Followers

poniedziałek, 13 maja 2013

[6] Pod latarnią jest najciemniej


     W Malfoy Manor był już od paru dni. Przez cały ten czas nie mógł przestać się dziwić, że na progu domu nie pojawił się żaden auror. Czy to by znaczyło, że nie ruszyli jego tropem? A może ruszyli, tylko on o tym nie wiedział? Miał nadzieję, że Markus nie zawiódłby go w tej sprawie i dał mu znać, żeby się ukrył. Na samą myśl o ponownej ucieczce twarz Malfoya wykrzywiała się w ironicznym uśmiechu. Jego nazwisko i "ucieczka" w jednym zdaniu zdecydowanie do siebie nie pasują. Ba! one się ze sobą gryzą, jak... dwa dzikie gryzonie o kawałek kukurydzy. A jednak uciekał i to przez cały poprzedni rok, nie mając nawet pojęcia o tym, co się dzieje u jego znajomych, u matki, co dzieje się po prostu na świecie. Jedyne wiadomości dostarczał mu Markus, który i tak nie zawsze był najlepszym informatorem. W końcu nie wszystko to, co interesowało Draco, interesowało też jego kolegę, prawda?
     Wpatrując się w zdobiony sufit, podłożył ręce pod głowę i westchnął cicho. Chłodna pościel muskała lekko jego półnagie ciało, dając jednocześnie przyjemne ukojenie. Potrzebował tego. Uświadomił sobie, jak mu tego brakowało. Rok w zatęchłej ruderze odbił na nim pewien ślad. Choć rzeczywiście mógł wykorzystać pozostałe znajomości i zamieszkać w jakimś niewielkim, ale przyjemnym mieszkanku bez grzyba na ścianie. Dlaczego tego nie zrobił? Czemu Markus nie podsunął mu tego wcześniej?
     - Huh, może dlatego, że zaavadowałbym go wzrokiem na miejscu za podobne sugestie, siejące wątpliwości w moje przemyślane zagrania? - odpowiedział sobie na głos, przygryzając ze skupieniem wargę. Przymknął na chwilę oczy. Potem doszedł do wniosku, że przecież wcale niczego nie przemyślał i żył z dnia na dzień. Zdecydowanie bardziej ekscytująco, jak teraz sobie tłumaczył. Większego kłamcy od siebie prawdopodobnie nie znał. Chociaż...
     Draco odetchnął głębiej, zatrzymując powietrze na dłuższy czas w płucach, by następnie wypuścić je ze świstem. Otworzył na powrót oczy i zerwał się do pozycji siedzącej. Przeczesawszy włosy szybkim ruchem, zdecydował się wstać. Od dawna nie czuł się tak wypoczęty i wyspany. Od dawna nie spał w tak wygodnym łóżku. W ogóle od dawna nie dane mu było żyć, jak czysto-krwistemu arystokracie przysługiwało. Był w końcu tym lepszym, prawda?
     - Prawda? - mruknął pod nosem, jakby chciał przekonać o tym samego siebie, stając przy oknie. Przejechał czystym paznokciem po ciemnej framudze. Szarość listopadowego poranka nie nastrajała pozytywnie. - Czemu w takim razie ci gorsi mogą chodzić swobodnie po ulicach, nie musząc ciągle uciekać? - zadał sobie krótkie pytanie, które dręczyło go od momentu ujrzenia portretu ojca. Niezmiennie wisiał w ojcowskim gabinecie, do którego nikt nie wchodził od jego śmierci. Zrobili to jedynie aurorzy na samym początku poszukiwań młodego Malfoya. To właśnie Lucjusz wpajał mu te regułki od dziecka, a wszyscy wokół umacniali ich fundamenty. Może gdyby...
     - Wystarczy – warknął dziko, uderzając dłonią płasko o framugę. Trwał przez sekundę nieruchomo, a potem odwrócił się gwałtownie i przemierzył pokój, by zniknąć za drzwiami łazienki. Potrzeba życia w luksusie odrodziła się w nim. Czuł się jak narkoman, który na nowo poznał smak słodkiego, odurzającego narkotyku. Wszystko w murach Malfoy Manor stało się narkotykiem - puchowe, pachnące ręczniki, którymi wycierał się zaraz po zakończonej kąpieli, podgrzewane posadzki, po których mógł chodzić boso do woli, ciepłe i smaczne jedzenie, napoje, wygodne sofy i fotele w salonie... Nie wiedział, kogo dokładnie obwiniać o odebranie mu tego wszystkiego, ale był pewien, że wkrótce znajdzie konkretną osobę. Może Granger? Czuł, że wkrótce porządnie napsuje mu krwi, więc już teraz mógł obarczyć ją całą winą.
     - Jak spałeś? - spytał go od razu matka, kiedy pojawił się w jadalni i wreszcie ją znalazł. Przeszedł niemal cały dom, a że nigdzie, jak dotąd, jej nie było. Przymknął na ułamek sekundy powieki, znudzonym tym pytaniem - zadawała je każdego ranka przez ostatnie dni, a on codziennie odpowiadał tak samo.
     - Trochę kiepsko. Trolle po mnie skakały, gnomy zabierały poduszkę, a duchy przechodziły przeze mnie, jak im się podobało. Ja nie wiem, co ty trzymasz w tym domu, naprawdę - powiedział z wyraźną nutką irytacji, siadając do stołu naprzeciwko mamy.
     Kobieta przerwała czytanie czasopisma i spojrzała na niego powoli.
     - Słucham?
     Draco uniósł brew.
     - Codziennie pytasz o to samo, a z nocy na noc nie postanowiłem zmienić łóżka, więc jak mogę...
     - Dobrze, dobrze, zapamiętam. Będziesz jeszcze chciał, żebym spytała, czy dobrze spałeś – burknęła po chwili Narcyza, nie kryjąc, że ją uraził. Przez moment dręczyła go myśl, żeby przeprosić i zapewnić, że wie o jej trosce, ale się powstrzymał. Rok potrafi zmienić ludzi i on rzeczywiście się zmienił, ale zbyt często okazywanie czułości albo skruchy wcale nie wychodziło na dobre. Obserwował chwilę pochyloną głowę matki, aż wreszcie z lekkim uśmiechem sięgnął po sztućce i zaczął jeść swoje śniadanie. Jajka sadzone, bekon, sok pomarańczowy, herbata... Czy już mówił o domowych narkotykach?
     - Znalazłam ci mieszkanie - Narcyza odezwała się po dziesięciu minutach, kiedy Draco powoli kończył jeść.
     Na początku bez zmian przeżuwał wzięty przed momentem do ust kęs, aż wreszcie przestał i uniósł głowę, żeby spojrzeć na swoją rodzicielkę. Odłożył sztućce, sięgając od razu po serwetkę.
     - Słucham?
     - Sądziłam, że po kąpieli wyczyściłeś uszy – mruknęła pod nosem, przewracając stronę czytanej gazety.
     Draco postanowił nie komentować tej uwagi.
     - Możesz mi wyjaśnić, co to znaczy?
     Kobieta wreszcie zdecydowała się na niego spojrzeć. Z drugiego końca stołu widział jej spokojne spojrzenie, wygięte w ledwo zauważalnym uśmiechu wargi i te wyraźniejsze zmarszczki wokół oczu. Wciąż jednak, pomimo pewnych mankamentów, była piękna.
     - Czego nie rozumiesz w wiadomości, że znalazłam ci mieszkanie?
     - Przesłania.
     Uniosła wymownie brwi. Wyglądała, jakby świetnie się bawiła jego niepewnością.
     - Mówiłeś, że Markus podsunął ci pomysł ze znalezieniem mieszkania, w którym mógłbyś zamieszkać. Niedużego, dyskretnego. Takiego, gdzie żaden auror nie mógłby cię znaleźć.
     Draco oparł podbródek na jednej ręce, nie spuszczając z matki wzroku.
     - Więc je znalazłam - dokończyła.
     A potem podała adres znalezionej kryjówki.
     Głowa Draco obsunęła się z utrzymującej ją ręki i mało brakowało, a zatrzymałaby się dopiero na powierzchni stołu.
     - Jesteś szalona – wyrwało mu się w końcu, gdy obserwował ją z czystym niedowierzaniem. Słaby, błąkający się po jej twarzy uśmiech tylko utwierdził go w tym przekonaniu.
     - Zdajesz sobie sprawę, że to vis a vis nowego, głównego biura aurorów, prawda?
     - Zdaję - przytaknęła, uśmiechając się szerzej.
     - Szalona! – powtórzył. – Wystarczyło powiedzieć, że mam się wyprowadzić albo że nie chcesz mieć więcej syna, a nie lokować mnie w przedsionku Azkabanu – warknął, uderzając pięścią w stół. Chwilę później opuścił jadalnie, nie mówiąc nic więcej. Gdy znalazł się w salonie, przypominał lwa przemierzającego po skosie swoją klatkę. Był wściekły i rozżalony, bo wiedział, że można to było załatwić inaczej. Zajęty psioczeniem pod nosem, nie zauważył, że Narycza stanęła w drzwiach do pokoju i oparta ramieniem o futrynę, po prostu mu się przyglądała.
     - Może przyszłaś jeszcze powiedzieć, że umówiłaś mnie z Granger na popołudniową herbatkę i ciastko? – spytał sucho, kiedy ją zauważył.
     Kobieta wywróciła oczami i podeszła do niego. Oparła dłoń na jego ramieniu, a na niej swoją brodę. Stanęli obydwoje naprzeciwko kominka, w którym trzaskał wesoło ogień. Draco na chwilę dał się mu zahipnotyzować, dlatego drgnął nerwowo, kiedy cichy głos matki nieoczekiwanie wybudził go z transu.
     - Nie znasz powiedzenia, które głosi, że najciemniej jest zawsze pod latarnią?

***

     Wydawał się przystojny. On był przystojny. Siedzieli naprzeciwko siebie w barze, gdzieś w kącie, gdzie nikt nie mógł ich widzieć ani słyszeć tego, o czym rozmawiali. Choć większość odwiedzających lokal to czarodzieje, dyskrecji nigdy za wiele. Kolorowy drink odbijał od siebie pojedyncze refleksy, mieniąc się i jarząc, jakby był przynajmniej czarodziejskim wywarem.
     - Dosypałeś mi tu coś, kiedy poszłam do toalety? - mruknęła szczerze rozbawiona widokiem zarówno jej trunku, jak i jego twarzy. Wyrażał czyste oburzenie na taką insynuację.
     - No wiesz? Sądziłem, że na dzisiaj drobne spięcia odeszły w niepamięć? Mieliśmy zostać przyjaciółmi.
     Szatynka uniosła lekko brwi, sięgając jednocześnie po drinka. Usiadła wygodniej na sofie, jej ciało miękko się w niej zapadło. Sącząc powoli alkohol, zatraciła się na moment w jego przepysznym smaku, przez co milczenie przeciągało się. Wreszcie wzruszyła ramionami.
     - A ja chyba powiedziałam, że na miano przyjaciela nie zapracuje się w jeden dzień, prawda?
     - Noc - poprawił ja usłużnie, błyskając w uśmiechu białymi zębami.
     Był przystojny, pomyślała kolejny raz. Miał piękny uśmiech. Proste zęby. Idealnie jak na mężczyznę wykrojone wargi. Zlustrowała uważnie jego twarz. Pociągła i szczupła, wciąż zdobiona letnią opalenizną. Czyżby Hiszpania? Albo Włochy? Bardzo ciemne i seksowne włosy, nie za długie, nie za krótkie - podchodziły w jej skali pod idealne pod względem długości. Otaak. Był atrakcyjnym mężczyzną.
     - Jeszcze jeden drink? - spytał czarująco.
     Uniosła nieco nieopróżnioną jeszcze szklankę.
     - Mam.
     - To samo? Okej, zaraz wracam - odpowiedział z bezczelną pewnością siebie, która po paru drinkach zaczynała jej się podobać. Markus zdecydowanie był intrygującą osobą i aż czuła, że skrywa pewną tajemnicę. Musiała ją odkryć. Nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała. 

     Markus przed spotkaniem obawiał się przez chwilę, że kobieta się nie pojawi. Rozwiał jednak te wątpliwości, kiedy przypomniał sobie, że przecież w Hogwarcie należała do Griffindoru, a Gryffindor szczycił się honorem i odwagą. Ona była i honorowa, i odważna. Musiała się pojawić, chociażby na chwilę, nawet po to, żeby po prostu spojrzeć mu z dumą w oczy, zamienić parę słów i zniknąć. Już w ten sposób wywiązałaby się z obietnicy wyjścia z nim na drinka, choć wcale nie ukrywałby wtedy, że taki obrót sytuacji wcale mu nie odpowiada.
     Wracał do ich stolika, niosąc dwa drinki i obserwował ją, nawet się z tym nie kryjąc. Specjalnie szedł wolniej, niż musiał, chcąc przyjrzeć jej się z pewnego dystansu. Wtedy dostrzegało się w końcu więcej. On i tak widział dużo, nawet siedząc tuż przed nią, ale teraz... Miała to coś, co go do niej ciągnęło bez jej szczególnych starań o to. Było to o tyle interesujące, co niebezpieczne, bo każda spędzona bliżej niej chwila mogła znaczyć pewną śmierć jego najlepszego przyjaciela. A przynajmniej pewny pobyt w Azkabanie, co po prostu równało się śmierci. 
     Hermiona była intrygująca. Piękna. Emanowała dziką kobiecością, co zawsze sprowadzało na niego masę nieszczęść, ale zupełnie, jak ćmy leciały do światła, tak on leciał do niej. Doszedł nagle do wniosku, że będąc przyjaciółką samego Pottera, nie mogła być nudna. Nic dziwnego więc, że go interesowała. Miała coś w sobie, czego uparcie chroniła przed czyimiś oczyma, a on po prostu chciał to zobaczyć. Sączyła wolno ostatki swojego drinka, zapatrzywszy się w gładką powierzchnie stolika. Uśmiechała się lekko, myśląc o czymś uparcie, a on po prostu stwierdził, że lubi jej uśmiech. Siadając naprzeciw niej, pomyślał, że miło byłoby widzieć go częściej.
     - Uśmiechaj się częściej - mruknął, przeciągając lekko sylaby.
     Jej orzechowe oczy błysnęły niepokojąco, jakby coś sobie przypomniała. Szybko to jednak stłumiła. Co takiego ukrywasz, Granger, zastanawiał się w duchu, szukając jakichś podpowiedzi w jej oczach – ślicznych, głębokich i otoczonych gęstym wachlarzem czarnych rzęs.
     - Dlaczego?
     - Bo wtedy piękniejesz - uśmiechnął się. 

     Stuknięcie w biurko obudziło ją z chwilowego transu. Okazało się, że to jej własny palec owy dźwięk spowodował. Zerknęła z cichym pomrukiem niezadowolenia na papiery przed nią i od razu się skrzywiła, co wcale nie przybliżyło jej do zabrania się do pracy. Siedziała w biurze od paru godzin, ale niemal nic przez ten czas nie zrobiła. Nie wypiła wczoraj dużo... No dobrze, trochę wypiła, ale że nie zwalniało jej to z obowiązków aurora, musiała dzisiaj trochę pocierpieć. Nie chcąc pokazać nikomu, jak niewielka ilość alkoholu potrafi nią sponiewierać dnia następnego, siedziała bezużytecznie w biurze. Nie przyjmowała żadnych osób i udawała, że jej nie ma, choć każdy wiedział, że była i – co więcej – myślał, że pracowała tak ciężko, że nie miała czasu na widzenie się z kimkolwiek. Śmiesznie.
     Wybiła pora lunchu, a równo z nią pojawił się Harry, skutecznie zwalczając uroki rzucone na drzwi Hermiony. Tylko jego dopuściła do takiej możliwości, bo wiedziała, że gdyby nie wszedł drzwiami, zrobiłby to oknem.
     - Głodna?
     Na myśl o jedzeniu jej żołądek wywrócił koziołka.
     - Średnio – mruknęła spokojnie i cicho, drapiąc się po policzku. Przyjaciel przyjrzał jej się uważniej, podchodząc bliżej i oparł się biodrem o krawędź biurka.
     - Wszystko w porządku?
     - Jak najbardziej, jestem tylko trochę zmęczona – machnęła ręką i wstała, przeczesując włosy.
     - Trzeba było dłużej siedzieć z O'Sullivanem – mruknął złośliwie, a w odpowiedzi na jej powłóczyste spojrzenie uśmiechnął się lekko. Otwarcie się z niej nabijał, uświadomiła sobie. Pewnie wiedział też doskonale, co ją męczyło. - Idziemy jeść, moja imprezowiczko. Och, nie przejmuj się, kiedyś trzeba zacząć się bawić – dodał jeszcze na pozór uspokajająco, ale jego uśmiech jeszcze się powiększył.
     Bez dodatkowego komentarza machnęła ręką na przyjaciela i ruszyła w jego towarzystwie do wyjścia z biura. Po chwili nieznacznie przyspieszyła, jednak Potter zwinnie ją dogonił. Bezskutecznie starał się zamaskować wciąż błąkający się na jego wargach uśmiech. Winda, ku uldze Hermiony, miała już ruszyć w dół, ale w ostatniej chwili wpadł do niej nikt inny, jak Markus. Jeśli Hermiona miała być szczera, to był on ostatnią osobą, która powinna się tutaj teraz znaleźć. Chrząknęła cicho i wsunęła lekko dłonie do swoich eleganckich spodni, opuszczając leciutko głowę.
     - Cześć, Hermiono. Potter - przywitał się luzacko, emanując świeżością, zadowoleniem, a nawet pewną radością i satysfakcją. Kobieta zaczęła się zastanawiać, jakim cudem wyglądał tak dobrze. W chwili, gdy o tym pomyślała, do jej nozdrzy dostał się przyjemny zapach jego perfum.
     - Witaj, O'Sullivan - mruknął swobodnie Potter, opierając się wygodnie o ścianę windy. Hermiona rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, na które nie zwrócił w ogóle uwagi. - Jak się miewasz?
     Markus zerknął na niego, delikatnie zaskoczony. Do tej pory, uśmiechając się pod nosem,  patrzył tylko na Hermionę, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Zmrużył lekko oczy.
     - Wyśmienicie - odpowiedział w końcu, wciąż szukając haczyka. Jego spojrzenie wróciło do koleżanki, której policzki pokrył jasny, ledwo zauważalny rumieniec. Potter kiwnął głową. Zbliżali się do piętra, gdzie znajdowała się cafeteria.
     - To całe szczęście, że w naszym zespole znajduje się jednak ktoś, kto czuje się dobrze, hm!
     Hermiona przymknęła lekko powieki i sapnęła z irytacją pod nosem. Skrzyżowała ramiona na piersi i zaczęła stukać palcami w rytm zegarka, który tykał na jej nadgarstku. Poczuła na sobie rozbawiony wzrok Markusa.
     - To znaczy, że szef się dobrze nie czuje? – spytał.
     - Eee... Ja czuję się znakomicie - zaoponował Harry po chwili zaskoczenia. Przez ogólnie panujące rozluźnienie w relacjach zespołu czasami zapominał, że rzeczywiście był ich szefem. Chyba dobrze, że nie był przełożonym-katem? Tylko czasami dawał popalić swoim pracownikom, gdy naprawdę na to zasłużyli.
     - Całe szczęście - odpowiedział Markus, uśmiechając się wesoło. Miał dobry, bardzo dobry humor. - Czasem wystarczy jedynie samopoczucie szefa, żeby pracownikom dobrze się pracowało, prawda? - spytał retorycznie, a drzwi windy otworzyły się, pozwalając im wyjść.
     Hermiona szczerze odetchnęła i spokojnie ich wyprzedziła, a Harry wiedział już, że w domu będzie miał niezłą przeprawę. Podejrzewał, że nie zabraknie też poważnej rozmowy, w której dziewczyna zruga go za nabijanie się z niej. A potem pewnie postawi go do kąta, czyli nie pozwoli mu bawić się z Emmą. Na tę perspektywę zmarszczył brwi i zdecydował, że lepiej będzie, gdy skończy już ją drażnić.
     Hermiona przysiadła się do stolika Christine, niskiej i dość pulchnej blondynki. Kiedy któregoś dnia wpadły na siebie na schodach, Hermiona wiedziała, że staną się dla siebie przynajmniej dobrymi koleżankami. I rzeczywiście, tak też się stało, a w końcu ich znajomość dotarła do granicy zwanej przyjaźnią. Jeśli Granger nie szła do pracy, jak zwykle,  z Harrym, to zazwyczaj udawało jej się wpaść na Christine dokładnie w tym samym miejscu, a ta niemal od razu zalewała ją potokiem słów, których uważnie słuchała, ale nigdy nie była w stanie skomentować. Dziewczyna nawet jej na to nie pozwalała, co Hermionie wyjątkowo nie przeszkadzało. W pewnym momencie doszła nawet do wniosku, że dzika paplanina blondynki nieco ją odpręża.
     - Jak się masz? – spytała szatynka.
     - W porządku – padła prosta odpowiedź Christine, kiedy ta wreszcie przełknęła kawałek brokuły. Hermiona kiwnęła głową z czymś podobnym do zadowolenia, że jej koleżance dobrze się wiedzie. - Zaraz wracam!
      Szatynkę zawsze zastanawiało, dlaczego ta kobieta potrafiła tak szybko biegać, skoro miała tak krótkie nóżki. Znowu z delikatnym rozbawieniem się nad tym zamyśliła, jako że Christine odeszła od stołu i truchtając, zniknęła za rogiem. Pewnie wróci z kolejnym brokułem. Hermiona zajęła się z powrotem swoim jedzeniem, choć przypominało to raczej niechętne grzebanie widelcem w talerzu.
     - Doszły mnie słuchy, że ktoś tu cierpi na lekkiego kaca - mruknął nieoczekiwanie znajomy głos tuż obok jej ucha. Owiał ją ciepły oddech. Starała się, żeby nie wyglądać na zaskoczoną, ale to się raczej nie udało. Kątem oka zerknęła na Harry'ego. Siedział przy drugim stoliku z jakimś niepoznanym jej dotąd aurorem, rozwijając z nim spokojnie, i zerkał na nią co jakiś z podejrzliwością pomieszaną z wesołością w jego zielonym spojrzeniu. Skutecznie ją ignorowała, ale teraz stała się wyjątkowo ciekawska i nachalna. Troskliwa.
     - Doszły? Ciekawe - mruknęła.
      Markus postawił przed jej nosem niewielką fiolkę z jasnym płynem. Jego ciepła dłoń znalazła się na chwilę na jej ramieniu. Nie trwało to długo, ale bliskość jego ciała zadziałała na Hermionę niepokojąco.
     - Cóż to takiego?
     - Doszły. Eliksir, który trochę ci ulży – wyjaśnił, siadając obok.
     - Wcale nie mam kaca – oburzyła się, ale wszystkowiedzący uśmiech Marcusa skutecznie ją zgasił. – Nie oszukujesz mnie?
     Mężczyzna wywrócił oczami.
     - Myślałem, że jesteśmy...
     - Jedna noc? Nie - uśmiechnęła się nagle chłodno. Zastanawiała się, jak jej się to udało. Chwyciła buteleczkę i przyjrzała jej się uważnie. – Wypić całość?
     - A planujesz jeszcze jakieś wypady ze mną? – odpowiedział wesołym pytaniem. W oddali mignęła sylwetka Christine, która wracała do stolika z kolejną dawką zdrowych warzyw.
     - Czyli całość, okej – odpowiedziała sobie sama. Markus wywrócił oczami i wstał, ustępując blondynce, która akurat nad nim stanęła z nieco niepewną miną. - Nie musisz dziękować, smacznego - prychnął lekko, ale Hermiona i tak podejrzewała, że wcale nie jest na nią zły. A może jednak jest? Obserwowała go spokojnie, gdy odchodził, a kiedy się odwrócił, żeby na nią spojrzeć, uniosła brew. Miała rację – jak na razie nie potrafił się na nią złościć. Nie wiedziała tylko, czy powinna się z tego cieszyć, czy też nie.

18 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe, zapraszam na mojego. :D
    housee-of-anuubis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się Twoje opowiadanie. Jest oryginalne pierwszy raz spotkałam się z takim opowiadaniem:)
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.

    Pozdrawiam Jagoda:);*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, miło mi się czyta takie komentarze :) Cieszę się, że Ci się podoba. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do The Versalite Blogger!

    Zasady:
    1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
    2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
    3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
    4. Nominować 10 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują.
    5. Poinformować o tym fakcie autorów tych blogów.

    Gratulacje!
    Earie S. ( autorka : http://magic-of-dramione.blogspot.com/
    i http://single-light-in-the-darkness-dramione.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba ten blog ;)
    Trafiłam przez przypadek, ale już mogę śmiało twierdzić, że będę tu częstym gościem ;D
    Zapraszam też do mnie http://dramionezakladomilosc.blogspot.com/ /nela.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do "Liebster Award" na Serce Pełne Nienawiści.

    Pozdrawiam,
    Apocalypsis

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem dokładnie gdzie mam to napisać, więc wybrałam to miejsce. Przeczytałam gdzieś, że zajmujesz się betowaniem opowiadań i chciałabym się zapytać, czy może zechciałabyś rzucić okiem na moje. :)
    Ew
    P.S. Świetny szablon. Od dawien dawna nie widziałam lepszego. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niedawno wpadłam na Twojego bloga, ale jestem zachwycona! Kiedy następny wpis? Czekam z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  9. szablon wgl nie funkcjonuje. mam mozillę, nie wiem jak w innych przeglądarkach. wszystko jest poprzesuwane na lewo, podczas przewijania tekst chowa się pod obrazkiem. nie da rady czytać. samo napisanie tego komentarza to wyczyn ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za informację (: szablon zmieniony, mam nadzieję, ze teraz jest lepiej!

      Usuń
  10. Moje drobne niedopatrzenie w poprzednim komentarzu - Markus*, nie Marcus. Z przyzwyczajenia napisałam przez "c", bo rzadko się zdarza, żeby jakieś imiona były na tyle spolszczone, by były pisane tak, jak się je wymawia. You know what I mean.

    Co do rozdziału - to jakaś magiczna sztuczka, że czytasz mi w myślach i odpowiadasz na pytania zadane w poprzednim komentarzu? Okazuje się jednak, że Lucjusz nie żyje - czyli strzeliłam za drugim razem; jak i to, że Markus nie ma aż tak złych zamiarów wobec Hermiony, jak na początku podejrzewałam. Mimo to, jeżeli tylko ją zrani, oberwie mu się i to mocno!:) Rozdział świetny, naprawdę wszystko się czyta bardzo płynnie i nie potrzeba chwili przerwy na odpoczynek. Świetna robota, kochana:)

    PS Tak stwierdziłam, że warto dodać, w końcu jestem już przy szóstym rozdziale - przepiękny szablon. Widziałam poprzedni, kiedy dawałaś mi linki do swoich opowiadań (jakiś czas temu), ale kompletnie zapomniałam jak wyglądał. Niestety przez moją malutką rozdzielczość muszę wspomagać się strzałką w bok, bo cała kolumna z nagłówkiem nachodzi mi inaczej na tekst. I, co pragnę nadmienić - przepiękna czcionka przy tytule rozdziału oraz przy autorach komentarzy (samolubna myśl, że mój nick wygląda tak pięknie... :D).

    OdpowiedzUsuń
  11. No proszę, a jednak spotkała się z Marcusem. Będą razem? Ciekawe, co zrobi Hermiona, kiedy dowie się, że Marcus współpracuje z Malfoyem?

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak to się stało, że Liddy zmieniła się w Emmę?

    OdpowiedzUsuń
  13. Po co Draconowi ten Marcus?! Co oni knują? No i jeśli to nie Draco jest odpowiedzialny to kto?

    OdpowiedzUsuń

- +