– To było niezłe, Granger.
Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować - powiedzieć coś, mrugnąć, krzyknąć, a nawet otworzyć usta, już wirowała, żeby za kilka sekund znaleźć się na jednej z ulic Hogsmeade, gdzie aktualnie panował chaos. Minęła kolejna chwila, a obok niej pojawili się Ron i Markus. Na tego drugiego spojrzała uważnie, ale on wzruszył tylko ramionami i pobiegł do przodu, chcąc odeprzeć atak. Nie, pomyślała, gdyby to rzeczywiście był Malfoy, na pewno nie szedłby w sam środek walki z jego koleżkami. A jeśli...
Zielony promień świsnął jej obok ucha.
– HERMIONA!
Kobieta drgnęła i spojrzała w kierunku źródła dzikiego wrzasku. Markus stał, sapiąc lekko i patrzył na nią z taką dezaprobatą i naganą, i... czymś jeszcze, czego nie mogła wywnioskować z jego napiętych pleców. Otrząsnęła się, złapała mocniej różdżkę i pobiegła w stronę mężczyzny, który ewidentnie na nią czekał.
– Na Merlina, stój tak dalej, a sam cię zabiję – ostrzegł warknięciem, łapiąc ją mocno za rękę i pociągnął do przodu.
Nie, to na pewno nie jest Malfoy. On by mnie nigdy nie dotknął! – stwierdziła, ale za chwilę musiała sobie darować wszystkie refleksje i rzucić się całą sobą w wir walki, by uratować aktualnie znajdujących się w miasteczku ludzi. Pech chciał, że z tego, co wiedziała, pojawiło się tu dzisiaj kilkoro uczniów Hogwartu, mimo że nie był to weekend. Hermiona obiecała sobie, że jak tylko wróci z akcji, utnie sobie miłą pogawędkę z Minerwą McGonagall.
Czerwony promień śmignął przy biodrze, a czarnomagiczna klątwa omsknęła się o jej szatę, rozcinając ją. Zapach spalonej tkaniny podrażnił nieprzyjemnie nozdrza, w oczach za to pojawiły się też pojedyncze łzy. Spojrzała szybko na właściciela zaklęcia i sapnęła lekko. Zmieniła ustawienie ciała, stanęła na szeroko rozstawionych, ale giętkich nogach i rzuciła pierwszą klątwę. Barczysty śmierciożerca oceniał jej umiejętności przez pierwsze minuty, zgrabnie odbijając lecące w jego stronę czary, a Hermionie zdawało się, że nawet się przy tym nie zmęczył. Na szczęście w pojedynkach była całkiem niezła, na swoją kondycję również nie miała co narzekać, więc lawirowanie między walczącymi i ciągłe wymienianie się zaklęciami jeszcze jej nie przeszkadzało.
Aurorzy zawsze byli na straconej pozycji i coraz bardziej się o tym przekonywała. Walcząc, musiała rozglądać się asekuracyjnie na boki, bo zamaskowane postacie miały zdecydowaną przewagę. Ich było może siedmioro, a śmierciożerców jakaś piętnastka. Nie mogli używać zaklęć niewybaczalnych, najlepiej, gdy łapali ich wszystkich żywych, ale nikt nie myślał o tym, że atakujący wcale nie grają według zasady fair play. Kątem oka dojrzała, że Markus walczy z trzema na raz, ale że nieźle mu szło, wróciła spojrzeniem do swojego przeciwnika. Jakiś cichy głosik w jej głowie zastanawiał się, jak to możliwe, że mimo tylu aresztowań, które sugerowały same sukcesy, wciąż było mnóstwo śmierciożerców? Jakim sposobem...?
W ostatniej chwili padła na kolana i przeturlała się o parę metrów w prawo, gdy śmiercionośny promień poszybował w jej stronę. Nie była pewna, czy zdołałaby go zatrzymać, a wolała nie ryzykować. Wystający kamień rozdarł szatę w nowym miejscu, zahaczając o delikatną skórę, przez co syknęła z bólu. Zaraz jednak wstała i sprężystym krokiem weszła znów w centrum walki. Udało jej się zedrzeć białą maskę, ukrywającą twarz na oko czterdziestoletniego mężczyzny. Szarpana blizna na policzku tworzyła odpychające wrażenie.
Hermiona zacisnęła zęby i skupiła się jeszcze bardziej, zastanawiając się gorączkowo, jakie zaklęcie zmusi go do poddania się, ale – nim zdążyła coś wymyślić – pojawił się kolejny promień lecący w jej stronę. Drugi śmierciożerca stanął obok pierwszego przeciwnika kobiety i zaczął energicznie atakować, jakby chciał dać swojemu koledze chwilę na odpoczynek. Za moment udało jej się zedrzeć mu maskę, dzięki czemu ujrzała wyjątkowo młodą twarz. Nie wiedziała nawet, czy dałaby chłopakowi osiemnaście lat! Ale to może okazać się furtką do zwycięstwa. Zacisnęła zęby i przyspieszyła, atakując jednym zaklęciem za drugim. Młodziak w pewnym momencie przestał nadążać i postąpił o parę kroków w tył. Wykorzystała to i zaatakowała urokiem żądlącym, dzięki czemu chłopak puścił różdżkę i upadł na ziemię, łapiąc się za twarz. Stojący obok auror, którego twarzy nie zdążyła dojrzeć, wykorzystał sytuację i uderzył go szybką Drętwotą i kolejnym zaklęciem, przenoszącym do celi w tymczasowym areszcie w katakumbach Biura Aurorów. Twarz starszego mężczyzny w ułamku sekundy wykrzywiła wściekłość. Hermiona już przygotowywała się na odparcie ataku, ale śmierciożerca najwidoczniej w ostatniej chwili zmienił swoje plany i zamiast wznowić pojedynek, zniknął w obłokach czarnej mgły.
Kobieta odetchnęła głębiej i, nie czekając na więcej, podbiegła do Rona, któremu nie wychodziło atakowanie na dwa fronty. Może i mieli wspólne urazy, ale w tej chwili byli zespołem, musieli sobie pomagać. Stanęli do siebie plecami, wzajemnie się osłaniając, a ich własne pojedynki rozgorzały z nową mocą. Kątem oka dojrzała Markusa, któremu udało się odbić uczniów Hogwartu. Zaraz zniknął z całą trójką, przez co domyśliła się, że teleportował się pod bramy szkoły. Faktycznie, za chwilę był z powrotem i szybko przystąpił do ataku na kolejnego śmierciożercę. Fantastycznie, pomyślała.
Hermiona uświadomiła sobie, że pierwszy raz widzi go podczas walki. Teraz, w tych momentach, gdy udało jej się go dostrzec kątem oka, poruszał się z nieopisaną gracją. Każdy jego ruch wydawał się być dokładnie przemyślany i pod kontrolą - zupełnie inaczej, niż wyglądało to u Rona. Weasley atakował chaotycznie, a do tego nerwowo. Pomijając fakt, że czasami czary w ogóle go nie słuchały. Prawdopodobnie dlatego nikt nigdy nie chciał z nim współpracować, bojąc się po prostu o własne życie. Tym razem jednak nie było czasu na zastanawianie się, trzeba było walczyć.
Liczba zamaskowanych postaci malała.
Pojedynek między Hermioną a śmierciożercą, którym była prawdopodobnie kobieta, chylił się ku końcowi. Widząc to, auror z zaskoczenia rzuciła w jej kierunku serię zaklęć z ledwością dające się odbić, by następnie potraktować ją decydującym zaklęciem. Ciało padło sztywno na ziemię, wzbijając kurz w powietrze. Oddychając spokojniej, Hermiona odesłała kobietę do pierwszej wolnej celi, a potem wyprostowała się i na moment rozluźniła napięte mięśnie. Sporo kosmyków wysunęło się podczas walk z upięcia i teraz spływały wokół ubrudzonej potem i kurzem twarzy, łaskocząc ją. Szatynka niecierpliwym ruchem odrzuciła je na plecy i już miała ruszyć w kierunku Markusa, żeby mu pomóc, gdy nagle stało się coś, czego zupełnie nie przewidziała. Jaka głupia!
Zrobiła pierwszy krok do przodu, a w tej samej chwili w jej plecy uderzyła klątwa, co nawet nie miało prawa się zdarzyć, skoro stał tam Ron!
– Granger! – zawołał Markus, ale nawet jego głos nie miał takiej siły, by ją zatrzymać.
Czuła, jak w jednej sekundzie stoi jeszcze na ziemi, a w drugiej w akompaniamencie własnego krzyku leci prosto na stojący nieopodal piętrowy dom. Nie miała nawet czasu, żeby w jakikolwiek sposób się zasłonić rękami, bo każdy ruch przysparzał kolejną salwę bólu. Uderzyła ciężko o ścianę i gdyby nie krzyczała, usłyszałaby może dźwięk łamanych kości. Jeszcze przez chwilę, nim straciła przytomność, czuła, jak plecy pochłania ogień, jak biczowate języki ognia smagają jej skórę zupełnie tak, jakby przenikały materiał szat.
Miała wrażenie, że znalazła się w piekle.
Był wściekły!
Patrząc na jej bezwładne, powykręcane pod dziwnymi kątami ciało, na wgłębienie w ścianie, na czmychającego Weasleya, na deportującego się śmierciożercę... pozwolił, by ogarnęła go furia. Sam nie wiedział, w którym momencie rzucił na tego tchórza Drętwotę, żeby przypadkiem nie przyszło mu do głowy teleportować się ani kiedy dopadł do nieruchomego ciała Granger, chcąc sprawdzić, czy żyła. Krzyk ustał chwilę temu, co mogło oznaczać wiele rzeczy.
Wyglądała paskudnie. Nie, żeby zwykle była olśniewającą pięknością...
Pierwsze w oczy rzucało się kłębowisko szmat, bo z porządnych aurorskich szat zostały jedynie poszarpane pasma materiału. Gdzieś między nimi prześwitywał mlecznobiały kolor skóry kobiety, ale większość i tak stanowiła czerwone, spalone ciało. Gęste, kręcone i zawsze lśniące włosy teraz posklejała krew, a Draco musiał się zmusić, żeby odgarnąć je z twarzy kobiety. Hermiona miała zamknięte oczy, mokre od łez policzki i posklejane rzęsy. Pośrodku czoła biegła dość głęboka rana, z której krew kapała szybko na ziemię. Była blada i drżała - albo z zimna, był w końcu styczeń, na Merlina, a ona leżała dalej w zaspie śniegu zabarwionego jej krwią, albo tak wyglądały skutki klątwy. Nie zdążył zobaczyć, kto ją rzucił, ale nawet gdyby zdołał, nic by mu to nie dało, bo aktualnie miał bardzo ograniczone kontakty z aktywnymi śmierciożercami. Musiał jednak przyznać, że czar był wyjątkowo paskudny.
Całe szczęście, że przed bramami Hogwartu zażył kolejną dawkę eliksiru wielosokowego. Nie przejmował się nawet, że była to końcówka, którą przy sobie miał. Dzięki temu jednak teraz mógł się zająć Granger, choć czasu miał coraz mniej. Co się działo na tej przeklętej Pokątnej, że nikt do nich jeszcze nie dotarł?!
– Granger... – wyszeptał, uderzając lekko w policzek. Ciche plaśnięcie to jedyny dźwięk, jaki dostał w odpowiedzi, a i tak sam sobie go zafundował. – Granger, zapowiadam ci, że jak mi teraz umrzesz, to pogadam z Merlinem, żeby cię tu zwrócił i żebym ja sam mógł cię zabić – ostrzegł, jakby teraz miało to w czymś pomóc.
Rozejrzał się. Nie miał pojęcia, jak to się stało, ale byli sami, a ulica wydawała się być zupełnie opustoszała. Jedynie głupi Weasley trząsł się gdzieś z zimna, nie umiejąc zerwać więzów Drętwoty. Wszyscy ludzie pochowali się w domach, lokalach i sklepach zaraz po tym, jak śmierciożercy się pojawili. Ale gdzie w takim razie znajdowała się reszta aurorów z ich grupy? Wiedział, że kilku przeniosło się wraz z pojmanymi do kwatery, ale gdy Weasley postanowił uciec jak szczur z tonącego okrętu, było ich jeszcze co najmniej dwóch! Chyba widzieli, że Granger dostała?
Nie czas na to. Im mniej osób, tym lepiej, stwierdził nagle Draco. Przypadkiem znalazł gumkę, która zsunęła się wcześniej z włosów kobiety. Złapał ją szybko i trochę nieudolnie związał większość kołtunów w jednego krzywego koka. Następnie ściągnął swój płaszcz i rzucił go obok na ziemię, czarując odpowiednio, by nie przemókł od śniegu. Zwinnymi ruchami zdarł z Hermiony strzępy jej własnej szaty, uważając, żeby jak najmniej podrażnić rany, które - ku jego zdziwieniu - rozprzestrzeniały się na resztę ciała, a potem jednym ruchem poderwał ją na ręce i przeniósł na suchy materiał. Owinął ją nim dokładnie, robiąc swoisty kokon. Nie byłby sobą, gdyby nie zerknął i niby przypadkiem, zupełnie kątem oka, ujrzał pełną pierś kobiety pokrytą gęsią skórką, stwardniałą od zimna brodawkę, na...
Draco użył całej swojej siły woli i odgonił niechciane myśli. Był w końcu tylko mężczyzną, prawda? Zwykłym, żywym samcem! Jakby tego było mało, przez ostatnie miesiące żył jak mnich. Gdy upewnił się, że Hermiona jest okryta w całości, teleportował się prosto do szpitala. Jakoś zupełnie wyleciał mu z głowy Weasley, który wciąż leżał nieruchomo na środku ulicy, powstrzymany wcześniej przed ucieczką. Trudno, ktoś go na pewno znajdzie, a jak nie, to zaklęcie w końcu przestanie działać.
Gdy Malfoy pod postacią O'Sullivana pojawił się na korytarzu Munga z przerzuconą przez jedno ramię bezwładną Hermioną, recepcjonistka, która właśnie popijała kawę, wypluła ją prosto pod jego nogi i zaczęła się krztusić.
– Nie, żeby nam się jakoś spieszyło – warknął do niej nieprzyjemnie i posłał takie spojrzenie, że dziewczyna od razu zniknęła w poszukiwaniu wolnego lekarza. Czekając, podtrzymywał Granger pod pośladkami i choć, oczywiście, nie chciał, czuł idealny zarys kształtnego, zaokrąglonego ciała. W co on się wpakował?
Ona musi przeżyć, przypomniał mu głosik w głowie, któremu musiał przyznać rację. Jej życie to jego życie i – co ważniejsze – wolność. Prawie się uśmiechnął. Miał rację co do niej. Niemal sam się zdemaskował w Kwaterze Głównej, a ona nie wydała go ani wtedy, ani podczas walki. Ba, nawet się go słuchała! Pomoże mu.
Uzdrowicielka, która zaraz pojawiła się obok nich, była młoda, ale wyglądała na kompetentną. Tylko dzięki jej rozkazującemu tonowi skłonił się do pójścia za nią, bo oddać Granger nie chciał. Sam wolał dopilnować, żeby znalazła się w jednym z tych niewygodnych łóżek na oddziale.
– Musi być dla pana bardzo ważna – odezwała się uzdrowicielka, gdy wreszcie położył ją we wskazanym miejscu. Zignorował pytające spojrzenie, którym obdarzyła go kobieta, kiedy ułożył ciało na brzuchu. – Zabija pan wzrokiem każdego, kto na nią spojrzy – wyjaśniła.
– Mhm, nawet nie wie pani, jak bardzo – przytaknął chłodno i dopiero wtedy odgarnął swój płaszcz, odkrywając jej plecy. Uzdrowicielka wciągnęła ze świstem powietrze, zasłaniając na moment usta dłonią.
– Co jej się stało?
– Śmierciożercy. Przez niekompetencje towarzysza trafiła ją klątwa, która uderzyła prosto w plecy. Pewnie ma połamane kości, bo uderzyła w ścianę – relacjonował, dziwiąc się, że – po pierwsze – może utrzymać nerwy na wodzy – po drugie – uzdrowicielka wciąż pozwalała mu być w pomieszczeniu. – Nie mam pojęcia, co to jest, ale wygląda na jakieś paskudne połączenie klątwy tnącej i palącej.
W trakcie, gdy on mówił, kobieta zaczęła działać. Przy niej uwijały się jeszcze dwie inne osoby, które przygotowywały eliksiry, by zaraz zacząć poić nimi Hermionę. Podejrzewał, że w jej gardle bulgotały właśnie mikstury nasenne i uśmierzające ból. Uzdrowicielka Megan, jak zdążył przeczytać, pozbyła się reszty ubrania, pozwalając ujrzeć im blade, ale też umazane krwią i błotem kształtne i jędrne ciało, które każdy mężczyzna chciałby mieć u swojego boku.
Malfoy przestąpił z nogi na nogę.
Gdzieś wdarła się myśl, że i on nie miałby nic przeciwko temu.
Po ujrzeniu efektu zaklęcia czyszczącego musiał się odwrócić i policzyć do dziesięciu, by nie zwrócić obiadu zjedzonego wcześniej z Hermioną. Cholera jasna, nic, tylko ta przeklęta Granger! Nie wiedział, czy na co dzień była pięknością, bo nie pozwalał sobie na takie spekulacje, ale teraz wyglądała paskudnie. O ile nogi, pośladki i lędźwie były zwyczajne - ot, blade, jędrne i ponętne, tak na plecach nie było skrawka skóry, będący naprawdę... skórą. Głębokie rany cięte i szarpane, z których od razu po uderzeniu polała się ciemna krew. Wciąż na swoich dłoniach miał czerwone mazie po tym, jak dotknął jej wilgotnych wtedy włosów. Przymknął powieki. Znowu policzył, ale tym razem do pięciu. Skóra przy końcach ran była zupełnie innego odcieniu, znacznie ciemniejsza, brązowa, jakby podpalona żywym ogniem. W niektórych miejscach płaty skóry stopiły się w jedno, co wyglądało tak okrutnie, że naprawdę miał ochotę stamtąd uciec. A jednak ciągle coś go tam trzymało.
Spojrzał na jej twarz. Była blada, choć kolor zbliżał się bardziej do szarości i wyglądała tak niezdrowo. Była czysta, a sprawiała wrażenie wysmarowanej kurzem. Dziwne porównania, pomyślał Malfoy. Tak gładka, spokojna i nieruchoma. Pamiętał, jak jeszcze przed chwilą wzdłuż czoła biegło niebezpiecznie głębokie rozcięcie, z którego krew – znowu krew, wszędzie krew! – kapała najpierw na biały śnieg w Hogsmeade, a potem na białą poduszkę pod głową dziewczyny. W wiosce wydawało mu się, że Granger oprócz tego ma złamany nos i ani cala skóry bez drobinek tynku. Mało sensownie pomyślał, że gdyby wtedy ktoś ją zobaczył – podobnie, zresztą, jak teraz – byłby daleki od stwierdzenia, że Granger jest piękna. A przecież była, teraz – paradoks! – widział to jeszcze wyraźniej. I silna, i odważna. Tajemnicza, pewna siebie, kusząca.
– Czy ona z tego wyjdzie?
Megan odwróciła się do niego, zupełnie zaskoczona. Najwyraźniej zapomniała o jego obecności. O Malfoyach się nie zapomina, chciał jej powiedzieć, ale teraz nie był Malfoyem.
– Myślę, że tak. Najgorsze już minęło, teraz pozostaje odwrócić skutki klątwy.
Mimo to wcale nie wyglądała na zbyt przekonaną tym, co sama właśnie powiedziała.
– Na pewno przeżyje. – Poprawiła się. – Ile zajmie wyleczenie, nie mam pojęcia, bo wygląda mi to na bardzo złośliwą klątwę. Im bardziej odwracamy, tym większe są obrażenia. Nawet jeśli uda nam się to pokonać, to prawdopodobnie pozostaną blizny. – Westchnęła. Nagle jednak zaczęła wyglądać tak, jakby coś sobie przypomniała. – Ale pana nie powinno tu już w ogóle być! Mary pana odprowadzi i przy okazji zajmie się pana twarzą.
– Moją twarzą? – Przestraszył się i ledwo zdusił chęć dotknięcia nosa, policzków i oczu.
– Ma pan rozcięcie na policzku. Spokojnie, obejdzie się bez śladów.
Kiwnął głową. Właściwie, czym się przejmował? Przecież to była twarz Markusa, a nie jego! Pozwolił się wyprowadzić z pomieszczenia, resztkami samokontroli powstrzymując się od zerknięcia w tył. Podejrzewał, że będzie miał dzisiaj koszmary. Dawno ich już nie miał.
Mary była młodziutką stażystką, jednak używała tak rozkazującego tonu, że nie mógł jej nie posłuchać. Dlatego też usiadł grzecznie na krześle i wystawił twarz w jej stronę, by ona mogła usunąć skaleczenia i brud. Ruchy miała pewne i spokojne, toteż pozwolił sobie na chwilę wytchnienia i po prostu przymknął oczy. Ciepło wydobywające się z różdżki i rozchodzące się wkrótce po jego skórze działały kojąco. Nagle zapragnął znaleźć się w ciepłym i miękkim łóżku.
– Gotowe – mruknęła.
– Wspaniale - odparł oschle, a dziewczyna poczuła się chyba urażona tak małą wdzięcznością. Tak, powinien paść do jej stóp i całować ją po rękach. Nie widząc innego rozwiązania, po prostu wycofała się, zachowując resztki godności.
Mary ledwo zdążyła się odsunąć, gdy na korytarzu pojawił się Potter – blady, spocony, z rozciętą brwią i wargą. Najwidoczniej nawet tego nie umiał sam wyleczyć.
– Co z nią? – spytał natychmiast, gdy tylko stanął przed nim.
– Kiepsko – stwierdził lakonicznie Draco. Dalej był wściekły! – Jest aktualnie nieprzytomna. Połączenie klątwy tnącej i palącej, której chyba nie mogą usunąć. Prawdopodobnie spędzi tutaj parę dni.
Potter usiadł obok niego. Ukrył twarz w dłoniach, przez co wyglądał dość żałośnie. Draco nie do końca mógł zrozumieć, co było między nim a Granger, ale cokolwiek to było, musiało być wyjątkowo silnie zakorzenione. On nigdy nie miał takiego przyjaciela. Chyba że Markus...?
– To moja wina – mruknął posępnie brunet, wzdychając ciężko. Wyprostował się i wyglądał nieco pewniej niż przed chwilą, ale Draco wciąż uznałby jego stan za "żałosny".
Choć go nie lubił, poczuł się w pewnym obowiązku do pocieszenia go. To w końcu nie była wina jego, tylko Wieprzleja, który stchórzył i, jak szczur uciekający z tonącego statku, umknął klątwie. A szkoda, takie pogorzelisko, jakie miała teraz Granger na tyłku, idealnie pasowałoby do jego rudych kłaków.
– To wina Weasleya. – Bardzo się starał, żeby niechęć w jego głosie nie była tak bardzo widoczna, ale chyba przegrał z samym sobą. Trudno.
Harry pokręcił głową i złączył ze sobą dłonie. Stawy strzeliły cicho, gdy zaczął wyginać palce.
– Nie mogę uwierzyć, że Ron ledwo co się pojawił, że to jego pierwsza akcja i już wszystko spaprał.
– Ucieczka przed klątwą i zrzucenie jej na swoją byłą żonę... tak, rzeczywiście spaprał sprawę – zironizował, specjalnie używając tego głupiego słowa. Co ono w ogóle w takiej sytuacji znaczyło, na gacie Merlina? Jesteś dziwny, Potter.
– To dało mi jednak podstawy do długotrwałego zawieszenia go...
– Idealny pomysł, szefuniu. Szkoda, że nie wpadłeś na niego przed tym, jak Hermiona swoim ciałem zrobiła niemal dziurę w ścianie. – Miał jeszcze powiedzieć coś kąśliwego, ale poczuł nieprzyjemne ciągnięcie w twarzy. Chrząknął więc jedynie i wstał. – Przypomniało mi się, że mam coś do zrobienia. Daj mi znać, kiedy się obudzi, Potter.
Harry nie odpowiedział, nawet na niego nie spojrzał, tylko dalej wpatrywał się w podłogę.
– Mam nadzieję, że podobało ci się bycie mną i paradowanie wszystkim aurorom pod nosem, bo to był ostatni raz, kiedy się na to zgodziłem. – Już w progu powitały go oschłe słowa przyjaciela, na które jedynie przewrócił oczami. W drodze powrotnej zdążył się z powrotem przemienić i teraz znów był sobą, Draco Malfoyem. Nie dało się ukryć, że gdy spojrzał w lustro i dojrzał swoją twarz, odetchnął z ulgą. Teraz wszystko było na swoim miejscu – bledsza cera, jasne oczy, prostszy, mniejszy nos, wąskie usta.
Draco opryskał się zimną wodą, wytarł dłonie w ciemnozielony ręcznik i wrócił do pokoju, w którym widział Markusa. Jego przyjaciel siedział całkowicie odprężony na fotelu i, wystukując jakiś rytm o jego oparcie, czytał gazetę.
- Dzisiejszy Prorok Codzienny jest niezwykle ciekawy – mruknął brunet. – Najpierw wydanie poranne i Krum, dziecko Hermiony, ona sama, Weasley nawet, a przed chwilą przybył specjalny dodatek. Sowa nawet nie chciała krakersa, tak się spieszyła do innych subskrybentów.
- Wydanie specjalne?
- Aha! - Potwierdził Markus. Złożył mniejszą gazetkę i pokazał blondynowi okładkę, na której zobaczył samego siebie. To znaczy, zobaczył ciało O'Sullivana, ale to on się pod nim wtedy krył. Nie miał pojęcia, jak komukolwiek zdołał zrobić to zdjęcie, ale był to moment, gdy udało mu się wreszcie obwinąć Hermionę płaszczem i podniósł ją na ręce. Draco chrząknął, a Markus za to dodał: – Jestem sławny! Tyle lat ciężkiej pracy, najpierw nauka, potem aurorowanie i nikt o tobie nie wie, nawet jak nadstawiasz za nich karku, a tu wystarczy wziąć piękną, choć paskudnie ranną kobietę w ramiona i jesteś na okładce specjalnego dodatku!
Draco przez chwilę milczał, pocierając wolnymi ruchami brodę. Wreszcie wzruszył ramionami, przybrał niewinny wyraz twarzy i podobnym tonem stwierdził:
– No widzisz, a to dopiero pierwszy dzień bycia tobą. Czemu nie chcesz rozważyć kolejnych?
– Bo dzisiaj wszystko mogło wyjść na jaw, Malfoy.
Blondyn chrząknął i odwrócił głowę.
– Właściwie to...
Markus jęknął.
– Proszę, nie mów mi, że Hermiona wie, że ci pomagam. – Poprosił, odrzucając gazetę na stolik.
– Że wie, to za dużo powiedziane. Chyliłbym się ku "podejrzewa".
Draco myślał, że jeszcze chwila, a Markus rzuci się na niego z pięściami, chcąc niewątpliwie zrobić mu krzywdę. Jakie było jego zaskoczenie, gdy brunet jedynie policzył pod nosem do dziesięciu, zacisnął i rozluźnił zaraz dłoń, a potem spojrzał na niego z głośnym westchnieniem.
– Cóż, któregoś dnia na pewno wyszłoby to na jaw. Z tobą w duecie nie ma szans na normalne, spokojne życie. Powinienem się już do tego przyzwyczaić.
– Nie masz mi za złe, że ona rzeczywiście może się domyślić prawdy?
– Nie jest głupia i może, gdy jej wytłumaczę, zrozumie i da mi czystą kartę?
Draco wzruszył ramionami, nie chcąc się wypowiadać. Pamiętał Granger ze szkoły, a i wtedy jej nie znał. Teraz śmiało mógł powiedzieć, że nie ma już o niej żadnego pojęcia. Niby obserwował ją, a nie zauważył, że ma dziecko! Na tak długo schowała to swoje pisklę, że... mężczyzna znieruchomiał, zastanawiając się nad czymś. Markus spojrzał na niego za to wyraźnie zaniepokojony wyrazem jego twarzy. Draco bez słowa wstał, zniknął w kuchni i zaraz wrócił ze szklaneczką brandy w bladej dłoni. Chodził wzdłuż pokoju, bębniąc palcem o ściankę szkła i próbował przypomnieć sobie każdą minutę ataku śmierciożerców. Och, dlaczego nie miał pod ręką myśloodsiewni?! Zastanawiał się, kogo udało im się schwytać, kto zdołał im umknąć, a kogo z tych wszystkich osób znał i nagle spojrzał bez wyrazu na Markusa.
– Mamy problem. To znaczy ja mam.
– Skoro ty masz problem, to ja mam wielki problem. – Podsumował cierpko brunet, marszcząc brwi. Ostatnio miał nieodparte wrażenie, że Draco zaczyna wariować. – Zgaduję, że dotyczy to Hermiony?
– Tak, Granger ma jeszcze większy problem – przyznał Malfoy. W dwóch susach znalazł się przy stoliku, po drodze dopijając alkohol. Złapał za poranne wydanie Proroka Codziennego i pokazał okładkę Markusowi.
– Draco, nie wiem, czy zrozumiałeś, co do ciebie mówiłem, ale ja już czytałem ten artykuł. Autor bez skrupułów wywlókł na wierzch wszystkie brudy z życia Hermiony, co nawet według ciebie powinno być nie fair, choć nie wnikam, co o tym sądzisz, ale...
– Zamknij się, O'Sullivan. Przeczytaj mi tytuł – rozkazał cichym warknięciem.
Markus, urażony, chrząknął cicho.
– Złota dziewczyna i jej brudne sekrety – zacytował.
– Wspaniale. A teraz podtytuł.
– Order Merlina, sława, świetna posada, a w tle unieważnione małżeństwo, romans i nieślubne, ukrywane dziecko. Kim tak naprawdę jest Hermiona Granger?
Draco pokiwał głową, zadowolony.
– Cudownie, dostajesz Wybitny z czytania. A jak ze zrozumieniem tekstu?
– Malfoy, irytujesz mnie!
– Dalej nie rozumiesz? To wyjaśnię ci, poczekaj. – Przerwał wbrew temu, co powiedział i zniknął w kuchni, żeby zaraz pojawić się z kolejną szklaneczką brandy. Czemu jej nie przywołał? Nieważne. – Dzisiaj rano pojawiło się wydanie Proroka Codziennego, z którego okładki na każdego czarodzieja patrzy niewinna buźka Hermiony Granger. Przypomnijmy, pod pojęciem "czarodziej" kryje się również każdy śmierciożerca, a zapewniam cię, że niektórzy z nich mają na tyle tupetu, żeby subskrybować ten szmatławiec. Warto nadmienić, że w tym jakże interesującym artykule pojawia się wszystko, co dotyczy Granger – nie tylko jej, pożal się Merlinie, małżeństwo z Łasicem, które okazało się niewypałem, nie tylko jej osiągnięcia wojenne, nie tylko jej schadzki z tym ponurym Krumem.
Czy on nie brzmi przypadkiem na zazdrosnego?, spytał się Markus, kiwając głową, chcąc pokazać przyjacielowi, że słucha go uważnie. Interesujące!
– Ale również jej dziecko, dotąd ukrywane – ciekawe, czemu? – rzucił wymownie w powietrze, patrząc na niego w taki sam sposób – oraz miejsce, gdzie mieszka. W tym momencie nie ma tajemnicy, o której nie wiedziałby przypadkowy mieszkaniec magicznego Londynu.
– Chcesz powiedzieć, że... – zaczął niepewnie Markus, ale znowu go uciszono.
– Chcę powiedzieć, że ten nieoczekiwany atak wygląda mi dziwnie podejrzanie. Każdy śmierciożerca wiedział, na co się pisze i co mu grozi, jeśli go złapią, a mimo to wskoczyli sobie w mgłę i ot tak, pojawili się w Hogsmeade i na Pokątnej, żeby podpalić parę budyneczków. Samo to brzmi już idiotycznie. Do tej pory pojawiały się pojedyncze ataki, jakiś napad na mugola na przykład, ale nie takie akcje. I to akurat w parę godzin po artykule w Proroku.
– Może to zbieg okoliczności?
– A czy to, że Hermiona Granger zostaje wysłana na akcję i jest przyjaciółką Harry'ego Pottera też jest przypadkiem?
– Brzmisz trochę chaotycznie, zwolnij. Co do tego ma Hermiona?
– To ona była celem! – niemal wykrzyknął ze wściekłością, że tyle czasu musiał stracić na przedstawienie całej sytuacji, żeby przyjaciel zrozumiał, a i tak sam musiał mu podać rozwiązanie na tacy. Jednym haustem dopił resztkę alkoholu i odetchnął głęboko. Gardło zapiekło go delikatnie. Odstawił szklankę.
Markus trawił wszystkie fakty, mrucząc pod nosem, ale wciąż nie wyglądał na przekonanego. Draco sam nie był do końca pewien, czy się nie myli, ale wolał nie ryzykować i nie porzucać tej myśli, tylko za nią pójść. Dlatego też usiadł energicznie obok kolegi i przywołał do siebie pergamin i pióro.
– Popatrz – powiedział, ledwo siląc się na spokój. – Rok dziewięćdziesiąty ósmy, Czarny Pan ginie w Drugiej Bitwie o Hogwart, prawda? Potem jest istne szaleństwo na punkcie Pottera i ich przyjaciół, choć o Granger wszystko zamyka się do września i początku siódmego roku w szkole, który postanowiła ukończyć. Przez rok jest cisza, Potter i Weasley podbijają salony, Łasicowi w międzyczasie uderza sodówka do głowy, a śmierciożercy próbują się przegrupować. Mój ojciec trafia do Azkabanu, matka zostaje oczyszczona z zarzutów, a ja znikam pod powierzchnią ziemi.
Draco na chwilę przerwał, jakby chcąc dać Markusowi czas na przyswojenie wszystkiego. Podczas swojego wykładu ciągle skrobał po pergaminie, pisał imiona, rysował kontury i strzałki między postaciami, gdy coś je łączyło. Teraz pióro zawisło na chwilę nad gładką jeszcze powierzchnią, a młody Malfoy zagryzł wargę.
– Idziemy dalej. Cisza trwa dłużej, niż ktokolwiek by sobie wyobrażał. Mniej więcej do września poprzedniego roku. Wcześniej jest głośno o Granger, jej małżeństwie, potem rozwodzie, o przemocy w związku i tak dalej. Granger znika na... rok? Nieważne, ale w każdym razie znika i najwyraźniej udaje się do Kruma do Bułgarii, który robi jej dziecko, a potem każe spadać. Nikogo to jakoś specjalnie nie interesuje, nikt nawet nie zauważa, że Granger któregoś dnia pojawia się na progu Pottera...
– Skąd wiesz?
– Podejrzewam – wywrócił niecierpliwie oczami. Mówił tak szybko, że ledwo nadążał z pisaniem. – Jest ciąża, potem się kończy, dziecko się rodzi, wszystko owiane tajemnicą i nagle, pewnego pięknego dnia, Hermiona Granger zostaje aurorem. Pamiętasz swój szok? – Markus kiwnął głową, nie odzywając się jednak. – Wyobraź sobie szok innych! Nie była to co prawda wiadomość godna okładki Proroka, ale ten, kto chce się dowiedzieć, na pewno się dowie. Tak dowiedziałem się ja.
– Dowiedziałeś się dzięki mnie.
– Nie przerywaj. I mniej więcej właśnie wtedy ja też postanowiłem wyjść jako tako z ukrycia. Dzięki tobie wiedziałem, że przez cały czas mnie szukali. Na początku byłem wściekły, bo mózg Granger pewnie tylko dzięki zaklęciu zmniejszająco-zwiększającemu mieści zasób wszystkich informacji. Podejrzewałem, że bardzo szybko mnie znajdzie i wyda całuśnemu dementorowi. Dlatego wtedy myślałem po prostu nad przyczajeniem się, a potem schwytaniem jej i wymienieniem jej na moją wolność, ale później zrozumiałem, że można to załatwić inaczej.
Markus nadstawił uszu. Czyżby coś o innowacyjnym planie przebiegłego Malfoya? Draco chrząknął.
– Mniejsza o to. Z ukrycia wyszła Granger, ja zacząłem się czaić, a w Biurze Aurorów odpadały wam ręce od papierkowej roboty, ale nie tylko, bo z czasem pojawiało się coraz więcej pojedynczych zdarzeń z udziałem śmierciożerców. Czas mijał, ilość ataków się zwiększała, Granger radziła sobie fenomenalnie, zawsze twarda i opanowana, a każdy myślało tym, jak ją przelecieć i złamać w łóżku, skoro w pojedynku nie było szans...
– Draco – chrząknął Markus.
– Była jak lwica broniąca swojego lwiątka, którym były jej tajemnice, pozwalające żyć jej w spokoju. Nikt nie wiedział, gdzie mieszka, czy ma faceta, co robi po pracy, kogo lubi, a kogo chciałaby utopić w tych waszych klozetach w ministerstwie. Idealna Hermiona Granger zaplanowana od podszewki.
– Draco, przejdź do sedna, proszę – powiedział zmęczony Markus, patrząc na zapisaną kartkę. Szlaczki, literki, strzałki. Mimo że nie ruszył palcem przez cały dzień, czuł się wyczerpany.
– Ale kiedy właśnie to jest sednem! Ktoś musi kierować śmierciożercami i ktoś musi mieć uraz do Granger albo przynajmniej jakiś plan z jej udziałem. Może chce się dobrać do Pottera? To w końcu jego przyjaciółka. W każdym razie, ten ktoś zauważył, że gdy Granger jest opanowana, nie ma szans. I nagle, jak na zawołanie, najpierw pojawia się Krum, zaburzając dotychczasową harmonię. Potem jednego dnia pojawia się ten artykuł, zaraz potem wraca Weasley – tylko Merlin raczy wiedzieć, skąd – i od razu gra na nerwach Granger, wytrącając ją z równowagi, a na domiar wszystkiego jest zaplanowany atak na dwa różne miejsca, dzięki czemu aurorzy będą rozdzieleni, a więc słabsi. Nie uważasz, że to wszystko za bardzo kręci się wokół naszej słodkiej Granger?
Draco ucichł, odrzucił pióro i rozsiadł się wygodniej na kanapie. Jego towarzysz był zmęczony słuchaniem, ale on był wykończony mówieniem i bieżącym łączeniem faktów. Choć to wszystko mogło zabrzmieć absurdalnie i wyglądać trochę naciąganie, miało sens. Lepszy taki trop, niż żaden.
– Czyli z tego wszystkiego wynika, że ktoś poluje na Granger, tak?
– Tak mi się wydaje – przytaknął Draco, przyglądając się kartce. – A że ja też na nią poluję... muszę upolować ją pierwszy, jeśli chcę być oczyszczonym z zarzutów.
– Stary, ja wiem, że jesteś niewinny, ale czy Hermiona też to wie? – spytał dość niepewnie Markus, przyglądając się przyjacielowi uważnie. Taka była prawda. Draco przez cały ten czas ukrywał się i czekał na odpowiedni moment, a tym czasem ktoś wrabiał go we wszystko albo po prostu fałszował dokumenty, sam już nie wiedział, co o tym sądzić.
– Jeszcze nie wie, ale się dowie, nic nie stoi na przeszkodzie. Zrozum, Granger ma niezachwianą wiarę w sprawiedliwość. I moralność – dodał. – Jeśli odpowiednio ją podejdę i pokażę prawdę, ona zrobi wszystko, żeby nikt nie osądził mnie za to, czego nie zrobiłem. Ale żeby do tego doszło, ona musi być żywa. Granger żywa, to moja wolność, Granger martwa, to Azkaban.
– Brzmi logicznie – przyznał Markus. Zaraz potem westchnął głośno. Rozparł się na fotelu i założył ręce za głową. Więc to był plan Draco, dumał, zdecydowanie lepszy od pierwszej wersji, gdzie chciał ją po prostu porwać. Nagle wpadło mu do głowy coś innego. Popatrzył na przyjaciela i spytał: – A może to Weasley?
– Nie - odpowiedział niemal od razu – jest na to za głupi.
Markusowi wydało się niepokojącym, że Draco dalej wyglądał na zamyślonego. Myślący Draco, to niezdrowy dla otoczenia Draco. Takie zestawienie wróżyło jedynie kłopoty, których aktualnie mu nie brakowało.
– Choć mogłoby być w porządku, gdyby za tym rzeczywiście stał on. Może żal do byłej żony za zrobienie z niego pośmiewiska? Niestety, Łasic pozostał debilem. A my mamy jeszcze jeden, o wiele większy i nieco aktualniejszy problem. To znaczy ja mam – poprawił się, przywołując do siebie na w pół pełną butelkę brandy. – I Granger.
Markus nie wiedział, czy naprawdę chce usłyszeć, co było ich nowym zmartwieniem.
Obudziła się, gdy wszędzie panowała ciemność. Przeszył ją dreszcz i już chciała się poruszyć, ale nie mogła nawet kiwnąć palcem. Jedyne, co była w stanie zrobić, to patrzeć przed siebie i czekać, aż ktokolwiek zauważy, że się ocknęła. Sama jednak nie wiedziała, czy aby na pewno to było tym, czego chciała. Nie miała pojęcia, gdzie była, jak się tu znalazła i dlaczego nie mogła się ruszyć. Pamiętała atak śmierciożerców, walkę, nagły ból i krzyk Markusa – a może jednak Malfoya? – zanim uderzyła o ścianę i straciła przytomność. Może uszkodziła kręgosłup i do końca życia będzie kaleką? Czy w świecie magii zdarzały się takie przypadki? Nie ma na to żadnego eliksiru? Co się stanie z Libby?
Ogarnęła ją panika.
– Hermiona?
Na dźwięk cichego szeptu zalała ją fala ciepła i ulgi. Harry! Czyli musiała być bezpieczna. Albo i jego schwytali, a teraz czekają na śmierć poprzedzoną mękami. Spróbowała się uspokoić i odezwać, ale ustami też nie mogła ruszyć.
– Och, tak, przepraszam, zapomniałem – wymruczał przyjaciel. Nerwowo znalazł różdżkę i zdjął z niej zaklęcie unieruchamiające, a potem zapalił światło. – Nie ruszaj się – polecił, ale nim skończył mówić, już zdążyła się poderwać na łokcie. Nie minęła sekunda, gdy znów leżała, a twarz wciskała mocno w poduszkę, by stłumić krzyk.
Przyjaciel od razu znalazł się przy niej i jakimś cudem wlał jej do gardła jakiś eliksir. Po jego specyficznym smaku poznała, że był to eliksir znieczulający. Nie mogła się doczekać momentu, w którym zacznie działać! Do tego czasu zaciskała mocno powieki i zęby, starając się rozluźnić napięte mięśnie, co nie było łatwe. Dopiero po chwili dla niej trwającej wieczność poczuła ulgę i tym razem rozpłakała się z radości.
– Wszystko w porządku? – spytał przestraszony Harry, zbliżając do niej. Cały czas był blisko, ale teraz ich twarze dzieliły może dwa cale.
– Co mi jest? Czemu nie mogę się ruszyć bez uczucia, jakby ktoś rozpalił na mnie ogień? – W jej głosie brzmiała panika, którą teraz usłyszał też Harry.
– To nic takiego, Hermiono. W Hogsmeade dostałaś jakąś dziwną klątwą, której skutki znacznie trudniej wyleczyć, bo... to dziwnie zabrzmi, ale ta klątwa jest jakby żywa. Im bardziej ją ruszasz, tym bardziej ona rośnie – wyjaśnił posępnie. – Uzdrowiciele nie wiedzą chwilowo, co robić, dlatego postanowili cię tu nieco przetrzymać i karmić cię eliksirami, aż nie wymyślą, co robić.
Hermiona zbladła, co w tych okolicznościach i tak było dziwnym zjawiskiem... Harry'emu wydawało się, że bardziej bledszym, niż już była, nie można się zrobić. Najwyraźniej mylił się, nie pierwszy raz z resztą. Złapał ją delikatnie za rękę.
– A jeśli nic nie wymyślą?
Jej głos brzmiał tak słabo, jakby już pogodziła się z taką ewentualnością.
– Wymyślą. Wszyscy nad tym pracują. Nawet Hogwart i aktualni nauczyciele Eliksirów i Obrony przed Czarną Magią. Spokojnie – mruczał. – To moja wina, nie powinienem cię tam posyłać. Strasznie cię przepraszam, Hermiono, naprawdę.
– To nie jest twoja wina – mruknęła. – Mogłam być bardziej uważna i mieć oczy dookoła głowy. – Zażartowała. Przymknęła na chwilę powieki. – Jestem taka zmęczona...
– Skutki klątwy – westchnął. – Nie martw się, uzdrowiciele wszystkim się zajmą. Poleżysz tu kilka dni, my z Ginny zajmiemy się Libby, a tobie zostaje tylko bycie cierpliwą. Jest tu taki jeden przystojny magomedyk... – szepnął z diabelskim uśmiechem, a Hermiona musiała się cicho roześmiać. Chwała Merlinowi za eliksiry uśmierzające ból!
– Dobrze. – Zgodziła się, gdy wreszcie opanowała chichot. Jakby teraz trzeba było jej jeszcze jakichś flirtów! – Będę grzeczna, ale pod jednym warunkiem.
– Zamieniam się w słuch.
– Dostarczysz mi tutaj kartotekę Malfoya. Całą, jaka tylko jest w ministerstwie.
Harry na początku milczał, zastanawiając się nad jej pomysłem. Zdążył jeszcze przetrzeć okulary rąbkiem koszulki, przeczesać włosy i dopiero wtedy pochylił się lekko, oparł łokcie na kolanach i spojrzał uważnie na Hermionę.
– Sądzisz, że to jego sprawka?
– Nie wiem, ale coś może go z tym łączyć. Poza tym – zaczęła niepewnie – wydaje mi się, że nie wszystkie sprawy, w które jest zaplątany, zostały odpowiednio rozpatrzone.
– Co masz na myśli?
– Jeszcze nie wiem, ale jak się dowiem, to na pewno ci powiem – obiecała, uśmiechając się lekko.
Nie zamierzała spędzić następnych dni bezczynnie. Intuicja podpowiadała jej, że ostatni Markus wcale nim nie był. Jeśli to faktycznie Malfoy się za niego podszył, to gdzie był prawdziwy Markus? Czy Malfoy go porwał? Przetrzymuje gdzieś? Już nawet nie przeszkadzało jej jakoś, że się przed nim otworzyła, i że Draco usłyszał to, czego w ogóle nie powinien. A może... może współpracują? Może jej niedoszły chłopak też jest śmierciożercą? Jeśli coś z tego było prawdą, nie mogło być przypadkiem, że Dracon ujawnił się właśnie przed nią - zarówno tamtego wieczora w dzień poprzedzający Wigilię, jak i dzisiaj... Musiał chcieć jej coś powiedzieć. Pytaniem pozostawało, co takiego i dlaczego akurat jej?
/scena w szpitalu może być nieco chaotyczna, bo pod koniec fragment mi się po prostu usunął,
a gdy to spostrzegłam, było już za późno i musiałam pisać od nowa, aj /
Rozdział jak zwykle cudowny!
OdpowiedzUsuńBiedna Hermiona mam nadzieję że szybko z tego wyjdzie.
A wspominałam już kiedyś że nienawidzę Rona? Jeśli nie to teraz to mówię! NIENAWIDZĘ GO!! Tak teraz jak to wykrzyczałam już mi lepiej haha :D
Ciekawe czy Markus zgodzi się żeby Draco jeszcze raz się w niego zamienił :D
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam Jagoda:):*
PS:Szablon jest przepiękny <3
Hi, hi, hi, wszystkie moje czytelniczki, nie wiadomo jak bardzo mogłyby Rona kochać na początku, w trakcie historii zawsze go znienawidzą!
UsuńCałuję!
O ile nogi, pośladku i lędźwie były zwyczajne - pośladki.
OdpowiedzUsuńZacznijmy może najpierw od szablonu. Otóż, zanim zaczęłam scrollować stronę, bardzo mi się podobał. Pattern w tle, przyjemne kolory, ciekawy spis treści... a później zjechałam na dół i zobaczyłam przepaść, która wygląda mniej więcej tak: http://s6.ifotos.pl/img/granger-a_eaprqhr.jpg
Używam Mozilli i specjalnie sprawdziłam w Googlu jak wygląda szablon i okazuje się, że zależy to od przeglądarki, więc także ten...
Ale wróćmy do rozdziału. Och, dużo się działo, oj dużo. Bez obrazy, ale o wiele lepiej czyta mi się o Malfoyu i Markusie niż o Hermionie, bo ona zawsze doda w swoich myślach ten fragment, jakich to ona ma niesamowitych przyjaciół i och, i ach. Naprawdę, mam wrażenie, że jest to w każdym rozdziale albo po prostu jestem przewrażliwiona. No nie ważne
Z tych przemyśleń Malfoya odnośnie ataku także i mi wyszło, że to Ron mógłby stać za tymi atakami, ale jakoś rola Super Złego Złoczyńcy mi do niego nie pasuje, chociaż kto wie, co tam siedzi w jego ryżej głowie?
Myślę też, że najlepszym atakiem na Hermionę byłby atak na Emmę i tak się zastanawiam, czy nic takiego się właśnie nie dzieje w tym momencie, gdy Malofy pije brandy, a Harry rozmawia z Hermioną...
No cóż, czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością - może dowiemy się w końcu, kto jest tym Badassem czyhającym na życie Hermiony.
Pozdrawiam, Niah.
Ocholercia, nie wiedziałam, że tak się zrobiło z szablonem. W chromie tak nie ma, ja nie używam Mozilli, ale nawet koleżanka, która używa Nightly - u niej też wszystko w porządku. Dlatego dzięki wielkie, że mi o tym powiedziałaś, bo będę kombinować :)
UsuńDziękuję serdecznie za komentarz, na pewno wezmę pod uwagę wrażenia dotyczące Hermiony (: Jeśli zaś chodzi o podejrzenia i wnioski Draco, nie zdradzę czy miał rację, czy też nie. Z jedną rzeczą masz rację, ale też nie do końca, a i to wyjaśni się w 13. (tej pechowej!).
Pozdrawiam!
Cudowny rozdział! Czekam na kolejny i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńNareszcie!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogłam się doczekać, codziennie po parę razy odswiezalam stronę żeby tylko.zobaczyć czy wreszcie jest 12 rozdział :-D
No i kurde jest!!!
Oczywiście mnie nie zawiodlas, rozdział jest wspaniały ;)
Malfoy... Uroczo zajebiście boski *.*
Szkoda mi Hermy, mam nadzieję że szybko wróci do Emmy i ta rana się wygoi i blizna będzie prawie niewidoczna :)
Ciekawa jest teoria Draco... (super to wymyslilas, serio) Oby dał radę jakoś poradzić sobie z tymi skierciozercami.
Całuję gorąco i życzę weny i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się tak szybko,jak to tylko możliwe ;)
PS. Malfoy forever! <3 ;D
Też go uwielbiam :3 Nawet nie wiesz, jak się musiałam powstrzymywać przed wrzuceniem go już do 1. rozdziału! Tak długo musiał czekać na swoją rolę :D Również mam taką nadzieję, ale jak to wyjdzie, to się okaże... Aj.
UsuńPozdrawiam :*
*śmierciozercami oczywiście, mój błąd ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, bardzo dużo się w nim działo, Draco wiele ryzykował podczas akcji i w szpitalu, ale może później zyska dzięki temu zyska w oczach Hermiony. Zastanawiam się czy teoria Draco, o tym, że ktoś czyha na Granger jest słuszna i jeśli tak to komu aż tak zaszła za skórę? Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Monize
Wkrótce (może!) zobaczymy, czy miał rację :>
UsuńCieszę się, że sprawy się wyjaśniają, chociaż szkoda, że kosztem niejako Hermiony :c Oby ten sztab ratunkowy, który się dla niej zebrał, szybko coś zdziałał. Jestem ciekawa, czego chcą od Granger Śmierciożercy i w jaki sposób Malfoy planuje ją uratować. A rozkojarzony (a raczej skupiony na konkretnej rzeczy i pomijający inne) Draco jest uroczy :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i pozdrawiaam <3
Aj, Draco jest zawsze bez wyjątku uroczy (:
UsuńPozdrawiam <3
Rewelacyjny rozdział, cieszę się, że Hermiona i Draco powoli nawiązują relację bez względu na to jaka ona będzie, bo przecież nie chodzi o to, aby było cukierkowo, a ciekawie! Wątek z 'niewinnością' Dracona i wiarą w sprawiedliwość Hermiony zapowiada się niezwykle interesująco! Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Aleksandra
Cudowny wygląd bloga! Jestem pod ogromnym wrażeniem i cieszę się, że w końcu pojawił się kolejny rozdział, bo nie ukrywam, że byłam go ciekawa.
OdpowiedzUsuńNo no, Hermiona w końcu zaczyna coś kumać, mam nadzieję, że niebawem zdecyduje się zaufać sercu i pomoże Draco. :D
O mg, jak ja bardzo nie lubię twojego Rona ( w sensie, że jak można być takim debilem? )
Niecierpliwie oczekuje 13. <3
xx
Rozdział jest przewspanialy!
OdpowiedzUsuńKiedy można się spodziewać następnego? ;)
Świetny rozdział! Biedna Hermiona ... jakąś Ty okropną klątwe wymyśliła taka zmasakrowana ;c
OdpowiedzUsuńDo tego wspaniały wygląd bloga, gratuluje ! =)
ps. Rozpoczęłam swoja działalność w blogosferze - http://kolo-fortuny.blogspot.com/ bardzo bym prosiła o szczera opinie dotyczaca mojego Dramione :)
Weszłam tu przypadkiem szukając ciekawych blogów i wpadłam na Twój i nie żałuje.
OdpowiedzUsuńHistoria naprawdę niesamowita i opisana z cudownymi uczuciami.
A jak wiele w nim emocji.
Scena walki, uczucia Dracona, Hermiona w tarapatach.
Wszystko tak dramatycznie i cudowie opisane że aż brakuje tchu.
Masz dziewczyno prawdziwy talent, który pokazujesz i nie można oderwać wzroku od Twojej historii.
Sprawiasz że chce się więcej i więcej.
Jestem też zachwycona długością rozdziałów jest coś co naprawdę lubię.
Historia niekończy się szybko a wręcz przeciwnie.
Uruchamiasz nowe wątki, tworzysz emocje i bohaterów w nowy nieznany sposób.
Naprawdę osobiście jestem zachwycona.
P.s. cudowny szablon chociaż z małą podpowiedzią nagłówek powinien być umieszczony trochę niżej.
Będzie zdecydowanie lepiej wyglądało
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńCzy zamierzasz kontynuować to opowiadanie? Zapowiadało się naprawdę ciekawie!
Pozdrawiam, Aleksandra
Planuje! :))
UsuńWłaśnie przeczytałam całego bloga. Nic mnie nie było w stanie od niego oderwać! Znaczy się, później musiałam zastosować popularna metodę kija i marchewki żeby jednak się czegoś nauczyć na zajęcia. Aczkolwiek.. Z początku podchodziłam do tego opowiadania trochę sceptycznie. Z czasem jednak wszystko powoli nabieralo tego sensu. Po pierwsze - Krum mnie denerwuje. Ale z tego co widziałam pod postami, nie tylko mnie. Teksty i przemyślenia Draco są rewelacyjne. Generalnie masz bardzo wyważony styl - kreujesz postaci, używając ku temu opisów, ale nie przeciągasz ich na sile. Trzymasz fason :) samo opowiadanie bardzo mnie wciągnęło, do pomysłu się przekonałam! Smuci mnie tylko, że tak dawno nie było rozdziału. Mam nadzieje, ze zajrzyj tutaj w najbliższym czasie i uda Ci się coś wykreować! Trzymam mocno kciuki, bo taka perełke aż chce się czytać! Pozdrawiam, Al.
OdpowiedzUsuńO boże! Mam nadzieję, że Hermiona z tego wyjdzie! Dobrze, że był tam Malfoy i wziął ją do szpitala. Hah, bezpośrednia ta Uzdrowicielka i coś mi się wydaję, że ma rację ;) No jak widzę Hermiona zaczyna w końcu coś podejrzewać.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz. Historia wciąga i nie można się od niej oderwać. Czekam na ciąg dalszy. Obserwuje i w wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale będzie u mnie bardziej pikantnie:)
OdpowiedzUsuńFantazyjna
mysli-bez-cenzury.blogspot.com
Przepraszam za spam!
OdpowiedzUsuńZapraszamy do Katalogu Granger, zbierającego opowiadania, w których jednym z głównych bohaterów jest Hermiona Granger, u boku innych osób. Poza opowiadaniami z Granger w roli głównej, znajdziecie tu również wiele ciekawych konkursów, dyskusji i pomysłów, które mamy nadzieję wdrożyć najszybciej jak to tylko możliwe. Stwórzmy razem prawdziwe stowarzyszenie, rozwijajmy swoje pasje i poznawajmy nowych ludzi!
katalog-granger.blogspot.com/
Jest osom. Zrobilaś to tak sprytnie, że nie ma parwie Rona i się o rzeczach z nim związanych nie myśli w ogóle. Wszystko krąży wokół Markusa, Draco i naszej słodkiej Granger. W tym opoqiadaniu są cudni. I cieszę się, że Markus jednak nie jest bardzo bucem, choć miewa takie przebłyski.
OdpowiedzUsuńJak tak dalej pójdzie to misterny plan Malfoya legnie w gruzach.
OdpowiedzUsuńOby Hermionie nic nie było. Co za kretyn z tego Rona?! Jakim cudem on został Aurorem?!