Followers

piątek, 30 października 2015

[18] Krecia polityka

Zanim zaproszę Was na nowy rozdział, chciałabym się pochwalić, że pewna dobra duszyczka zgłosiła GA do konkursu na blog miesiąca na Katalogu Granger, za co bardzo dziękuję :) Jeśli również uważasz, że to opowiadanie zasłużyło na to wyróżnienie, nie bój się zagłosować -- o, tu // (KG).
Całuję!


*

Gdy czekasz na swoje własne niebo naprawdę długo, tracisz w końcu rachubę, przyzwyczajając się do tego, co masz. Wychodzisz z założenia, że skoro to zostało ci dane, to na to zasłużyłeś i nie walczysz o nic więcej, godząc się z rzeczywistością. Zdarzają się jednak i te przypadki, które nie dają za wygraną. Kopią rowy, wpuszczają krety i podcinają innym skrzydła po to, żeby być o krok przed nimi. Tłumaczą się: bo im nie wyszło w życiu.
Albo sami odebrali sobie coś, za czym później mieli płakać. O tym jednak nie mówili tak chętnie.
Zgarbiona postać przemknęła wolno przez swoje mieszkanie, a jej zniekształcony cień zafalował po ścianach. Pomieszczenie było ładne, ale teraz, pokryte mrokiem, nie zdradzało swojego uroku. Brunet jednak dostrzegał go nawet po ciemku. Widział – może naprawdę, a może przez zapis w pamięci – ciepłe barwy ścian z ramkami na zdjęcia na nich, kwiaty w donicach na ziemi, lejące się zasłony i delikatne, niczym babie lato, firany. Wyrwane z kontekstu stanowiło abstrakcję, szczególnie dla mężczyzny, ale w całości – było arcydziełem.
On czuł się, nie od dziś, jak wyrwany z własnej ramki na zdjęcie.
Na własne życzenie.
Pamiętał poranki w tych czterech ścianach, odbijający się od nich radosny śmiech i słodki głos przekomarzanek. Pamiętał burzę brązowych loków rozsypanych na poduszce i tę miękką skórę, która prześwitywała gdzieniegdzie w kołdrze. Czuł na swoich ustach pocałunki tamtych delikatnych warg – słodkich i równie miękkich, co i skóra na ramionach, brzuchu, udach, które jeszcze niedawno obejmował z lubością.
Rok. Czymże był rok? Trzysta pięćdziesiąt dni. Cóż to było?
Trzysta pięćdziesiąt stopni do piekła samotności, na które skazał się z własnej głupoty.
Pamiętał jej czwartą klasę, gdy przybył do Hogwartu na Turniej Trójmagiczny. Urzekła go od razu – pośród tych wszystkich dziewczyn ona wydawała się błyszczeć niezmąconym, zasłużonym światłem, które kusiło i przyciągało. Nie była obezwładniająco piękna jak niektóre kobiety, ale miała to coś, o czym pisali poeci od dziesiątek lat. Należał do niej od pierwszego spojrzenia znad książki, którą wtedy czytała. I był cierpliwy. Był jak lis czekający swej kurki w kurniku, czekał i obserwował. Kurka sama do niego przyszła – zraniona przez tego głupca Weasleya.
Było im dobrze. Pamiętał tamte poranki. Pamiętał też przedpołudnia, gdy ona leżała na szezlongu, przypominając mu królową, i czytała kolejną w tygodniu powieść, a on zasiadał przy stole i planował nową taktykę drużyny na następny mecz. Pamiętał popołudnia, gdy szli na spacer pod rękę, smakując piękną Bułgarię albo gdy obydwoje po prostu spędzali ten czas w salonie w ich mieszkaniu – obydwoje na kanapie, on z jej głową na swoich kolanach, bawiąc się brązowymi lokami i ona, zasypująca go kolejnymi nowymi anegdotkami. Pamiętał też wieczory, kiedy w akompaniamencie pocałunków jedno popychało drugie w stronę sypialni. Pamiętał, jak zasypiał, otoczony jej zapachem. I spokojnym, usypiającym go oddechem.
Pamiętał wszystko.
Był głupcem, takim głupcem!
Nie trudno było ją znaleźć te parę miesięcy później, gdy kazał jej się z dnia na dzień wynosić. Okazał się prostakiem, jakiego świat nie widział i wiedział to doskonale, ale wiedział też to, że czasu nie da się cofnąć. Obserwował ją od pewnego momentu, wiedział o każdym, nawet drobnym szczególe, za które zapłacił tak słono – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. I czekał na odpowiedni moment, znów stając się cierpliwym lisem. Ale znalazł się jeszcze jeden lis, przebrany za owcę – niewinny, z czystą kartą i zabrał mu jego, JEGO!, kurkę, wykorzystując to, że go nie było.
Ale Wiktor nie tracił nadziei. Wiktor sądził, że miał władzę, a przynajmniej drobną jej cząstkę, a skoro była władza, to istniała szansa na sukces. Sukces, który miał zamiar osiągnąć już wkrótce. Bułgar naprawdę sądził, że ułożył puzzle. Nie należał w końcu do nieinteligentnych ludzi. Może i stał się nieodwracalnie głupcem w jednym momencie te kilka miesięcy temu, ale nie upadł na rozumie.
Wiktor postawił tacę śniadaniową na blacie. Położył na niej pół bochenka chleba, niewielką kostkę masła i kilka plasterków sera i szynki. Dołożył nawet miseczkę z powidłami. Jego gość musiał czuć się dobrze. Nie zapomniał nawet o filiżance dobrego Earl Greya, wiedział wszakże, że Anglicy przepadali za herbatą o każdej porze dnia. Nie tylko o piątej po południu.
Jego Hermiona uwielbiała herbatę. Z miodem, imbirem, a czasami z sokiem malinowym domowej roboty. Teraz jednak dysponował jedynie samą herbatą. Nie lubił imbiru. Nie przepadał za miodem. W ogóle nie był fanem herbaty.
Wiktor chwycił tacę w obydwie dłonie i skierował się spokojnym krokiem w stronę tajemniczych drzwi w rogu pomieszczenia – dla zwykłego gościa mogłyby pozostać niezauważone, przysłonięte kotarą przypominającą po prostu zasłonę, ale on wiedział, że tam coś się kryło. Hermiona też wiedziała, choć nigdy nie rozumiała sensu tamtego pomieszczenia. Bułgar nie czuł potrzeby wyjaśniania jej tego drobnego niuansu. Jednym ruchem dłoni zdjął zaklęcie z drzwi, otworzył je i napotkał schody prowadzące w dół, do niewielkiej piwniczki. Zapalił mętne światło i, uważając na krzywe stopnie, zszedł na dół.
Pomieszczenie było suche i bez żadnego zapachu, jak to nie raz miało miejsce w piwnicach domowych. Wiktor był nawet zdania, że to podziemie zasługiwało na miano przytulnego. Mężczyzna podszedł do niewielkiego stoliczka i postawił na nim tacę z jedzeniem. Obok pojawiła się jego różdżka i niewielki srebrny nożyk.
Jak wspomniano, Wiktor był pewien, że rozwiązał tajemniczą zagadkę. Ułożył wszystkie części, tylko jedna wyłamywała się z całości i nie można było powiedzieć, że to miało sens. Znalazł jednak sposób na wyjaśnienie tego drobnego nieporozumienia. Wiktor wyprostował się, odetchnął lekko i odwrócił się.
Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowało się posłanie – raczej twardy materac z grubym pledem, którym można się było okryć w razie niespodziewanego spadku temperatury. Nie to jednak było najważniejsze. Najciekawszym była osoba znajdująca się na nim. Skulona, w brudnym ubraniu i z potarganymi ciemnymi włosami. Kilkudniowy zarost potwierdzał tylko przypuszczenia o tym, że tajemniczy gość Wiktora nie przebywał tu z własnej woli.
Wiktor był zakochany. Zakochany mężczyzna to szalony mężczyzna.
A Marcus widział w jego oczach szaleństwo.
- Witaj, przyjacielu. Zaprosiłem cię tutaj do mnie w pewnej konkretnej sprawie. A może w sprawie jednego drobnego pytania. Naprawdę, to czysty drobiazg, ale sam rozumiesz, najlepiej załatwić to w cztery oczy. Więc… Skoro ty jesteś tutaj ze mną, to kto jest teraz z moją Hermioną?

*

Jeśli Hermiona sądziła, że Draco zamierzał nagle zamienić się w księcia z bajki, który serwowałby jej śniadania do łóżka – najlepiej francuskie rogaliki, świeżo wyciskany sok z pomarańczy i pyszną, aromatyczną kawę – masował zmęczone stopy i pisał ody do miłości dla jej szanownej, jakże skromnej osoby, to się przeliczyła. Gdyby rachunek błędu wynosił te pięć procent, to jej wyniósłby sto. No dobrze, może dziewięćdziesiąt pięć procent, nie chciała być taka surowa.
Draco Malfoy nie był po prostu typem mężczyzny, który wyznawał miłość swojej wybrance na każdym kroku. Hermiona wiedziała to doskonale, głupia wszakże nie była. Co więcej, leżąc któregoś popołudnia na ich wspólnym już łóżku w jego kryjówce, próbowała dokonać analizy psychiki Draco od podszewki. Psychologiem nie była, ale sądziła, że jej kobieca intuicja na coś się tym razem przyda. Dzięki niej też doszła do paru wniosków.
Po pierwsze, Draco Malfoy walczył z samym sobą o następny oddech, jeśli można by to tak nazwać. Surowe wychowanie na następcę prawej ręki Voldemorta, rozhukane ego, wpływy tatusia i sześć lat nienawiści w Hogwarcie, jaka panowała między nim a Hermioną. Wojna. Ucieczka będąca dość niesprawiedliwym tokiem wydarzeń i wreszcie moment, w którym obydwoje się znaleźli. Zarówno on, jak i ona poszukujący czegoś i spragnieni bliskości drugiego człowieka – nawet pod kątem samej fizyczności i gdzieś tam tkwiącego pożądania.  Byli tylko ludźmi. Hermiona doszła więc do wniosku, że w Draco trwała obecnie wojna między tym, czego był nauczony i do czego musiał przywyknąć a tym, czego potrzebował, pragnął, chciał. Powiedzenie, że nie zawsze dostawało się tego, co się chciało, pasowałoby tutaj idealnie.
Raz warczał na nią jak pies broniący swojej kości, innym razem ciasno otaczał ją swoimi silnymi ramionami, jakby jutra miało nie być, a to byłby ich ostatni kontakt. Zwykle milczał. Nie szeptał czułych słówek, nie dziękował za obecność, nie adorował jej i nie chwalił. A mimo to Hermiona czuła się potrzebna, chciana i pożądana. Czasami przechodził obok niej obojętnie, nawet na nią nie zerkając, innym razem dotykał przelotnie jej ramienia albo pleców, jakby chciał przypomnieć o swojej obecności i tym, że należała do niego.
Po drugie, Hermionie wydawało się, że Draco po prostu nie wiedział, jak się zachować w obecnej sytuacji. Nie miała pojęcia, czy w Hogwarcie miał dziewczynę. Podejrzewała, że sporo kochanek przewinęło się przez jego łóżko, to nie ulegało wątpliwości. Ale ich sytuacja była jednak inna. Nie łączyło ich zaledwie łóżko, nie w ten trywialny, przyziemny sposób, żeby tylko zaspokoić swoje potrzeby. Była w tym czułość, zrozumienie i… Hermiona nie umiała tego określić, a fakt ten spędzał jej sen z powiek od paru dni. Wkrótce pomyślała, że może to kwestia tego, że sama nie wiedziała – tak samo jak Draco – w którym miejscu się znajdują. Jak myślało o nim to drugie, gdzie zostało się umieszczonym w tej uczuciowej, ale też codziennej hierarchii wartości? Czy Hermiona rzeczywiście miała okazać się zaledwie zabawką i chwilową zachcianką, bo do tej pory grała rolę zakazanego, niezdobytego przez niego owocu, a teraz, gdy już jej skosztował, czy zamierzał zrezygnować?
Kobieta zdawała sobie sprawę z tego, że ich znajomość w ostatnich tygodniach osiągnęła maksymalne, niemal niedozwolone tempo. Znając mnóstwo literackich przypadków, Hermiona widziała tutaj dwa rozwiązania – albo skończą szczęśliwie z gromadką dzieci, kochając się do szaleństwa, albo jedno zabije drugie pchane czystą nienawiścią, w którą przemieni się obecne uczucie pomiędzy nimi.
Po trzecie, właśnie – uczucie. To, co zrodziło się między Hermioną a Draco, było dla niej zagadką. To, że on mógł czuć coś innego niż ona, nie podlegało wątpliwościom, za rozgryzanie tego nawet się nie brała. Problem tkwił w niej samej. Czego chciała? Co czuła? Czego oczekiwała? Czy było to chwilowe zamroczenie, efekt ostatnich wydarzeń, czy może dłużej rozwijający się proces, który gdzieś tam w środku niej się przebijał, a ona nie miała o tym pojęcia?
- O czym tak myślisz?
Hermiona drgnęła, zupełnie nieświadoma tego, że Draco już od paru chwil stał w progu i przyglądał jej się z typową dla niego uwagą. W szkole nigdy tego nie dostrzegła. Zawsze miała wrażenie, jakby nic go nie interesowało i nic nie było w stanie zainteresować.
- Uhm… no wiesz, o tym, o czym typowa kobieta może myśleć.
Draco podszedł powolnym krokiem do łóżka i usiadł na nim. Jedna z poduszek dekoracyjnych spadła na ziemię, ale nie grało to dla nich żadnej roli. Zapach męskich perfum zakręcił Hermionie w głowie. Uwielbiała go.
- Dobrze wiesz, że nie jesteś typową kobietą – mruknął, łapiąc między palce kosmyk jej włosów. – Więc?
- Zastanawiam się, co jemy na obiad.
- Kiepsko kłamiesz, Granger. Do dzisiaj nie mam pojęcia, jak w drugiej klasie przekonałaś grono pedagogiczne, że w lochach był troll. Tak to było?
- Nie pamiętam – skłamała. Nie wiedziała, dlaczego Malfoy tak na nią działa, ale gdy był tuż obok, tak jak teraz, nie mogła się ruszyć, ciekawa i oczekująca na to, co on kombinował.
- Mówię: słabo ci idzie kłamanie – westchnął, całkowicie zrezygnowany jej szpiegowskimi umiejętnościami. Prychnęła pod nosem, ale nie skomentowała jego słów. Nie wszystko osiągało się w końcu kłamstwem.
Dalej leżeli obok siebie w milczeniu. Libby spała spokojnie na piersi Hermiony, z małymi rączkami ułożonymi po oby stronach niedużej główki. Kobieta była świadoma tego, że blondyn nie odrywa od dziecka spojrzenia, wyglądając na zafascynowanego. To była kolejna rzecz, której jeszcze nie rozgryzła. Jaki miał stosunek do jej słodkiej, małej Libby? Co o niej sądził?
- Krum to bydlę – stwierdził nieoczekiwanie Draco, kolejny raz wyrywając Hermionę z głębokiego zamyślenia.
- Przestań.
- Taka prawda. Nie wiem, co zrobiłbym na jego miejscu, ale na pewno nie wyrzuciłbym kobiety noszącej moje dziecko. Gdyby dodać do tego fakt, że byliście razem – podkreślił – to już w ogóle. Bydlę i tyle.
- Człowiek ma prawo do własnych decyzji, Malfoy. To była jego decyzja, nic nie mogłam na to poradzić.
- Na gacie Salazara – zaklął, wznosząc oczy do nieba. – Kobiety!
Wyglądał na tak zdesperowanego i jednocześnie zawiedzionego podejściem Hermiony, że ta musiała się aż roześmiać. Cicho – ze względu na śpiącą Libby – ale szczerze i niepohamowanie, aż pojedyncze łzy pociekły jej po policzkach.
- I jeszcze się ze mnie śmiejesz, no naprawdę. Facet zrobił ci dziecko, porzucił cię, a ty się śmiejesz. Ze mnie!
- A co ty byś zrobił na jego miejscu, w takim razie?
- Powiedziałem.
- Nie, nie. Powiedziałeś, czego byś nie zrobił, a ja pytam, co byś zrobił?
Przebiegła lwica, pomyślał Draco w tamtym momencie i zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad swoją odpowiedzią. Uznał, że powinien zrobić to szczerze, dlatego wnet odparł:
- To proste. Zostałbym z tobą i każdego dnia patrzył, jak coś niewinnego i pięknego z nas rozwija się i rośnie, stając się rzeczywistością. To dla mnie całkowicie abstrakcyjna myśl, ale tak bym właśnie zrobił, Granger. Bo tak robi mężczyzna z honorem, a ja, no cóż, jednak choć trochę honorowy jestem.
- I dlatego przeciągnąłeś mnie na swoją stronę, żebym pomogła ci się oczyścić z zarzutów – zażartowała, dotykając dłonią jego policzka.
- Powiedziałem: trochę. To „trochę” starcza akurat na wymagające tego sytuacje. Ta nie wymagała. Ta sytuacja potrzebowała radykalnych czynów, nie honoru, to proste. Poza tym, nie sądzę, żebyś miała mi to za złe – dodał z przebiegłym uśmiechem i znów zaczął bawić się jej włosami.
Policzki Hermiony pokryły się lekkim różem. Już miała mu coś odpysknąć, ale stwierdziła, że nie warto i dała za wygraną, sygnalizując ją ze swojej strony lekkim westchnieniem. Draco zareagował z kolei kolejnym zwycięskim uśmiechem, którego nie dało się nie zauważyć.
Leżeli w milczeniu przez następne kilka chwil, aż Draco, zupełnie nieoczekiwanie i do tego bez słowa, sięgnął nad Hermionę i wprawnym, delikatnym ruchem chwycił śpiącą Libby i przeniósł ją na swój tors. Kobieta nie zaoponowała, ciekawa biegu następnych wydarzeń. Do tej pory była świadkiem kilku sytuacji, gdy Draco zajmował się dziewczynką, zwykle rankami, gdy Hermiona jeszcze spała, a Libby zaczynała marudzić.
Mężczyzna znów wydał się być zafascynowany. Taka też stała się Hermiona, obserwując grające na jego twarzy emocje. Zwykle trzymał je na wodzy, tylko czasami udawało się kobiecie dostrzec, co się za nimi naprawdę kryło. Teraz kryła się dziecięca ciekawość i chęć zrozumienia czegoś, co zakrawało pod niemożliwe. Wierzchem palca przesunął powoli po pulchnej rączce dziewczynki – sunął nim wzdłuż ramienia aż do policzka.
- To zadziwiające, nie sądzisz?
Hermiona nie odpowiedziała, nie chcąc psuć tego, co właśnie powstawało.
- Dziecko. Powstaje ze zbliżenia dwojga ludzi, z miłości albo i nie, ale czy to ma znaczenie? Z czegoś małego może się zrodzić coś takiego – mruknął, jego głos przepełniony był dążeniem do rozwiązania trudnej zagadki. W tym momencie Libby ziewnęła, zaciskając mocno piąstki, jedną z nich akurat na palcu Draco. – Życie, takie czyste, dobre i niewinne. A mimo to ktoś może go nie chcieć, odrzucić. Nie pojmuję tego. Co taka kruszyna zrobiła komuś, że ten by jej nie chciał?
Hermiona uśmiechnęła się leciutko, trochę smutno i z dziwnym pocieszeniem. Przysunęła się nieco bliżej do Draco i niepewnie oparła głowę na jego ramieniu. Wypuściła powoli powietrze z płuc z ulgą, gdy się nie odsunął, nie wzdrygnął się, nie odepchnął jej. Poczuła akceptację.
- Nie ważne, co inni robią, myślą, o czym decydują. Najważniejszym jest chyba to, co sam myślisz i to, jak ty postępujesz. Nie uratujesz świata.
- Czasami bym chciał.
Gdyby Hermiona siedziała gdzieś dalej, możliwe, że nie usłyszałaby jego słów. Tylko dzięki temu, że była tuż obok, miała szansę ujrzenia kolejnego oblicza Draco Malfoya – osoby wrażliwej, ale też bezsilnej wobec otaczającej go rzeczywistości i brutalnych zasad, jakie w niej panowały.
Hermiona uniosła się lekko na ramieniu. Złożyła krótki pocałunek na barku leżącego obok mężczyzny. Oparła potem o niego czoło i westchnęła cicho, szukając odpowiednich słów.
- Najpierw uratuj siebie, Malfoy. Potem zajmiesz się światem.
Zrobi wszystko, żeby go uratować.

*

Hermiona przemierzała pewnym krokiem korytarze, zmierzając do swojego gabinetu. Co chwila pozdrawiała współpracowników lub też odpowiadała na ich pozdrowienia. Czuła się dziwnie, widząc te wszystkie twarze po – jak na nią – bardzo długim urlopie, ale starała się tego po sobie nie okazywać. Miała plan na ten dzień i musiała go wykonać skrupulatnie.
Przedwczoraj spotkała się z Potterami. Odwiedziła swoich przyjaciół, wpadając na obiad. Albo jej się zdawało, albo Harry potrzebował żywego dowodu w postaci jej samej, by uwierzyć, że wszystko w porządku i że naprawdę może wrócić do pracy. Nie zapomniał wtedy napomknąć, że Marcus wydaje mu się w dalszym ciągu podejrzany i – mało tego! – przez ostatnie dni zachowywał się dziwnie w pracy. Wtedy też Hermiona uznała w duchu, że ona i Draco muszą z nim porozmawiać i wdrożyć w parę więcej spraw, niż początkowo zakładali. Dziwnym trafem, tamtego samego dnia wieczorem nie mogli go nigdzie złapać – ani przez sowę, ani przez Fiuu. Marcus po prostu się zapadł. Obydwoje jednak uznali, że przyjaciel Malfoya miał do tego pełne prawo i, kto wie, może po prostu wyjechał na parę dni?
Właśnie, Marcus. Hermiona w końcu dowiedziała się, jaką w tym wszystkim rolę grał. Początkowo chciała zabić i jego, i Malfoya za ukartowanie tego wszystkiego. Draco nie powiedział co prawda wprost, co miał Marcus zrobić, ale Hermiona głupia nie była, szybko dodała dwa do dwóch i wyszedł jej poprawny wynik. Nie odzywała się do blondyna cały wieczór i spała z Libby na kanapie. Po samotnej nocy, którą spędziła na rozmyślaniu i analizowaniu całego poprzedniego dnia, doszła do wniosku, że Malfoy i tak by się do niej dostał. Czy wykorzystał do tego Marcusa, czy zdecydowałby się na jakiś inny krok – co to za różnica? Możliwe, że znalazłaby się dokładnie w tym samym miejscu, co teraz. Poza tym, ona nawet niespecjalnie przepadała za Marcusem, więc o co ona się boczyła? De facto, nie była nawet pewna, kiedy rozmawiała z nim, a kiedy z Malfoyem pod wpływem eliksiru… Hemriona musiała zanotować w pamięci, że to kolejna sprawa warta wyjaśnienia.
- Hermiono! Dobrze cię widzieć.
Kobieta zamrugała szybko i mało brakowało, żeby potknęła się o własne nogi. Na Merlina, pomyślała, czemu ostatnio wszyscy na mnie tak napadają, kiedy akurat myślę?!
- Witaj, Char. Co u ciebie słychać?
Hermiona sygnalizowała, jak mogła, że się spieszyła – zerkała na zegarek, przebierała nogami – jednak Charlotta zdawała się być tak stęskniona do wspólnych pogaduszek, że ignorowała wszelkie wskazówki z jej strony. Wreszcie Hermiona po prostu przeprosiła ją i wyminęła, a potem pognała do swojego gabinetu, mając szczerą nadzieję, że nikt jej nie zaczepi. Udało się.
Zaszyła się w swojej pracowni, ale tylko na chwilkę. Wykonała wszystko, co przygotował jej Hary, najszybciej, jak potrafiła, a potem przemknęła niezauważona do archiwum spraw. Wydawało jej się, że miała trop. Trop, o którym nie wspomniała nawet Malfoyowi, bo nie chciała dawać mu nadziei na nic, co nie byłoby przełomowe. Podziemie z dokumentami świeciło pustkami, żadnej żywej duszy. Nie, żeby coś miało ją powstrzymać. Nie robiła nic złego.
Chwilę zajęło jej zorientowanie się, w jaki sposób są poukładane akta. Na jej nieszczęście, nie był to spis alfabetyczny według nazwisk, tylko chronologiczny według rozwiązanych spraw. To zmusiło ją do szybkiego rachunku w głowie, o ile lat musi się cofnąć, choć i to nie było do końca oczywiste. Nie była nawet pewna, czy ona sama się już urodziła, kiedy miała miejsca sprawa, której akt właśnie szukała. Miała pewne podejrzenia, ale to było jak błądzenie niewidomego w dżungli.
- Jeśli z Draco mamy po dwadzieścia lat… - mruczała cichutko pod nosem, sunąc opuszką palca po grzbietach ksiąg – to powinny mnie interesować lata pięćdziesiąte. To wtedy urodził się Lucjusz. I wtedy też Abraxas, jego ojciec, zaczął zdradzać swoją żonę, o czym dowiedzieli się z Draco z zapisów rodzinnych. I wtedy Hermiona na coś wpadła. Obawiała się tylko, że wcale nie znajdzie tego tutaj.
- Hermiono, w końcu cię znalazłem.
Hermiona drgnęła – kolejny raz tego dnia wystraszona – a trzymane dokumenty wypadły jej z rąk. Harry zaglądał jej przez ramię z ni to zatroskaną, ni to podejrzliwą miną.
- Wszystko w porządku? Już ci pomagam, poczekaj.
- Tak, tak, tylko mnie wystraszyłeś. Wszyscy mnie dzisiaj straszą! – poskarżyła się, odbierając od niego księgi archiwalne. Ustawiła je na szerokim i niskim stole za swoimi plecami, a potem przysłoniła je ciałem, stając twarzą do przyjaciela. Westchnęła, żegnając temat straszenia i atakowania przez ludzi. – Szukałeś mnie?
- A, tak. Właśnie dostałem twoje dzisiejsze dokumenty i…
- Coś z nimi nie tak?
- Co? Nie, skąd. Są jak zawsze świetne, tylko… wydaje mi się, że coś przed nami ukrywasz, Hermiono.
Tylko nie to, przebiegło kobiecie przez myśl.
- Nie wiem, o czym mówisz, Harry. Co mogłabym przed tobą ukrywać?
- Właśnie nie mam pojęcia – zaśmiał się. – Może to kwestia ostatnich wydarzeń, może to taki stres, ale wydaje mi się, że się czegoś obawiasz. Mam też wrażenie, jakbyś trochę się od nas oddaliła przez ostatnie dni. Wiem, wiem, Marcus i Marcus… jesteś szczęśliwa, wijecie sobie gniazdko, ale…
Harry wyglądał na naprawdę zmartwionego i przejętego. Hermiona tym bardziej poczuła olbrzymie wyrzuty sumienia.
- Spokojnie, Harry – wtrąciła się, widząc, że brakuje mu słów. Musiała popracować chwilę nad głosem, żeby się niczym nie zdradzić. – Jest wszystko w porządku. Rzeczywiście, ostatnie wydarzenia… były dość brzemienne w skutkach, ale daję radę.
- Masz jakieś informacje o pożarze?
- Jeszcze nie, ale już za parę dni mam dostać raport techników. Chcą, między innymi, określić, czy to było podpalenie czy zwykły pożar. Nie wiem, tamtego wieczoru byłam całkowicie rozkojarzona, równie dobrze sama mogłam zapomnieć o zgaszeniu świeczki. Niekoniecznie musiało to być podpalenie – dodała z lekkim uśmiechem.
Harry pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Szkoda tylko twojej chatki, była cudowna.
- Myślę o niej cały czas – mrugnęła – i na pewno wymyślę coś, żeby ją odzyskać, spokojnie.
- W to nie wątpię!
Porozmawiali jeszcze chwilę, wymienili uwagi na temat powrotu Hermiony do pracy i umówili się na lunch, a potem Harry zaczął iść w kierunku wyjścia z archiwum. Nieoczekiwanie jednak przystanął i z dziwnym wahaniem wrócił do przyjaciółki.
- Jeszcze dwie sprawy.
- Tak? – Hermiona zakryła szczelniej przeszukiwane wcześniej dokumenty.
- Po pierwsze, Marcus. Nie pojawił się dzisiaj w pracy.
- O.
Harry wyglądał na zdziwionego.
- Nie wiedziałaś?
- To znaczy, widzieliśmy się rano, on wychodził pierwszy – kłamała – mieliśmy się spotkać w biurze, ale rzeczywiście, nie widziałam go jeszcze. Może coś mu wypadło i nie mógł wysłać sowy? Ciężko mi powiedzieć, Harry, jesteśmy razem, ale nie jestem jego matką i nie kontroluję go na każdym kroku…
Harry uniósł ręce w nieco obronnym geście.
- Nic nie mówię, tak tylko pomyślałem, że może będziesz wiedziała. Co robicie z Libby, kiedy obydwoje wybieracie się do pracy? Ginny prosiła, żebym ci przekazał, że gdyby coś, to ona chętnie, sama rozumiesz.
- Dzisiaj zaprowadziłam ją do takiego… żłobka? Na pewno kojarzysz to słowo. Na wszelki wypadek, dopóki nie dowiem się, czy to był pożar czy może jednak podpalenie, wolę nie oddawać jej samej w magiczny świat. W mugoli jest bardziej anonimowa.
Harry pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Jeszcze druga sprawa – przypomniał. – Co ty tutaj właściwie robisz? Nie powinnaś zajadać ciastek albo popijać kawę z Charlottą, skoro zrobiłaś wszystko, o co cię poprosiłem?
- A… To znaczy… No wiesz. Przeczytałam ostatnio jeden artykuł w jakiejś niezależnej gazetce magicznej na temat starych, wielkich rodów czarodziejskich i stwierdziłam, że sobie to doprecyzuję, bo coś mi tam nie grało.
Dopiero po chwili zrozumiała, że to był błąd, mówić to Harry’emu, bo mężczyzna wyglądał na naprawdę zainteresowanego tym, za czym się rozglądała. Nim się obejrzała, Harry, potomek Huncwota, zdobył chowaną księgę i przyjrzał się aktom. Ciekawość zmieniła się w nierozumienie.  
- Malfoyowie? Ten artykuł był o Malfoyach?
- Nie, nie. Był po prostu o arystokratach. Malfoyowie to pierwsza rodzina, jaka przyszła mi na myśl. Stwierdziłam, że zajrzę tu i ówdzie, sprawdzę to i owo, ale na razie nie znalazłam jeszcze nic – wzruszyła ramionami, mając nadzieję, że to go odwiedzie od drążenia.
Dawny Harry dałby zapewne za wygraną, pokiwałby głową i poszedł poczytać książkę do Quidditcha. Obecny pan Potter zmarszczył brwi, westchnął ciężko pod nosem i zaczął rozmyślać nad tym, co leżało przed jego oczami.
- Czy to ma jakiś związek ze sprawą Malfoya? Znalazłaś coś? Jakiś ślad, poszlakę?
- Nie, Harry, nic nie znalazłam. Nic konkretnego, żeby ci to pokazać. Wiesz, jaka jestem. Najpierw wolę być czegoś pewna, a dopiero potem przekonywać do tego innych – zażartowała, próbując być znowu tą starą Hermioną Granger.
Najwyraźniej jej się udało, bo Harry po chwili namysłu kiwnął głową i wyprostował się.
- Masz rację. Gdybyś miała problem z dostaniem się do jakichś archiwów, powołaj się na mnie. – Posłał jej bratni, pokrzepiający uśmiech, a potem kolejny raz zaczął odwracać się w stronę wyjścia. – Hermiono, obiecaj mi tylko, że nie będziesz robiła niczego na własną rękę.
Kobieta patrzyła bezradnie za oddalającym się przyjacielem.
- Oczywiście, Harry.
Czuła się źle, okłamując przyjaciela, ale wiedziała – po prostu wiedziała – że nie osiągnęłaby nic dobrego, gdyby powiedziała mu prawdę i zwróciła się do niego po pomoc. Niektóre rzeczy należało robić zgodnie z prawem, przy innych trzeba było się spod tego prawa wyłamać, by prawo i porządek dopiero odzyskać.

Hermiona nie miała po prostu wyboru. Tak to sobie tłumaczyła.

18 komentarzy:

  1. Chyba pierwsza.
    Długo czekałam na ten rozdział. Bardzo dobrze napisany. Główny wątek to przemyślenia Hermiony, ale to dobrze. Ponieważ dobrze wiedzieć jak kreujesz swoich bohaterów. No nic. Teraz zostaję mi czekać na następny. Życzę Ci dużo weny i czekam na dalszy rozwój akcji!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za miłe słowa - wszystkie są wielką motywacją, choć strasznie mi przykro, że na kolejny rozdział znów trzeba było czekać tak długo! Mam nadzieję, że wnet się poprawię i będzie już szło to sprawniej :)

      Usuń
  2. Początek był bardzo intrygujący. Świetnie opisałaś Kruma, jego uczucia i obsesję (mogę to tak nazwać?) na punkcie Hermiony.
    Trochę przypomina mi to opis szaleńca, który śledzi swoją ofiarę, podąża za nią, nie dopuszcza do siebie myśli, że może być z kimś innym. I strasznie mi się to spodobało! Uwielbiam takie wątki i jestem bardzo ciekawa, czy biedny Marcus wyjawi prawdę Wiktorowi. Domyślam się, że tak właśnie będzie i w taki sposób całe biuro aurorów dowie się o Malfoyu.
    Swoją drogą, wiedziałam, że Bułgar kocha Granger i żałuje tego, co zrobił, ale nie podejrzewałam, że aż tak.
    Uwielbiam rozmowy Dracona i Hermiony. Piszesz je tak naturalnie, że coraz bardziej ubolewam nad moją "umiejętnością" układania dialogów...
    Rozdział, jak zawsze, bardzo mi się podobał. Czytając konwersację między Harrym a Hermioną, sama cholernie się denerwowałam, że cała sprawa wyjdzie na jaw, więc sama widzisz, jakie emocje wzbudzają we mnie twoje teksty. :D
    Pozdrawiam i czekam (jak zwykle) z niecierpliwością na kolejną notkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Wiedzieć, że teksty wzbudzają emocje w czytelniku, to coś wspaniałego :)

      Usuń
  3. Witam serdecznie.
    Pierwszy raz na blogu i czuje się taka wciągnięta... czy to dobre określenie? Pierwszy raz widze bohaterów określonych w ten sposób. Draco, Hermiona i Krum. Taki magiczny trójkąt. Sposób w jaki ich przedstawia sprawia, że odrywasz się od kanonu. Pokazujesz coś zupełnie innego a według mnie o to właśnie w FF chodzi. By pokazać coś nowego. Również i nie zapominajmy o samym Harrym. Ten to dopiero jest inny;) Pokazujesz go bardzo odważnie i intrygująco. I jeszcze ta magia między naszymi bohaterami. Draco i Hermiona. Od początku sa sobie pisani. Wzruszam się za każdym razem gdy czytam o nich a u Ciebie podwójnie. Niesmaowite jak wspaniale pokazujesz ich uczucia.
    Pełna podziwu i z wyrazami szacunku.
    by Serena.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak podchodzisz do ff, bo mam podobne zdanie :) Z każdym tekstem powinno się wnieść coś nowego, jednak w Dramione nie jest to takie łatwe biorąc pod uwagę mnogość tekstów, które rosną jak grzyby po deszczu! Ale to dobrze, różnorodność jest ważna :)

      Pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  4. Przepraszam, że komentarz nie jest związany z rozdziałem, ale po prostu nie wiem gdzie się zapytać. Pamiętam, że miałaś taki piękny szablon, a teraz jest jedynie napis tinypic, nie wiem co się dzieję, czy to ja mam problem czy wszyscy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj! Rzeczywiście, znów usunęli nagłówek z hostingu - dziękuję za informację! :) naprawie to jak tylko bede przy komputerze :)

      Usuń
  5. Uwielbiam Dracona z Libby. Ta jego fascynacja, naprawdę coś pięknego. Krum za to mnie przeraża. Nie dość że kompletnie mu odbiło to jeszcze za dużo wie. Boję się, że może namieszać i to poważne. No nic, pozostaje mi tylko czekać na to, co przyniesie czas.
    Rozdział oczywiście bardzo mi się podoba. Świetnie mi się go czytało, a momentami uśmiechałam się do monitora. Naprawdę cudo.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle przy pisaniu opowiadań wychodzę z założenia, że dzieci potrafią wydobyć ludzi z każdego demona... Nawet takiego Draco :)

      Usuń
  6. Przeczytałam w końcu rozdziały, które zaniedbałam i juz się nie mogę doczekać kolejnego. Mówisz, że już niedługo zakończył tę historię, ale ja mam nadzieje, że będzie ona trwać jeszcze długo.
    Bardzo mi się podoba Twój styl pisania i cały pomysł na opowiadanie dlatego będę tu częściej zagadać. Ostatnio zgubiłam link do tego bloga ale już go odnalazłam, wiec będę na bieżąco.
    Mam nadzieje ze wkrótce pojawi się nowość bo juz się nie mogę doczekać.
    Pozrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mm... kończenie a trwanie to dwie różne sprawy :D Jak wiemy - w moim stylu kończenie może trwać baaardzo długo, choć naprawdę mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej i że na następny rozdział naprawdę nie będzie nikt musiał czekać TAK długo! :)

      Usuń
  7. Przeczytałam w końcu rozdziały, które zaniedbałam i juz się nie mogę doczekać kolejnego. Mówisz, że już niedługo zakończył tę historię, ale ja mam nadzieje, że będzie ona trwać jeszcze długo.
    Bardzo mi się podoba Twój styl pisania i cały pomysł na opowiadanie dlatego będę tu częściej zagadać. Ostatnio zgubiłam link do tego bloga ale już go odnalazłam, wiec będę na bieżąco.
    Mam nadzieje ze wkrótce pojawi się nowość bo juz się nie mogę doczekać.
    Pozrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz, uwielbiam twojego bloga. Postacie barwne, intrygująca fabuła itp. itd.. Ogólnie mistrzowsko. Powiedz błagam, że nie zawieszasz bloga. Uwielbiam go i czułabym ogromny żal. Mam nadzieję, że dodasz rozdział, w niedługim czasie.
    Ta, której imienia nie wolno wymawiać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z okazji Walentynek i mojego przywiązania do wszystkich czytelników - tadada, o to i nowy rozdział :) Cieszę się, że GA przypadło Ci do gustu i dziękuję za Twoją obecność tu.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Hej :) Przeczytałam wszystkie rozdziały i naprawdę spodobała mi się ta historia. Masz bardzo fajny styl pisania. A Draco z Libby jest uroczy <3 Mam nadzieję, że wrzucisz niedługo coś nowego, bo naprawdę wciągnęło mnie Twoje opowiadanie.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
    http://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Miło mi czytać miłe słowa od nowej Duszyczki na GA :) Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Cholere ten Krum! Kurna niech wraca do tej cholernej Bułgarii! Boję się, że przez niego coś się stanie Hermionie i Libby.

    OdpowiedzUsuń

- +