Followers

piątek, 20 marca 2015

[13] Prawda i kłamstwa


     Miała wrażenie, jakby dryfowała na granicy jawy i snu, bólu i słodkiej przyjemności, spokoju i niepokoju. Była pośrodku, trochę rozerwana między dwoma światami, ale sama nie wiedziała, po której stronie wolałaby znaleźć się bardziej. Było jej dobrze, ale jednocześnie odczuwała pewien brak. Niedosyt, który chciała wypełnić.
     Uchyliła powieki, pozwalając, by jasne promienie zimowego słońca na chwilę ją oślepiły. Wpadały do pomieszczenia, rozświetlając je przyjemnie, jednak dla nieprzyzwyczajonych oczu był to na początku bolesny cios. Zaraz jednak Hermiona podziękowała za nie w duchu, bo poczuła się po prostu lepiej. Od razu. Leżała na brzuchu z podłożonymi pod policzek dłońmi, lekka jak mgła kołdra okrywała jej nagie plecy, a ona czuła się jakoś tak… spokojniej. Wiedziała, że to działanie eliksiru, a raczej jego ostatnie momenty, ale nie dbała o to. Potem zażyje kolejny, ale nie tak ogłupiający jak ten, którym faszerowali ją co wieczór od przeszło pięciu dni. Miała wrażenie, jakby powoli uzależniała się od niego, chociaż doskonale wiedziała, że tu w szpitalu jest pod dobrą opieką i nikt nie pozwoliłby na coś takiego. Prawdopodobnie woleliby, by jęczała z bólu, niż żeby za bardzo przywiązała się do jakiegokolwiek eliksiru.
     Hermiona westchnęła cicho i wysunęła powoli rękę spod policzka, przesuwając ją w stronę białej komódki stojącej obok łóżka. Oprócz smakołyków, jakie dostała od przyjaciół oraz kwiatów od Wiktora – zarówno w geście przeprosin, jak i życzeń szybkiego powrotu do zdrowia – znajdował się tam mały guziczek, który zaraz wcisnęła. Z koniuszka jej palca wysunęła się wtem srebrzysta mgiełka przypominająca nieuformowanego jeszcze patronusa i wnet w płynnym ruchu fali wymknęła się z pokoju, przenikając przez drzwi. Minęło może pięć minut, gdy w pomieszczeniu pojawiła się młodziutka pielęgniarka – pulchna, uśmiechnięta i wiecznie zadowolona. W ostatnich dniach skrzętnie pilnowała, by poprawiać humor pacjentom, a już w szczególności Hermionie, która wyjątkowo przypadła jej do gustu. Jej starania jednak nie zawsze bywały w pełni doceniane.
     – Jak się spało, pani Granger?
     – Wyśmienicie – wymamrotała zapytana w odpowiedzi, ale dźwięk od razu zanikł przez napotkaną na swojej drodze poduszkę.
     – Tak też myślałam! – Zaśmiała się kobieta i jednym zaklęciem odsłoniła zasłony na całą szerokość, a następnie otworzyła nieco okno, by do pomieszczenia wpadło świeże, choć mroźne powietrze. – Mam dla pani dobrą wiadomość. Właściwie to nawet dwie. Proszę zgadywać.
     Tak, zagadki to kolejna typowa dla Mary Ann rzecz. Za każdym razem, gdy do niej przychodziła, zadawała jakieś pytanie i – naturalnie – oczekiwała inteligentnej, rozwiniętej odpowiedzi. W ostatnich dniach Hermiona nie miała jednak ani humoru, ani siły na intelektualne pogaduszki, a już w szczególności zaraz po przebudzeniu.
     – No dalej, jestem pewna, że bez problemu pani zgadnie, pani Granger. Pierwsza jest związana z pewnym eliksirem… – podpowiedziała pielęgniarka, splatając ze sobą palce.
     – Przyniosła mi pani eliksir przeciwbólowy?
     – Ojej, oczywiście, jak mogłam zapomnieć? Już podaję! – Zarumieniła się i nie minęła minuta, kiedy działanie leczniczej mikstury przyniosło Hermionie wyraźną ulgę. Kobieta odetchnęła, jej głos od razu zmienił się na pogodniejszy, a i twarz również rozświetlił lekki uśmiech. – To jednak nie ten eliksir miałam na myśli. Na dzisiaj zaplanowana jest przesyłka z Hogwartu. – Zaklaskała w dłonie, prawie przy tym podśpiewując, a Hermionie przyszło na myśl wspomnienie przedszkolanek z mugolskich filmów, które zachęcały swoich wychowanków do zabawy na świeżym powietrzu. Mimo to jednak w oczach kobiety zatlił się płomyczek nadziei, że już dzisiaj, a najpóźniej jutro uda się odwrócić działanie czarnomagicznego zaklęcia.
     – To wspaniale – przyznała nieco ściśniętym głosem.
     Chciała już wrócić do domu, do Libby, do swojego przytulnego fotela przy kominku, do kubka ciepłej herbaty i miłego półmroku w salonie… Rozejrzała się wokół. Jasne, rażące wręcz ściany, pustka w pomieszczeniu – nie, szpital zdecydowanie nie miał na nią dobrego wpływu. Czuła się jak w klatce. Czuła się, jakby była schwytanym zwierzęciem, odseparowanym od swoich młodych, bez szansy na ucieczkę. Hermiona przymknęła powieki i przytuliła na chwilę policzek do wciąż ciepłej poduszki.
     – A druga niespodzianka? – zapytała cicho
     – Pan Potter wspominał, że on również dzisiaj panią odwiedzi – odpowiedziała dziewczyna bez zbędnych ceregieli, najwyraźniej rozumiejąc, że wczesna pora nie działa dobrze na pacjentkę. – A moja kobieca intuicja podpowiada, że nie będzie sam!
     Mimo zmęczenia, zniecierpliwienia i lekkiego zdenerwowania, Hermiona po prostu musiała zachichotać. Mary Ann była tak pełna życia, tak zmotywowana, radosna i uśmiechnięta… Przypominała jej tak wiele osób sprzed wojny, gdy wszyscy jeszcze chodzili do Hogwartu, gdy byli szczęśliwi i bezpieczni, tacy niewinni i młodzieńczy. Jak dobrze, że wciąż pozostali tacy ludzie!
     – Mam nadzieję, że się nie myli – odpowiedziała po chwili, znów patrząc na dziewczynę i uśmiechnęła się do niej delikatnie. Ledwo skończyła mówić, a zaburczało jej głośno w brzuchu. – No cóż… – skomentowała jedynie, a kąciki ust znów się nieco uniosły.
     – Już za chwilę będzie podane śniadanie. Spokojna głowa, o tym nie zapomniałam. Mam nadzieję, że będzie pani smakować. Na razie uciekam do innych pacjentów, ale gdyby coś się działo, proszę szybciutko dawać znać!
     Hermiona odprowadzała ją wzrokiem, mając nadzieję, że za niedługo i ona wyjdzie stąd równie skocznym krokiem. Potem z głośnym, nieco zrezygnowanym westchnięciem opuściła obolałą głowę z powrotem na poduszkę. Zawsze, gdy była głodna i nie napiła się kawy o odpowiedniej porze, zaczynała czuć się gorzej. Na szczęście, za chwilę na stoliku rzeczywiście pojawiło się śniadanie i wyjątkowo dobra jak na szpitalne warunki kawa. Chociaż od dostania listu z Hogwartu minęło tyle lat, czasami wciąż zapominała, że czarodziejski świat różnił się od tego mugolskiego pod wieloma względami, nie tylko użycia samej magii.

     Kartoteka Malfoya, oflagowana czerwoną etykietką “pilne”, była pokaźna. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że widziała dotąd więcej przestępstw w jakiejś innej. Dotychczas spotykała się z aktami śmierciożerców, którym przypisano kilka pojedynczych występków, jak grupowy atak, torturowanie, często pojawiało się też morderstwo, nie mogła temu zaprzeczyć. Sprawa Malfoya była jednak… bardziej skomplikowana. Może Hermiona miała takie wrażenie, bo znała go osobiście ze szkoły i popełnione przez niego wykroczenia według niej po prostu do niego nie pasowały? Draco Malfoy był prawdziwym arystokratą, który bał się ubrudzić rąk. Tak naprawdę był tchórzem, za którego plecami przez długi czas stał ojciec i jego rozległe możliwości. Owszem, szczekał niczym głodny krwi pies, dokuczał innym uczniom, szczególni Gryfonom, był złośliwy i arogancki, ale… Nie mogła go sobie wyobrazić tak brutalnego, jak opisano to w dokumentach!
     – Witaj.
     Hermiona drgnęła niespokojnie. Przez nieoczekiwany i szybki ruch ręki w kierunku różdżki leżącej na stoliku, jedna z czytanych kartek spadła na podłogę, dodatkowo pchnięta podmuchem wiatru, który pojawił się przy otwarciu drzwi do pokoju. Kobieta spojrzała przez ramię i w tym samym momencie znieruchomiała, widząc, kto ją odwiedził. Wcale nie był to Harry.
     Marcus spoglądał na nią uważnie, jak gdyby starał się przewidzieć jej następny ruch. Po chwili, zdającej się trwać wieczność, schylił się i podniósł część dokumentów, która wylądowała u jego stóp. Gdy się wyprostował, ujrzał wycelowaną w niego różdżkę.
     – Chyba nie zaatakujesz kolegi z pracy? Jakbyś to wytłumaczyła Potterowi? – spytał spokojnie, zerkając przelotnie na treść trzymanych akt.
     – Zależy, czy rzeczywiście jesteś moim kolegą z pracy, O’Sullivan? A może powinnam powiedzieć: Malfoy? Przypuszczam, że w tej sytuacji Harry byłby całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw.
     Białe zęby Marcusa błysnęły w zadziornym uśmiechu. Jego osoba niespiesznie ruszyła z miejsca, ani na sekundę nie spuszczając wzroku z uniesionej ręki Hermiony.
     – No dalej, Granger, doskonale wiesz, że w tym momencie jesteś tak samo beznadziejna w czarach, jak Łasic przez cały swój nędzny pobyt w Hogwarcie, powszechnie zwany nauką. Choć… jak na mój gust, to niewiele się on tam nauczył. Myślałem, że Gryfoni to honorowe typy, a tymczasem jedno z najbardziej znanych lwiątek ucieka w popłochu już na pierwszej akcji. Słabo. – Malfoy zacmokał, będąc coraz bliżej wciąż lężącej Hermiony.
     Kiedy wreszcie znalazł się tuż obok niej, podał jej brakującą kartkę z rozbawionym smirkiem. Nie robił sobie nic z wiszącej nad nim groźby uroku, ale nie mógł sobie darować otaksowania drobnej sylwetki kobiety odzianej w lekką i zwiewną koszulkę.
     – Na Merlina, odłóż tę różdżkę, bo sobie zrobisz krzywdę i sama będziesz jadła ślimaki, jak twój wspaniały mąż… ups, eksmąż – stwierdził, delikatnie zirytowany i w akcie prawdziwej odwagi po prostu złapał za wspomniany przedmiot i wyrwał go z ręki zaskoczonej kobiety. – Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w tamtym zaułku, nie sądzisz?.
     – Gdzie jest Marcus? – spytała, ignorując jego docinki.
     – W moim lochu, skuty kajdankami i podgryzany przez udomowione szczury – odpowiedział zupełnie poważnie, siadając z cichym westchnięciem na niewielkim fotelu stojącym tuż obok łóżka. Był teraz tak blisko, że Hermiona, chcąc czy nie, poczuła przyjemny zapach perfum, których użył najprawdopodobniej przed wyjściem. – Spokojnie, lwico – wznowił jednak zaraz, widząc jej rosnące wzburzenie – prawdopodobnie siedzi wygodnie na krześle i je obiad, jeśli mamy być tak drobiazgowi. Nie obciąłem mu przecież jeszcze języka. Kobiety! – Wzniósł ostentacyjnie oczy w kierunku sufitu i pokręcił, zrezygnowany, głową.
     – Przestań grać tę swoją komedię – powiedziała na pozór spokojnie. Rzeczywiście, gdyby chciał jej coś zrobić, miał już wiele okazji, a nie wykorzystał ani jednej. Zamknęła więc teczkę, a potem podparła głowę na jednej ręce i po prostu na niego patrzyła – trochę w zaskoczeniu, trochę w niedowierzaniu. Masochista!, pomyślała.
     – To żadna gra – zaprzeczył, patrząc na nią bez emocji.
     – Powiedz mi po prostu, dlaczego? Wyjaśnij mi to wszystko.
     – Nie rozumiem?
     Hermiona zatrzymała na nim wzrok na chwilę dłużej, zbierając swoje myśli w jedną całość.
     – Dlaczego zrobiłeś to wszystko? Porwałeś Marcusa i używasz jego wizerunku? Jak długo? Czemu nagle zniknąłeś, a potem nagle wyskoczyłeś spod ziemi tamtego wieczora i od tego czasu ciągle się pojawiasz? Nic z tego nie ma sensu, gdy…
     – Mogę? – przerwał jej. Pochylił się w jej stronę, zdecydowanie zbyt blisko i szybko pochwycił dokumenty opisujące przestępstwa, których się dopuścił.
     Bez skrępowania czy najmniejszego zawahania otworzył teczkę i przejrzał pobieżnie akta, jakby szukał czegoś konkretnego. Hermiona nie miała pojęcia, czy powinna mu je wyrwać czy poczekać na to, co się wydarzy. W końcu… sam najlepiej powinien wiedzieć, w czym brał udział, prawda?
     Malfoy chrząknął, jak gdyby zaraz miał zacząć dawać wielką mowę, a tymczasem najzwyczajniej w świecie zaczął czytać:
     – Dwunastego czerwca dziewięćdziesiątego ósmego. Grupa aurorska pod dowodzeniem Christophera Newmana została wezwana na magiczną polanę imienia Roweny Ravenclaw. Odnalazła tam martwe ciała dwanaściorga dzieci w wieku od pięciu do siedmiu lat. Wychowankowie Magicznego Przedszkola przy ulicy Pokątnej odbywali tam zajęcia w terenie jak w każdy piątek. Podejrzany miał złamać bariery ochronne, a potem z wyjątkową brutalnością pozbawić wszystkich życia, najpierw torturując, a potem podpalając ciała. W powietrzu unosił się magiczny podpis Draco Malfoya.
     Dwudziestego szóstego czerwca dziewięćdziesiątego ósmego. Odnaleziono dwa martwe ciała nastolatków porzucone na niechronionych magicznie obrzeżach Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Ustalono, że byli to uczniowie trzeciej klasy Hogwartu. Podejrzany miał użyć zaklęcia Imperius i za jego pomocą zmusić nastolatka do zgwałcenia koleżanki. Następnie miał torturować obydwoje, używając do tego wielu czarnomagicznych klątw mających działanie wewnętrzne. Następnie miał poczłonkować ciała i podpalić. W powietrzu unosił się magiczny podpis Draco Malfoya.
     Dziesiątego lipca dziewięćdziesiątego ósmego. Zgłoszono zaginięcie dziesięcioletnich bliźniaków. Ich rozczłonkowane ciała znaleziono dzień później w znajdującym się nieopodal lesie. Nie odnaleziono wszystkich członków, które zniknęły najpewniej za sprawą dzikich zwierząt. Wykryto jednak częściowe opalenie ciał. W powietrzu unosił się magiczny podpis Draco Malfoya.
     Dwudziestego czwartego lipca dziewięćdziesiątego ósmego…
     W miarę czytania Hermiona siłą rzeczy zaczęła sobie wyobrażać wszystkie opisywane sceny, które tak naprawdę zapętlały się w jedną. Gdy pomyślała, że sprawca tych okrutnych morderstw siedział tuż przed nią, zrobiło jej się niedobrze, a gdy spojrzała na te dłonie wyglądające tak delikatnie, przeszedł ją dreszcz obrzydzenia. Choć znała trzymane przez Malfoya dokumenty niemal na pamięć, poczuła, jakby nagle na jej skórze pojawiła się warstwa lodu. Nagle zrobiło się tak potwornie zimno.
     – Wystarczy? – spytał nieoczekiwanie, zamykając cicho teczkę. Patrzył na nią bez wyrazu, zupełnie obojętnie, jakby dopiero co przeczytał prognozę pogody, a nie sprawozdania z oględzin miejsc morderstw.
     – Jesteś potworem – skomentowała drżącym głosem. – Możesz sobie tutaj siedzieć, mysleć, że jesteś sprytniejszy od nas, ale tak nie jest. Masz rację, eliksiry osłabiły mnie na tyle, że prędzej zrobiłabym krzywdę sobie, niż tobie, ale…
     – Oj, Granger, ale ty dużo gadasz – mruknął, zniecierpliwiony. Ostentacyjnie zerknął na zegarek, a potem znów na nią i uśmiechnął się. Uśmiechnął! – To zabawne – stwierdził nieoczekiwanie.
     – Nie widzę tutaj nic śmiesznego, Malfoy.
     – A ja tak. To, że szukacie złej osoby, jest zabawne do tego stopnia, że przez niemal cztery ostatnie lata turlałem się po ziemi ze śmiechu dokładnie co dwa tygodnie – wyjaśnił, patrząc prosto na nią.
     Dzięki temu bez problemu mógł obserwować, jak zaczęła uchylać usta, by się sprzeciwić i jak równie szybko je zamknęła. Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie pomieszane z niepewnością, ale zaraz znów przywołała się do porządku. To była Granger, którą znał.
     – Powtórz to.
     – To nie ja zrobiłem to wszystko.
     – Nie wierzę ci. Myślisz, że możesz tak po prostu nagle przyjść i powiedzieć: “to nie ja” i że wszystko będzie w porządku? Jesteś śmieszny – zaśmiała się, unosząc na przedramionach. Kołdra zsunęła się nieco z pleców, osłaniając paskudne poparzenia, których na szczęście nie czuła dzięki lekom. Draco spojrzał na nie przelotnie, nawet na sekundę nie dając po sobie poznać, jakie obrzydzenie poczuł na ten widok. Wrócił do brązowych oczu kobiety.
     – Mnie nie jest do śmiechu, Granger – powiedział sucho. – Straciłem prawie cztery lata życia.
     – Niewinny nie ucieka, Malfoy. Skoro nic z tego nie wyszło spod twojej różdżki, to… – urwała.
     Draco uniósł brew.
     – To? – ponaglił z paskudnym uśmiechem satysfakcji. – Mówiłaś coś o mojej różdżce, kontynuuj.
     – Twoja różdżka – powtórzyła powoli. Nieoczekiwanie chwyciła za całą zaczarowaną teczkę i szybko ją otworzyła. Przebiegła wzrokiem po ostatnim zdaniu niemal każdej notatki. – Magiczy podpis Draco Malfoya – przeczytała pod nosem. Patrzyła jeszcze chwilę na pojedyncze literki układające się w konkretne słowa.
     – Po pierwsze, byłbym kompletnym idiotą, gdybym coś takiego podpisywał magicznym podpisem. Oczywiście, nie trzeba zostawiać podpisu, magia i tak jest wyczuwalna – sarknął. – Po drugie…
     – Ty przecież wcale nie masz swojej różdżki – dokończyła Hermiona, patrząc na niego co najmniej zdziwiona.
     – Brawo, Granger. Wygląda na to, że szok pourazowy okazał się dla ciebie wyjątkowo łaskawy – zironizował.
     Hermiona zignorowała go.
     – Dlaczego w takim razie się ukrywałeś i to tyle czasu? – zadała pytanie, które w tym momencie nurtowało ją nawet bardziej, niż osoba prawdziwego mordercy.
     Draco westchnął, jakby odpowiedź była naprawdę prosta, niemal oczywista.
     – A co, miałem tak po prostu przyjść do któregoś z aurorów i powiedzieć: “hej, jestem niewinny!”? Stuknij się w głowę, Granger.
     – Malfoy, nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale aurorzy są po to, by dobiegać prawdy i…
     – Nie, Granger. – Pokręcił głową. Jej naiwność jest niemal słodka, pomyślał przelotnie. – Tylko ty dobiegasz prawdy. Odkąd pamiętam. Przez tyle czasu nikt nie wpadł na to, na co ty dzisiaj. Nikt nawet nie szukał! Co prawda, sama tego nie osiągnęłaś, musiałem ci sporo pomóc, ale przynajmniej się starałaś. – Malfoy nie byłby sobą, gdyby nie dodał jakiejś złośliwości. – Wszyscy myśleli, że skoro ktoś podpisał się moim imieniem i nazwiskiem, to tak po prostu jest i szli w tym kierunku. Żałosne – skomentował.
     Hermiona milczała, dalej leżąc na tym przeklętym łóżku, nie mając nawet siły się z niego ruszyć, podczas gdy Malfoy przechadzał się w tę i z powrotem po jej pokoju. Dużo się w nim nie znajdowało, ale najwyraźniej i tak okazał się na tyle ciekawym obiektem, żeby przyglądnąć się po prostu wszystkiemu. To było dziwne, ale – mimo jej skąpego stroju czy po prostu całej tej sytuacji – Hermiona nie czuła się skrępowana, choć prawdopodobnie powinna. Możliwe, że nawał informacji i nowych faktów po protu tak ją przytłoczył, że nie zwracała na to uwagi.
     – Dlaczego ja? Dlaczego akurat teraz, po takim czasie? – spytała. – Przecież nie jestem aurorem od tygodnia, o czym zapewne wiesz, znając Marcusa. Gdzie on jest? Czy on też jest jakimś zbiegłym śmierciożercą, który gra nam po prostu na nosie?
     – Nie – odpowiedział zaledwie na ostatnie z pytań. – Marcus jest jak najbardziej w porządku i… choć nie do końca tego rozumiem, naprawdę cię lubi, więc nie bądź dla niego taką zimną… – urwał i chrzaknął. To nie jego sprawa, niech O’Sullivan sam pilnuje swojej piaskownicy. – Po prostu pech chciał, że trafił mu się taki kumpel jak ja. Koniec, tyle musi ci na razie wystarczyć.
     Hermiona znów miała otworzyć usta i zaatakować mężczyznę kolejnymi pytaniami albo po prostu żądaniem odpowiedzi na poprzednie, jednak niepewne pukanie do drzwi jej to uniemożliwiło. Zamykając usta, spojrzała w tamtą stroną i ujrzała Harry’ego z rosnącą jak na drożdżach Libby w swoich ramionach.
     – Przeszkadzam? – spytał brunet, spoglądając to na wzburzoną Hermionę, to na spokojnego Marcusa, który stał nieopodal.
     – Właściwie, Harry, to... – zaczęła nieskładne kobieta, zagryzając dolną wargę.
     – Nie – dokończył za nią stanowczo Malfoy i powstrzymał ją jednym spojrzeniem przed jakimkolwiek sprzeciwem. – Już skończyliśmy, Potter, a Hermionie na pewno przyda się chwila odprężenia, żeby mogła później przemyśleć kilka… pewnych spraw.
     Harry nie wyglądał na przekonanego.
     – Marcus ma rację, Harry – poparła nieoczekiwanie Hermiona, chrząkając przed tym cicho. Poprawiła włosy, ułożyła się nieco na boku, żeby lepiej ich widzieć i okryła się dokładniej kołdrą. – Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, Marcus był tak miły, że mnie odwiedził i, rzeczywiście, jest teraz parę spraw do przemyślenia – zaśmiała się lekko, nieco sztucznie i nerwowym ruchem ręki wygładziła materiał szpitalnej pościeli.
     – Przecież nie musicie mi się tłumaczyć...
     – Och, Potter, wiesz, jaka jest Hermiona. Czasami bierze do siebie niektóre rzeczy za bardzo. – Wzruszył ramionami i zwrócił się do kobiety: – Prawda, kochanie? A teraz, wybaczcie, zbieram się, ale na pewno jeszcze dzisiaj albo jutro do ciebie wpadnę, żebyś nie czuła się samotna… A tutaj – spojrzał na małą Libby – jest i nasza księżniczka. No po prostu śliczny aniołek!
     Nikt za bardzo nie wiedział, o co dokładnie chodzi i co się dzieje, a stan ogólnej dezorientacji jedynie się pogłębił, kiedy Marcus – czyli tak naprawdę Draco – podszedł do Harrye’ego i opuszką palca delikatnie musnął małą rączkę dziewczynki, uśmiechając się przy tym jak wariat. Potem wrócił do Hermiony i musnął przelotnie jej półotwarte usta, patrząc kobiecie prosto w oczy i uśmiechając się lekko, rozbawiony i pewny siebie. A później po prostu wyszedł, mrugając do Pottera, kiedy go mijał.
     – Co to było? – spytał Harry, choć jeszcze przed sam chwilą mówił, że nikt nie musi mu się tłumaczyć.
     – Nie wiem, Harry. Sama już nie wiem, co tu się dzieje – przyznała, wyglądając na tak bezradną i zmęczoną, że przyjaciel po prostu wzruszył ramionami, stwierdzając, że wystarczy, jak po prostu będzie.


10 komentarzy:

  1. Po przeczytaniu twojej miniaturki nie było mowy, żebym nie zabrała się za opowiadanie i absolutnie tego nie żałuję. Ta historia jest fenomenalna. Oryginalna, pełna akcji, ze świetnie wykreowanymi bohaterami. Po prostu cudo. Strasznie podoba mi się twoja wizja. Dawno żadne Dramione tak mnie nie wciągnęło. Widziałam, że pojawiłaś się po dłuższej przerwie i mam nadzieję, że zostaniesz już z nami, bo nie wyobrażam sobie nie wiedzie, jak przebiegła ta historia. Masz naprawdę ogromny talent, który warto rozwijać :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie tak jak juz pisałam wcześniej jest wciągające ! Licze na kolejny rodzial :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Tyle oczekiwania się opłacało, cudo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej, muszę tutaj coś napisać. W końcu.
    Uwielbiam to, jak piszesz. *.* Magicznie dobierasz słowa, a historia jest wciągająca. Błagam więc - nie porzucaj jej i pisz nam dalej, bo pokochałam Twoich bohaterów. Tak serio, serio. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i Dracona (Hermiony też). <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam! Przeczytałam dziś tylko połowę tego cudownego opowiadania.Poprostu cudowne napiszę pod kolejnym postem więcej ale dziś się spieszę ale musiałam to skomentować. Wesołych Świąt i Mokrego Dyngusa
    Sofia Potter
    Zapraszam do mnie:
    http://szukam-milosci.blogspot.com/
    http://za-zamknietymi-drzwiami-dramione.blogspot.com/
    http://dramione-to-nie-odkryta-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaraz odpłynę. Kobieto, doprowadzasz mnie do istnego wariactwa.
    Piszesz tak perfekcyjnie.
    To Dramione rządzi! Ostatni moment! Mdleję...
    Dosłownie.
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam twojego Malfoya! Tą końcówką to mnie całkowicie rozgromiłaś ;) Jestem strasznie ciekawa kto odpowiada za te wszystkie zbrodnie i czemu chce aby to Draco poniósł za nie odpowiedzialnosc? Ciekawe co teraz zrobi Hermiona, będzie się starała dociec prawdy? I jak na to wszystko zareaguje Harry? Kocham gdy Draco mówi do Hermiony lwico ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wreszcie przeczytałam!
    Znam Twoje miniaturki, Cienie Przeszłości to rzecz genialna, więc z największą przyjemnością oddałam się czytaniu tej całej historii.
    Uwielbiam Twoje postacie, Hermiona jest taka kanoniczna! (A ja jestem stuprocentową kochanicą kanonu!)
    W Twoim opowiadaniu cenię absolutnie wszystko, od dobrego stylu, poprawności gramatycznej i ortograficznej, na ciekawej fabule kończąc.
    Jestem niezmiernie ciekawa ciągu dalszego - dlaczego to Malfoy jest ścigany? Kto popełnił te zbrodnie? Kim tak naprawdę jest Marcus (bo jestem przekonana, że kryje jakąś tajemnicę)?
    Jestem również zachwycona Twoim Potterem i bardzo mu współczuję tego, że razem z Ginny (Hinny też uwielbiam!) nie mogą mieć dzieci. Po cichu kibicowałam mu, gdy sprał Kruma, bo gnoja nie znoszę.
    Opowiadanie bardzo wciąga, więc życzę dużo weny w jego skończeniu (nie przeżyłabym chyba, gdybyś tego nie zrobiła). Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Odważny ruch Draco. W sumie zadziałało. Jestem ciekawa dalszego obrotu akcji. Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozwaliłaś mnie tą końcówką. No i to jak Draco mówi do Hermiony lwica, to tak bardzo do niej pasuje i jest takie seksowne ;D

    OdpowiedzUsuń

- +