//
W odpowiedzi na wiele próśb i pytań o kontynuację - po więcej niż ROKU -
wędruje do Was II część Obalonych cnót, nazwijmy to tak.
Nie obiecuję jednak, że III część - kto wie? - pojawi się
szybko. Może tak, może nie. Całuję! Tekst pojawił się już wcześniej na Wattpadzie, nie wiem jednak, czemu zabrakło go tutaj :) Także, w oczekiwaniu na 20 rozdział Granger Again - łapcie!
Przeczytaj pierwszą część - Obaloną potegę.
*
Patrzyła na
swoje trzęsące się dłonie, na połamane i rozdwojone paznokcie, z
których lakier znów zaczynał odpryskiwać, na wąską bliznę
biegnącą wzdłuż nadgarstka, na... Nieważne, na co spojrzała,
widziała obcą osobę. Na drżących nogach wstała od niedużego
stołu i podeszła do zakurzonych i brudnych drzwi balkonowych. Nie
pamiętała nawet, kiedy ostatni raz je myła, nie grało to dla niej
zbyt wielkiej roli. Szarpnęła mocno za klamkę, a gdy zamek
ustąpił, wkroczyła w zimne powietrze.
Płomień
zatańczył na wietrze, gdy odpaliła papierosa. Zastąpił go żar,
gdy zaciągnęła się mocno, a nikotynowy dym wypełnił jej płuca.
Przymknęła oczy z nieopisaną i niewyjaśnioną wręcz ulgą, a
potem spojrzała na panoramę Londynu. Gra świateł i dźwięków,
chaos nocnego życia, ciemne gwiazdy ukryte w jeszcze ciemniejszym
sklepieniu, tuż za chmurami, które goniły jedna za drugą.
Hermiona miała wrażenie, jakby od tego wszystkiego oddzielała ją
niewidzialna ściana. Czuła, jakby stała obok i jakby nic z tego
jej nie dotyczyło nawet w najmniejszym stopniu.
Z dziwną sobie
obojętnością przyglądała się ćmie, która wirowała w tańcu,
lecąc do migoczącej żarówki. Hermiona Granger była jak ona –
mała, bezradna i uległa swojemu świetlanemu uzależnieniu. Nie
wiedziała tylko, co było jej własnym światłem.
Kobieta zgasiła
papierosa.
Potem rzuciła
go w przepaść.
Kilkaset dni
wcześniej, gdy wschód słońca miał sens, a jego zachód stanowił
zaledwie małą przeszkodę do kolejnego poranka pełnego miłości...
Jeżeli kochasz
kogoś, kochasz go mimo wszystko, a nie za coś konkretnego. Kochasz
uśmiech i spojrzenie, jakimi cię obdarza każdego ranka. Dotyk jego
dłoni na twojej skórze. Zapach, który cię otacza. Zapadający w
zmysły kojący głos. Kochasz wszystko i akceptujesz mankamenty –
jakąś bliznę, wizję siwizny lub kalectwa, bo wiesz, że będziesz
przy nim i on będzie przy tobie. Razem dacie radę.
Hermiona
poruszyła się niespokojnie, wdychając unoszący się wokół
zapach. Czuła trawę, papierosy i swoją ulubioną wodę toaletową.
Odetchnęła głęboko, z ulgą, gdy go rozpoznała. Ron był tu,
czuwał nad jej snem. Pewnie szykował śniadanie, które wkrótce
wspólnie zjedzą. Mogła podarować sobie jeszcze pięć minut
słodkiej drzemki.
Dopiero po
chwili uświadomiła sobie, że wcale nie jest tak jak zawsze. Coś
było nie tak. Zmarszczyła nos, przeczesała włosy niecierpliwym
ruchem, a potem otworzyła oczy. Było niepokojąco cicho. Ron nie
potrafił być cicho. Hermiona odrzuciła gwałtownie kołdrę, a ta
spłynęła falą na podłogę. Kobieta poprawiła swoją koszulkę,
potem podniosła się z łóżka i ruszyła wolnym krokiem przez
mieszkanie.
Toaleta,
łazienka, druga sypialnia, salon. Kuchnia. Wszechobecne cisza i
pustka. I brak tej nieokiełznanej rudej czupryny. Nikt nie smażył
jajek na bekonie, nikt nie parzył jej ulubionej kawy. Czując
nadchodzący głód, Hermiona sama zabrała się za robienie
śniadania. Ruchy kobiety były szybkie, ale opanowane, choć w
środku cała się gotowała z braku odpowiedzi na niewypowiedziane
głośno pytania.
Gdzie podział
się Ron, z którym zdecydowała się spędzić każdy następny
dzień ich wspólnego powojennego nieba?
- I myślisz, że
wszystko wiesz, ale tak naprawdę... nie masz zielonego pojęcia,
Malfoy. Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? – spytała samą
siebie, próbując wbić papierosa w dno brudnej popielniczki.
Ta sama knajpa,
ta sama godzina, tylko dzień w tygodniu inny.
Mężczyzna nie
odpowiedział. Patrzył jedynie na drżące dłonie kobiety, na jej
równie rozedrgane, suche i popękane wargi oraz na rozbiegany wzrok.
Momentami sprawiała wrażenie, jakby zapomniała, gdzie była, a gdy
już to sobie przypomniała, to pojawiało się pytanie, dlaczego się
tu znajdowała.
- Znowu masz
zamiar się upić? – spytał jedynie, zakładając ramiona na
pierś. Usiadł wygodniej na zupełnie niewygodnym drewnianym krześle
i wbił w twarz towarzyszki nieustępliwy wzrok.
- Znowu tu
przyszedłeś? – przedrzeźniła go, wywracając oczami. Sięgnęła
po kolejnego papierosa. – Oddaj mi lepiej różdżkę, wymoczku.
- Wymoczku –
prychnął z czystym rozbawieniem zawiniętym w sreberko irytacji. W
samym środku czaiło się z kolei niedowierzanie i brak zrozumienia
dla takiego odwrócenia ról.
Znowu wystawił
Astorię i skręcił w dobrze znaną mu uliczkę, mając – co
proszę? – nadzieję, że zobaczy przez szybę pubu niepokorną
Granger. Nie rozczarował się. Siedziała w kącie sali, paląc
jednego papierosa za drugim jak smok w porze przystawki, ubrana w
kusą czarną sukienkę z uwodzicielsko wielkim dekoltem. Nie
wyglądała jak Granger, a już na pewno nie ta Granger, która
rozkwasiła mu nos w trzeciej klasie, niejednokrotnie groziła
najpodlejszą klątwą, a potem, po latach, zbierała laury na galach
bohaterów. Znowu była zniszczonym przez wojnę i życie człowiekiem
– z cieniami pod oczami, szarą skórą i rozczochranymi włosami.
Wciąż jednak miała to coś, że gdyby wyszła i stanęła na rogu
ulicy, już po pięciu minutach ktoś by chciał ją zgarnąć w
wiadomym celu.
Draco Malfoy
poruszył odrętwiałymi nagle palcami. Uśmiechnął się cwanie, a
potem rozejrzał po lokalu. Łapiąc spojrzenie barmana, kiwnął mu
krótko głową i znów wzrokiem wrócił do kobiety.
- Przyjemności
kosztują.
- Słaby tekst –
powiedziała sucho. – Przyjemnością powinno być dla siebie
siedzenie w moim towarzystwie, Malfoy.
- W tym
momencie? – Uniósł brew. – Nie sądzę.
Hermiona nie
odzywała się przez chwilę. Paliła papierosa, delektując się
jego zabójczym smakiem, zapijała go wódką z colą i patrzyła na
młodego Malfoya spod przymrużonych oczu. Nagle zaśmiała się
cicho, trochę chrapliwie, a blondyna przeszedł niewyjaśniony
dreszcz. Biegł od karku, wzdłuż kręgosłupa, aż po lędźwie.
- Opowiem ci o
miłości, Malfoy. Masz swoją miłość, nie mylę się? –
odezwała się zamyślonym głosem.
- Nie widzę
potrzeby w kontynuowaniu tego tematu. Jak spłacisz swój dług za
różdżkę? - zmienił temat, ale Hermiona już go nie słyszała.
Różnica
charakterów to najczęstszy powód rozwodów, gdy nikt nie ma nic
więcej do powiedzenia. Ona wolała filmy sensacyjne, a on powieści
historyczno-naukowe. Restauracja a domowe zacisze, Bach i Mozart a
The Beatles, kot a pies, morze a góry.
- To różnica
charakterów, Hermiono, to nie twoja wina. I ja też nikogo nie mam.
Przecież nie
trzeba być swoim sobowtórem.
- Różnica
charakterów? – powtórzyła powoli. – Różnica charakterów.
Zostawiasz mnie, bo wolę szparagi, a nie befsztyk na niedzielny
obiad.
- Technicznie
rzecz biorąc... - zawahał się. – To też, ale, szczerze,
potrzebuję kogoś mniej skomplikowanego. Mniej ambitnego. Mniej
wymagającego...
- To popatrz w
lustro, znajdziesz wszystkie swoje pragnienia – syknęła.
Ron wrócił po
dwóch dniach nieobecności, nieodbierania telefonu, który mu kiedyś
dała, nieodpisywaniu na wysyłane do niego sowy. Ot tak, otworzył
drzwi swoimi kluczami, a potem, jak gdyby nigdy nic, wszedł
energicznym krokiem do salonu, w którym już stały walizki z jego
rzeczami.
- Czy to
znaczy...? – zaczął wtedy, ale Hermiona, siedząc przed nim w
fotelu, przerwała:
- Nie wiem, co
miała znaczyć twoja nieobecność, nie wiem, co wymyśliłeś, ale
spakowałam twoje rzeczy na wszelki wypadek, żebyś przypadkiem nie
musiał tracić czasu, gdy wrócisz.
Chłód w jej
głosie zaalarmował Rona w mgnieniu oka.
- To nie tak,
jak myślisz. Ale to dobrze, że mnie spakowałaś.
- Więc to
wszystko, co razem przeszliśmy, to dla ciebie nic, tak?
- Tego nie
powiedziałem.
- Ale tak
właśnie wyglądasz. Masz kogoś?
- To różnica
charakterów, Hermiono, to nie twoja wina. I ja też nikogo nie mam.
Po prostu tak będzie lepiej, dla nas obojga.
- Po prostu
wyjdź, Ronald.
*
- Różnica
charakteru, widziałeś to? – powiedziała spokojnie, chłodno,
zaśmiewając się na sekundę. Kolejny drink opróżniła już do
połowy.
- Cóż, tak
właśnie było – przyznał Malfoy, trzymając swój napój. – No
bo sorry, Granger, ale Weasley? Kto cię przeklął na
taki zły wybór? – Wywrócił oczami.
- Wiedziałam,
że tego nie zrozumiesz. Nikt nie jest sobie w stanie tego wyobrazić
– przerwała, myśląc z wysiłkiem nad resztą zdania. Oho,
pomyślał Malfoy – nieważne.
Odstawiła
szklankę. Oparła obydwa łokcie na stoliku, a w dłoniach ukryła
twarz. Mężczyzna nie wiedział, czy zamierza płakać, ale miał
nadzieję, że ten pomysł wyleci jej z głowy, bo on nie zamierzał
jej pocieszać. Był facetem, nie Matką Teresą. Ale nie, ona
jedynie zastygła w tej pozycji i westchnęła lekko, pocierając
palcami policzki i czoło.
- To już chyba
czas na ciebie, co? Zbieraj się, Granger.
- Spadaj –
wymamrotała niewyraźnie.
Zadziwiające,
stwierdził Malfoy. W jednej sekundzie jesteś w stanie wygłosić
przemowę naukową, a w następnej nie potrafisz powiedzieć jednego
słowa. Nie czekając, aż sama się zbierze z siedzenia, chwycił ją
pod pachy i podniósł, a potem, gdy był już pewien, że ustoi o
własnych siłach, pociągnął ją w stronę wyjścia.
Wlekli się w
stronę jej mieszkania – nie musiała mu nawet mówić, gdzie
mieszka, każdy to wiedział – a jego irytowało tempo ich marszu.
Chcąc przyspieszyć, objął ją w pasie i zamienił trzy
dotychczasowe kroki w jeden. W pewnym momencie miał wrażenie, że
kobieta po prostu zasnęła. Wywrócił oczami. Gdy dotarli do
eleganckiego apartamentowca, w którym mieszkała, a zaraz potem do
windy, okazało się, że jednak nie – była obudzona, choć
całkowicie rozkojarzona i nie mająca pojęcia, co się dzieje,
gdzie jest i co robi.
W windzie oparł
ją plecami o jedną ścianę, samemu stając przy drugiej.
- Co z moją
różdżką? – spytała kolejny raz, patrząc na niego zza mgły.
- A co masz do
zaoferowania, żeby ją odzyskać, Granger?
- Czego nie mam
– zaśmiała się, patrząc na niego nagle w dziwnie wyzywający
sposób. Nim zdążył odpowiedzieć, odepchnęła się od ściany i,
zarzucając jedną rękę na jego kark, wpiła się agresywnie w
zupełnie nieprzygotowane wargi blondyna. Smakowała goryczą wódki
i papierosa, czyli jednym słowem: obrzydliwie, a mimo to nie
odepchnął jej, tylko przygarnął ją mocniej. Sam siebie nie
rozumiał, ale czy zawsze musi być wszystko racjonalnie wyjaśnione?
Całowała go
mocno i pewnie, wbijała palce w kark, a drugą dłonią gładziła
jego pierś skrytą pod koszulą. On z kolei wplótł jedną rękę w
jej niechlujnego warkocza, przyciskając ją mocniej do siebie.
Pchnął ich pewnym ruchem na przeciwną ścianę, przygniatając o
wiele mniejsze ciało swoim, przyciskając je do zimnej powierzchni,
na co naga skóra ramion kobiety zareagowała od razu gęsią skórką.
Jęknęła mu
prosto w usta.
- Naprawdę,
Granger? – warknął jej do ucha, zaciskając nagle dłoń na jej
szczupłej szyi. Palcem wskazującym zahaczył o dolną wargę, teraz
zaczerwienioną i nabrzmiałą od pocałunków.
- Co to za
różnica? Powiedziałam ci, że opowiem o miłości, ale miłości
nie ma, Draco.
Miłość
upadła.
Obaliły ją
pożądanie i żądza bliskości drugiego ciała.
Oni upadli, tak
nisko.
♡♡♡ Piękne
OdpowiedzUsuń♡♡♡ Piękne
OdpowiedzUsuńNaprawdę wow!
OdpowiedzUsuńKurcze, nie byłam tego świadoma, ale właśnie na takie rozwinięcie ich relacji miałam nadzieję.
Kupiłam taki wizerunek Hermiony, tylko dlatego że wojna faktycznie mogła odbić na niej duże piętno.
Jestem strasznie ciekawa, jak zakończysz to krótkie opowiadanie, chociaż podejrzewam, że raczej nie będzie happy endu, zważając na to, że Malfoy przecież spotyka się z Astorią. Dziwi mnie tylko fakt, że odwzajemnił pocałunek, nie przerwał go...
Czekam na nowy rozdział i kolejną, ostatnią część Obalonych Cnót. :)
Pozdrawiam!
Ach, zapomniałam napisać, że może stan Hermiony zmieni się jakoś pod działaniem Draco. Liczę na to!
UsuńMyślałeś/aś, że magia nie istnieje? Że jesteś tylko zwykłym mugolem? Myliłeś/aś się! Wybierz się do Uniwersytetu Magii Hogwart i odkryj, co oznacza słowo "czary"! http://umh.xaa.pl/index.php
OdpowiedzUsuń