Zacznę od kilku zdań wstępu, które raczej rzadko mi się zdarzają - ja tu wciąż jestem, dostaję powiadomienie o każdej aktywności, dlatego tym bardziej dziękuję osobom, które decydują się komentować rozdział po rozdziale albo te zupełnie starsze posty - doceniam to, dodaje to energii i siły do pisania, ale... nie czas. Stąd proszę o wyrozumiałość - czuję, że doprowadzę tę historię do końca, a do końca maksymalnie dziesięć rozdziałów, pewnie nawet mniej, także spokojna głowa! Nie porzucę Granger Again :) Nawet jeśli pojawiam się raz na dwa miesiące, to pojawiam się, jestem i będę.
Tym samym, wyrywając się spomiędzy dwóch kierunków, pracy i jeszcze nowo rozpoczętych szkoleń językowych (ha!) - serwuję świeżutki, siedemnasty rozdział naszej historii. Łapcie!
*
- Skąd wiedziałeś, że
coś jest nie tak? - spytała Hermiona parę godzin później.
Wkrótce po tym, jak znaleźli się na polanie, a emocje
opadły, Draco ponowił aportację i tym razem dostali się tam, gdzie planował -
do jego nowej kryjówki, którą do tej pory starał się za wszelką cenę ukryć
przed kim? Ano właśnie przed Granger. Miejsce, które zawdzięczał swojej matce,
nie straszyło tak jak poprzednie, a on nie narzekał na niechcianych lokatorów.
Nie było mowy ani o gryzoniach, ani o robakach, które mogłyby uprzykrzać życie.
- Po tym, jak mnie
wyrzuciłaś, rzuciłem parę zaklęć na twój dom. Nic wielkiego.
- Co do tamtej sytuacji…
- Poniosło mnie, w
porządku? Ty też przegięłaś - przerwał jej Draco, trochę powarkując. - A poza
tym, chyba przeprosiłem?
- Wiem. Chciałam
powiedzieć, żebyśmy o tym zapomnieli - odparła sucho.
Mężczyzna spojrzał na nią ukradkiem, chcąc ocenić jej
nastrój, ale Hermiona patrzyła w drugą stronę. Kobiety, pomyślał z przekąsem,
wracając zaraz do robionej do tej pory kawy.
Mieszkanie nie było duże, ale zdecydowanie
przytulniejsze, niż to poprzednie. Miało dwa pokoje, w tym jeden z aneksem
kuchennym, łazienkę oraz nieduży balkonik w kształcie kwadratu, obecnie
całkowicie zasypany śniegiem. Wszystko urządzone niebywale skromnie, ale ze
smakiem i Draco naprawdę miło spędzało się tu ten czas. Jeśli tylko nie bywał
akurat u Granger - w jej ciepłym, przytulnym salonie, siedząc w miękkim fotelu,
pijąc smaczne i rozgrzewające napoje.
Draco do tego momentu nie miał pojęcia, jak wcześniej
opanowali chaos. To znaczy: jak on go opanował. Po tym, jak pocałowali się z
Granger na polanie, coś się zmieniło. Nie miał pojęcia, czy nagle uświadomił
sobie, że kochał ją od pierwszej klasy - i że nawet te bobrze zęby mu nie
przeszkadzały - czy jednak go ten pożar trochę bardziej dotknął i zwariował.
Nie wiedział, co o tym sądzić, ale wiedział jedno - Granger była w porządku.
Czasami trochę gadatliwa albo przewrażliwiona na niektóre rzeczy, często nawet
bardzo uparta i złośliwa. Ale była w porządku. Leżąc w zaspie śniegu i czekając
na atak przewlekłego zapalenia płuc, uświadomił sobie, że jednak miło jest tak
leżeć i obejmować tę pokrętną, upartą istotę - czuć jej ciepło, słyszeć
świszczący, przyspieszony oddech i na okrągło tłumiony płacz. Nie chciał, żeby
płakała, ale nawet takie sygnał jej obecności sprawiał mu… co to było?
Łaskotanie w brzuchu? Ciepło wokół serca? Drżący głos w gardle, który nie
chciał wyjść na zewnątrz?
- Jesteś mięczakiem,
Malfoy - mruknął Draco do siebie. Stał właśnie przy kuchence i w zupełnie
mugolski sposób parzył kawę dla ich dwójki. Stwierdził, że herbata to za mało.
Lubił jej uśmiech i dźwięk śmiechu, ciepłą barwę
spojrzenia, gdy na niego patrzyła i to, jak śmiesznie przekrzywiała głowę, gdy
się nad czymś zastanawiała. Mimo że momentami bywała otwartą księgą, czasami
stanowiła dla niego zagadkę nie do rozwiązania. Była po prostu Granger -
rozwódką, matką, potężną panią Auror, przyjaciółką Pottera i najmądrzejszą
czarownicą stulecia.
Była Hermioną.
A on mógł być mięczakiem.
- O czym myślisz?
Zaaferowany kawą, zamyślony i całkowicie skupiony, nie
zauważył, że powód huraganu w jego głowie właśnie wszedł do pokoju. Wybudzony z
letargu, Draco drgnął i spojrzał w stronę, z której dochodził głos. Hermiona
stała nieśmiało pośrodku pomieszczenia, miętoląc w swoich szczupłych palcach
jeden puchaty ręcznik. Był wilgotny i blondyn doszedł bez trudu do wniosku, że
to pewnie ten, którym wycierała ciało, bo drugi - równie puchaty i równie
zielony - wciąż tkwił na jej głowie. Najwyraźniej kobieta czuła się tak
nieswojo i niepewnie, a do tego nie miała pojęcia, gdzie zostawić mokry
ręcznik. Urocze. Czy to ta sama kobieta, która wrzuciła jego koszulę do
kominka?
Wnet przypomniał sobie o zadanym wcześniej pytaniu.
- O tym, czy słodzisz
jedną czy dwie łyżeczki cukru.
- Dwie.
Draco kiwnął głową. Wrócił do parzenia kawy - nadszedł
moment na przelanie naparu do filiżanek. Dolał trochę mleka, dosypał cukru i
ponownie spojrzał na kobietę.
Cóż miał ukrywać? Była piękna. Jedyne, co zdążyła
wziąć ze swojego domu, to dokumentacja ich wspólnego dochodzenia i parę
drobiazgów dla Libby. Dlatego też teraz stała tuż obok niego, ubrana zaledwie w
jego sweter, który i tak sięgał jej prawie kolan oraz zimowe, ciepłe skarpetki,
służące jej za kapcie. Nie pachniała już dymem, tylko mydłem i oliwką dla
dzieci. Draco podobał się ten zapach. Podobały mu się też rumieńce na jej
policzkach. Jedyne, co mu tu zupełnie nie pasowało, to wąski ślad po oparzeniu,
biegnący wzdłuż żuchwy po prawej stronie twarzy. Nie mieli pojęcia, kiedy sobie
to zrobiła, ale jedna maść i nie będzie śladu. Granger wciąż jednak była
piękna.
- Położyłam Libby w tym
drugim pokoju, jeśli ci to nie przeszkadza.
Kiwnął jedynie głową na znak przyjęcia informacji do
wiadomości, bo nie był pewien, czy jego głos nie odmówiłby mu posłuszeństwa.
Czuł się jak nastolatek, któremu pierwszy raz zdarzyło się stać obok półnagiej
kobiety i nie wiedział, gdzie podziać wzrok. A on nie był nastolatkiem.
Przypomniał sobie moment w lesie, gdy obydwoje chcieli tego samego. Może wtedy
dopomogła im adrenalina, może też trochę strach, a dopiero gdzieś tam na samym
końcu to, co naprawdę chodziło im po głowach… Ale przecież chodziło, prawda?
A on miał ochotę znów ją pocałować. I zaraz to zrobi.
Był w końcu groźnym śmierciożercą. Co to dla niego?
- Wiesz co... - odezwała
się nieoczekiwanie i niepewnie Hermiona. Draco spojrzał na nią, zaintrygowany,
bo nie dość, że wytrąciła go z przebiegłego planowania i próby odkrycia, czego
tak naprawdę chciał, to sama wyglądała na dość… skonsternowaną.
- Taak?
- Jakoś tak… ta kawa
wygląda i pachnie kusząco, ale nie wiem, czy to jest to, czego bym teraz
chciała.
Interesujące, pomyślał.
- A czego byś chciała?
Nagle stało się coś dziwnego. Draco przestał widzieć
niepewną, zmieszaną i zarumienioną z nie wiadomo jakiego powodu kobietę w jego
ubraniach. Ona zniknęła. Przepadł też ręcznik, który do tej pory tkwił
niezmiennie w jej dłoniach. Mężczyzna nie był nawet pewien, czy zdążył mrugnąć,
gdy nagle tuż przy nim, ale tak bardzo blisko, znalazła się Hermiona,
zasłaniając mu widok na resztę pomieszczenia. Widział tylko ciepłe oczy, a i
tak zaledwie przez moment! Potem były już tylko jej usta, przyciśnięte do jego
warg - nagle znów niepewne i biernie oczekujące na reakcję z jego strony. Nie
dało się ukryć, że nie musiały na nią długo czekać.
Zarówno on, jak i ona byli pozbawieni bliskości
drugiego ciała przez kilka ostatnich miesięcy. Oliwę dolewaną do ognia
stanowiły ostatnie tygodnie, które spędzali razem - niemal dzień w dzień. Draco
pamiętał, jak stał tuż obok niej, jak czuł zapach jej ciała - mieszankę
olejków, płynów do kąpieli i oliwki - pamiętał miękkość jej dłoni, gdy
przypadkiem jej dotknął, kiedy jednocześnie po coś sięgnęli. To była tortura. A
teraz tortura stała się słodkim upojeniem, od którego obydwojgu kręciło się w
głowach.
Całował ją mocno i zdecydowanie - napierał na jej
wargi, językiem walczył o swoją dominację i uległość z jej strony, a dłońmi w
silnym uścisku kontrolował ruchy jej bioder. Żadne z nich nie było delikatne,
żadne też tej delikatności nie oczekiwało od drugiego. Byli jak ogień i woda,
chcieli wzajemnie się zwalczyć i wygrać to namiętne starcie - obydwoje uparci,
dzicy i nieustępliwi.
Gdyby ktoś za parę godzin spytał Hermionę, jak do tego
doszło, spuściłaby prawdopodobnie wzrok, wzruszyłaby ramionami i stwierdziłaby,
że nie wie. Istotnie, nie miała pojęcia. W jednym momencie stali obok siebie,
rozmawiali o kawie, a w drugim była przyciskana do ściany przez jego ciężkie,
silne ciało. Skłamałaby jednak, gdyby powiedziała, że jej to przeszkadzało. Ba!
Pierwszy raz od długiego czasu miała wrażenie, jakby znalazła się w odpowiednim
miejscu. Z odpowiednią osobą.
Hermiona nie wiedziała, jak sweter, który miała na
sobie do tej pory, znalazł się na podłodze. Wiedziała tylko, że wargi Malfoya
łapczywie chwytały jej ciepłą skórę, całowały ją i lizały. Jak zęby kąsały
lekko płatki uszu, a koniuszek języka drażnił wrażliwe miejsca za nimi.
Rozpalał w niej ogień kawałek po kawałeczku, krusząc lód, za którym schowała
się na ostatnie kilka miesięcy po nieudanym małżeństwie i związku z Krumem.
Słyszała swój coraz głośniejszy oddech i czuła występujące mocniejsze rumieńce
na policzkach. Podejrzewała, że jej oczy błyszczą, ciemniejsze o ton od
rosnącego pożądania.
Nie miała pojęcia, jak turban na jej głowie przestał
utrzymywać wilgotne jeszcze po kąpieli włosy. Nieoczekiwanie poczuła ich chłód
na rozgrzanych ramionach. Zwróciła też uwagę, choć z trudem, na pewną siebie
dłoń, jaka wplotła się pomiędzy kosmyki. Poczuła za to dość wyraźnie
występującą gęsią skórkę - nie wiedziała tylko, czy spowodował ją chłód czy
nieoczekiwany dotyk dłoni Malfoya.
A te dotykały ją tak, że niemal się roztapiała, niczym
płatek śniegu na ciepłej opuszce palca.
Gdy mężczyzna nieoczekiwanie się od niej oderwał,
Hermiona miała wrażenie, jakby ktoś jej coś zabrał. Czuła rozczarowanie, pustkę
i dziwną chęć na odebranie sobie tego z powrotem. Draco z kolei lustrował ją
uważnym wzrokiem. Nie mogła nic z tego spojrzenia odczytać, kusiło ją, żeby
nagle wedrzeć się do jego umysłu i dowiedzieć się, co o niej myślał, ale
podejrzewała, że jako syn Lucjusza Malfoya legimencję miał opanowaną do
perfekcji.
- Czemu tak na mnie
patrzysz? - spytała więc zamiast tego. Choć chciała, żeby jej głos zabrzmiał
pewnie i spokojnie, pewne nuty zadrżały, szczególnie na samym początku.
Draco jednak nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się
tajemniczo, dalej ją obserwując. Przeniósł swoją dłoń z biodra kobiety na jej
policzek, a potem nakierował palce na zaczerwienione od pocałunków wargi.
- Bo mogę - odparł
wreszcie. - Jesteś moja.
Hermiona zadrżała na skutek zarówno jego intensywnego
spojrzenia, jak i wypowiedzianych słów. Mówił z przekonaniem, pasją, ale też
groźbą, która… nie przestraszyła jej. Wręcz przeciwnie, groźna niewiadoma
rzuciła w jej stronę kulę nowego uczucia, namiętności i pożądania, które
rozgorzały na nowo w Hermionie.
- Twoja? - spytała z
przekorą, stając na palcach, jakby chciała zrównać się z nim wzrostem.
Bezskutecznie. Odchyliła więc lekko głowę, przyglądając mu się z wyzwaniem.
- Tak. Jeśli ktoś położy
na tobie dłonie, zabiję go.
- A może ja nie chcę być
twoja? - W rytm mówionych słów dłonie kobiety wślizgnęły się zwinnie pod
koszulkę mężczyzny. Muskały delikatnie wyraźnie zarysowane mięśnie, głaskały
ciepłą skórę, drażniły.
- Trudno, nie masz już
wyjścia.
Hermiona nie zdążyła nawet odpowiedzieć, porwana
nieoczekiwanie w ramiona i przyszpilona plecami do gładkiej ściany. Znów jej
wargi były atakowane, szyja kąsana, a pośladki ściskane przez wprawne dłonie
Malfoya. I nawet gdyby mogła powiedzieć “nie”, nie zrobiłaby tego, bo było jej
zdecydowanie zbyt dobrze.
Chciała być jego.
Chciała należeć do Draco Malfoya - śmierciożercy,
którego osobiście powinna wsadzić do Azkabanu. Mało tego, wydawało jej się, że
należała do niego już od tamtego wieczoru, gdy spotkała go w zaułku. Dopiero
teraz sobie to uświadomiła.
I chciała, żeby Draco Malfoy, zbieg i morderca w
opinii publicznej, należał do niej.
Poprzednia noc jawiła się Hermionie jako jedna wielka
niewiadoma. Pamiętała jej początek, gdy biodra Malfoya przyciskały jej drobną
osóbkę do szafek kuchennych i koniec, kiedy zwinny język mężczyzny doprowadzał
ją niemal do utraty zmysłów.
Ich pierwszy raz był dziki, niemal ze zwierzęcym
pierwiastkiem - obydwoje znaleźli w drugim to, o czym śnili przez ostatnie
noce. Łapali garściami wszystko, co im dawało drugie, a dawało z siebie jeszcze
z nawiązką. Stąd niewielkie fioletowe siniaki na udach, gdzie odznaczył się
mocny ucisk palców Draco, albo ślady po paznokciach na jego plecach, które
zostawiła Hermiona. Przy tym pierwszym razie walczyli o dominację nad
partnerem, budząc jednocześnie swoje własne ciała do przyjmowania i dawania
rozkoszy.
Za drugim razem kochali się namiętnie, ale spokojnie,
łapiąc jeszcze oddech po poprzednim zbliżeniu. Poznawali powoli swoje ciała,
ciesząc się ich smakiem, zapachem i dotykiem. Teraz każde myślało o drugi, a
nie tylko o sobie i swoich potrzebach. Draco z kolei za punkt honoru postawił
sobie doprowadzenie Hermiony do skraju wytrzymałości i bez trudu osiągnął swój
cel.
Zapomniał jedynie, że miecz ma dwa ostrza.
Kiedy Hermiona się przebudziła, od razu czuła, że jest
sama. I miała rację. Leżała na podłodze - na miękkim dywanie, pośród koców,
poduszek i kołder - gdzie wieczorem uwili sobie swoje gniazdko. O ile przez
resztę nocy, gdy spała, czuła obok siebie bliskość i ciepło obejmującego ją
mocno i przyciskającego do siebie Malfoya, tak rano po otwarciu oczu od razu
wiedziała, że go nie ma.
I zupełnie jej się to nie podobało.
W momencie, gdy człowiek jest przez kilka miesięcy
przyzwyczajony do samotności i pustego, zimnego łóżka i z dnia na dzień dane mu
poczuć bliskość drugiej osoby - łatwo może się uzależnić. W tamtej chwili czuła
się zbrukana i oszukana. Nie brała pod uwagę wypowiedzianych wcześniej słów -
ani tych na trzeźwo, ani w szale fantazji i namiętności - czy złożonych
obietnic. Liczyło się tylko to, że po przebudzeniu była sama. Z buntowniczym
nastawieniem złapała więc za porzucony nieopodal sweter i gwałtownym ruchem
naciągnęła go przez głowę. Rozglądała się za swoją bielizną, ale nie mogła jej
zlokalizować nigdzie - dosłownie nigdzie, więc w końcu porzuciła poszukiwania,
bo sweter Draco i tak sięgał daleko za gołe obecnie pośladki.
Tak ubrana ruszyła na zwiad z zamiarem odnalezienia
Malfoya. Biorąc pod uwagę fakt, że mieszkanie duże nie było, długo szukać nie
musiała. Znalazła go w pokoju obok - tam, gdzie ułożyła do spania Libby i gdzie
pierwotnie sama miała zamiar spać. W tym samym momencie poczuła się głupio, gdy
tylko przypomniała sobie swoje myśli po przebudzeniu. Posądziła go o najgorsze
- wykorzystanie jej i zostawienie jak zużytej zabawki. Tymczasem ujrzała go
chodzącego w kółko po pomieszczeniu, z Libby w ramionach, mruczącego pod nosem
zasłyszaną kiedyś kołysankę albo jakąś inną pioseneczkę. Dziewczynka, wtulona
ufnie w jego nagą pierś, płakała, jednak płacz nikł z każdą chwilą, aż w końcu
całkowicie ustał.
Serduszko Hermiony zabiło na ten widok, a potem
ścisnęło się w dziwnie odczuwalny sposób - nie wiedziała, czy z miłości do
Libby, rozczulenia na sam ten widok czy może z żywionych na nowo uczuć do
Malfoya. Nie miała jednak czasu na rozważanie wszystkich za i przeciw, bo Draco
odwrócił się nieoczekiwanie w jej stronę i ujrzał ją - przyssaną do futryny, w
samym swetrze i chaosem na głowie. Pod jego taksującym spojrzeniem zarumieniła
się automatycznie, nie mogąc nad tym zapanować.
- I tak wszystko
widziałem - przypomniał ze złośliwym uśmiechem, przeciągając głoski.
- Pajac.
- Ogier, a nie pajac -
poprawił, podchodząc do niej powoli.
- Chciałbyś. -
Odzyskiwała powoli rezon.
- Nie sądzę, byś miała
tak krótką pamięć, Granger. Ale jeśli jednak masz, z chęcią przypomnę ci,
dlaczego teraz masz taką uroczą chrypkę. Chcesz?
Hermiona wywróciła oczami i westchnęła ciężko, jak
gdyby rozmowa z nim z rana należała do ciężkich zadań. Wnet odezwało się
uczucie samotności i pustki sprzed parunastu minut.
- Przestań mędrkować i
mnie po prostu pocałuj - zażądała w końcu, patrząc na niego wyczekująco.
- Jak sobie życzysz, kocico.
Nie minęło południe, gdy Hermiona dostała list od
Harry’ego i Ginny. Wiedzieli już o wszystkim, to znaczy o spalonym domku i
wychodzili z siebie, chcąc się dowiedzieć, gdzie ona i Libby się podziewały.
Kobieta czuła się podle, że nie wysłała im od razu informacji, ale Draco zaraz
ją uspokoił, że przecież pożar własnego domu to nie pierwsze lepsze przeżycie.
Miała prawo nie myśleć o swoich przyjaciołach. Hermiona musiała mu przyznać
rację. Szybko uporała się z odpowiedzią - biorąc pod uwagę, że oficjalnie była
z Marcusem, napisała, że zatrzymała się u niego i że nie muszę się o nic
martwić. Temat samego pożaru przemilczała.
Jeden problem załatwiony.
Kolejną sprawą była praca. Wbrew pozorom, Hermiona nie
mogła wziąć kolejnego urlopu, bo już za parę dni miał się on skończyć. Nie
mogła go też przedłużyć, bo to wywołałoby podejrzenia. Marcus, czyli inaczej
Draco, musiał się jakoś w pracy pojawiać, a z drugiej strony nie mógł. I tu się
pojawiały schody, łączące tę sprawę z kolejną, a mianowicie Libby.
Hermiona planowała oddawać ją codziennie do
czarodziejskiego przedszkola, ale po wczorajszym wypadku wybiła sobie ten
pomysł z głowy. Ktoś musiał z nią zostawać i się nią opiekować. Draco wydawał
się do tego idealny - i tak musiał się jeszcze ukrywać, więc czemu nie miałby
zerknąć na jej dziecko? Ranek podpowiedział jej, że ta dwójka dogaduje się ze
sobą całkiem dobrze, a i Draco - jeśli tylko traktował Hermionę na poważnie -
powinien się przyzwyczajać do małej.
To wszystko prowadziło do ostatniej niezamkniętej
sprawy.
Kto podpalił jej dom? Kto chciał jej śmierci?
Pomijając Wiktora, któremu po części odebrała dziecko,
Rona, którego pośrednio odebrała pracę i dziesiątkę śmierciożerców?
Hermiona potarła zniecierpliwionym ruchem twarz, wyzbywając
się resztek senności. Siedzieli z Draco przy stole i pili - ona kawę, on
herbatę - nie rozmawiali, każde pochłonięte własnymi myślami. Libby leżała na
kocyku na podłodze i bawiła się gumowym gryzakiem. Panował względny spokój.
- Mm, byłbym zapomniał -
odezwał się nieoczekiwanie Draco, wstając. Zniknął w drugim pokoju, nie było go
chwilę. Gdy wrócił, niósł nieduży pojemniczek. Zawartość odrzucała zapachem,
ale to dzięki niemu Hermiona w mgnieniu oka rozpoznała specyfik.
Pokiwała głową - ni to z podziękowaniem, ni ze
zrozumieniem. Po prostu. Usiadła bokiem do mężczyzny i odgarnęła włosy na
drugie ramię, odsłaniając policzek i linię szczęki. Draco bez trudu mógł
nałożyć maść przeciw oparzeniom i bliznom. Podczas tego krótkiego zabiegu
Hermiona przymknęła oczy i choć w dalszym ciągu rozmyślała nad podpalaczem, nie
mogła być obojętną na dotyk blondyna. Wmasowywał delikatnie maść - okrężnymi,
powolnymi ruchami - a dla niej był to jeden z lepszych masaży. Nawet nie musiał
się wysilać.
Wtem, zupełnie nagle i nieoczekiwanie, uderzyła w nią
pewna myśl.
- Ty wiesz, kto to
zrobił.
Nieruchoma nagle dłoń potwierdziła jej przypuszczenia.
Zaraz jednak zabieg wznowiono, ale Hermiona już wiedziała. Odwróciła głowę i
popatrzyła z dołu na obojętnego Draco.
- Kto to?
- Nie wiem.
- Nie kłam - zaczęła
ostro, podnosząc głos.
Nie zdążyła mrugnąć, gdy Draco chwycił mocno między
palce jej podbródek i uniósł go jeszcze bardziej. Wyglądał tak chłodno jak za
czasów szkolnych, w jego oczach początkowo tliła się pogarda i wyniosłość, ale
te szybko ustąpiły miejsca nienazwanemu jeszcze uczuciu.
- Nie kłamię. Jeśli
mówię “nie wiem”, to znaczy, że nie wiem. Gdybym wiedział, miałabyś już przed
sobą jego głowę na złotej tacy. Z jabłkiem w ustach.
- Dlaczego więc…
- Mam pewne podejrzenia
- uciął krótko. - Zostaw to mnie.
Coś w jego tonie podpowiadało Hermionie, że lepiej
będzie, jeśli nie rozpocznie z nim kłótni w tym temacie. Odwracając więc powoli
wzrok, pokiwała krótko głową, ale uczucia miała mieszane. Nie wiedziała, co
Draco planował. Nie chciała też, żeby wpakował się w coś nieciekawego. Już bez
tego siedzieli w gównie po szyję, tkwiąc w jednym i tym samym miejscu od
dłuższego czasu.
- Hej - mruknął, nie
wiadomo dlaczego zły - rozchmurz się.
- Nie. To nie takie
proste.
Czuła, że on już zdążył się rozluźnić, bo dłoń, którą
wciąż trzymał na jej szyi, zadrżała lekko od śmiechu. Pieścił w tamtym miejscu
skórę, z łatwością wyczuwając, że puls kobiety powoli przyspiesza.
- Myślę, że możemy coś w
tym kierunku zrobić.
- MALFOY.
- Co?
- Mówił ci ktoś, że
jesteś niewyży…
- Myślałem bardziej o
masażu, zbereźnico. Tylko kosmate myśli ci w głowie.
- Bo już bym ci
uwierzyła - westchnęła ciężko, nieoczekiwania dziwnie rozluźniona.
Nie całkowicie, ale na
pewno było lepiej, niż przed chwilą. Nie wiedziała, co na to wpłynęło - czy krótka,
naprawdę delikatna sprzeczka z Malfoyem, czy jego dotyk, a może sama obecność?
Było w nim coś takiego… podejrzanego, niewiadomego, zakazanego. Kusił ją.
Uprzedzenia i nienawiść ze szkoły przemieniły się w pożądanie i chęć zdobycia
drugiej osoby. Podejrzewała, że on miał podobne odczucia, bo czasami, gdy
przyłapywała go na patrzeniu na nią, miała wrażenie, jakby stanowiła dla niego
smaczny kąsek, który musi upolować.
Gdy wieczorem leżeli obok siebie - tym razem w pokoju
robiącym zwykle za sypialnie - czuła się znowu bezpiecznie. Znowu milczeli, ale
to milczenie im nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, dawało jeszcze więcej
poczucia zaufania. On zaufał jej - bo ujawnił się i wyznał prawdę o swoich
domniemanych przestępstwach, ona - bo była w stanie zamknąć przy nim oczy i
spokojnie spać całą noc.
Obejmował ją ciasno ramionami i nogami, przyciskając
do swojego nagiego ciała. Leżeli na łyżeczkę, było im ciepło i czuli się
wzajemnie całymi sobą. Opierał brodę w zagłębieniu szyi Hermiony, wdychał
przyjemny zapach jej skóry i wreszcie - po długim czasie ucieczki i ukrywania
się wraz ze szczurami - czuł się jak człowiek. I choć w dalszym ciągu widniało
nad nim widmo Azkabanu, był dziwnie spokojny.
- Cieszę się, wiesz?
Zamiast od razu odpowiedzieć, Draco odgarnął jedną
ręką loki na bok i złożył krótki pocałunek w tym delikatnym miejscu za uchem
kobiety. Słyszał, jak Hermiona jęknęła cicho, na zmianę rozluźniona i spięta,
oczekująca kolejnych pieszczot.
- Dlaczego?
- Bo nie jestem już
sama.
- Nie jesteś -
potwierdził mrukliwie, składając coraz więcej pocałunków na jej ciele,
rozluźniając jednocześnie uścisk ramion i nóg tak, by mogła odwrócić się do
niego twarzą. Potem ponownie zamknął ją w objęciach.
Kobiety czasami poddawały facetów testom, nawet
nieświadomie. Draco nie miał pojęcia, że właśnie jeden z nich zdał. Hermiona
mogła zasnąć spokojnym snem, ale blondyn przygotował dla niej zgoła zupełnie
coś innego. O śnie mogła tej nocy zapomnieć.
Ktoś, kto przyglądałby się z boku tej dwójce,
stwierdziłby, że dwoje spragnionych ludzi znalazło długo szukany wodopój. Jeden
potępiłby ich za pychę i łakomstwo, inny poleciłby czerpanie z tego tyle, ile
tylko w dłonie by im się zmieściło. Wszakże nigdy nie wiadomo, ile dane nam
będzie cieszyć się danym dniem i jego owocami, prawda?
Jestem pierwsza!
OdpowiedzUsuńO matko jak ja się cieszę, że jestem pierwsza. Naprawdę!
Czy można u ciebie zamawiać szablony? Jesteś bombowa w tym! Jak będę kiedyś potrzebować mogę do ciebie napisać? XD
A teraz rozdział...Czekałam i się doczekałam! Nie mogłam się doczekać i się doczekałam. Nie spodziewałam się takiej akcji! Naprawdę jestem pod wrażeniem. Hermiona i Draco tak blisko, już?! A tak po za tym Malfoy mieszka bardzo skromnie. Rozbroiłaś mnie sceną Libby i Draco tak jak Hermione. To takie uroczę <3
Tylko ostatnie zdanie nie daje mi spokoju. Jak to się zburzy jak jest tak idealnie, jednak doskonale wiem, że zawsze tak jest.
Jednak z całego rozdziału jedno zdanie raczej wypowiedz podbiła mi serce to o bobrzych ząbkach.
Podsumowując:
Świetnie jak zwykle i czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam,
Beca
Dziękuję ślicznie za cierpliwość! Cieszę się, że wciąż tu jesteś :) Co do szablonów - cóż, jeśli napiszesz do mnie, zapraszam, na pewno wezmę to pod uwagę i a nuż się uda coś zrobić, ale nie obiecuję, bo mam naprawdę niewiele czasu [stąd też publikacje tak rzadko]
UsuńPozdrawiam serdecznie!
w.
Zakochalam się w tym rozdziale! Jest moim numerem 1!! Czekam czekam czekam! na kolejny! Mam nadzieję ze tym razem krócej :D uwielbiam Cie.
OdpowiedzUsuńZakochalam sie!!
OdpowiedzUsuńCudo poprostu
Czekam na next <3 <3
No dobra wstyd się przyznać ale kiedyś musze. Znalazłam to opowiadanie jakoś pół roku temu. Po przeczytaniu w ciągu kilku godzin wszystkich rozdziałów i docenieniu każdego słowa i genialnosci tego co robisz... nie zostawiłam po siebie śladu. To opowiadanie jest naprawdę na wysokim poziomie i aż nie mogę uwierzyć że ma tak mało komentarzy. A może inni robią jak ja? W każdym razie właśnie naprawiam swój błąd i mówię ci ogromne DZIĘKUJĘ za wszystko co zrobiłaś z ta historia. Jest wyjątkowa. Codziennie odswiezam stronę po dwa razy żeby sprawdzić czy a nóż widelec coś wstawilas. Jednak dopiero dzisiaj odwazylam się skomentować. Dziękuję i oczywiście nadal będę odświeżac :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu znalazła się ta odwaga do skomentowania - zawsze miło widzieć kogoś nowego, komu podoba się ta historia :)
UsuńJestem pod wrażeniem, naprawdę pod wielkim wrażeniem! Ten rozdział był jednym z najlepszych w całym tym opowiadaniu. Ta atmosfera między nimi, opisy ich uczuć i pieszczot. Świetnie to wszystko opisałaś i strasznie żałuję, że tak szybko to przeczytałam.
OdpowiedzUsuńParę ostatnich akapitów podobało mi się chyba najbardziej. Ich wymiana zdań i to jak spędzali razem czas. :| Oby szybko to się nie zmieniło!
Swoją drogą, mam nadzieję, że Hermiona sobie poradzi z całym tym zamieszaniem z pożarem, bo wydaje się naprawdę straszne. Nie wyobrażam sobie przeżyć takiej tragedii. :/
Na końcu chciałabym jeszcze napisać, że masz świetny styl pisania i szkoda, że masz tak mało czasu na prowadzenie tego opowiadania, bo jest rewelacyjne. To chyba na tyle i obiecuję, że będę już komentować regularnie, bo wiem, że ostatnio tego nie robiłam. :)
Pozdrawiam :D
Prawie bym zapomniała! Przepiękny szablon :)
UsuńPięknie dziękuję za komentarz! :* Cieszę się, że jesteś, tym bardziej, że nie często publikuję tu rozdziały - niestety. Ale spokojnie, wkrótce rozdział 18-ty, bo - o dziwo! - mam go już napisanego :)
UsuńMam szczerą nadzieję, że krzywa mojego pisania idzie z każdym rozdziałem - od prologu aż do teraz - w górę. Jakby nie było, zaczynałam GA prawie trzy lata temu! Sama w to nie wierzę :) Gdyby było gorzej niż na początku, chyba zaczęłabym się martwić swoim progresem! :>
Bardzo dobrze rozegrałaś zejście się Dracona i Hermiony. Wyszło to tak naturalnie i przekonująco. Naprawdę duży ukłon w Twoją stronę. Ten rozdział czytało mi się naprawdę wspaniale. I chociaż wiem, że na drodze tej dwójki pojawi się zapewne jeszcze niejedna przeszkoda, wierzę że dadzą sobie radę.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Witaj!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością chciałabym Cię powiadomić, że Twój blog został zgłoszony przez jednego z Twoich czytelników do konkursu na blog miesiąca na Katalogu Granger! Jeśli chcesz możesz udostępnić na swoim blogu post z taką informacją, jeśli nie - nie zmuszamy; chciałam Cię jedynie poinformować. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza (udział w konkursie), jeśli by tak było, prosimy o komentarz na Katalogu bądź wysłanie maila.
Pozdrawiam ciepło!
♡♡♡
OdpowiedzUsuńMmmm… co za wspaniały rozdział <3 Mój ulubiony :D
OdpowiedzUsuń