Followers

niedziela, 27 lipca 2014

[10] Żarty losu

     Jeszcze niedawno teleportacja była dla niego niezwykle męcząca., a on podejrzewał, że to przez to, że poziom jego magii nieco opadł przez rzadkie użytkowanie. Tak, Draco Malfoy - według statystyk uważany za obecnie najgroźniejszego śmierciożercę, krył się dzień w dzień i nie używał magii, na wypadek, gdyby ktoś jednak zdołał go dzięki temu namierzyć. Mało tego, czuł śmieszną satysfakcję, że będąc czarodziejem, przygotowywał sobie śniadanie w mugolski sposób. Sam smarował chleb masłem, sam układał plasterki sera i szynki, innym razem sam robił jajecznice, co u niego w domu bywało zwykle podane gotowe na stole przez dziesiątki skrzatów domowych, a on nie przejmował się niczym. Ucieczka zmienia ludzi. Draco Malfoy spokorniał.
     Dzisiaj poszło mu jednak znacznie lepiej.
     Blondyn odetchnął i ściągnął czarny, zwykły, wygodny i mimo wszystko lekki płaszcz i odrzucił go na krzesło. Tak różny od ciężkiego płaszcza śmierciożercy. Przeczesał wolno włosy dłonią, a potem podszedł do jednego z dwóch okien w tym większym pokoju, stając zaraz przy ścianie. Obserwował przez chwilę, jak ciemna postać wciąż stoi pod ścianą. Granger prawdopodobnie próbowała się uspokoić, żeby dotrzeć na to ich śmieszne przyjęcie świąteczne w nienagannym stanie. Tak po prawdzie, to... nie, stop. Draco zmrużył oczy, nie mógł pozwolić sobie na takie myśli. Odszedł od okna, i idealnie poruszając się po ciemku. Gdyby zapalił od razu światło, mógł zwrócić uwagę tej szlamy, choć podejrzewał, że i tak by nie zauważyła. Wolał jednak chuchać na zimne, skoro tak dobrze mu szło.
     Nastawiając czajnik z wodą, myślał nad każdym krokiem, jaki dzisiaj zrobił. Ostatnie dni siedział i planował, rozważał wszystkie za i przeciw, ignorując wszystko, o czym donosił mu Markus. Nawet ta sprawa z Krumem nie zrobiła na nim specjalnego wrażenia, bo - jeśli miał być szczery, to spodziewał się tego. Obiło mu się kiedyś o uszy o nieszczęśliwym związku z Łasicem, potem to zniknięcie... gdzie indziej mogła uciec, jeśli nie do swojego byłego chłopaka, a jednocześnie przyjaciela? Tak jakby. Nie, żeby zwracał na nią uwagę w czwartej klasie, kiedy był Turniej Trójmagiczny. Choć Krum rzeczywiście zapadł mu w pamięci.
     Wyłączył gaz i zalał kubek z herbatą wrzątkiem. Wziął kubek i przeszedł do swojej małej sypialni, pokonując ostrożnie każdy schodek na poddasze. Zamierzał spędzić spokojny wieczór z gorącym, kojącym napojem i dobrą książką, która niby przypadkiem znalazła się na jego szafce nocnej. Ten Markus, dba nawet o jego czas wolny. Spokojny wieczór, jak to irracjonalnie brzmi. A jutro Wigilia - kolejna, której nie spędzi z matką. Ale ta data również oznaczała spokojnie przeżyte godziny. Każdy auror spędzał święta ze swoją rodziną. Granger też na pewno skorzysta z tego przywileju.
     Granger. Granger, Granger. Jego mała, słodka Granger. Tak, od dzisiejszego wieczora była jego.
     Ułożył się wygodnie na poduszkach, założył nogę na nogę i sięgnął po Teorie spiskowe.
     Jeśli ogólnie powszechna opinia o inteligencji Granger była słuszna - a była - to jego Granger była kluczem do jego wolności. Zrozumiał to po tym, jak Markus opowiedział mu o tej sytuacji z Potterem i Krumem. Łatwo było wywnioskować, że nie tylko Weasley w jakiś sposób zaszkodził tej przemądrzałej Pannie-Wiem-To-Wszystko-Granger, która wypełzła najpierw z legowiska lwa, potem z tajemniczej kryjówki w Bułgarii, a teraz hasa sobie po pastwisku, jak wilk i poluje na te biedne owieczki, śmierciożerców. W tej kobiecie była siła, musiał to przyznać z niechęcią. Siła i poczucie sprawiedliwości. A sprawiedliwość była tym, czego potrzebował Draco. Krum mógł zrobić coś podłego, za co oberwał porządnie od Bliznowatego, dumał, czytając kolejny raz tę samą linijkę pierwszego rozdziału. Ale najwyraźniej coś sprawiło, że Granger stanęła pośrodku, traktując zarówno Pottera, jak i Kruma tak, jak na to zasłużyli. Ta jej szanowna, przeklęta gryfońska natura. Do szpiku kości.
     Jednak... jeśli to wszystko tak właśnie wyglądało, to drogą do sukcesu była zmiana dotychczasowej taktyki. Znanym powiedzeniem było, że ten, kto mieczem wojuje, od miecza ginie. A tego na pewno nie chciał. Musiał więc znaleźć bardziej przekonujące argumenty od ostrza najbardziej niebezpiecznego miecza. I znalazł, stwierdził z samozadowoleniem.
     Z satysfakcją skończył czytać to nieszczęsne zdanie i z rozkosznym uśmiechem leniwego kota wylegującego się na słońcu, przewrócił stronę. Łyk herbaty. Chętnie zjadłby jakieś ciasteczko. Jutro w końcu Wigilia. Wiedział, że nie mógł pojawić się na progu swojego własnego domu, święta to święta. Do tego doszedł fakt, że wkrótce będzie miał co świętować. Czemu nie zacząć już teraz?
     Ziarno zostało zasiane.


     - Hermiono, wszystko w porządku?
     Szatynka zamrugała parę razy, zdezorientowana i odwróciła głowę w stronę Harry'ego, który przyglądał jej się z tym niepokojącym wyrazem twarzy. Gdy tak na nią patrzył, zawsze miała wrażenie, że każde małe, a co dopiero duże kłamstewko jest tak łatwe do rozszyfrowania, jak zagadka Snape'a na pierwszym roku. Potem przypominała sobie, że to ona ją rozwiązała, a Harry nie miał w ogóle pojęcia, o czym mowa, więc się nieco uspokajała. Tym razem spróbowała się odprężyć i choć było to trudne, niż w chwilach, gdy naprawdę chodziło o jej samopoczucie, chyba się udało, bo wyraz oczu mężczyzny nieco złagodniał.
     - Tak, Harry. Po prostu... zamyśliłam się nad tym, jak z dwójki przyjaciół i samotnych chwil każdego wieczoru moje życie zmieniło się w... to - zatoczyła ręką, obejmując wzrokiem wszystkich ludzi, ich uśmiechnięte twarze, mając na myśli też liczne toasty, życzenia, śmiechy...
     Jednocześnie czuła się podle, że częściowo okłamuje przyjaciela.
     Harry, zupełnie nieświadomy bitwy toczącej się w jej głowie, uśmiechnął się, kręcąc głową z wyraźnym pobłażaniem. Zawsze powtarzał, że Hermiona nie wierzy w siebie tak, jak powinna to robić. Zawsze wtedy rumieniła się lekko i mówiła, że nie potrzeba jej więcej niż to, co aktualnie ma - Libby, dwójkę najlepszych przyjaciół i dach nad głową. Teraz miała jednak więcej, czy tego chciała czy też nie.
     - Wszystko w porządku, Harry - powiedziała cicho, kładąc dłoń na jego ramieniu. Cieszyła się, że jej głos brzmiał pewnie, choć delikatnie - jak zawsze, gdy z nim rozmawiała. To było jak eliksir słodkiego snu na koszmary. Wszystkie za i przeciw odchodziły na bok. - Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszej kolacji?
     - Pewnie, Ginny nie dałaby mi zapomnieć ani na moment. Bardzo się cieszy, że mimo, że nie mieszkamy już razem, to dalej widujemy się tak często i spędzimy razem święta.
     - To dobrze - przyznała i upiła łyk wina. - Bo ja też się cieszę i nie mogę się doczekać.
     Harry posłał jej uśmiech i musiał ją przeprosić, bo nagle ktoś poprosił go do włączenia się w jedną rozmowę, gdzie miał wyrazić swoje zdanie na pewien temat. Zanim jednak to zrobił, to zawahał się i odwrócił znowu do Hermiony. Najwyraźniej musiał ją o coś spytać i nie wiedział, jak to zrobić.
     - Właściwie... od paru dni Ginny męczy mnie, żebym spytał, czy mamy przynieść coś dobrego do jedzenia, wiesz, żeby nie zostawiać wszystkiego na twojej głowie i...
     - Poradzę sobie z gotowaniem, Harry - przerwała mu, uśmiechając się z rozbawieniem. Potterowie byli doskonale świadomi jej umiejętności kulinarnych i mogłaby się założyć, że Ginny i tak przyniesie coś ze sobą. Dużo czegoś. Mimowolnie spojrzała na rozmawiającą i śmiejącą się z Charlie rudowłosą osóbkę - najwyraźniej obie przypadły sobie do gustu.
     - Och. To w porządku, powiem jej, żeby zamiast tym, zajęła się swoją sukienką.
     - Sukienką?
     Harry wzruszył ramionami.
     - Stwierdziła, że jutro musi wyglądać olśniewająco, bo to nasze pierwsze takie prawdziwie wspólne święta, do tego z Libby. I przez to szykuje się wieczór z tysiącem zdjęć.
     - Och... w takim razie ja też muszę się wyszykować, jak na największą galę roku - zachichotała, a Harry przewrócił oczami, przeprosił ją i, mrucząc coś o tych kobietach, wrócił do rozmowy, do której go proszono wcześniej. Hermiona patrzyła za nim, czując ucisk w dołku.
     Kiedy podano kolację, z ulgą usiadła między Ginny a Charlie, podejrzewając, że w ferworze rozmowy o najnowszych ploteczkach nie zauważą jej chwilowego roztargnienia. A emocje spowodowane poprzednim spotkaniem w zaułku dalej jej nie opuszczały. Dlaczego pozwoliła mu uciec? Dlaczego się zawahała i zwlekała? Dlaczego on jej nic nie zrobił? Czemu on pozwolił jej odejść, tak po prostu znikając? Niczego nie rozumiała.
     Nagle, jedząc smaczny pudding, doszła do wniosku, że coś tutaj było nie tak. Malfoy nie bez powodu wybrał właśnie ją. I teraz wiedziała, że póki co nie może o niczym powiedzieć Harry'emu. Jeśli chciała się dowiedzieć, o co chodziło blondynowi, musiała sama to odkryć, a nie ściągać na niego pościgu w środku świąt. Bo gdyby Harry dowiedział się o tamtym spotkaniu, byłoby niespokojnie. Myśl, która nie opuszczała Hermiony najdłużej, to fakt, że Malfoy zdecydował się zaryzykować i jak gdyby nigdy nic, stanął przed nią i z nią rozmawiał. Przecież wiedział, że jest aurorem. Sam powiedział, że ją obserwuje. Nagle pobladła, a łyżeczka, którą trzymała, wysunęła się z odrętwiałych palców i stuknęła o talerzyk. Prawie nikt tego nie zauważył, zajęty rozmowami z siedzącymi wokół ludźmi, ale Ginny spojrzała na nią z zaniepokojeniem w oczach.
     - Wszystko w porządku?
     Hermiona stwierdziła, że ona i Harry są tak podobni do siebie, jeśli chodzi o troskę o nią.
     Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się drżącymi wargami, wracając do jedzenia puddingu. Kiwnęła przy tym jeszcze głową, zastanawiając się, co mogłoby spowodować taką reakcję.
     - Zapomniałam wyłączyć gaz pod kolacją i żelazko z tego wszystkiego, ale mam nadzieję, że Natalia to zauważy.
     - A, ta dziewczyna, która zajmuje się Libby?
     - Dokładnie. Jest naprawdę wspaniała, miła, uczciwa. A do tego szaleje za dziećmi, w tym za Libby i nie spuszcza jej z oka. Intuicyjnie czuję, że mogę jej zaufać.
     - A to żelazko? Czemu nie użyłaś magii? I obiad? - spytała z uznaniem pomieszanym z rozbawieniem.
     - Och, dzień zleciał jakoś tak w mgnieniu oka i przygotowania do wyjścia zaczęłam, gdy ona już była, a nie wiem, czy jest czarownicą, w co wątpię... wolę ją najpierw delikatnie wybadać, zanim zacznę paradować z różdżką przed jej nosem - wyjaśniła spokojnie. Chociaż to było prawdą.
     Ginny pokiwała ze zrozumieniem głową. Potem do głowy wpadła jej pewna myśl.
     - Widzę, że ta Natalia musi być dobrą osobą dla Libby, kiedy żadna z nas nie może się nią zająć, przynajmniej na razie... ale nie rozważałaś może zapisania naszego szkraba do Dziecięcego Królestwa?
     Nasz szkrab, powtórzyła Hermiona, kończąc pudding. Nasz szkrab mógł być teraz w niebezpieczeństwie. Skoro Malfoy ją obserwował, to mógł doskonale wiedzieć, że ma córkę, mógł doskonale wiedzieć, gdzie mieszkają, a do tego wiedział doskonale, że teraz jej tam nie ma... Zdusiła niepokojące uczucie i sięgnęła po swój kieliszek wina.
     - Rozumiem.
     - Co? - zdziwiła się Ginny.
     - Właściwie i tak już zbyt długo wykorzystywałam cię do opieki nad Libby, kiedy ja byłam w pracy - westchnęła. Nie zwróciła uwagi na spojrzenie przyjaciółki, jakim ją obdarzyła.
     - Ale to nie o to chodzi - roześmiała się Ruda i pochyliła w jej stronę. - Chodziło mi tylko o ciebie. Widzę, że jesteś zmęczona, choć nie chcesz tego pokazać. Przez pół dnia praca, a potem zajmujesz się tylko Libby, nie masz w ogóle czasu dla samej siebie. Kiedy ostatnio wyszłaś na zakupy? Kiedy przeczytałaś jakąś książkę? Oprócz książki kucharskiej... - czy ona właśnie uśmiechnęła się złośliwie?, spytała samą siebie Hermiona, patrząc na nią. - Kiedy wyszłaś do kina?
     Pokręciła głową.
     - Libby jest najważniejsza, doskonale o tym wiesz.
     Ginny westchnęła cicho.
     - Oczywiście - przyznała. - Ale musisz myśleć też o tobie. A Dziecięce Królestwo to najlepszy żłobek i przedszkole dla dzieci, jakiego czarodziejski Londyn się doczekał. Najlepsza opieka, najlepsze możliwości. Nie mówię, że ma tam spędzać cały dzień, ale rano mogłabyś ją odstawiać dalej do mnie, a potem ja bym ją tam zanosiła, a potem... Nieważne, jak to rozwiążemy, zacznij myśleć o sobie. Zapisz się na jakiś kurs malowania, gotowania, cokolwiek.
     - Po co? Dlaczego szukasz mi na siłę zajęcia, jeśli mnie pasuje wszystko tak, jak jest teraz?
     - Po prostu. Pamiętam, jak moja mama czuła potrzebę wyrwania się nieraz z domu. Szalała za każdym z nas, za tobą, za Harrym... ale nie mogła cały czas być w domu, cały czas gotować obiadków, cały czas przewijać pieluch. Potrzebowała czasu dla siebie i jej było łatwiej, bo pomagał jej tata. A ty jesteś samotną matką, wszystko jest na twojej głowie.
     - Mam was - zaprzeczyła, zapatrując się w płonącą wesoło świecę na stole przed nią.
     - Masz - potwierdziła. - I zawsze możesz na nas liczyć, ale zaufaj mi, wkrótce będziesz zmęczona wszystkim, będziesz chciała się wyrwać ze swoich ścian, iść się zabawić. I nie będzie to negować twojej miłości do Libby. I czy do opieki nad nią w takich chwilach wybierzesz Dziecięce Królestwo, czy nas - nie ma znaczenia. Po prostu nie zapominaj o sobie.
     Hermiona przeżuwała właśnie kawałek sernika i kiwnęła powoli głową, w zamyśleniu. Może ona miała rację? Och, na pewno miała. Potem pojawiła się kolejna myśl. Gdyby miała więcej czasu dla siebie, mogłaby odkryć, co kombinuje Malfoy. Popatrzyła na przyjaciółkę.
     - Tak, chyba masz rację. Pomyślę o tym, ale na razie musisz skosztować tego sernika, jest wyśmienity.


     - Więc mówisz, że ją wczoraj odwiedziłeś?
     - "Odwiedziłeś" to może za delikatne słowo, Markus. Właściwie, to napadłem w ciemnym zaułku, jak pierwszy lepszy gwałciciel.
     - Och, nie bądź dla siebie taki surowy. Na pewno byłeś najprzystojniejszym gwałcicielem, na jakiego kiedykolwiek mogła się natknąć.
     Draco posłał mu powłóczyste spojrzenie, nie spiesząc się z odpowiedzią. Jadł spokojne przyniesioną przez przyjaciela kolację, popijając kolejny kęs smacznego steku czerwonym winem. Przed chwilą zdecydował się opowiedzieć mu o wczorajszej eskapadzie na dół.
     Była Wigilia, a oni spędzali ją razem. Wiedział, że Potter mimo świąt rozkazał obserwować posiadłość matki, jakby spodziewali się, że ot tak, po prostu przejdzie spacerkiem przez ogród, zapuka do drzwi i razem z matką będzie spędzał święta. Twoje niedoczekanie, Bliznowaty. Radio brzęczało cicho w tle, śnieg sypał dziko za oknem, a oni siedzieli w większym pokoju przy wyczarowanym stole i świętowali na swój własny sposób.
     - Nie powiedziała ci - bardziej stwierdził, niż zapytał, czując rozpalający się w jego ciele gorąc.
     - Nie - przyznał. - Widziałem, jak rozmawiała z Potterem, była trochę zdenerwowana, ale nic nie wskazywało na to, żeby powiedziała jemu lub jego żonie. W przeciwnym razie zaraz w tym zaułku pojawiłby się zespół i szukaliby jakichś śladów.
     - Nie powiedziała - zadumał się, przesuwając opuszką palca po zarysie swojej szczęki. Ciepło nie ustępowało. - To dobrze, to bardzo dobrze - dodał, uśmiechając się z rozleniwieniem.
     - Im częściej nie wiem, co knujesz, tym bardziej się o ciebie martwię, Draco.
     - Bez przesady.
     - W porządku - poddał się Markus, opuszczając ręce na kolana z cichym plaśnięciem. - Skoro stary plan poszedł w odstawkę... zaufam ci i nie będę się wtrącał, ale obiecaj mi, że nic nie stanie się Hermionie.
     Draco milczał przez chwilę, przyglądając mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wreszcie mężczyzna wstał i wciąż zwlekając z odpowiedzią, przeszedł do kuchni po butelkę wina, a potem wrócił, ale nie usiadł na krześle, tylko stanął obok okna.
     - W tej chwili wyrok na nią to jak wyrok na mnie samego - powiedział wreszcie blondyn, opierając się ramieniem o ścianę i zapatrzył się w ciemny budynek głównego biura aurorów. - Mało tego, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że oprócz mnie wciąż są osoby, które nielegalnie nie zamieszkują Azkabanu... - zawiesił głos - prawdopodobnie musimy ją nawet chronić przed moimi dobrymi przyjaciółmi.
     Markus nie wiedział, co Draco planuje, ale pomysł - jego autorski pomysł - by chronić Hermionę był co najmniej... dziwny. Gdy spojrzał w pełną zamyślenia twarz przyjaciela, stwierdził, że to nie był byle jaki kaprys. On naprawdę wszystko przemyślał. Nie wiedział, czy powinien się z tego cieszyć, czy martwić.
     - Byłbym zapomniał - odezwał się niespodziewanie Draco jakiś czas później i podszedł do wąskiej komody. Z pierwszej szuflady wyciągnął zwitek papieru i podał go Markusowi. - Gdybyś mógł przynieść mi te składniki przed Sylwestrem...
     Markus przyjrzał się liście.
     - Skórka boomslanga, rdest ptasi, pijawki... eliksir wielosokowy? - spytał podejrzliwie.
     Blondyn skinął krótko głową.
     - Mam co prawda jeszcze dwie buteleczki, ale nie waży się go jeden dzień, prawda? Nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda, a czuję, że wkrótce może się okazać potrzebny.


     - Kolejka dla wszystkich!
     Tubalny głos rozbrzmiał w ponurej knajpce, gdzie zapach potu, alkoholu i papierosów wymieszał się w jedno, a potem z wielką łatwością przesiąkł wszystko. W odpowiedzi na okrzyk gospodarz uśmiechnął się lekko, kręcąc głową, ale spełnił życzenie tego wyjątkowego klienta i przed każdym w barze pojawił się nowa porcja tego, co akurat pili. Goście zakrzyknęli, jakby chcieli podziękować, ale bardziej przypominało to hulaszczy wieczór piratów.
     - ... i z dnia na dzień zniknęła! - opowiadał swoim wiernym słuchaczom, których przybywało z każdym wypitym kuflem. - Bo jej kazałem! Sam ją nawet spakowałem. A była taka piękna i mądra, sprytna, zabawna. Jej śmiech był jak śpiew ptaków o poranku...
     - Taki jazgotliwy i wkurzający? - spytał ktoś z tłumu, a reszta zarechotała.
     - Nie, nie, nie, towarzysze. Był jak muzyka dla spragnionego jej ucha. Delikatna i perlista, ciepła i słodka. Moja Hermiona.
     Na chwilę zapadła cisza, ale zaraz podniósł się gwar. O ile było to dość irracjonalne, w tym barze mnożyło się od zwykłej hołoty, ale mężczyzn z wyższych sfer również nie brakowało. I co śmieszniejsze, to właśnie oni siedzieli najbliżej tego szczodrego gawędziarza i najgłośniej reagowali na jego opowieści, dość mocno podchmieleni.
     - Ta Hermiona? Granger?
     Każdy słyszał o słynnej Hermionie Granger, części Złotego Tria, najmądrzejszej uczennicy Hogwartu, ambitnej, pięknej i zdolnej pani Auror, która niespełna dwa miesiące temu znów przyłączyła się do, Złotego Chłopca, Pottera.
     - Dokładnie ta, czyż nie jest wspaniała?
     - Ale w takim razie dlaczego ją wyrzuciłeś? - zdziwił się ktoś w pełni trzeźwy i świadom toczącej się rozmowy.
     Nie ulegało żadnym wątpliwościom, że młoda Granger miała swoich zwolenników i fanów w magicznym społeczeństwie już nie tylko przez sam fakt udziału w Wielkiej Bitwie, ale również dzięki temu, że aktualnie aktywnie chroniła społeczeństwo przed niedobitkami śmierciożerców. Nic więc dziwnego, że pewne osoby nagle straciły dobry humor, którym jeszcze przed momentem tryskali w reakcji na każde słowo Kruma. Teraz przypatrywali się mu podejrzliwie.
     - Bo miała zostać matką mojego dziecka, a mnie nie do końca było to wtedy w smak.
     - Ale teraz jest?
     - Tak, moja córeczka jest najpiękniejszym prromy... aniołkiem, jakiego cała Anglia kiedykolwiek widziała. Jest taka malutka, ma dopiero trzy miesiące, ale potrafiłaby zmiękczyć serce nawet największego drania!
     Zamroczony alkoholem Wiktor w swojej dzikiej euforii dumnego rodzica nie spostrzegł, że nagle przybyło o jednego słuchacza więcej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby przysiadł się tak, jak każdy z poprzednich, a nie, jak lis skradający się do kurnika. Nasłuchiwał każdego słowa, skrywając twarz w cieniu, ale wprawny obserwator mógłby dojrzeć ponury błysk zaciekawienia, satysfakcji... i grozy w jego oczach. Krum nie zauważył też siedzącego nieopodal chudego człowieczka, tak cichego i niepozornego, że nikt nie zwróciłby na niego nigdy uwagi, gdyby nie to, że w zatłoczonym, śmierdzącym pubie wyglądał jak książę w swoich czystych szatach, z lśniącymi włosami i rogowymi oprawkami na prostym nosie. A w rękach drgało pospiesznie piękne pióro, zostawiając po sobie kolejne słowa na kawałku pergaminu, jak gdyby notowało każde słowo bułgarskiego szukającego. Bo norowało.
     Ale któż zwróciłby na to uwagę w takim miejscu jak to?


     W parę dni po przyjęciu wigilijnym w pracy oraz właściwej Wigilii dnia następnego u Hermiony, gdzie jedzenie było naprawdę przepyszne - Ginny zauważyła to ze źle ukrytym zdziwieniem - młoda mama siedziała spokojnie w salonie i zerkając jednym okiem na leżąca wśród poduszek Libby, drugim przeglądała kolejne strony internetowe. W tle grał Chopin z Mozartem na przemian, dając tym dwóm panienkom ich prywatny nastrojowy koncert. Hermiona wierzyła, tak samo jak przez całą ciążę, że muzyka klasyczna wspomaga rozwój i wciąż nie porzuciła tej myśli.
     W chwili, gdy sięgała do stojącej obok miseczki po orzeszka oblanego mleczną czekoladą, na jej skrzynkę e-mailową przyszła pewna reklama, nad której usunięciem jeszcze jakiś czas temu w ogóle by się nie wahała. W tym momencie wydała się ona jednak dość kuszącą ofertą..
     Magfon w krótkiej chwili znalazł się przy jej uchu, a ona słyszała przyjemny dźwięk oczekiwania, który sama sobie wybrała na każde połączenie. Nim została przyjęta, przeglądnęła dokładniej reklamę i już wiedziała. Tak.
     - Miona? Wszystko w porządku?
     - Och, ludzie, czy muszę dzwonić tylko jeśli coś się dzieje?
     Właściwie, to się działo.
     - Nie, oczywiście, że nie, ale wiesz, że po prostu się o ciebie troszczymy!
     Hermiona wywróciła oczami.
     - Wiem, wiem. Dzwonię, bo...
     - Poczekaj! Przepraszam, że ci przerwę, ale co z jutrem?
     Jutrem? Jutro był Sylwester, co miało się dziać?
     - Nie rozumiem.
     - Miałaś dać mi znać, jakie masz plany.
     - Ach, to - przypomniała sobie. - Spędzę miły wieczór w miękkim fotelu, w spokojnej ciszy, przeczytam trochę książki i obejrzę najnowszy film, który nęci mnie od jakiegoś czasu - powiedziała powoli, dając Ginny czas na zaakceptowanie jej decyzji.
     Pudło.
     - Ale jak to? Myślałam, że wybierzemy się gdzieś razem. 
     Czyste rozczarowanie w głosie Ginny naprawdę ją zakuło, ale postanowiła sobie, że da Potterom trochę więcej prywatności, na którą przecież zasługiwali. Dlatego roześmiała się cichutko do słuchawki i cmoknęła z rozczuleniem.
     - Wiem, ale myślę, że tak będzie lepiej i wcale nie ma to nic wspólnego z Libby. Dlatego wybierz się gdzieś z Harrym, jestem pewna, że będziecie się bawić wyśmienicie. - Doskonale wiedziała, że Harry już dwa tygodnie wykupił wycieczkę na tydzień na Wyspy Kanaryjskie i jeśli dobrze pamiętała, to zamierzał porwać tam swoją własną żonę za dwie godziny. - Wracając jednak do tego, o czym rozmawialiśmy na przyjęciu... miałaś rację i rzeczywiście potrzebuję robić coś dla siebie.
     - O proszę... Nie wierzyłam w tak szybki sukces. Więc co wymyśliłaś?
     - Po Nowym Roku idę na lekcje tanga.

20 komentarzy:

  1. Akcja się rozwija, huhu :3
    Czyżby powrót Rity? :o Kiepsko, no ale szczerze mówiąc wiedziałam, że coś podobnego musi się wydarzyć, Hermionie i Emmie długo udało się pozostać poza ostrzałem wkurzających dziennikarzy.
    Tango? No proszę, a ja podobnie jak Ginny myślałam, że Hermiona będzie się przed pomysłem zrobienia czegoś dla siebie opierać :D
    + Jak miło, że tak szybko dodałaś nowy :)
    Lumossy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie było... wahała się prawie tydzień! :D Ale biorąc pod uwagę, że tango i więcej czasu wolnego będzie miało też inne pozytywne aspekty, czemu nie :>

      Usuń
  2. Ale niespodzianka tak szybko!! <3
    Rozdział wspaniały!
    Coś mi się wydaje że Draco dowie się że Miona ma dziecko. Jestem ciekawa co dalej się stanie:)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam Jagoda:);*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiktor ma taki jęzor, że wkrótce dowie się cała Anglia!
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Ojj.. nie mogę się doczekać :*

      Usuń
  3. Opowiadanie robi się coraz ciekawsze - kiedy, życie Hermiony wychodzi na prostą pojawia się Draco z jakiś tajemniczym planem. Zdenerwowało mnie zachowanie Wiktora, swoją bezmyślną paplaniną naraża życie Hermiony i Emmy. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to zwykle w życiu bywa... myślimy, że już jest superowo, a tu nagle trach, coś się wali. Zobaczymy, co przyniesie los naszej Hermionie ;)

      Usuń
  4. Ciekawy rozdział, dużo się w nim dzieje, ale wszystko jest ładnie poskładane w idealną całość :) Czekam na kolejny i życzę weny!

    razaniolrazdiablicajednoserce2oblicza.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bałam się troszkę, że będzie chaotycznie, ale skoro nie jest, to całe szczęście :) Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Podoba mi sie!
    Świetny rozdział.
    Coraz ciekawiej, coraz bardziej interesujaco.
    Idealny styl.
    Cudowny szablon.
    Czego chciec więcej??
    Ale ja chce więcej. Więcej i więcej. Domagam się kolejnych rozdziałów jak biedny chleba. Czekam dalej i niecierpliwie.

    I pozdrawiam również gorąco
    Lacarnum Inflamare

    a może i zapraszam do siebie?
    Kto wie może sie skusisz :)
    nowa-hermiona-granger.blogspot.com
    dramione-patrz-sercem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! :)

      Za zaproszenia również, na pewno zaglądnę, tylko już nie dziś :)

      Usuń
  6. Dziękuję (: Niezmiernie mi miło, ale od dłuższego czasu niestety nie 'bawię' się w to, choć nie zmienia to faktu, że doceniam! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem tu od wczoraj i muszę Ci przyznać, że oczarowałaś mnie swoją historią i jej oryginalnością. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i z pewnością dodam Twój blog do blogów czytanych ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatnio znalazłam tego bloga. Pomyślałam, czemu nie przeczytać? Włączyłam prolog, po którym trochę się wahałam. Nie dlatego, że był zły, a przez Wiktora Kruma, bo po prostu go nie lubię. Nie wiem, to chyba przez jedno opowiadanie, w którym był cholernym chujem i taka opinia po nim mi została. Ale to nieważne. Zdziwiło mnie to, że tyle obyło się bez Dracona. Zwykle w Dramione jest tak, że albo już się znają i chociażby wymieniają obrazami, albo spotykają w drugim, maksymalnie trzecim rozdanie. A tu dopiero w... którym? Dziewiątym? No cóż, już nie pamiętam. W każdym razie - nie zanudziłaś i tu punkt dla ciebie.
    Nowością nie jest, że czekam tutaj na Rona. No bo, najlepszy przyjaciel Złotego Chłopca, mimo wszystko, były mąż Hermiony i nie ma go w opowiadaniu? Jasne, rozumiem, cholerny z niego drań i tak dalej, ale, proszę cię, to chyba akurat niedopatrzenie. Moim zdaniem, powinien się pojawić, namącić, zrobić kłótnię Hermionie, a tak w ogóle, to jakim cudem po tych wszystkich latach w Hogwarcie jego przyjaźń z Harry`m tak szybko wygasła? To praktycznie niemożliwe, wspomnienia zostają. Ale to moje skromne zdanie.
    Tak bardzo nie lubię Marcusa. Niby pomaga Draco i tak dalej, ale jest dziwny w stosunku do Granger. Zupełnie, jakby chciał się nią pobawić, cóż. Tak poza tym, to jestem ciekawa planu Dracona. Czym zaskoczysz? Mam nadzieję, że w swej prostocie, ten wielki plan będzie miał jakieś elementy zaskoczenia i tak dalej.
    Ach, tak, świetny szablon, podbił moje serce.
    Cóż, pozostaje mi czekać na ciąg dalszy. Korzystając z momentu, chciałam zaprosić cię do ciebie na Fix Me. Jeśli to nie twoje klimaty, możesz wstąpić też na The Prophet. Oczywiście, nie tylko te dwa blogi powstały u mnie, chociaż 3/4 stoi w miejscu.
    http://fix-me-fanfiction.blogspot.com
    http://the-prophet-fanfiction.blogspot.com
    Dragonfly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Miło mi, że do mnie trafiłaś i zdecydowałaś się dotrwać do końca, mimo wątpliwości.
      Ron... Ron ma w tym opowiadaniu swoją rolę i wkrótce dołączy do załogi ponownie. Czekam na odpowiedni moment.
      Co do ukrywania Draco w całym dotychczasowym opowiadaniu - strasznie drażnią mnie opowiadania, gdzie nagle po latach wielkiej nienawiści jest drugi rozdział, a oni już za sobą szaleją. Dlatego dawkuję ich spokojniej, czasem muskając granicę tej drugiej skrajności, kiedy jest go ZA mało. Wg mnie jednak w przypadku tej pary potrzeba cierpliwości i dobrych motywów, żeby wyszło z tego chociaż trochę porządne dramione. A co mnie z tego wyjdzie, to się okaże ;)

      Dziękuję za zaproszenie i na pewno z niego skorzystam, niezależnie od tematyki. Trzeba być otwartą na nowe horyzonty! ;)

      Usuń
  9. Zawitałam - pisałam komentarz i nagle trach, pole się odświeżyło, niestety puste... :) No nic, napiszę go więc ponownie.
    Rozdział jak zwykle dobrze napisany, co do tego nigdy nie mam wątpliwości jak tu wchodzę.
    Mnie Rona nie brakuje, chociaż jak wspomniałaś niedługo się pojawi, bo ma swoją rolę do odegrania - ta postać jest mi obojętna, chociaż niezbyt za nią przepadam to trudno, co będzie to będzie. :P
    Jeżeli chodzi o Kruma... A już zaczynałam powoli akceptować to, że chce zbliżyć się do Hermiony, a tu taki występek - na miejscu kobiety nie wybaczyłabym tego. W końcu ona sama przez cały czas dbała, by ta tajemnica pozostała bezpieczna i nikt się o niej nie dowiedział, a tu Wiktor idzie sobie do baru i... Brak słów.
    Uwielbiam wątek Ginny i Harry'ego w tym opowiadaniu - są tacy kochani, ciepli i troskliwi w stosunku do Hermiony. Chcą ją wszędzie zabierać, chcą być cały czas z nią (na szczęście Hermiona wie, że trzeba zachować umiar i nie "wpycha" się w ich związek, a pozwala im spędzić również chwile sam na sam - plus dla Ciebie, że nie zrobiłaś z niej jakiejś takiej zaryczanej, biednej, pokrzywdzonej przez los kobiety, a Gryfonkę z krwi i kości, którą była kiedyś, nieco odmienioną przez los i wszystkie wydarzenia).
    No i wątek Dracona - jaaak mnie on ciekawi! Nie mogę się doczekać kiedy uchylisz rąbka tajemnicy co do jego planu i zostanie chociaż część wyjaśniona. Mam nadzieję, że co nieco jest w następnym rozdziale - albo być może jakieś domysły? Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham twojego Malfoya. Jego wewnętrzny monolog był świetny!
    Ginny ma rację Hermiona powinna zrobić coś dla siebie. Ten magiczny żłobek to wcale nie taki zły pomysł.
    Zastanawiam się co takiego knuje ten Malfoy i dlaczego potrzebuję eliksiru wielosokowego? W kogo chce się zmienić?
    Wiktor to kretyn! Teraz Hermiona będzie musiała użerać się z prasą ;(
    Lekcja tanga? Fajny pomysł ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystko fajnie, ale nie obchodzą w Anglii Wigilii, z tego co się orjentuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy ja dobrze rozumuję? Malfoy zmieni się w Marcusa, żeby dowiedzieć się jakie są postępy w śledztwie?
    Ginny ma rację, Hermiona nie może ciągle siedzieć w pracy, albo w domu.

    OdpowiedzUsuń

- +