Followers

wtorek, 23 lutego 2016

Obalona miłość

// W odpowiedzi na wiele próśb i pytań o kontynuację - po więcej niż ROKU - wędruje do Was II część Obalonych cnót, nazwijmy to tak. Nie obiecuję jednak, że III część - kto wie? - pojawi się szybko. Może tak, może nie. Całuję! Tekst pojawił się już wcześniej na Wattpadzie, nie wiem jednak, czemu zabrakło go tutaj :) Także, w oczekiwaniu na 20 rozdział Granger Again - łapcie!

Przeczytaj pierwszą część - Obaloną potegę.



*

     Patrzyła na swoje trzęsące się dłonie, na połamane i rozdwojone paznokcie, z których lakier znów zaczynał odpryskiwać, na wąską bliznę biegnącą wzdłuż nadgarstka, na... Nieważne, na co spojrzała, widziała obcą osobę. Na drżących nogach wstała od niedużego stołu i podeszła do zakurzonych i brudnych drzwi balkonowych. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz je myła, nie grało to dla niej zbyt wielkiej roli. Szarpnęła mocno za klamkę, a gdy zamek ustąpił, wkroczyła w zimne powietrze.

     Płomień zatańczył na wietrze, gdy odpaliła papierosa. Zastąpił go żar, gdy zaciągnęła się mocno, a nikotynowy dym wypełnił jej płuca. Przymknęła oczy z nieopisaną i niewyjaśnioną wręcz ulgą, a potem spojrzała na panoramę Londynu. Gra świateł i dźwięków, chaos nocnego życia, ciemne gwiazdy ukryte w jeszcze ciemniejszym sklepieniu, tuż za chmurami, które goniły jedna za drugą. Hermiona miała wrażenie, jakby od tego wszystkiego oddzielała ją niewidzialna ściana. Czuła, jakby stała obok i jakby nic z tego jej nie dotyczyło nawet w najmniejszym stopniu.
     Z dziwną sobie obojętnością przyglądała się ćmie, która wirowała w tańcu, lecąc do migoczącej żarówki. Hermiona Granger była jak ona – mała, bezradna i uległa swojemu świetlanemu uzależnieniu. Nie wiedziała tylko, co było jej własnym światłem.
     Kobieta zgasiła papierosa.
     Potem rzuciła go w przepaść.


     Kilkaset dni wcześniej, gdy wschód słońca miał sens, a jego zachód stanowił zaledwie małą przeszkodę do kolejnego poranka pełnego miłości...


     Jeżeli kochasz kogoś, kochasz go mimo wszystko, a nie za coś konkretnego. Kochasz uśmiech i spojrzenie, jakimi cię obdarza każdego ranka. Dotyk jego dłoni na twojej skórze. Zapach, który cię otacza. Zapadający w zmysły kojący głos. Kochasz wszystko i akceptujesz mankamenty – jakąś bliznę, wizję siwizny lub kalectwa, bo wiesz, że będziesz przy nim i on będzie przy tobie. Razem dacie radę.
     Hermiona poruszyła się niespokojnie, wdychając unoszący się wokół zapach. Czuła trawę, papierosy i swoją ulubioną wodę toaletową. Odetchnęła głęboko, z ulgą, gdy go rozpoznała. Ron był tu, czuwał nad jej snem. Pewnie szykował śniadanie, które wkrótce wspólnie zjedzą. Mogła podarować sobie jeszcze pięć minut słodkiej drzemki.
     Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że wcale nie jest tak jak zawsze. Coś było nie tak. Zmarszczyła nos, przeczesała włosy niecierpliwym ruchem, a potem otworzyła oczy. Było niepokojąco cicho. Ron nie potrafił być cicho. Hermiona odrzuciła gwałtownie kołdrę, a ta spłynęła falą na podłogę. Kobieta poprawiła swoją koszulkę, potem podniosła się z łóżka i ruszyła wolnym krokiem przez mieszkanie.
     Toaleta, łazienka, druga sypialnia, salon. Kuchnia. Wszechobecne cisza i pustka. I brak tej nieokiełznanej rudej czupryny. Nikt nie smażył jajek na bekonie, nikt nie parzył jej ulubionej kawy. Czując nadchodzący głód, Hermiona sama zabrała się za robienie śniadania. Ruchy kobiety były szybkie, ale opanowane, choć w środku cała się gotowała z braku odpowiedzi na niewypowiedziane głośno pytania.
     Gdzie podział się Ron, z którym zdecydowała się spędzić każdy następny dzień ich wspólnego powojennego nieba?
     - I myślisz, że wszystko wiesz, ale tak naprawdę... nie masz zielonego pojęcia, Malfoy. Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? – spytała samą siebie, próbując wbić papierosa w dno brudnej popielniczki.
     Ta sama knajpa, ta sama godzina, tylko dzień w tygodniu inny.
     Mężczyzna nie odpowiedział. Patrzył jedynie na drżące dłonie kobiety, na jej równie rozedrgane, suche i popękane wargi oraz na rozbiegany wzrok. Momentami sprawiała wrażenie, jakby zapomniała, gdzie była, a gdy już to sobie przypomniała, to pojawiało się pytanie, dlaczego się tu znajdowała.
     - Znowu masz zamiar się upić? – spytał jedynie, zakładając ramiona na pierś. Usiadł wygodniej na zupełnie niewygodnym drewnianym krześle i wbił w twarz towarzyszki nieustępliwy wzrok.
     - Znowu tu przyszedłeś? – przedrzeźniła go, wywracając oczami. Sięgnęła po kolejnego papierosa. – Oddaj mi lepiej różdżkę, wymoczku.
     - Wymoczku – prychnął z czystym rozbawieniem zawiniętym w sreberko irytacji. W samym środku czaiło się z kolei niedowierzanie i brak zrozumienia dla takiego odwrócenia ról.
     Znowu wystawił Astorię i skręcił w dobrze znaną mu uliczkę, mając – co proszę? – nadzieję, że zobaczy przez szybę pubu niepokorną Granger. Nie rozczarował się. Siedziała w kącie sali, paląc jednego papierosa za drugim jak smok w porze przystawki, ubrana w kusą czarną sukienkę z uwodzicielsko wielkim dekoltem. Nie wyglądała jak Granger, a już na pewno nie ta Granger, która rozkwasiła mu nos w trzeciej klasie, niejednokrotnie groziła najpodlejszą klątwą, a potem, po latach, zbierała laury na galach bohaterów. Znowu była zniszczonym przez wojnę i życie człowiekiem – z cieniami pod oczami, szarą skórą i rozczochranymi włosami. Wciąż jednak miała to coś, że gdyby wyszła i stanęła na rogu ulicy, już po pięciu minutach ktoś by chciał ją zgarnąć w wiadomym celu.
     Draco Malfoy poruszył odrętwiałymi nagle palcami. Uśmiechnął się cwanie, a potem rozejrzał po lokalu. Łapiąc spojrzenie barmana, kiwnął mu krótko głową i znów wzrokiem wrócił do kobiety.
     - Przyjemności kosztują.
     - Słaby tekst – powiedziała sucho. – Przyjemnością powinno być dla siebie siedzenie w moim towarzystwie, Malfoy.
     - W tym momencie? – Uniósł brew. – Nie sądzę.
     Hermiona nie odzywała się przez chwilę. Paliła papierosa, delektując się jego zabójczym smakiem, zapijała go wódką z colą i patrzyła na młodego Malfoya spod przymrużonych oczu. Nagle zaśmiała się cicho, trochę chrapliwie, a blondyna przeszedł niewyjaśniony dreszcz. Biegł od karku, wzdłuż kręgosłupa, aż po lędźwie.
     - Opowiem ci o miłości, Malfoy. Masz swoją miłość, nie mylę się? – odezwała się zamyślonym głosem.
     - Nie widzę potrzeby w kontynuowaniu tego tematu. Jak spłacisz swój dług za różdżkę? - zmienił temat, ale Hermiona już go nie słyszała.
     Różnica charakterów to najczęstszy powód rozwodów, gdy nikt nie ma nic więcej do powiedzenia. Ona wolała filmy sensacyjne, a on powieści historyczno-naukowe. Restauracja a domowe zacisze, Bach i Mozart a The Beatles, kot a pies, morze a góry.
     - To różnica charakterów, Hermiono, to nie twoja wina. I ja też nikogo nie mam.
     Przecież nie trzeba być swoim sobowtórem.
     - Różnica charakterów? – powtórzyła powoli. – Różnica charakterów. Zostawiasz mnie, bo wolę szparagi, a nie befsztyk na niedzielny obiad.
     - Technicznie rzecz biorąc... - zawahał się. – To też, ale, szczerze, potrzebuję kogoś mniej skomplikowanego. Mniej ambitnego. Mniej wymagającego...
     - To popatrz w lustro, znajdziesz wszystkie swoje pragnienia – syknęła.
     Ron wrócił po dwóch dniach nieobecności, nieodbierania telefonu, który mu kiedyś dała, nieodpisywaniu na wysyłane do niego sowy. Ot tak, otworzył drzwi swoimi kluczami, a potem, jak gdyby nigdy nic, wszedł energicznym krokiem do salonu, w którym już stały walizki z jego rzeczami.
     - Czy to znaczy...? – zaczął wtedy, ale Hermiona, siedząc przed nim w fotelu, przerwała:
     - Nie wiem, co miała znaczyć twoja nieobecność, nie wiem, co wymyśliłeś, ale spakowałam twoje rzeczy na wszelki wypadek, żebyś przypadkiem nie musiał tracić czasu, gdy wrócisz.
     Chłód w jej głosie zaalarmował Rona w mgnieniu oka.
     - To nie tak, jak myślisz. Ale to dobrze, że mnie spakowałaś.
     - Więc to wszystko, co razem przeszliśmy, to dla ciebie nic, tak?
     - Tego nie powiedziałem.
     - Ale tak właśnie wyglądasz. Masz kogoś?
     - To różnica charakterów, Hermiono, to nie twoja wina. I ja też nikogo nie mam. Po prostu tak będzie lepiej, dla nas obojga.
     - Po prostu wyjdź, Ronald.


*


     - Różnica charakteru, widziałeś to? – powiedziała spokojnie, chłodno, zaśmiewając się na sekundę. Kolejny drink opróżniła już do połowy.
     - Cóż, tak właśnie było – przyznał Malfoy, trzymając swój napój. – No bo sorry, Granger, ale Weasley? Kto cię przeklął na taki zły wybór? – Wywrócił oczami.
     - Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz. Nikt nie jest sobie w stanie tego wyobrazić – przerwała, myśląc z wysiłkiem nad resztą zdania. Oho, pomyślał Malfoy – nieważne.
     Odstawiła szklankę. Oparła obydwa łokcie na stoliku, a w dłoniach ukryła twarz. Mężczyzna nie wiedział, czy zamierza płakać, ale miał nadzieję, że ten pomysł wyleci jej z głowy, bo on nie zamierzał jej pocieszać. Był facetem, nie Matką Teresą. Ale nie, ona jedynie zastygła w tej pozycji i westchnęła lekko, pocierając palcami policzki i czoło.
     - To już chyba czas na ciebie, co? Zbieraj się, Granger.
     - Spadaj – wymamrotała niewyraźnie.
     Zadziwiające, stwierdził Malfoy. W jednej sekundzie jesteś w stanie wygłosić przemowę naukową, a w następnej nie potrafisz powiedzieć jednego słowa. Nie czekając, aż sama się zbierze z siedzenia, chwycił ją pod pachy i podniósł, a potem, gdy był już pewien, że ustoi o własnych siłach, pociągnął ją w stronę wyjścia.
Wlekli się w stronę jej mieszkania – nie musiała mu nawet mówić, gdzie mieszka, każdy to wiedział – a jego irytowało tempo ich marszu. Chcąc przyspieszyć, objął ją w pasie i zamienił trzy dotychczasowe kroki w jeden. W pewnym momencie miał wrażenie, że kobieta po prostu zasnęła. Wywrócił oczami. Gdy dotarli do eleganckiego apartamentowca, w którym mieszkała, a zaraz potem do windy, okazało się, że jednak nie – była obudzona, choć całkowicie rozkojarzona i nie mająca pojęcia, co się dzieje, gdzie jest i co robi.
     W windzie oparł ją plecami o jedną ścianę, samemu stając przy drugiej.
     - Co z moją różdżką? – spytała kolejny raz, patrząc na niego zza mgły.
     - A co masz do zaoferowania, żeby ją odzyskać, Granger?
     - Czego nie mam – zaśmiała się, patrząc na niego nagle w dziwnie wyzywający sposób. Nim zdążył odpowiedzieć, odepchnęła się od ściany i, zarzucając jedną rękę na jego kark, wpiła się agresywnie w zupełnie nieprzygotowane wargi blondyna. Smakowała goryczą wódki i papierosa, czyli jednym słowem: obrzydliwie, a mimo to nie odepchnął jej, tylko przygarnął ją mocniej. Sam siebie nie rozumiał, ale czy zawsze musi być wszystko racjonalnie wyjaśnione?
     Całowała go mocno i pewnie, wbijała palce w kark, a drugą dłonią gładziła jego pierś skrytą pod koszulą. On z kolei wplótł jedną rękę w jej niechlujnego warkocza, przyciskając ją mocniej do siebie. Pchnął ich pewnym ruchem na przeciwną ścianę, przygniatając o wiele mniejsze ciało swoim, przyciskając je do zimnej powierzchni, na co naga skóra ramion kobiety zareagowała od razu gęsią skórką.
     Jęknęła mu prosto w usta.
     - Naprawdę, Granger? – warknął jej do ucha, zaciskając nagle dłoń na jej szczupłej szyi. Palcem wskazującym zahaczył o dolną wargę, teraz zaczerwienioną i nabrzmiałą od pocałunków.
     - Co to za różnica? Powiedziałam ci, że opowiem o miłości, ale miłości nie ma, Draco.
     Miłość upadła.
     Obaliły ją pożądanie i żądza bliskości drugiego ciała.
     Oni upadli, tak nisko.



5 komentarzy:

  1. ♡♡♡ Piękne

    OdpowiedzUsuń
  2. ♡♡♡ Piękne

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę wow!
    Kurcze, nie byłam tego świadoma, ale właśnie na takie rozwinięcie ich relacji miałam nadzieję.
    Kupiłam taki wizerunek Hermiony, tylko dlatego że wojna faktycznie mogła odbić na niej duże piętno.
    Jestem strasznie ciekawa, jak zakończysz to krótkie opowiadanie, chociaż podejrzewam, że raczej nie będzie happy endu, zważając na to, że Malfoy przecież spotyka się z Astorią. Dziwi mnie tylko fakt, że odwzajemnił pocałunek, nie przerwał go...
    Czekam na nowy rozdział i kolejną, ostatnią część Obalonych Cnót. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, zapomniałam napisać, że może stan Hermiony zmieni się jakoś pod działaniem Draco. Liczę na to!

      Usuń
  4. Myślałeś/aś, że magia nie istnieje? Że jesteś tylko zwykłym mugolem? Myliłeś/aś się! Wybierz się do Uniwersytetu Magii Hogwart i odkryj, co oznacza słowo "czary"! http://umh.xaa.pl/index.php

    OdpowiedzUsuń

- +