowicie zdegustowany i jeszcze raz przejrzał artykuł. Takim oto łatwym sposobem dowiedział się o najcenniejszym skarbie, jaki teraz skrywała Hermiona Granger. Mało tego, gdyby wieczorem chciał wpaść niespodziewanie na wyśmienitą kolację, wiedział, gdzie się udać. Banda idiotów. Miał cichą nadzieję, że jego słodka pani auror zabezpieczyła chociaż dom mocnymi zaklęciami, bo w innym razie cała zabawa straciłaby sens.
Draco złożył ponownie gazetę i schował ją do kieszeni, a potem założył ręce na pierś i czekał. Granger na pewno dowiedziała się już o artykule i prawdopodobnie zdążyła go przeczytać. Na pewno się nim zdenerwuje, a potem - co Draco zdążył zauważyć, było jej nawykiem - podejdzie do przeszklonej szyby, oprze się o nią rękami i spoglądając w dół, na ruchliwą ulicę, będzie rozważać kolejny krok. Dobrze się składało, bo Draco akurat teraz przypadkowo stał dokładnie pod Główną Kwaterą Aurorów i ewidentnie na nią czekał. Szkoda, że go nie pozna. Mimo wielu wygód eliksiru wielosokowego, akurat dla niej mógłby być widzialny w swojej normalnej postaci. A tak, to w tej chwili był pociągającym i zupełnie nieszkodliwym szatynem, któremu zwinął włos wczorajszej nocy w jakimś mugolskim barze.
Mężczyzna uśmiechnął się z cichą satysfakcją, widząc w odpowiednim oknie Granger, która robiła dokładnie to, co przed momentem przewidział. Obserwował, jak opiera czoło na złączonych dłoniach w pięści, najwyraźniej uspokajając się po jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. Czyżby ten artykuł tak na nią podziałał?, zastanawiał się Draco, ściągając brwi. Zwykle szło jej znacznie szybciej. Chyba że stało się coś jeszcze?
I wtem, niemal jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, której nawet nie użył, usłyszał za rogiem trzask aportacji. A potem przeszedł mu przed nosem nikt inny, jak Ronald Weasley. Draco przewrócił oczami, dochodząc do wniosku, że nieszczęścia ewidentnie pojawiały się parami. Malfoy obserwował spokojnie, jak rudzielec kierował się do budynku, który obserwował i westchnął ciężko, czując nadchodzące rozbawienie. Najwyraźniej syn marnotrawny, mistrz w uwodzeniu niewieścich serc i damski bokser w jednym powrócił. Zaczynało robić się coraz ciekawiej, musiał to przyznać. Patrzył, jak Ron znika w Głównej Kwaterze Aurorów i powiódł wzrokiem z powrotem w okno Granger. Nawet nie drgnął, gdy spostrzegł, że ta patrzy prosto na niego. Przynajmniej tak mu się wydawało. Z tej odległości mógł się nieco mylić, dlatego też uniósł beztrosko dłoń i zamachał do niej, a potem w podobnym stylu posłał jej całusa, by zaraz obserwować, jak kobieta odpycha się od szyby i znika z zasięgu wzroku.
Lubił być kotem. Jeszcze tylko brakowało pełnej miski mleka.
A teraz zapoluje na swoją myszkę jeszcze bardziej.
Jednocześnie cieszył się, że wziął pierwszą dawkę wielosokowego znacznie wcześniej, niż musiał. Jeszcze chwila i wróci do swojej postaci, poczeka chwilę na Markusa w ich zaułku, a potem napije się z rozkoszą pysznej kawy i zje szarlotkę na ciepło.
Szedł powoli chodnikiem, powiewając za sobą aurorskimi szatami. Cóż za ironia losu. Matka miała rację, podsuwając mu pod nos powiedzenie, jakoby pod latarnią było najciemniej. Rzeczywiście było, stwierdził, wchodząc swobodnie do Biura Aurorów. Starał się zachowywać normalnie, mając w pamięci wszystkie wskazówki, które dał mu przed chwilą przyjaciel. Jedyne, czego się obawiał, to że spotka kogoś, kto zna Markusa lepiej od niego i jego mała maskarada się wyda.
- O'Sullivan, dobrze, że cię widzę.
Gdyby Draco nie był sobą, to w tej chwili by zdębiał na dźwięk tego głosu. Odwrócił się więc powoli i spojrzał prosto w oczy Potterowi. A tak niewiele dzieliło go od dostania się do wind i miałby z głowy! Zmusił się do uśmiechu, a potem chrząknął, zastanawiając się, jak to naprawdę jest między nim a Markusem.
- Tak, szefie?
Czy on naprawdę zwrócił się do niego "szefie"? O, słodki Salazarze, uchroń mnie od późniejszych koszmarów.
- Zrobiłeś to, co ci poleciłem?
Byle Potter nie będzie mi rozkazywał, prychnął w myślach Malfoy w skórze O'Sullivana.
- Tak, szefie. Wysłałem sowy do Proroka Codziennego i Ministra Magii, prosząc o spotkanie.
- W porządku. Idziesz teraz na przerwę? - spytał Potter, a w opinii Draco niepotrzebnie tylko przedłużał tę jakże wątpliwą przyjemność, jaką była wspólna rozmowa. Nieco zniecierpliwiony, kiwnął głową. - Normalnie bym o to nie prosił, ale dzisiaj mam... dość wyjątkową sytuację - mruknął brunet, drapiąc się po policzku. Ewidentnie nie był do tego przyzwyczajony i Draco uniósł brew, czekając na ciąg dalszy. - W każdym razie, czy mógłbyś zgarnąć Hermionę i wybrać się z nią na lunch do jakiejś knajpki? Obojętnie gdzie, ale tak, żeby dzisiaj nie pojawiła się w kafejce na dole.
To okazuje się być prostsze, niż myślał, stwierdził Draco i teatralnie się zamyślił. To prawie jak kolejna Gwiazdka w roku. Nie, żeby obchodził ją jakoś w szczególny sposób. Od Markusa dostał co prawda zapas eliksiru wielosokowego, który aktualnie sprawdzał się po prostu idealnie. A dzisiaj jego prezentem będzie Granger. Wspaniale.
- Jeśli mnie nie wyrzuci za drzwi... - zawiesił sugestywnie głos i wzruszył ramionami.
Czy mu się wydawało, czy Potter właśnie parsknął?
- Przestań się zgrywać i idź, zanim ucieknie na dół, a ja idę się zająć Ronem. To znaczy...
Draco uznał, że dziś wyjątkowo będzie łaskawy i zanim samą swoją obecnością zmusił Pottera do pokrętnych wyjaśnień, skinął głową i odwrócił się na pięcie, mogąc się wreszcie dostać do tej przeklętej windy. Z tego, co pamiętał z opowieści Markusa, Potter za nim nie przepadał i otwarcie to okazywał, szczególnie na samym początku, gdy w zespole pojawiła się Granger. Dopiero potem, gdy zaskarbił sobie jej tolerancję, spuścił z tonu. I tak jednak wydawało mu się, że dzisiejsza sytuacja była wypadkiem nadzwyczajnym, żeby ten sam z siebie szukał go i niemal prosił o zabranie swojej przyjaciółeczki z biura.
Czy on nie mówił już, że robi się ciekawie?
Wskazówki Markusa okazały się bardzo pomocne i bez problemu trafił na odpowiednie piętro, a potem było już tylko formalnością, by odnaleźć gabinet Granger. Złote litery na tabliczce połyskiwały lekko i niemal hipnotyzowały go, dlatego potrzebował sekundy na doprowadzenie się do porządku. Nie mógł teraz zwątpić i się zdekoncentrować, bo jeszcze zacznie być sobą, a nie przyjacielem. Policzył do trzech, zapukał i niemal wpadł do pokoju, trzymając się jedną ręką futryny, jak jakiś goryl liany. Czy Markus musiał zachowywać się przy niej tak dziwnie? Teraz tylko utrudniało mu to sprawę.
- Cześć, Hermiono - odezwał się, dochodząc do wniosku, że jej imię wypowiedziane przez niego na głos brzmiało jakoś dziwnie.
Kobieta uniosła głowę znad sterty papierów, które przypominały mu mapy i uśmiechnęła się słabo. Draco wreszcie miał okazję przyjrzeć jej się z bliska, kiedy nie wisiał na niej zimowy płaszczyk, zakrywający doszczętnie wszystko. Związane w kucyk włosy, dość blada twarz i lekki makijaż. Dopasowany, idealnie skrojony garnitur, który podkreślał jej walory. Nie, stop. Właśnie lustrował spojrzeniem Granger. Tę Granger. Zaraz spali całą przykrywkę.
- Witaj, Markusie. Dobrze, że cię widzę - powiedziała nieoczekiwanie, uśmiechając się troszkę szerzej. Już na pierwszy rzut oka jasnym było, że ten dzień był dla niej do kitu.
Draco uniósł, zaciekawiony, brwi.
- No proszę, wszyscy chcą mnie dziś widzieć.
- Słucham?
Machnął ręką i podszedł bliżej, pół-siadając na skraju biurka. Zaplótł dłonie na udach i dalej patrzył na Hermionę, która chyba się speszyła. Draco był co najmniej zaintrygowany.
- O co chodzi?
- Właściwie to chciałam porozmawiać i... ee... trochę myślałam dzisiaj i...
- Och, stop - przerwał Draco, czując dziwne rozbawienie, bo domyślał się, o co chodzi. Gdyby był Markusem, to może by go to i ruszyło w jakiś sposób. - Pójdziemy na lunch i wtedy porozmawiamy, a nie tutaj. Co ty na to?
Głośne burczenie w brzuchu kobiety dały wyraźną odpowiedź. Draco, nie mogąc się powstrzymać, parsknął krótkim śmiechem. Gdy przytrzymywał Hermionie jej bordowy płaszczyk, doszedł do niepokojącego wniosku, że to było całkiem przyjemne. Zaczynał zazdrościć Markusowi swobody, z jaką mógł wyjść na ulicę i roześmiać się w głos. W takiej chwili też nikt nie wycelowałby w niego różdżką i nie rzucił w niego specjalnego zaproszenia do Azkabanu.
Lokal, do którego szli, był całkiem niedaleko i miał być wyborny. Draco mimowolnie zaczął się zastanawiać czy "wyborny" w mugolski sposób, czy czarodziejski. Jakby to miało teraz jakiekolwiek znaczenie. Przez całą drogę rozmawiali o totalnych głupotach, a w niego znowu uderzyła myśl, jakie to przyjemne - pomówić o czymkolwiek, a nie o tym, co konkretnie dzieje się za murami Ministerstwa, co planuje Potter, jaki ma być następny ruch, żeby przeżyć na wolności jeszcze dłużej. Knajpka rzeczywiście była dość... przyjemna. Co prawda, nieco hałaśliwa, bo nie brakowało tutaj czarodziejów, ale musiał dać sobie radę. Dawno nie wyczuwał w powietrzu tak potężnego natężenia magii. Czuł się jak dawny on, czarodziej.
Usiedli przy stoliku w rogu sali i po chwili zamówili jedzenie i kawę, która pojawiła się już po minucie. Z lubością jej skosztował i musiał przyznać, że była wyśmienita. Przez pewien moment nie zwrócił uwagi na to, że Hermiona przygląda mu się uważnie spod zmarszczonych brwi.
- Coś nie tak? - spytał spokojnie, pochylając się ku niej na łokciach.
Wzruszyła ramionami.
- Zachowujesz się trochę dziwnie...
- Zdaje ci się - powiedział, machając ręką. - Więc, o czym chciałaś rozmawiać?
- Nie zaczyna się od... dobra, dobra - uniosła dłonie w pokojowym geście i znów się zmieszała, zupełnie jak w swoim biurze. - Zauważyłam, że w ostatnim czasie nieco się do siebie zbliżyliśmy, mimo kiepskiego początku. Naprawdę dobrze nam się rozmawia i miło spędzam z tobą czas, ale... - urwała i popatrzyła na niego. - Hm...
- Zrywasz ze mną?
Jakoś nie mógł się powstrzymać.
- Właściwie, to nie byliśmy razem, prawda? Chodzi mi o to, że - ojej - może źle odczytałam sygnały i coś sobie ubzdurałam, ale jeśli dobrze myślę, to chyba powinniśmy sobie dać spokój.
Hermiona wyglądała na naprawdę zażenowaną i zdawało mu się, jakby było jej autentycznie przykro. Gdyby wiedziała, kto tak naprawdę przed nią siedzi... Wy, aurorzy, głupie stworzenia, wymruczało jego ego. Chyba dopiero teraz uświadomił sobie, że między tą kobietą a jego przyjacielem musiało być coś więcej, niż mu opowiadał Markus. Najwyraźniej dlatego ten zachowywał się tak dziwnie i wymógł na nim swojego rodzaju obietnicę, że nic się jej nie stanie.
Markus się zakochał.
- Chodzi o twoje dziecko? - Z zamyślenia wyrwało go jego własne pytanie, które opuściło usta, nim zdążył nad tym pomyśleć. Hermiona drgnęła i patrzyła na niego, jakby co najmniej dostała w twarz, ale nagle się uspokoiła. Doszła najwyraźniej do wniosku, że to nie był atak. On sam tego nie wiedział. Kiedy ujrzał dzisiaj gazetę, był rozbawiony faktem, że przykładna Gryfonka zagrała na nosie całemu społeczeństwu, ukrywając taki drobny fakt. Czy chciała, czy nie, uchodziła za osobę publiczną. Wciąż.
- A co? To, że mam dziecko, stałoby się nagle problemem? - jej napastliwy ton zupełnie nie współgrał z gładką maską, za jaką ukryła swoją prawdziwą twarz.
Mistrzyni kamuflażu. Prawdziwa lwica.
- Skąd - zaprzeczył. - Co prawda, rano byłem zdziwiony i trochę rozczarowany, bo myślałem, że zaczęłaś mi ufać, a to znaczyło, że jednak się pomyliłem - wzruszył ramionami, grając obojętnego. Jednocześnie zapisał sobie w pamięci, że musi pogadać z Markusem. Nie wiedział, co jego przyjaciel sądził o tej sytuacji, ale on sam prawdopodobnie by się najzwyklej w świecie wkurzył. No bo co to ma być? Umawiasz się z kobietą, szanujesz ją i adorujesz, a ona nie raczy poinformować cię o tym, że ma kilkumiesięczną córkę. Bomba.
- Chyba znów źle cię oceniłam - mruknęła. Nieoczekiwanie złapała go za dłoń i ścisnęła lekko, uśmiechając się kącikiem ust. Potem jednak westchnęła i spojrzała na niego z takim żalem, że aż go coś załaskotało nieprzyjemnie w żołądku.
- Jesteś wspaniałym facetem i udowodniłeś to w ciągu ostatnich miesięcy nie raz. Nawet Harry lekko się do ciebie przekonał... Nigdy ci o sobie nie mówiłam, prawda?
Ufając, że to pytanie teoretyczne, postanowił skinąć tylko głową, przypatrując jej się uważnie. Cofnęła ręce w momencie, gdy na stole pojawiły się zamówione wcześniej potrawy, więc chcąc czy nie, zabrali się spokojnie za jedzenie. To jednak nie przeszkodziło kobiecie w opowieści, którą zamierzała najwyraźniej wznowić. Merlinie, dlaczego akurat dzisiaj? Draco spojrzał ukradkiem na zegarek, nie chcąc pozwolić, by eliksir przestał działać. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że ma jeszcze chwilę czasu na wzięcie kolejnej dawki.
- Teraz jednak wydaje mi się, że jestem ci to winna, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że wszystko sobie dokładnie przemyślałam i doszłam do wniosku, że naprawdę lepiej będzie, jeśli pozostaniemy przyjaciółmi. - Zjadła kawałek naleśnika i popiła to sokiem, a potem zerknęła na niego. Znowu westchnęła. Co te kobiety mają z tym wzdychaniem? - Zaraz po pokonaniu... Voldemorta zeszłam się z Ronem, przyjacielem moim i Harry'ego. Od prawie samego początku całą trójką byliśmy nierozłączni w szkole, a z biegiem lat zaczęło się nam wydawać, że nasza dwójka się kocha. Dopiero potem zrozumiałam, że po wojnie wiele osób tak sądziło. Każdy potrzebował poczucia bezpieczeństwa, jakie mogła dać druga osoba, ale nie wszyscy od razu brali ślub. Co prawda, poczekaliśmy rok, bo ja wróciłam do szkoły na ostatni rok, ale Harry i Ron szybko dostali propozycję pracy z Biurze Aurorów i chętnie z tego skorzystali. Obydwaj szybko awansowali, tylko problem polegał na tym, że o ile wokół Harry'ego zawsze był szum, tak Ronowi uderzyła woda sodowa do głowy. Początkowo tego nie widziałam, po ślubie było wspaniale, ale ta bajka szybko się skończyła. W każdym razie, to wszystko nie jest takie ważne - machnęła ręką, jakby opowiadała historię kogoś innego. Draco za to po prostu siedział i jej słuchał. Wiedział to i owo, Prorok Codzienny rozpisywał się o tej sprawie dość obszernie, bo Złote Trio wciąż było tematem numer jeden. Wszystkie niesnaski były pokarmem dla tych krwiożerczych bestii. Zaczęłam tracić kontrolę, dlatego uciekłam z Anglii, żeby ułożyć sobie życie na nowo.
Myślałam, że Wiktor Krum, mój znajomy z dawnych lat, mi w tym pomoże i na początku rzeczywiście tak było. Zaopiekował się mną, chuchał nade mną i dmuchał. Czułam się trochę jak otoczona w mydlanej bańce. Po rozwodzie powinnam być bardziej rozważna, głupia ja, ale Wiktor tak różnił się od Rona, że nie sądziłam... Traktował mnie jak księżniczkę każdego dnia niezależnie od humoru i sytuacji. I znowu historia zatoczyła koła, wszystko się sypnęło, kiedy okazało się, że miała pojawić się nasza córka. Wiktor był wściekły, kazał mi się jej pozbyć albo w ogóle wynosić. Wróciłam więc do Anglii, a Harry i jego żona zaopiekowali się mną. W międzyczasie okazało się, że Ron niedługo po moim zniknięciu zapadł się pod ziemię i zerwał kontakty z rodziną. Moja sytuacja była kiepska. Przedtem pracowałam w Ministerstwie, ale zwolnili mnie przez moje pochodzenie. Poza tym, ciąża była pełna powikłań, w pewnym momencie nie mogłam nawet wstać z łóżka, żeby jej nie przerwać. Ale potem zaczęłam znowu wychodzić na prostą. Zatrudnili mnie w Biurze, zaczęłam sobie radzić. I pojawiłeś się Ty.
Przerwała. Draco powoli kończył jeść swoje spaghetti. Gdy Hermiona była zajęta swoją opowieścią i nawet na niego nie patrzyła, udało mu się upić eliksiru, więc bez obaw mógł kontynuować słuchanie jej opowieści. Musiał przyznać, że zaintrygowała go. W szkole zawsze był wściekły i, niestety, zazdrosny, że byle jaka czarownica z mugolskiej rodziny była lepsza od niego we wszystkim. Zaklęcia, Eliksiry, Transmutacja... jedynie latanie na miotle jej nie szło, ale był przekonany, że gdyby się zaparła, to śmigałaby, jak szalona. A teraz dowiadywał się, że życie panny Wiem-To-Wszystko-Granger wcale nie było takie kolorowe. Zaskakujące.
- Po tych dwóch porażkach postanowiłam sobie, że nie pozwolę sobie na kolejne potknięcia, bo to mogłoby zaszkodzić Libby, która stała się dla mnie najważniejsza. Dlatego byłam taka niemiła, oschła i zbywałam cię na każdym kroku, szczególnie, że wydałeś mi się takim typem, od którego kobiety powinny trzymać się z daleka. Ale nie doceniłam cię, bo okazałeś się wyjątkowo uparty i czy chciałam, czy nie, polubiłam cię. Wszystko szło ku lepszemu, miałam pracę, wspaniałych przyjaciół, córkę, a do tego nasza znajomość rozwijała się i zaczęłam ci ufać na tyle, że nawet chciałam powiedzieć o Libby, żebyś wiedział. I dzisiaj pojawił się ten artykuł, a do tego dowiedziałam się jeszcze o jednej rzeczy i znowu wszystko stanęło pod dużym znakiem zapytania, a ja znowu muszę skupić się na tym, żeby wszystko wyprostować. Dlatego moja decyzja wygląda tak, a nie inaczej i mam nadzieję, że będziemy mogli wrócić na bezpieczny grunt i zapomnieć, że...
Niemal się uśmiechnął.
- Obrażasz mnie, sugerując, że mógłbym zapomnieć - wymruczał, chcąc się z nią troszkę podrażnić. Złapał ją za rękę i na moment splótł ze sobą ich palce. Przyjemnie, przebiło się gdzieś przez jego podświadomość. - Ale uszanuję to i zapewniam, że masz we mnie przyjaciela. A teraz, żeby rozładować ten ponury nastrój pechów i potknięć, co powiesz na szarlotkę na ciepło?
- Jesteś co najmniej niepoprawny - powiedziała, rozbawiona, ale kiwnęła głową. Zjedzą ciastko, a potem wrócą do szarej rzeczywistości.
Draco nie pozwolił sobie na delikatnie pulsujące uczucie rozczarowania, kiedy dotarli do Kwatery Głównej Aurorów i nie pozostało im nic innego, jak po prostu wejść do środka. Czerpał z tego popołudnia dziwną przyjemność i satysfakcję na samo wyobrażenie tego, jak Granger zareagowałaby, gdyby wiedziała, z kim zjadła obiad i - o Merlinie - komu się zwierzała. To wszystko było o tyle niebezpieczne, że mogło zagrozić jego planowi. Miał ją wykorzystać do odzyskania wolności, która i tak mu się należała, a nie zabawiać podczas posiłku i spełniać zachcianki Pottera. Powinien się bardziej pilnować, inaczej może się to źle skończyć. Ale już koniec, zaraz odprowadzi Granger pod drzwi gabinetu, a potem odwróci się na pięcie i wróci do swojego mieszkania, gdzie czeka na niego Markus, by znów zacząć żyć własnym życiem.
Jakie było jego zdziwienie, gdy po przejściu progu windy na ich piętrze zostali niemal wciągnięci w wir istnego chaosu i szału. Aurorzy, ubrani w pełne szaty, biegali z kąta a kąt, wydając polecenia. Gdzieś w tym całym zamieszaniu mignęłam im szczupła sylwetka Pottera, który mocnym głosem wydawał polecenia na prawo i lewo.
- Co do jasnej...- zaczęła Hermiona i postąpiła o krok, a Draco nie miał wyjścia, jak jej towarzyszyć. Nie mógł się teraz wycofać, zasady były mu dobrze znane.
- Hermiona! - Harry wreszcie ich zauważył i w kilku susach stanął przed nimi. Kiwnął mu głową w pośpiechu. - Zakładajcie szaty. Jest zbiorowy atak na Hogsmeade i Pokątną. Tu i tu po dwudziestu śmierciożerców, mają nad nami znaczną przewagę. Wybrali idealny moment, zaraz po świętach, kiedy wielu aurorów ma jeszcze urlopy.
- Ale, Harry, to jest w sumie czterdzieści...
- Umiem liczyć, Hermiono! - syknął, ale za chwilę zreflektował się. - Przepraszam. Jestem po prostu wściekły, bo...
- A kogo my tu mamy - odezwał się głos za plecami całej trójki, która nie miała innego wyjścia, jak po prostu się odwrócić. Draco w skórze Markusa uniósł wysoko brew, pokazując intruzowi, co o nim myśli. Harry przeklął cicho pod nosem i próbował znaleźć najlepsze wyjście z całej sytuacji. Hermiona za to spoglądała spokojnie na Ronalda Weasleya, próbując zignorować nieprzyjemne kołatanie serca, które miało mało wspólnego z jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami względem przybysza.
- Nie przywitasz się z mężem?
- Już dawno nie jesteśmy małżeństwem, Ronald. Przykro mi, ale każdy z nas ma teraz coś do zrobienia.
Potter sugestywnie przytaknął. Mimo, że tyle czasu roztaczał opiekę nad Hermioną, mimo że to, co zrobił jej Ron, wybitnie mu się nie podobało, to nie czuł się w pozycji ustawiać któregokolwiek do kąta. Fakt faktem, żadne z nich nigdy nie wyjaśniło sobie niczego, tylko uciekli. Oboje.
- Masz rację. Nasze prywatne sprawy omówimy po akcji - odparł niedbale mężczyzna, lustrując ją z góry na dół.
Draco nie mógł powstrzymać się od prychnięcia. Idiota, przebiegło mu przez myśl.
- My nie mamy prywatnych spraw, Ron.
- No tak - przytaknął z parsknięciem - teraz zapewne masz prywatne sprawy z innymi osobami. Może z nim? - spytał, wskazując na osobę Markusa. Draco widział kątem oka, jak Hermiona zaciska pięści na te sugestywne słowa, które były po prostu jawną obrazą. Patrzył, jak Weasley przysunął się bliżej i nim kobieta się odwróciła, zdążył szepnąć jej jeszcze parę paskudnych słówek, ale Granger jedynie zmroziła go wzrokiem i odwróciła się na pięcie. Draco, co prawda, udał, że robi to samo, ale w ostatnim momencie odwrócił się i wycelował pięścią prosto w nos tego pyszałka z taką werwą, że aż sam się jej po sobie nie spodziewał.
Głośny krzyk Rona poniósł się po korytarzu, na chwilę odrywając wszystkich od ich zadań i chaos na moment ustał. Hermiona i Harry odwrócili się w mgnieniu oka. Kobieta, przyglądając się pobitemu z dziwnym zafascynowaniem, jak przez mgłę doszła do wniosku, że ostatnio ciągle ktoś się o nią bije, co wbrew pozorom wcale nie było satysfakcjonującą sytuacją. Już miała skierować w stronę Markusa podziękowania owinięte w prawdziwe pouczenie, kiedy w ostatniej chwili zorientowała się, że wściekły Ron wyszarpuje różdżkę z kieszeni. Już zaczynał wymawiać zaklęcie, gdy kobieta sama machnęła swoją różdżką, nie odzywając się przy tym ani słowem. Jednocześnie Weasley odleciał parę metrów w tył i gruchnął o ziemię, kuląc się z bólu.
- Lepiej nie unoś różdżki na moich przyjaciół, Weasley.
Odwróciła się i niemal natychmiast zniknęła na dosłownie minutę w swoim gabinecie, by następnie wyłonić się z niego w pełnych szatach aurorskich.
- W drogę - krzyknął Harry zaraz po tym, jak przekazał im plan działania. Nie skomentował nijak sytuacji z Ronem, ale dał mu wyraźny znak, że ma się więcej nie wychylać. Szczególnie teraz, kiedy wszyscy wybierali się na akcję. Zaraz się zacznie.
I właśnie w momencie, gdy Hermiona stanęła znowu obok Draco, ten zrobił coś, za co sam powinien zgłosić się już do Ministra Magii, by zapisał go na listę więźniów Azkabanu. Powinien mu nawet odkręcić i podać pióro, żeby się zbytnio nie fatygował.
- To było niezłe, Granger.
O mamusiu, kapelusze z głów!
OdpowiedzUsuńNa kapelusze teraz za gorąco! :D
UsuńJak ktoś wyżej wspomniał - czapki z głów, panowie!
OdpowiedzUsuńDobra, ten rozdział jest moim ulubionym. I nie, skądże, to wcale nie dlatego, że jest tu tyle Dracona... :*
Genialną bestią jesteś z tym eliksirem wielosokowym. Szczególnie przypadło mi do gustu wątek z lokalem, bo wszystko było takie prawdziwe, naturalne - to, jak Hermiona w końcu zaczyna ufać i zwierza się Markusowi... Tak swoją drogą, pewnie się rozczaruje, jeżeli dowie się, kim on w tamtym momencie był naprawdę.
Rona nie cierpię najbardziej z tego opowiadania, niezależnie od tego, czy znajdzie się tutaj jeszcze gorsza pod względem charakteru postać. Jest nieczułym, aroganckim, chamskim i pewnym siebie draniem. Avada i krzyżyk mu na drogę. A tak poza tym... :
"Już zaczynał wymawiać zaklęcie, gdy kobieta sama machnęła swoją różdżką, nie odzywając się przy tym ani słowem. Jednocześnie Weasley odleciał parę metrów w tył i gruchnął o ziemię, kuląc się z bólu.
- Lepiej nie unoś różdżki na moich przyjaciół, Weasley."
Perełeczka! Uwielbiam:*
Przez Ciebie wpadnę w niezdrowy samozachwyt..! Pomysł z wielosokowym podsunęła mi nowadays, nieco go udoskonaliłam i wpasowałam w odpowiednie ramy :D
UsuńŚwietny rozdział. Szkoda mi Hermiony, tyle nieszczęść na raz, cieszę się jednak, że Ron oberwał w pełni na to zasłużył. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że jest tu mało miłośników Rona :D
UsuńTyle się dzieje w tym rozdziale,że sama nie wiem od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim jednak mogę śmiało stwierdzić,że Malfoy przeszedł samego siebie zmieniając się w Markusa i wkraczając do Ministerstwa Magii pełnego aurorów. Najbardziej jednak intryguje mnie powód dla którego postanowił spotkać się z Hermioną. Co nim kieruje? I jakie dokładnie ma plany względem kobiety?
Zaskoczył mnie również nieoczekiwany powrót Rona. Dla Granger to następne utrudnienie w życiu. Mam nadzieję,że pomimo trudności, które na nią spadły będzie w stanie sobie ze wszystkim poradzić.
Czekam niecierpliwie na kontynuacje.
Pozdrawiam Serdecznie!
Dziękuję! Trzeba jednak pamiętać, że Hermiona słaba nie jest i da sobie na pewno radę :D
UsuńNareszcie! Już nie mogłam się wprost doczekać nowego rozdziału! ;)
OdpowiedzUsuńAle żeby przerwać w takim momencie! Ciekawa jestem jak się akcja potoczy no no ;)
Że też ten piekielny ron musiał wrócić akurat w takim momencie! No cóż... Miejmy nadzieję że wszystko znowu się ułoży ;)
Całuję gorąco i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
Juls
Dzięki, kochana :) Hihi, najlepsze momenty na przerwanie to te, gdzie się chce, by szło dalej :D
UsuńRozdział cudowny ale to chyba oczywiste!
OdpowiedzUsuńJak ja nienawidzę Rona dobrze że mu się oberwało i od Draco i Hermiony :)
A Draco to jego "To było niezłe, Granger." to naprawdę się popisał :D
Czekam na kolejny rozdział <3
Pozdrawiam Jagoda:):*
Zawsze wierzyłam, że faceci najpierw robią, a potem myślą, Draco w szczególności :D
UsuńCudony rozdział :3 Czekam na kolejny i życzę weny!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3 Ostatnio nie mam co na nią narzekać - przy pisaniu 3 opowiadań na raz jestem w szoku, że dalej ze mną jest!
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuje. Zrobiłaś powrót w wielkim stylu. Trzy rozdziały w tak krótkim czasie - podziwiam! Rozdział 11 jest czymś, na co czekałam. Pełen akcji! Dracon w ciele Marcusa naprawdę się zaangażował, nawet przywalił Ronowi - bardzo mi się to podobało :) A jeśli chodzi o Rona - dobrze mu tak! Zasłużył sobie!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, by poznać plan Malfoy'a. Jego działania są niezrozumiałe, a przez to jeszcze bardziej intrygujące.Co on knuje?
Życzę weny!
Pozdrawiam Aithne
Co on knuje, co on knuje - niespodzianka! :) Cieszę się, że dalej z nami jesteś :>
UsuńCałe 11 rozdziałów za mną. I przez całe 11 rozdziałów nie poczułam znudzenia, niechęci, złości, nudności, czegokolwiek negatywnego. Zakochałam się w tym opowiadaniu od pierwszej linijki. Mam za sobą na prawdę dużo opowiadań, gdzie typowany parring to Dramione. I zdecydowana większość tak mnie zniechęciła, że z początku byłam sceptycznie nastawiona do tej perełeczki.
OdpowiedzUsuńOd początku - podoba mi się postać Granger, cholernie mi się podoba. Jest idealnie wykreowana, w sumie w takim opowiadaniu łatwo potknąć się i upaść. Emma - cudowne imię, idealnie pasujące mi do dziecka Hermiony. Zdziwiłam się, że pociągnęłaś wątek Kruma, ale coś nowego zawsze jest mile widziane. Tym bardziej, że opisujesz i jego, i ich relacje całkowicie zgrabnie. Zakochałam się też w postaci pana Marcusa - tajemniczy, zagadkowy i mega nęcący. Jakbym była naprzeciwko niego z pewnością nie dałabym mu przejść wolno. Podoba mi się jego przyjaźń z poszukiwanym przez wszystkich Malfoyem. Długo czekałam na powrót Rona, zastanawiałam się, co się z nim działo, co robił i kiedy (o ile) wróci. Dziękuję, że go wstawiłaś, bo lubię jego książkową postać - nigdy niedocenianą i ciamajdowatą. Ale pasuje mi na takiego zbirka, że tak powiem, który nigdy nie był wierny Hermionie, do której nie pasuje nawet na centymetr. Potter? Kocham Pottera! Ginny nawet mnie urzekła, chociaż nie góruje na listach moich ulubieńców. Szkoda tylko, że nie może mieć dzieci. PS. W Atlasie Chmur moim Potter też jest szefem. :D
No i w końcu, Malfoy. Czekałam aż się pojawi i czekałam. Dzięki ci (na kolanach), że nie robisz z tego papki miłosnej i w 20 rozdziale kochają się ponad życie, mają dziesiątkę dzieci i są mega szczęśliwi. Draco jako poszukiwany? Tak! W postaci Marcusa, walący Rona w twarz? OOOO TAK! Jestem pod mega wrażeniem twojego stylu, który po prostu jest fenomenalmny. Hołdy na kolanach.
Cóż, nigdy nie piszę długich komentarzy, ale z czystym sercem dla ciebie zrobiłam wyjątek. Informuj proszę o nowościach na grupie FB, bo tylko tam stale zaglądam, a całą duszą chcę być na bieżąco.
Pozdrawiam cieplutko, życzę mnóstwa weny i jeszcze cudowniejszych pomysłów i rozdziałów.
Dziękuję za tak długi komentarz! A do tego taki miły, motywujący i dodający otuchy :) Mimo niekanonicznego pairingu lubię kanon w charakterach bohaterów, dlatego staram się jak mogę. Co prawda, raz skopałam Draco jak tylko mogłam... ale człowiek uczy się na błędach :D
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńNa ukrywam, że na Twój blog trafiłam przypadkiem, jak to się często w życiu zdarza. W ciągu dwóch dni pochłonęłam całe 11 rozdziałów i szczerze mówiąc żałuję, że nie ma ich jak na razie więcej! Są niezwykle ciekawe, oddziałują na wyobraźnię i trzymają w napięciu. Kreacja bohaterów nawiązuje do pierwotnych cech, ale pojawiają się też zupełnie nowe, co niezmiernie zaciekawia. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się niebawem.
Pozdrawiam serdecznie, Aleksandra
Miło mi Cię tutaj u nas powitać :) Cieszę się, że historia Hermiony przypadła Ci do gustu i szepnę, że planuję nowy rozdział po niedzieli, ale co wyjdzie, to się okaże.
UsuńPozdrawiam!
A ja mam problem z datą posta. Pisałam na GT i u Dunst wspomniałam, ale cisza w eterze. Jako, że na graficzeniu znasz się o milion razy lepiej ode mnie, postanowiłam osobiście cię odwiedzić.
OdpowiedzUsuńProblem dotyczy daty. Zamiast niej wyświetla się "undefined". Szukałam trochę w necie i aby pozbyć się tego undefined trzeba zrobić to: http://www.bloggertipandtrick.net/solve-post-date-undefined-error-blogger/
Jednak efektu nie ma żadnego. Co robić? Jak to cholerstwo usunąć?
http://orasey.blogspot.com
Biedna Hermiona najpierw artykuł, a teraz jeszcze powrót Rona. Jak mówią nieszczęścia chodzą parami. Nie spodziewałam się, że Draco będzie mówił do Pottera szefie...trochę dziwnie to brzmi nawet jak jest pod wielosokowym ;) Potter jednak jest głupi wystarczy jakiś eliksir, a ten nic nie podejrzewa i jeszcze każe zająć mu się Hermioną. Końcówka była najlepsza ;)
OdpowiedzUsuńIdealnie. Nie spodziewałabym się, że Draco stanie się Marcusem. Duże zaskoczenie. Akcja świetna. Zastanawia mnie tylko jedno. Skoro Marcus zaczął czuć coś do Hermiony, to nie był zazdrosny, że w tym samym momencie przebywa z nią Draco? Mimo, że był jego przyjacielem. Jednak trzeba pamiętać, że serce nie sługa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!
To było niezłe, Autorko.
OdpowiedzUsuńWspółczuje tej Hermionie jak nie Krum, to Ron. Podziwiam, że jeszcze nie spakowała manatek i nie przeniosła się na drugi koniec świata.
OdpowiedzUsuń