Followers

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Podwójne szczęście

[miniaturka]

     Krople padającego właśnie deszczu obijały się dziko o szyby, a potem spływały zygzakami w dół, torując sobie nowe szlaki na mokrej już powierzchni. Gdy Hermiona przyglądała się im, pogrążona w ponurych myślach, dochodziła do wniosku, że przypominają jej łzy, których do tej pory udało jej się już sporo wylać, kiedy nikt nie patrzył. Przynajmniej do pewnego momentu, jeszcze na samym początku. Potem uświadomiła sobie, że przecież ma dla kogo żyć i że świat nie skończył się tamtego dnia. W pewnym sensie… dopiero się rozpoczął.
     Jej nowe życie zaczerpnęło tchu po raz pierwszy i odetchnęło pełną piersią.

     - Mamo!
     Kobieta drgnęła, wyrwana z zamyślenia. Jej twarz wygładziła się, ból wspomnień zniknął, zastąpiony bezgraniczną miłością i troską. W mgnieniu oka wyglądała znacznie młodziej. Szybko rozłożyła ramiona, pozwalając, by pięcioletni chłopiec wpadł w nie ze znanym sobie impetem. Niezgrabnie wdrapał się na jej kolana, szybko obejmując ją za szyję swoimi krótkimi, nieco pulchnymi rączkami. Drobne paluszki wczepiły się mocno w długie, teraz rozpuszczone włosy Hermiony.
     - Co się stało? – spytała, a raczej wymruczała kojącym głosem prosto do ucha dziecka, zaczynając się powoli kołysać na boki, żeby go uspokoić.
     - Myślałem, że nas zostawiłaś.
     - Jak mogłeś tak pomyślałeś? – zbeształa go delikatnie, odsuwając się tak, by mogła spojrzeć na jego zapłakaną buzię. Powoli starła ciepłe łzy z pulchnych policzków synka. – Przecież wiesz, że nigdy bym was nie zostawiła. Ani ciebie, ani Kim. Nigdy – powtórzyła, a żeby przypieczętować swoje słowa, pocałowała go mocno w czoło.
     - Wiem – przyznał cicho i niewyraźnie, opierając głowę na ramieniu Hermiony. Jego ciepły oddech załaskotał ją przyjemnie w skórę. Przytuliła go mocniej, składając kolejny pocałunek, tym razem na czubku głowy chłopca. – Ale śniło mi się, że znowu porwał mnie ten duży ptak. Poszedłem do twojego pokoju, a ciebie tam nie było, a potem nie mogłem cię znaleźć, dopiero tutaj – wyjaśnił, ale z każdym słowem zdawał się być coraz bardziej senny.
     Hermiona nie powiedziała nic więcej, tylko przytuliła go mocniej do siebie i zaczęła nucić powoli kołysankę, którą pamiętała jeszcze ze swojego dzieciństwa. Gdy była pewna, że Kai zasnął, wróciła z nim do jego pokoju i ułożyła chłopca w łóżku, żeby – tym razem spokojnie już – dospał do rana. Na koniec pochyliła się i ostatni raz pocałowała go w lśniące jasne włoski na głowie, okrywając go dokładnie kołderką. To samo zrobiła przy łóżku obok, gdzie spała jej pięcioletnia córka.
     - Nigdy was nie zostawię – szepnęła, gasząc stojącą nieopodal lampkę, a potem zatrzymała się jeszcze na chwilę u progu drzwi. Widok śpiących bliźniaków działał na nią kojąco.

*

     Niemal każdy dzień Hermiony wyglądał tak samo – owiany pewną już rutyną, którą mogłaby się pochwalić chyba każda matka. Wstawała o szóstej rano, szykowała śniadanie dla siebie, Kai’a i Kim, a potem wracała na górę, by ich obudzić. W przeciwieństwie do innych dzieci, jej dwójka rozrabiaków wstawała chętnie i bez problemu, najpewniej pobudzona wizją nowych psot, przez które Hermiona któregoś dnia osiwieje. Po śniadaniu pomagała im z poranną toaletą, pilnowała, by obydwoje zaścielili swoje łóżka, a potem zawoziła ich do przedszkola. Rozstawali się na parę następnych godzin, gdy musiała udać się do pracy i zarobić na życie, które, wbrew pozorom, wcale nie było takie proste. Z drugiej strony, nie narzekała.
     W pewnym stopniu usunęła się z magicznego świata. Nie była już przyjaciółką Chłopca, Który Przeżył, gazety przestały się nią interesować,  ona mogła żyć w spokoju i raz na jakiś czas zaciągać języka, co się działo w jej starym życiu. Odkryła też nową pasję, która w dużym stopniu pomogła jej stanąć na nogi i trzymała w pionie do teraz.
     - Cześć, Lotta! Przyszedł już ten nowy chłopak i czeka na ciebie na kuchni, żeby podpisać umowę. – Zawsze konkretna i bezpośrednia Melody trzepnęła Hermionę lekko po ramieniu, gdy ta ledwo zdążyła wejść tylnym wejściem do restauracji. Nim zdążyła odpowiedzieć, dziewczyna zniknęła za kolejnymi drzwiami prowadzącymi do głównej sali dla gości.
     Charlotta Noel. Tym się stała już niemal sześć lat temu, gdy na niedługo przed zakończeniem wojny z Voldemortem udało jej się uwolnić z podłej niewoli w Malfoy Manor. Następny rozwój wypadków, w tym informacje, które udało jej się zdobyć i wiążące się z nimi niebezpieczeństwo sprawiły, że Harry’emu nietrudno było ją przekonać do przeniesienia się na drugi kontynent i zmiany tożsamości oraz wyglądu. Upozorowali nawet jej śmierć. Była na własnym pogrzebie i nikt z opłakujących ją osób nie miał pojęcia, że stała tam, za nimi i patrzyła na ich przygarbione plecy! Grono pedagogiczne Hogwartu, uczniowie, wielu aurorów i znanych osobistości magicznego świata – dziesiątki osób stłoczyły się tamtego dnia na błoniach Hogwartu, a na samym przedzie Harry Potter ze wzruszającą przemową o wielkim poświęceniu Hermiony Granger. Oprócz niej zginęło wiele innych osób – oni jednak pożegnali się z życiem naprawdę. Remus, Tonks, Fred… Ron. Nie było możliwości, by któregoś dnia spotkała ich przypadkiem na ulicy.
     Draco.
     Hermiona mrugnęła kilkakrotnie, a nieuwolnione łzy zafalowały na jej rzęsach. Rzadko pozwalała sobie na wspomnienia. Wiedziała, że przeszłość i jej wspominanie czyniły ją w tym momencie słabą. Co prawda, nie było już zagrożenia, ale nie można było też cofnąć tego, co już się wydarzyło. Dla społeczeństwa nie żyła. Była martwa. Jedyną osobą ze swojego poprzedniego życia, z którą miała jakikolwiek kontakt, był Harry.
     Czasami trudno było nie żyć.

     Po przeprowadzce do San Francisco zaczęła gotować – odkrywała nowe smaki, eksperymentowała i naprawdę to polubiła. Dopóki ciąża nie była wyraźnie zauważalna, podróżowała po świecie, by na własnej skórze wypróbować kolejne kulinarne przepisy różnych kultur. Aż wreszcie urodziła Kai’a i Kim, w międzyczasie poznała Melody i Stefana, a po niemających końca namowach Harry’ego założyła swoją pierwszą restaurację w magicznej dzielnicy w San Francisco.
     I z każdym dniem było nieco łatwiej.

*

     - A tatuś?
     - Tatuś?
     - Dlaczego go nie ma z nami? – spytał Kai, patrząc na Hermionę z zaciekawioną buzią.
     - Wszystkie moje koleżanki w przedszkolu mają tatusiów – uzupełniła myśl Kim, idąc po drugiej stronie kobiety.
     Szli we trójkę promenadą San Francisco, pozwalając, by panujący wokół hałas żyjącego miasta momentami ich obezwładniał. Zdecydowanie nie było to miejsce na taką rozmowę. Zwlekając z odpowiedzią, skierowała się z dziećmi w stronę plaży, gdzie o tej porze na pewno znajdą spokój i ciszę. Nie pomyliła się. Już wkrótce stąpali bosymi stopami po coraz chłodniejszym piasku – zbliżał się wieczór, słońce powoli zachodziło, dając wytchnienie ludziom.
     - Chodźcie tu do mnie – powiedziała, siadając na dużym kamieniu. Na jednym kolanie posadziła sobie Kai’a, na drugim Kim i przytuliła ich mocno. Pocałowała ich po kolei w czubek głowy, a potem uśmiechnęła się smutno. Spodziewała się tej rozmowy, ale i tak ją zaskoczyli. – Tatuś bardzo chciałby z nami być, ale dawno temu musiał gdzieś pojechać i jeszcze nie wrócił.
     - Ale gdzie pojechał?
     - I dlaczego nie zabrał nas ze sobą? Nie chciał nas?
     Hermiona poczuła zawiązujący się w gardle supeł. Jak im to wyjaśnić? Jak się przy tym nie popłakać? Jak pięcioletnie dzieci mają to zrozumieć?
     - Popatrzcie w górę – poleciła, unosząc powoli ich podbródki opuszkami palców. – Co widzicie?
     - Niebo – odpowiedział Kai takim tonem, jakby to było oczywiste.
     - Mhm, właśnie – przytaknęła Hermiona. – Wasz tatuś jest właśnie tam i patrzy na was cały czas, wiecie?
     - Ale jak to tak? – Kim zmarszczyła brwi, wyraźnie czegoś nie rozumiejąc. – Siedzi na chmurce? I mieszka tam? Ale dlaczego nie mieszka z nami? Jest mu na pewno zimno, a my mamy przecież ciepły kominek.
     Tyle pytań bez odpowiedzi, pomyślała Hermiona. Dlaczego to właśnie ich musiała spotkać wojna? Dlaczego musiała pozbawić jej dzieci ojca?
     - Nic nie rozumiem – poskarżyła się Kim, patrząc na brata wyczekująco. Kai wywrócił oczami.
     - Tata jest teraz aniołem i pilnuje, żeby nic nam się złego nie stało – wyjaśnił chłopiec, a pięciolatka zdawała się akceptować taką odpowiedź. Tak lepiej, pomyślała Hermiona, to najlepsze wyjaśnienie.
     - Wracajmy do domu – mruknęła kobieta – coś wam pokażę.
     Godzinę później całą trójką siedzieli w przytulnym salonie. Hermiona czuła na sobie zaciekawione spojrzenia dzieci, gdy pomiędzy nimi stawiała dość sporą szkatułkę. Kim już chciała o coś spytać, ale Kai szturchnął ją lekko w ramię, więc się zawahała. Hermiona miała ochotę pokręcić głową albo uśmiechnąć się z pobłażaniem, ale powstrzymała się. Czując rosnące napięcie, wsunęła kluczyk i przekręciła go, żeby następnie podnieść wieko.
     Tuż przed nimi pojawiła się wizualizacja w otoczeniu mgły, na widok której zarówno Kai, jak i Kim zakrzyknęli, na początku wystraszeni, a potem zafascynowani. Obrazy, będące wspomnieniami Hermiony, wirowały wokół nich, zmieniając się z jednych w kolejne. Uśmiechnięta twarz Draco bez maski arogancji i podłości, jego radosne oczy spoglądające na nich z miłością, Draco i Hermiona tańczący na środku Pokoju Życzeń Wspólny spacer po Błoniach, kolacja przy świecach, drobna sprzeczka, po której przepraszał ją samodzielnie wyhodowaną orchideą.
     - To ty, mamo?
     - To ja – potwierdziła, mierzwiąc włosy synkowi.
     - Ale wyglądasz zupełnie inaczej. Miałaś inne włosy i byłaś niższa! I nawet twarz miałaś inną! Dlaczego?
     Kobieta wzruszyła ramionami.
     - Ludzie się zmieniają.
     - To znaczy, że tata wyglądałby teraz inaczej?
     - Bardzo możliwe.
     Kim objęła swoje kolana jednym ramieniem, a drugie wyciągnęła w stronę mgiełki i dotknęła ją palcem. Zachichotała.
     - Łaskocze – wyjaśniła. – Jesteśmy podobni i to całą trójką! Tylko oczy mamy brązowe, ale włosy mamy tak samo jasne, jak ty i tata, mamo. Jak będę chciała przypomnieć sobie tatę, to popatrzę na Kai’a!
     Hermiona roześmiała się głośno, ciągnąc ją na swoje kolana.
     - Masz rację, Kai to cały tata. Ale mam dla was coś jeszcze lepszego – powiedziała tajemniczo, sięgając do kieszeni swetra. Zaraz wyciągnęła dwie miniaturki szkatułki, która stała obecnie przed nimi. – W środku jest to samo, co teraz widzicie tutaj. Możecie te dwie miniaturki mieć zawsze przy sobie i w każdym momencie je otworzyć. Wystarczy, że będziecie chcieli popatrzeć na mnie i tatę – powiedziała cicho, kładąc po małym pudełeczku na wyciągniętych rączkach dzieci. Wydawały się być zachwycone.
     - Pokażę jutro wszystkim koleżankom! – zawołała radośnie Kim, przyciskając szkatułeczkę do malutkiej piersi.

*

     Następne dni wyglądały podobnie – rano wstawali, rodzeństwo szło do przedszkola, a Hermiona odwiedzała po kolei swoje trzy restauracje i doglądała, czy wszystko w porządku. Wieczorami zalegiwała z dziećmi w swoim wielkim łóżku i opowiadała im historie ze sobą i Draco w roli głównej. Nie było tego wiele, Hermiona twierdziła, że mieli za mało czasu, żeby zbudować dużo wspólnych wspomnień. Przynajmniej tych miłych. Opowiadała, jak zaczęli razem szkołę i że na początku zupełnie za sobą nie przepadali, że przekonali się do siebie dopiero pod koniec piątego roku. Choć wszystko przedstawiała dzieciom w prawdziwym uproszczeniu, bliźniaki zrozumiały najważniejsze: że ich tata w pewnym momencie okazał się tym, który uszczęśliwił ich mamę i że to liczyło się najbardziej.
     - Ziemia do Charlotty!
     Hermiona drgnęła i spojrzała, nieco wystraszona, na Melody, która stała zaledwie cal od niej i przyglądała się jej podejrzliwie.
     - Wszystko w porządku?
     - Tak, tak. Zamyśliłam się tylko – uśmiechnęła się, zamykając księgę rezerwacji na dzisiejszy wieczór. Wszystkie zostały bez trudu potwierdzone, kolejny raz komplet.
     Melody zacmokała cicho pod nosem.
     - Ostatnio zdarza się to coraz częęęęściej. Zakochałaś się? – spytała, podekscytowana.
     Hermiona spojrzała na nią, zupełnie skołowana, aż w pewnym momencie po prostu się roześmiała. Dobry żart, pomyślała, ale wnet zauważyła, że Melody patrzy na nią wyczekująco. Ona mówiła poważnie!
     - Nie mam na to czasu, Mel. Kim i Kai potrzebują spokoju, a nie widoku matki poszukującej faceta, gdy ledwo dowiedziały się, że ich ojciec nie żyje. I nawet nie próbuj mnie z nikim swatać, bo to po prostu nie wyjdzie – uprzedziła.
     Zdawało się, że Melody chce coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu dała za wygraną.
     - Nie wymagam od ciebie, żebyś zwierzała mi się z całego swojego życia przed San Francisco, ale jeśli tylko chciałabyś pogadać, wiesz, gdzie mnie szukać. Idę na salę, zaniosę coś dzieciakom do jedzenia, bo pewnie zgłodniały.
     - Powiedz im, że zaraz skończę i wrócimy do domu – mruknęła, patrząc, jak przyjaciółka znika za wahadłowymi drzwiami.
     Widok Kim i Kai’a w którejś z restauracji nie był nowością. Zwykle jednak przesiadywali w Parmezanowym Niebie, która powstała jako pierwsza. Stefan, drugi szef kuchni, robił sobie w pewnym momencie dłuższą przerwę i jechał po nich do przedszkola, wyręczając w tym Hermionę. Uwielbiał tę dwójkę łobuziaków i zawsze cieszył się, gdy widział ich roześmiane buzie. Z resztą, nie tylko on. Każdy z pracowników skoczyłby za nimi w ogień.
     - Charlotta? – odezwał się niepewnie Stefan, zaglądając jednocześnie znad drzwi do głównej sali, w której roiło się od gości. Bez trudu jednak odnalazł dwie blondwłose czuprynki. Siedzieli co prawda przy „swoim” stoliku, ale tym razem ktoś im towarzyszył.
     - Co tam, Stefan? – rzuciła, nie podnosząc oczu znad składanego zamówienia. Na szczęście odwiedziła już pozostałe dwie restauracje i tam wszystko już pozałatwiała, Parmezanowe Niebo było ostatnią na dziś.
     - Myślę, że twoje szkraby mają nowego znajomego.
     - Och, żadna nowość. Gdyby nie roiło się tutaj od naszych ludzi, którzy mają na nich oko, przywiązałabym ich sznurkiem do kaloryfera, żeby nie zaczepiali nikogo.
     Stefan przestąpił z nogi na nogę.
     - Ale wciąż myślę, że tym kimś powinnaś się chyba bardziej zainteresować.
     Hermiona ociągała się jeszcze przez chwilę. Wreszcie napisała ostatnią liczbę w ostatniej linijce i postawiła kropkę. Spojrzała uważnie na Stefana, który był zaciekawiony, nieco wystraszony, ale jednocześnie dziwnie podekscytowany.
     - Jeśli to będzie ktoś inny, niż prezydent USA albo Michael Jackson…
     - Po prostu tu chodź.
     Hermiona więc podeszła, szybkim i sprężystym krokiem, który ustał w momencie, kiedy zobaczyła, o kogo chodzi Stefanowi. Zauważyła go bez trudu. Szczupły, dużo szczuplejszy niż wtedy, gdy go ostatnim razem widziała, z ta samą blond czupryną rozwianych włosów i uśmiechem, którym do tej pory obdarzał tylko ją.
     - To on?
     - To niemożliwe.
     - Myślałem, że on nie żyje?
     - Widziałam, jak umierał – wyszeptała skamieniałymi wargami.
     Zakręciło jej się w głowie, a jej zdrętwiałe ciało z ledwością zakodowało, że Stefan objął ją asekuracyjnie w pasie. To jakieś kłamstwo, dudniło jej w głowie, to nie może być prawda. Ktoś ją znalazł, odkrył jej tożsamość i chce skrzywdzić jej dzieci i ją. To nie może być jej Draco, widziała, jak padał martwy na ziemię!
     - Charlotta? Wszystko w porządku? – zaniepokojony głos przebił się do jej świadomości na tyle, że zamrugała i popatrzyła na przyjaciela z większą świadomością.
     - T-tak, już wszystko dobrze. To po prostu niemożliwe – zachichotała nerwowo – to pewnie jakaś pomyłka.
     Podobieństwo między mężczyzną, a siedzącymi przy nim dziećmi było jednak uderzające. Dwie krople wody. A raczej trzy. Bliźniaki – Kim z tymi swoimi gęstymi blond lokami i wetkniętymi w nie wstążkami, Kai z krótszą wersją bez dodatków – obydwoje z jasną karnacją Draco, ale oczami i lekko zadartymi noskami Hermiony. Gdyby mieli przejść obok siebie na ulicy, na pewno by się zatrzymali, chociażby ze zdziwienia! A co dopiero w jednym pomieszczeniu, w restauracji, która wcale nie była taka duża.
     Hermiona odetchnęła głębiej.
     - Idziesz tam?
     - Muszę.
     - To chodź – mruknął stanowczo, prowadząc ją przez drzwi.
     Kim, która najpewniej miała wbudowany radar wykrywający obecność jej matki, odwróciła się i pomachała do niej. Hermiona już z daleka widziała rumieńce podniecenia na jej policzkach i śmiejącą się buzię. Zaraz to samo zrobił Kai.
     - Mamo! Chodź do nas!
     Więc szła, popychana przez Stefana. Widziała, jak siedzący obok jej dzieci blondyn unosi powoli głowę i zastyga w bezruchu, kiedy zdecydował się wreszcie na nią spojrzeć. Te same oczy, które pamiętała. Była już tak blisko nich, widziała wyraz jeszcze większego niedowierzania. Nie dziwiła mu się. Ona była w szoku, a co dopiero on! Musiał się domyślić, że Kim i Kai to jego dzieci, nie było innego wyjścia. Szczególnie, że na środku stołu, przy którym siedzieli, leżała mała szkatułka z gasnącymi wspomnieniami przerażonej teraz Hermiony.
     Jak to możliwe?
     - Mamo, popatrz! Ten pan jest tak bardzo podobny do taty! – zawołał Kai.
     - Może to jednak on? Porozmawiaj z nim, porozmawiaj! Pozwól mu z nami zostać – dodała Kim, wstając szybko od stołu, i podbiegła do niej, żeby objąć ją mocno za nogi. – Proszę!
     Hermiona postarała się, żeby jej głos nie drżał, gdy spróbowała się uśmiechnąć i odpowiedziała:
     - Na pewno wezmę to pod uwagę, skarbie. Ale teraz weź Kai’a i idźcie do kuchni, Stefan ma dla was coś smacznego – zdradziła, patrząc przelotnie na wspomnianego właśnie kucharza. Choć Stefan nie do końca wiedział, co się właśnie dzieje, kiwnął zachęcająco głową i zgarnął dwójkę dzieciaków pod pachę, a potem, udając rwistego rumaka, potruchtał do kuchni.
     Hermionie zachciało się śmiać na myśl, że wszyscy siedzący tu ludzie nie mieli nawet zielonego pojęcia, co się właśnie działo. Dla nich było to nic, ale dla niej otwierało się piekło, które zdążyło się już zasklepić.
     - Widziałam, jak umierałeś – szepnęła, gdy Draco wstał od stołu i podszedł o dwa kroki bliżej. Nim zdążył odpowiedzieć, zmniejszyła dystans między nimi i zamknęła go w niedźwiedzim uścisku. Sama nie wiedziała, że tak mocno może jeszcze kogoś obejmować. Zapach, który śnił jej się po nocach, ponownie ją otoczył.
     - A ja byłem na twoim pogrzebie – odparł drżącym tonem.
     - Widziałam cię, nie oddychałeś. Byłeś martwy – mamrotała, kręcąc głową. Dalej w to nie wierzyła, choć prawdziwy i żywy Draco stał tuż przed nią!
     - Chodź.

     - Potter wszystko mi powiedział – odezwał się Draco wkrótce po tym, jak opuścili restaurację i promenadą przeszli na plażę. – Wczoraj – dodał, a potem zaśmiał się, trochę niedowierzająco. W podobny sposób spojrzał na nią – mimo że wyglądała zupełnie inaczej, poznał ją bez problemu, bo oczy nie zmieniły się nawet o pół odcienia. A oczy są w końcu odzwierciedleniem duszy. Jej jasne włosy spięte w luźnego koka, jaśniejsza karnacja i zupełnie inny styl ubrania. A jednak, to wciąż była jego Hermiona, którą poznał na piątym roku i początku szóstego, gdy otworzył się przez nią, pokazał prawdziwego siebie.
     - Wytłumaczył, co się z tobą działo i dlaczego, i jak… powiedział mi też o Kim i Kai’u.
     - Wiem, co działo się ze mą – przerwała mu, teraz z kolei się niecierpliwiąc – ale nie mam pojęcia, co się działo z tobą. Nie żyłeś! – powtórzyła kolejny raz, uderzając go lekko w pierś. – Dotykałam cię, nie oddychałeś. Uderzyła cię Avada, widziałam. Byłam tam!
     - Większość osób tak myślała – przyznał, łapiąc ją za rękę i przyciągając ponownie bliżej siebie. Objął dłońmi jej twarz, obserwując zmieniające się na niej emocje – ale jednocześnie z Avadą ktoś posłał zaklęcie nieruchomiejące, które zadziałało pierwsze. Avada minęła mnie o cal.
     - Och, Draco – westchnęła, przymykając powieki, pod którymi zaczęły się kłębić łzy. Pokręciła głową, oddychając głęboko, z trudem. – Tyle lat. Co się z tobą działo?
     Więc opowiedział jej, idąc z nią wzdłuż plaży.
     Opowiedział, jak został zabrany z pola bitwy przez jednego ze śmierciożerców, który przyrzekł jego matce, że będzie miał na niego oko. Gdy przez parę osób, w tym Hermionę, został uznany za martwego, nic nie stało na przeszkodzie, żeby usunąć go z pola widzenia innych śmierciożerców. Był bezpieczny, ale co mu było po tym, skoro jego Hermiona odeszła? Nie chciał teraz w to wnikać i roztrząsać, jakim cudem była tam wtedy i widziała go, skoro jej pogrzeb odbył się tydzień wcześniej. Powiedzieć, że się w tamtym momencie załamał, to było za mało. Martin jednak uświadomił mu, że nie po to Hermiona oddała życie, żeby on zaprzepaścił swoje.
     - Dlaczego nie powiedziałaś ani słowa, że ten pogrzeb był ukartowany? Przeklęty Potter!
     - Nie zdążyłam. To był jedyny sposób, żeby informacje, które wtedy udało mi się zdobyć, dotarły do odpowiednich osób i żebym jednocześnie przeżyła… A potem udało mi się wymknąć Harry’emu i pod peleryną niewidką być na bitwie, ale kiedy zobaczyłam, jak… och, Draco! Jak dobrze, że to wszystko okazało się nędznym żartem!
     - Nie becz, Granger. Spodziewałem się zastać tu dorosłą kobietę, a nie beksę – powiedział na pozór oschle, ale mocniej przycisnął do siebie Hermionę. Ta, jak na zawołanie, zaczęła głośniej płakać, całkowicie mocząc i jednocześnie brudząc jego koszulę rozmazanym tuszem do rzęs. Nie minęło jednak dużo czasu, gdy udało jej się uspokoić. W końcu, całkowicie zaskakując tym Draco, roześmiała się.
     - To w sumie dość śmieszne, prawda? Obydwoje żyjemy.
     - Nie wiem, czy jest w tym coś śmiesznego… - stwierdził z przekąsem, ale nie mógł powstrzymać zakradającego się uśmiechu. Odzyskał ją, znowu ją miął, a życie nabrało tempa. A oprócz niej miał jeszcze syna i córkę! Czuł się, jakby wygrał los na loterii.
     Hermiona roześmiała się jeszcze bardziej.
     - Posmarkałaś się – zauważył poważnie, krzywiąc się z niesmakiem, co nie powstrzymało kobiety przed jeszcze radośniejszym, niemal szaleńczym chichotem, który starała się ukryć w zagłębieniu jego szyi.
     - Chodź, Kim i Kai na pewno czekają na nas z niecierpliwością. Będą wniebowzięci – dodała szeptem, zarzucając mu ręce na szyje.
     - Tylko mnie teraz nie całuj, Granger, bo naprawdę się posmarkałaś!

*

     - Idą, idą! – odezwał się Kai, szturchając siostrę dokładnie w momencie, gdy w pobliżu restauracji ponownie pojawili się Hermiona z Draco.
     - Csi – odpowiedziała Kim, oddając szturchnięcie.
     Obydwoje siedzieli właśnie na wysokich krzesłach tuż przy oknach, mając doskonały widok na okolicę przed budynkiem. Byli jednocześnie idealnymi obserwatorami, dużo wydajniejszymi, niż kamery!
     Dla dzieci takich jak one nie wszystko było zrozumiałe, ale dla Stefana i Melody, którzy z ekscytacją komentowali między sobą wydarzenia ostatnich godzin, widok tej dwójki razem był odpowiedzią na wszystkie pytania, jakie pojawiły się między nimi do tej pory. Gdy Hermiona wprowadziła blondyna do kuchni i przedstawiła go współpracownikom, wciąż zarumieniona od wiatru i płaczu, mała Kim zeskoczyła z krzesła i podbiegła do niej szybko, kolejny raz obejmując ją za nogi.
     - I co? – szepnęła, ale w kuchni zaległa taka cisza, że każdy bez problemu ją usłyszał. – Może z nami zostać? Bo ja bym tak bardzo chciała! I Kai też, choć nie chce się przyznać!

     Tego dnia wszyscy dostali cząstkę podwójnego szczęścia.



7 komentarzy:

  1. O, kurczaki.
    W mordę jeża jeżozwierza.
    Ja nie mam słów.
    To jest GENIALNE.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twoje miniaturki, szczególnie te z happy endem!
    Na początku myślałam, że będzie to jedna z tych smutnych i nastawiałam się na to, że przez parę kolejnych dni będę rozmyślać o losie Hermiony, ale na szczęście nie.
    Świetnie wytłumaczyłaś powód, przez który oboje myśleli, że nie żyją i jest on jak najbardziej prawdopodobny. Mało komu się udaje, a tobie wyszło wspaniale, ehh.
    Kocham Dramione i czytając właśnie takie cuda, nie robię nic innego, tylko się rozpływam.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią, nigdy nie trać wiary! :D Ja też nie lubię smutnych endów i choć w trakcie często zdarza się jakiś angst, tak efekt bywa happy zwykle :> Cieszę się bardzo, że Ci się podobało! I mam nadzieję, że z kolejnymi też tak będzie :>

      Usuń
  3. Trafiłam do Ciebie przypadkiem, przeczytałam dopiero jeden rozdział i jestem oczarowana... Nie mogę się doczekać ciągu dalszego, jednak muszę nadrobić poprzednie notki, bo nie bardzo wiem, o co chodzi ;D Świetnie piszesz, czyta się lekko i przyjemnie. Potrafisz zaciekawić, pięknie dobierasz słowa. Wszystko na plus! W dodatku masz tu taki piękny szablon, że nie mogę oczu oderwać ;oo Zapraszam do siebie: http://koniec--naszego--swiata.blogspot.com/ Dopiero zaczynam moją przygodę z Dramione, więc proszę o wyrozumiałość :) Buziaki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :) Któregoś dnia na pewno do Ciebie wpadnę, pewnie wtedy, jak ogarnę już historię na poprawkę. Co do rozdziałów i ogarniania tego bloga - na górze na nagłówku masz odnośniki do rozdziałów głównego opowiadania (aktualnie 15), a poniżej osobne krótsze opowiadanka :)

      Usuń
  4. Przeczytałam wszystko co znajduje się u Ciebie na blogu i jestem pod wrażeniem, mam nadzieję, że nie opuściłaś bloga i że jeszcze się tu coś kiedyś pojawi. W każdym razie, możesz być pewna, że zyskałaś właśnie kolejną stałą czytelniczkę i że będę czekać na nowy rozdział bądź miniaturkę ;-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

- +