Obalone życie
Niespokojna wieść obiegła
całą czarodziejską Anglię w mgnieniu oka. Gdy tylko nastał poniedziałkowy
poranek, a przez okno wleciały sowy z najnowszym, specjalnym wydaniem Proroka
Codziennego, rozmowy przy stołach ucichły, ustępując milczącemu, rosnącemu
niedowierzaniu.
Artur Weasley był w trakcie
picia kawy, gdy nagłówek artykułu wraz ze znajdującym się niżej zdjęciem
uderzyły go ze zdwojoną mocą. Czuł niespokojne spojrzenie swej żony, gdy
niespodziewanie się zakrztusił i nie mógł złapać ponownie oddechu. Gdy w końcu
mu się to udało, wstał od stołu i mając na uwadze, by zabrać ze sobą gazetę,
zanim ktokolwiek ją zobaczy, wyszedł bez słowa z domu.
- Znowu
tu?
- Jeden
przystanek z wielu, wiesz, jak to jest.
Obserwował uważnie, jak
chwyta zębami szkło, patrząc mu przy tym wyzywająco w oczy. A jednak, wśród
alkoholowego zamroczenia dojrzał też tę obojętność, której miał nadzieję już
nie zobaczyć. Dlaczego mu na tym zależało? Granger była tylko głupią Wiem-To-Wszystko-Granger,
mózgiem Złotego Trio i... no właśnie, kim ona właściwie była?
Spotykali się przeszło od
dwóch miesięcy. Czasami tutaj, w barze, czasami po prostu szedł do niej do
mieszkania i gdy ledwo zdążyła otworzyć mu drzwi, zaraz znajdywali się na łóżku
w sypialni, na stole w jadalni albo na kanapie w salonie. Od tamtego pierwszego
wieczoru wciągali się wzajemnie w narkotykowy szał własnych ciał, zapominając o
świecie, jaki istniał wokół. Ginęły problemy, kłótnie i przekręty – były tylko
zrównująca ich do tego samego poziomu nagość, atakujące pożądaniem wargi i
zaciskające się na drugim knykcie. Zostawiali po sobie siniaki i rany –
fizyczne i psychiczne, choć nawet nie zdawali sobie z tego sprawy.
Widząc siedzącego obok niej
mężczyznę – barczystego, ale młodego i całkiem przystojnego – poczuł
niezadowolenie. Nigdy nie rozmawiali o tym, co działo się poza drzwiami jej
mieszkania. Z kim się spotykali, z kim jedli kolacje lub śniadania, z kim
chodzili na romantyczne spacery. Draco nie wiedział, dlaczego z góry założył,
że był jedynym mężczyzną, z którym sypiała. Dla którego była tak otwarta i
chętna... Może dlatego, że niezależnie od momentu, w jakim się u niej pojawiał,
ona zawsze była? Może dlatego, że nigdy nie zadawała niepotrzebnych pytań ani
nie szukała – kto wie, czy wbrew sobie? - jakichkolwiek odpowiedzi? Po prostu
była i tak, jak najpierw otwierała przed nim drzwi, tak później to samo robiła
ze swoim ciałem.
Przyzwyczaił się do myśli,
że jest jego. Tylko jego. W dosłownym słowa tego znaczeniu. Że może przyjść i
bez zbędnych słów wyładować swój stres, posiadając jej chętne ciało. Dlatego
teraz tak bardzo uderzył go widok dłoni tego frajera – zaciskającej się pewnie
na kolanie kobiety, jego kobiety, na ciele, które należało do niego. Mimowolnie
zacisnął mocniej palce na trzymanej szklance. Knykcie pobielały.
Widząc, jak nieznajomy
ostentacyjnie zdecydował się na ignorowanie ich pogawędki, zagryzł zęby.
Patrzył mimo to wciąż spokojnie, a ten bez skrępowania zaczął całować szyję
Hermiony, jednocześnie powolnym, ale pewnym ruchem wsuwając dłoń między jej
uda. A ona? Dalej obserwowała go i albo mu się zdawało, albo naprawdę rzucała
mu bezgłośne wyzwanie.
Tego wieczoru jednak nie
podniósł rękawicy.
Nie widział jej od miesiąca.
Miał wrażenie, że jego życie wróciło do normy – chodził do pracy, inwestował w
ziemie i majątki, wrócił do spotkań z Astorią, próbował nie wspominać gibkiego
ciała Granger, które wyginało się pod nim jeszcze nie tak długi czas temu.
Próbował zapomnieć jej zachęcające go jęki i westchnięcia, krzyki i niski,
gardłowy śmiech. Próbował zamienić Granger Astorią i wydawało mu się, że dał
sobie z tym radę. A jednak, pusty wzrok pierwszej z nich wciąż gdzieś tam tkwił
– podobnie jak dotyk jej dłoni na jego torsie i zapach ciała, który czuł zaraz
po przebudzeniu. Zapach papierosów, alkoholu i perfum połączone z naturalną
wonią kobiecego ciała.
Gdy któregoś razu wracał od
Astorii nad ranem, było jeszcze ciemno. Nie wiedział dlaczego, ale nie potrafił
zasypiać u jej boku i budzić się przy niej, dlatego zawsze wychodził, gdy już
spała. Może bał się krępującej ciszy o poranku? Albo tego, że nie wiedziałby,
jak miałby się wtedy zachować? Z Granger było łatwiej – pomyślał – budziliśmy
się, wypalaliśmy w łóżku papierosa, a potem piliśmy kawę. Czasami zdarzał się
poranny seks, po którym wychodził, a ona wracała do spania. Przy niej wyzbył
się jednak jakiegokolwiek skrępowania. Tak samo jak i ona.
Skulona postać siedząca pod
ścianą jednego z budynków zapewne nie zwróciłaby jego uwagi, gdyby nie fakt, że
widoczne w świetle latarni blizny na ramionach były łudząco podobne do szram,
które przez ostatni miesiąc próbował zamienić na Astorię. Zwolnił i zmrużył
oczy. Włosy, te szczupłe ręce i nogi, długie i całkowicie nagie, zakrywane
zaledwie krótką spódnicą. Zwiewna bluzka, która więcej odsłaniała niż
przykrywała. Granger. Na Merlina, sądził, że miesiąc odwyku od ich znajomości
wystarczył, a jednak sama myśl, że to ona, wystarczyła, żeby słodko-gorzkie
wspomnienia wróciły.
- Granger?
Poruszyła się niespokojnie,
zakrywając bardziej dłońmi, ale nie odpowiedziała. Ciemna smuga na skórze
wydała mu się podejrzana, ale nie zareagował. Tylko Granger wiedziała, gdzie
tej nocy się szlajała.
- Chodź,
odprowadzę cię do domu, Granger.
Gdy ponownie nie
zareagowała, podszedł i kucnął tuż przed nią. Podejrzewał, że i tym razem
przesadziła z alkoholem. Najwyraźniej fagas, z którym ostatnio ją widział, nie
okazał się szarmanckim dżentelmenem. No cóż. Na samo wspomnienie jego łap na
jej – jego! - ciele poczuł wściekłość.
- Idź
sobie, Malfoy.
- Powtórka
z rozrywki? - spytał sucho.
- Po
prostu idź. Proszę.
Może kiedyś i by jej
posłuchał. Kiedyś nie przywiązywał uwagi do mijanych na ulicy ludzi. Kiedyś nie
popatrzyłby na szlamę tak, jak patrzył na nią. Kiedyś nie całowałby jej, tracąc
opamiętanie. Kiedyś... kiedyś odeszło, jednak wciąż rzucało cień na teraz.
Granger przyciągała go. Nie wiedział, co takiego w sobie miała, ale robiła to i
to dość skutecznie. Może była mitem zakazanego owocu? Może miała go kusić do
momentu, aż ulegnie w pełni i z całkowitym oddaniem?
Granger nie prosiła. Ta,
którą znał kiedyś, owszem, robiła to. Ale obecna Granger żądała i brała to, na
co miała ochotę. To wystarczyło, żeby Malfoy zdecydowanym ruchem odsunął jej
zimne dłonie od twarzy i łapiąc za podbródek, uniósł głowę ku światłu.
- Kurwa,
Granger. Hipogryf cię zaatakował?
Gorzki śmiech wydostał się
spomiędzy jej popękanych warg. Nie odpowiedziała jednak, tylko odepchnęła jego
dłonie i wstała. Nogi drżały, Draco nie wiedział, czy spowodował to chłód
poranka czy zmęczenie, ale zupełnie mu się to nie podobało.
- Kto ci
to zrobił? Tamten frajer z baru?
- Sama
sobie to zrobiłam. Możesz wracać do swojej Astorii, nic mi nie jest.
Choć stała do niego plecami,
opierając się o ścianę, przed oczami wciąż widział zaschniętą krew i głębokie
rany na jej policzkach i szyi. Na jego oko na tyle świeże, by można było się
ich pozbyć bez śladów. Decyzję podjął w ułamku sekundy. Bez słowa wstał i
podszedł do niej zdecydowanym krokiem, a potem podobnym ruchem wziął na ręce w
stylu pana młodego.
- Nigdy
nie słuchasz, co? - wymamrotała, przymykając powieki.
- Na to
wygląda, Granger. Przystojny, bogaty i niezależny, to cały ja.
Nie odpowiedziała. Pilnując
jej oddechu, pozwolił zapaść kobiecie w płytki sen. Wyglądało na to, że
zmęczenie wzięło w górę, a obecność znajomej osoby – nawet jego – pozwoliła na
chwilę odpoczynku.
- To
wszystko twoja wina, Malfoy.
Wrócili do swojej rutyny.
Głodne pocałunki, równie głodne dłonie i spragnione siebie nawzajem ciała. Znów
mógł słuchać echa jej głosu, gdy zasypiał u jej boku, zaplatając palce w
pokręcone włosy. Czuć jej oddech na swojej piersi i chłodny dotyk dłoni na
piersi.
Jedno spotkanie, drugie,
trzecie, dwudzieste. Ponownie do niej przychodził, ponownie odtrącał Astorię.
Jeden wieczór za drugim. Kolejny poranek, niezliczony papieros wypalony w łóżku
i filiżanka mocnej kawy. Widok zasypiającego ciała Hermiony, gdy po szybkim
prysznicu wychodził prosto do pracy. Brakujące uczucie wolności i
nieskrępowania. Odbite przez jej paznokcie półksiężyce na jego plecach.
A jednak wszystko ma swój
koniec.
- Granger?
Jej włosy rozsypane na
jasnej poduszce. Spokojna twarz, którą właśnie zwróciła w jego stronę. Siedział
na drugiej połowie łóżka. Obserwował ją uważnie, ważył słowa. W głowie wciąż
dzwoniło wspomnienie nocnych godzin. Uzależnił się, dokładnie tak samo jak ona.
Stali się swoim powietrzem, a to paradoksalnie trucizną, która zabijała ich od
środka.
Wciąż pamiętał jej słowa,
wypowiedziane tamtego wieczoru, gdy niósł ją do apartamentu. Tak, to była jego
wina. Zgodził się na to wszystko, ciągnął to, odszedł, a potem wrócił.
- Znowu
chcesz mnie zostawić?
- Znowu?
- powtórzył.
- Tak jak
wtedy. Przestałeś przychodzić, odzywać się. Znudziłam ci się. A potem
zatęskniłeś i wróciłeś. Czyż nie tak było?
- Miało
to dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Byłem i jestem tylko jednym z wielu.
- Tak
samo jak ja – przypomniała mu. Patrzyła spokojnie, mnąc między palcami fragment
kołdry. Czuła jego zapach, te mocne, aromatyczne perfumy, które doprowadzały ją
do szaleństwa.
Draco nie odpowiedział.
Odwrócił się plecami do kobiety. Siedział jeszcze chwilę, bijąc się z myślami,
a potem wstał i sięgnął po marynarkę. Wiedział, że go obserwowała, że patrzyła,
jak zapina guziki i poprawia rękawy.
- Powiedz
to.
- Powiedzieć
co?
- To, co
chcesz powiedzieć mi już od paru dni. Nie jestem głupia, Draco.
- Masz
rację. Nie jesteś.
- Więc
słucham.
Sekunda, dwie. Ciężki
oddech. Ostatnie spojrzenie na jej nabrzmiałe usta, czerwone i chętne, by...
nie, stop. Furtka pożądania została zamknięta, a tabliczka z tym imieniem miała
czekać na opadający wkrótce kurz. Raz na zawsze.
- Żenię
się z Astorią.
- Mam
czekać na zaproszenie?
- Hermiona...
- Daj
spokój. Obydwoje dajmy sobie spokój, w końcu zdecydowałeś się na ślub. Po kilku
miesiącach pie...
Dotyk jego dłoni na jej
gardle i jego ust na jej wargach skutecznie przerwał nadchodzące słowa.
- Mów, co
chcesz, Granger. Dobrze wiedziałaś, że tak się to skończy.
- Sooner or later, amigo.
- Do
zobaczenia, Granger.
- Żegnaj,
Malfoy. Powodzenia na nowej drodze życia.
Gdy wychodził z jej
mieszkania tamtego ranka, nie spodziewał się wrócić do niego tak szybko. A
jednak, gdy następnego ranka szokująca wieść obiegła czarodziejski świat, znów
w nim był. W mieszkaniu owładniętym ciszą i przejmującym zimnem. Pustką, w
której w jego wspomnieniach – tak żywych i świeżych – tętnił jeszcze jej
ciepły, gardłowy śmiech.
Tym razem to ona zostawiła
jego.
Tak, to była jego wina. Od
początku do końca.
A oto jej utracone i jego
obalone życie.
Od początku wiedziałam, że skończy się źle i, mimo że zazwyczaj liczę na happy end, tym razem tak nie było.
OdpowiedzUsuńZdziwiło mnie oznajmienie Draco, że żeni się z Astorią. Akurat tego kompletnie się nie spodziewałam i w sumie myślałam, że rozstaną się inaczej.
Generalnie to ta krótka seria?, opowiadanie?, bardzo mi się spodobało i cieszę się, że tak szybko dodałaś ostatnią część. +wiem, że na pewno do niej wrócę i podejrzewam, że za niedługo!
Pozdrawiam i cierpliwie czekam na nowy rozdział. :D
♡♡♡
OdpowiedzUsuńNapisałam piękny komentarz, ale zrobiłam to z telefonu i go wcięło! Wredne telefony!
OdpowiedzUsuńTak prowadziłaś tę historię, że koniec nie zaskakuje, ale bardzo boli. Tak strasznie żal mi Hermiony. I Draco też. Ale dzięki takiemu zakończeniu całość jest mocna, bardzo życiowa i ma taką siłę uderzeniową. Hermiona szła na dno, zwyczajnie zatracała się w swojej depresji. Czy Draco wiedział, że mógł ją podnieść, gdyby tylko jej nie odepchnął? Czy gdyby mógł podejrzewać, jaki będzie finał, odszedłby mimo wszystko? Bo nie wierzę, że jej nie kochał. Może nie powiedział tego wprost, ale łączyła ich bardzo silna więź. Chciałabym przeczytać, jak sobie z tym wszystkim poradził... a może jednak nie, bo cóż tu można dodać. Bardzo fajny jest sam koncept - to nie Draco był tą "przegraną", depresyją stroną, a właśnie Hermiona, taka niegdyś silna. Trudno zaakceptować, że jednak nie okazała się na tyle mocna, żeby się podźwignąć z tej wewnętrznej udręki. I znów mam pretensje do Draco, ale jest też masa innych pytań - gdzie byli wszyscy inni, których los Hermiony powinien obchodzić?
Pisałam już, że tekst jest naprawdę piękny? Ja naprawdę nie lubię smutnych zakończeń, ale to jest chyba jedyne możliwe. I jeszcze dodam, że świetnie operujesz słowem. Z każdą publikacją czuć, że jest ci coraz łatwiej, że doskonale wiesz, jakie emocje chcesz przekazać, i udaje Ci się to. Czyta się po prostu błogo.
A z kwestii technicznych... :) Tu masz powtórzenie:
"Czuć jej oddech na swojej piersi i chłodny dotyk dłoni na piersi."
Zastąpiłabym ostatnie słowo skórą albo całkiem usunęła.
Tu jest literówka na końcu:
"Zgodził się na to wszystko, ciągnął to, odszedł, a potem wrócić."
Wrócił.
Rany, naprawdę porządny kawał tekstu. Posyłam Ci masę Weny na przyszłość i czekam na więcej tak dobrych historii:) I ściskam mocno:)
Ps: Przepraszam za chaotyczny komentarz, już prawie zapomniałam, jak to się robi:)
Teraz płaczę, cholerne emocje, cudowne.
OdpowiedzUsuńTo było... sama nie wiem... Piękne? Smutne? Przerażające? Ty to potrafisz człowieka zagiąć z samego rana xD
OdpowiedzUsuń<3
Niesamowita minaturka piękna a za razem taka smutna. Od początku w komentarzach można było wyczytać że to skończy się źle, ich historia długo nie przetra. A ja? Ja od samego początku miałam maleńką, złudną nadzieję że oni będą szcześliwi razem u swojego boku. Cóż tak się nie stało. Okej tak bywa. Końcówka... dziwne dopiero za drugim razem jak ją przeczytałam zauważyłam że coś jest nie tak. Coś mi nie gra. Przeczytałąm ją kolejny raz i.. tak mam jej odejście mi nie gra. Jak ona odeszła? Co jej się stało? To ten momemt dał mi do myślenia *Gdy wychodził z jej mieszkania tamtego ranka, nie spodziewał się wrócić do niego tak szybko. A jednak, gdy następnego ranka szokująca wieść obiegła czarodziejski świat, znów w nim był.* Co to za szokująca wiadomość? Co się stało? Dlaczego tak jest? Te i wiele innych pytań kłebiło się w moim umyśle, wiec
OdpowiedzUsuńzastanawia mnie czy to już ostatnia część? Czy masz zamiar to wytłumaczyć?
W tej miniaturce było wiele emocję i życzę ci tego aby zawsze tak było czy w razdziale, miniaturce a nawet w prawdziwym świecie. Pięknie operujesz słowami i cenię to bardzo. Wróć do nas szybko nie każ czekać tak długo jeszcze po tym co dziś dla nas zostawiłaś? Życzę Ci dużo weny, wytrwałości i czego tam potrzebujesz. Po prostu pisz tak dalej.
Hahaha wracam po dwóch latach i się zastanawiam jakie tu głupoty napisałam XDDD chyba nie uważnie czytałam. Nadal lubię to miniaturkę <3
Usuń*nieuważnie
UsuńMuszę przyznać, że bardzo mnie zasmuciła ta miniaturka. Właściwie wszystkie trzy skłoniły mnie do rozważań o kruchości i obłudzie ludzkiego życia. Bardzo poruszyło mnie to, w jaki sposób ukazałaś relacje Draco i Hermiony, a także jej koniec. Pozostaje mi jedynie rozważać co by było, gdyby życie nie było takie nieprzewidywalne w swej brutalności. Bardzo dziękuję Ci za tę miniaturkę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne historie W.
Miałam ochotę przeczytać smutne Dramione i przez przypadek trafiłam do Ciebie.
OdpowiedzUsuńPomysł z historią w trzech aktach bardzo mi się spodobał, jak i sposób w jaki opisałaś więź, łączącą bohaterów.
Zaskoczył mnie fragment z informacją o ślubie - nie przypuszczałam, że Draco się na niego zdecyduje.
Wzruszyłam się - za co Ci dziękuję.
Pozdrawiam, życząc więcej czasu i weny!