Followers

środa, 23 lipca 2014

[9] Szept wiatru

     Firanka zawirowała żywo w tańcu z mroźnym podmuchem wiatru, jaki wpadł przez uchylone okno do średnich rozmiarów sypialni. Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu, dalej trochę nie dowierzając, że to ich dom - jej i Libby. A teraz dodatkowo obydwie znajdowały się w pokoju dziewczynki, jej własnym, prywatnym pokoiku, a nie skrawku metrażu, gdzie mieściłoby się łóżeczko. Ściany w kolorze pastelowego różu sprawiały, że nie chciało się stąd wychodzić. Okno prawie na całą jedną ścianę wpuszczało mnóstwo światła nawet w mroźnie, nieco ponure, zimowe dni. Komplet dziecinnych mebli, które kupiła w towarzystwie Ginny sprawdzał się doskonale - regalik z książeczkami, niewielka sofka, fotelik, przewijak, szafa z ubraniami dziecka. Naprawdę nie brakowało niczego i Hermiona doszła do wniosku, że każda matka  by tego pragnęła, a ona w końcu mogła zapewnić to swojemu szkrabowi.
     Kobieta przesunęła wierzchem palca po pulchnym policzku dziewczynki, która w odpowiedzi zmarszczyła nosek i mlasnęła swoimi małymi usteczkami. Dopiero co zasnęła, kołysana w ramionach matki w rytm melodii z wiszącej nad łóżeczkiem magicznie zaczarowanej karuzeli. Odkąd zamieszkały razem, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Same rano się budziły, same jadły śniadanie, same kładły się spać. Niezmiennym zostało to, że podczas gdy Hermiona jechała do biura, Ginny zajmowała się Libby. Początkowo kobieta nie chciała na to przystać, stwierdzając, że w taki sposób w ogóle się nie usamodzielni mimo osobnego mieszkania, ale potem doszła do wniosku, że nie ma różnicy między zapisaniem córki do magicznego żłobka a oddaniem pod opiekę przyjaciółki, co na pewno robiła z większym spokojem. Tak więc niby wszystko się zmieniło, ale pozostały też jednak odblaski dawnych dni, kiedy mieszkali wszyscy razem.
     Hermiona nakryła dokładnie córkę kołderką, a potem podeszła do okna i je zamknęła, bo pokój zdążył się już wywietrzyć, przez co powietrze było rześkie i przyjemne. Zaczarowała odpowiednio karuzelę, by grała bez przerwy, a potem, zamknąwszy cicho drzwi, ruszyła korytarzem w stronę schodów, by zejść na dół do kuchni. Po drodze minęła toaletę połączoną z łazienką oraz kolejne dwa pokoje, w tym swoją sypialnię i na razie wciąż puste pomieszczenie, które po Nowym Roku miała zamiar przemienić w swój domowy gabinet, co znacznie ułatwiał kominek, który bez problemu można było podłączyć do kominka w siedzibie aurorów. Mimo, że mieszkały tutaj nieco ponad tydzień, na ścianie wzdłuż schodów już wisiało pełno magicznych zdjęć z ostatniego roku, kiedy Hermiona niemal nie rozstawała się z Potterami. Stąd ich uśmiechnięte twarze prawie na każdej fotografii. Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się z rozczuleniem, obserwując Harry'ego, przyłapanego na nieudolnym przewijaniu Libby w jej pierwszych dniach, kiedy Hermiona nie mogła jeszcze ruszyć się nigdzie z łóżka. W myślach zawsze uznawała ten czas za jeden z najgorszych w jej życiu.
     Salon, który był większą częścią parteru domku, przypominał nieco salon Potterów, dlatego szybko się w nim zadomowiła i spędzała miło czas. Różnica polegała na tym, że łączył się on z jadalnią i kuchnią, którą odgradzała jedynie piękna wyspa, o jakiej zawsze marzyła, gdy myślała o własnym mieszkaniu. Dzięki temu pomieszczenie było naprawdę wielkie, przestronne, ale w żadnym wypadku puste lub odpychające, jak niekiedy się zdarzało. Sporych rozmiarów kominek, gdzie nieustannie igrał ogień, pokaźna biblioteczka na całą jedną ścianę, komplet wypoczynkowy ozdobiony kolorowymi poduszkami i miękki dywan, na którym gołe stopy znajdywały miłe ukojenie każdego wieczora. Pod jednym z kilku okien piękny kojec z baldachimem z delikatnego materiały, gdzie Libby spędzała bezpiecznie chwile, gdy nie spała. A zaraz za kanapą niemal ogromny stół, a wokół niego wygodne krzesła, na których siadała wygodnie z Harrym i Ginny, gdy zapraszała ich w sobotę na obiad. Każda sobota była ich, przyjaciołom wydawało się z kolei, że w ten sposób chce im podziękować za te wszystkie dni, kiedy to oni opiekowali się nią i Libby.
     I wreszcie kuchnia, gdzie Hermiona w ostatnim czasie postanowiła się odnaleźć. Nie chciała tego przyznawać, ale do tej pory kiepsko radziła sobie z gotowaniem. Przez małżeństwo z Ronem jadali zwykle w pracy, gdyż obydwoje późno wracali. Później gotował Wiktor, zwalniając ją z tego na pozór kobiecego obowiązku. W trakcie ciąży była wyręczana we wszystkim. Gdy doszła do siebie i wróciła do pracy, posiłki pojawiały się znów w biurze lub wieczorami w domu, gdzie obiad już na nią czekał, ugotowany przez Ginny. Jak miała nauczyć się przyrządzać smaczne jedzenie, skoro nigdy nikt jej na to nie pozwalał? Odkąd mieszkała sama z Libby, wychodziła z pracy punktualnie o piątej, a nieraz nawet wcześniej, jeśli mogła. Zwykle od razu udawała się do domu, gdzie na przemian zajmowała się córką oraz wraz z kolejnymi książkami kucharskimi, prężnie podbijała nową dziedzinę wiedzy, z którą do tej pory mimo wszystko przegrywała. Już niedługo jednak! 
     Dzwoniący telefon wyrwał ją z zamyślenia, a Hermiona uświadomiła sobie, że dalej stoi przy wyspie, postukując palcami o blat i przygląda się z zachwytem i lekkim uśmiechem salonowi. Jej wzrok powędrował do aparatu, po który sięgnęła i wciskając zieloną słuchawkę, odebrała nadchodzące połączenie. Charlotte, podobnie jak ona, była czarownicą mugolskiego pochodzenia i wszystko, co mugolskie, nie było jej naturalnie obce. Poza tym uważała, że telefony są znacznie wygodniejsze i szybsze niż sowy. 
     - Halo?
     - No wreszcie! 
     Hermiona zaśmiała się wesoło, wznosząc oczy do sufitu.
     - Wiesz, co dzisiaj jest? - spytał podekscytowany głos po drugiej stronie.
     - Czwartek?
     - Dokładnie, czwartek przed świętami, czyż to nie wspaniale? Wszyscy mają u nas wolne, u Was też, więc pewnie nic nie robisz i się nudzisz, więc co powiesz na przedświąteczne zakupy?
     Granger zagryzła lekko wargę i dokonała szybkiej kalkulacji. Właściwie wszystkie świąteczne sprawunki miała już za sobą. Jedyne, co nie dawało jej spokoju, to bożonarodzeniowa książka kucharska, która spędzała jej ostatnio sen z powiek. Zdecydowała, że tym razem ona organizuje święta, a Harry z Ginny mają nie kiwnąć nawet palcem. Chciała, żeby wszystko było idealnie, więc już od poniedziałku zastanawiała się, co ugotować. Wyjście na miasto byłoby na pewno odprężające, ale z kolei jest Libby. A gdyby tak...
     - Hej, jesteś tam? - odezwała się zniecierpliwiona Charlotte.
     - Tak, jestem, zamyśliłam się. Wiesz co, właściwie to już zrobiłam wszystkie zakupy... ale co powiesz na to, żebyśmy się spotkały tak czy inaczej? U mnie?
     Raz kozie wio. Nie mogła ukrywać połowy swojego życia przed całym światem.
     Po drugiej stronie zaległa cisza, ale tylko na chwilę, a potem wybuch entuzjazmu ze strony koleżanki, która oświadczyła, że tylko kupi jeszcze nowe światełka na drzewko i już u niej jest.

     Początkowo Charlotte tak była zaaferowana zewnętrznym blaskiem domu, że nie zdążyła dać się jeszcze oczarować wnętrzom. Co prawda, cały czas siedziały w salonie, popijając kawę i wspólnie zastanawiały się, co Hermiona powinna ugotować na Wigilię, ale co chwilę pojawiało się westchnienie delikatnej zazdrości. Aż w końcu wzrok kobiety natrafił na kojec w rogu pokoju, a Hermiona i tak dziwiła się, że stało się to tak późno. Lista dań była już w końcu prawie gotowa.
     - A to co? Trzymasz na pamiątkę?
     - Na pamiątkę? - spytała Hermiona, upijając jeden z ostatnich łyków kawy.
     - No tak, bo chyba nie masz dziecka, co? - spytała figlarnie Charlotte, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
     Druga kobieta chrząknęła nieznacznie, samej nie do końca już wiedząc, co powiedzieć. Przyznać jej rację, uznać to za dobry żart i dalej ukrywać Libby czy... Spotęgowany przez zaklęcie płacz dziecka rozwiał jej wątpliwości. Przeprosiwszy koleżankę, Hermiona wstała i ruszyła czym prędzej na górę, by po chwili wrócić z wciąż kwilącym dzieckiem na ręku. Charlotte obserwowała ją uważnie, starając się prawdopodobnie ułożyć wszystkie puzzle w całość, ale tak właściwie, to brakowało elementów.
     - Okej - powiedziała wreszcie, przeciągając nieco głoski, kiedy Hermiona usiadła na swoim poprzednim miejscu i z rozbawionym uśmiechem zaczęła karmić dziewczynkę. Niemal czarne jedwabiste włoski znacznie już urosły i zaczęły się kręcić, a orzechowe oczka z ciekawością przyglądały się otaczającym ścianom, które wciąż były dla niej pewną nowością. - Czyli to nie twój kojec - doszła do błyskotliwego wniosku.
     - Nie - potwierdziła na pozór spokojnie, kręcąc głową. Przez resztę karmienia obydwie milczały, a Charlotte nie mogła po prostu oderwać wzroku od pulchnych policzków oraz rączek dziecka, którymi uderzało o półnagą pierś jej koleżanki.
     - Charlie, poznaj Libby - powiedziała wreszcie Hermiona, kiedy dziewczynka skończyła jeść, a teraz wspomagana przez mamę, siedziała na jej kolanach i wierzgała silnymi nóżkami odzianymi w kremowe, delikatne śpioszki.
     Charlotte uniosła wzrok, poruszyła się niespokojnie i spojrzała uważnie na Hermionę. A potem uśmiechnęła się szeroko.
     - Ale jaja, masz córkę!
     Hermiona odetchnęła z ulgą.

***

     Nie wiedziała, gdzie się znajdowała, ale na pewno nie w swoim domu. Dom Potterów lub innego jej znajomego też na pewno to nie był. Przez dłuższą chwilę stała w bezruchu, po prostu obserwując i nasłuchując. Czemu nie pamiętała, jak się tu dostała?
     Była w jakimś mieszkaniu. Na pierwszy rzut oka kuchnia, łazienka i dwa niewielkie pokoje, stosunkowo puste, by uznać, że ktoś tu mieszka na stałe. Ot, parę szafek, fotel i stolik, dwie książki i lampka w jednym pokoju. Żadnego bałaganu, żadnego śladu zamieszkania. W drugim pomieszczeniu podobna pustka. Kilka męskich ubrań wystających z jednej szuflady niskiej komody. Hermiona zmarszczyła brwi i podeszła powoli do mebla, zgarniając między palce pachnący materiał jasnej koszuli. Była zaskakująco miła w dotyku, a do tego zapach, który ją otaczał, wydawał się Hermionie znajomy, ale nie miała pojęcia, gdzie się z nim już spotkała. Niepewnie wyciągnęła całe ubranie i przyjrzała mu się uważnie, przesuwając opuszką po sztywnym kołnierzyku. Przyszły jej na myśl jedne z droższych i popularniejszych zapachów męskich w Anglii, ale... co to oznaczało? 
     Do kogo należała koszula? Do kogo należało mieszkanie?
     Odłożyła ubranie na miejsce. Potem rozejrzała się uważnie, a napotykając ogołocone ściany, wzdrygnęła się lekko. Wszystko tak bardzo różniło się od tego, do czego była przyzwyczajona, że poczuła się co najmniej dziwnie. Wcale nie tak, jakby znajdywała się w czyimś domu, tylko... w bezpiecznej przystani. Jakby to była czyjaś kryjówka. Odwróciła się i od razu zauważyła jeszcze jedne drzwi, których wcześniej tu nie było. Starając się nie spowodować żadnego szmeru, ruszyła w ich kierunku i nacisnęła lekko klamkę, a gdy te ustąpiły w ciszy, odetchnęła. Schody. Dokąd prowadziły?
     Przekonam się tylko w jeden sposób, stwierdziła i postąpiła o krok, a potem zaczęła się wspinać w górę. Kolejne pokój, wyglądający na najmniejszy. W odróżnieniu od poprzednich dwóch, tutaj wszystko było zacienione przez żaluzje w niewielkim okienku. Poddasze. Rozejrzała się uważnie, a jej wzrok spoczął na łóżku i skotłowanej pościeli na nim. Zmarszczyła brwi i ruszyła w jego kierunku, kiedy podłoga pod jej stopkami oczekiwanie skrzypnęła głośno. Pościel się poruszyła. Hermiona przymknęła na moment powieki i odetchnęła głębiej, chcąc zrobić krok do przodu. W jednej chwili zdarzyły się trzy rzeczy.
     Nieoczekiwanie ktoś zacisnął boleśnie dłoń na jej ramieniu, a ona krzyknęła, wystraszona.
     I otworzyła oczy.

     Oddychała szybko i niespokojnie, a na szyi czuła spływający, łaskoczący pot. Odgarnęła mokre kosmyki z czoła i podniosła się do pozycji siedzącej. Rozglądnęła się po pokoju, uświadamiając sobie, że znajduje się w swojej własnej sypialni, a przez okno zaczyna już przebijać się biel nowych, świeżych zasp śniegu, które pojawiły się przez noc. Nastawał ranek.
     Robiąc później poranną kawę, zastanawiała się, co było takiego w jej śnie, że obudziła się, zlana potem. Nie pamiętała nic poza zwykłym, pustym mieszkaniem, a to przecież nie mogło być koszmarem. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym mniej wniosków przychodziło jej na myśl, dlatego postanowiła o tym po prostu zapomnieć. Przyszykowała sobie śniadanie i zdążyła je nawet w spokoju zjeść, zanim obudziła się Libby. Najwyższa pora.
     Zastanowiła się, co miała dzisiaj do zrobienia. Późnym popołudniem ma pojawić się na Wigilii w pracy, gdzie mają być również Harry i Ginny, przez co musiała wyjątkowo znaleźć opiekunkę. Dziwnym trafem zdarzyło się, że w domu naprzeciwko mieszkało małżeństwo z osiemnastoletnią córką, która któregoś ranka zaczepiła ją, gdy szła na spacer z Libby. Od razu było widać, że dziewczyna miała lekkiego bzika na punkcie dzieci w całkiem pozytywnym znaczeniu, dlatego przyszła Hermionie na myśl jako pierwsza, by zwrócić się do niej o pomoc na ten jeden dzień. Zgodziła się od razu, a ona miała przeczucie, że wszystko będzie w porządku.
     Kiedy później stała w przedpokoju i żegnała się z Natalią, nie obawiała się zostawić z nią Libby, dlatego też zamierzała spędzić na przyjęciu trochę więcej czasu, niż normalnie by sobie pozwoliła. Sąsiadka zapewniła od razu, że nie ma nic przeciwko i że na pewno będą się wspaniale bawić... Wychodząc z domu, Hermiona zastanawiała się, w jaki sposób można się bawić z czteromiesięcznym dzieckiem, ale właściwie, skoro dziewczyna mówiła, że wszystko będzie w porządku, to powinna jej zaufać.
     Upewniła się, że nikt jej nie obserwuje, a potem skryła się w cieniu świerków. Już teraz zapadał zmierzch, więc nie było to trudnym zapaść się pod ziemię. Policzyła do trzech, skupiła się, a potem deportowała się do jednej z licznych mrocznych uliczek, jakie znajdowały się nieopodal biura. Ciemność rozrzedzała wysoka, pojedyncza latarnia, a mimo to okolica nie wyglądała wcale zachwycająco. Hermiona już miała się zastanowić, czy dobrze trafiła, ale nie mogła się pomylić. Poprawiła więc płaszcz i rękawiczki, bo jedna zsunęła się trochę z jej dłoni, a potem odwróciła z zamiarem dotarcia do budynku.
     I na zamiarach się skończyła, bo właśnie stała oko w oko z Draco Malfoyem.
     Nim spostrzegła, co się dzieje, stała przyparta do muru, a ostry, wystający kawałek cegły wpijał jej się nieprzyjemnie między łopatki. Miała wrażenie, jakby jeden z koszmarów znalazł odzwierciedlenie w rzeczywistości, szczególnie, że blondyn prawie z rozkoszą przykładał koniec różdżki do jej szyi. Na co czekał, przebiegł jej przez myśl, kiedy próbując się uspokoić i odzyskać panowanie nad sytuacją, nie odrywała od niego wzroku.
     - Malfoy...
     - Granger.
     Głos miał ochrypły, przez co wydał jej się znacznie starszy od niej, znacznie starszy chociażby od wspomnienia jego osoby ze szkoły. A byli przecież w jednym wieku. Zdawała sobie sprawę, że igra ze śmiercią, ale uniosła kącik ust, rozbawiona.
     - Wszyscy aurorzy cię szukają, a ty spacerujesz przed ich siedzibą?
     Mężczyzna uniósł brew.
     - Mówisz, jakby ciebie to nie dotyczyło. W sumie - chrząknął cicho, a potem uśmiechnął się leniwie, odchylając głowę do tyłu - kiepski z ciebie auror, skoro dałaś się złapać i to jeszcze na własnym podwórku. Czego oni was tam uczą?
     - A co, chcesz się zapisać do nas na kurs? - wycedziła cicho, stając na palcach, bo koniec różdżki pojawił się coraz bliżej jej szczęki, wbijając się nieprzyjemnie w skórę. Odetchnęła i zamrugała szybko, ale nie odwróciła spojrzenia.
     - Tylko wtedy, gdyby uczył mnie taki pogromca zła, jak ty - zadrwił, a Hermionie nagle pojawił się obraz Draco z dawnych lat. Teraz bardziej go przypominał.
     Różdżka powoli odsunęła się od jej ciała, ale dalej była w nie wycelowana.
     - Obserwuję was, Granger - wyszeptał cicho, ciepła para umknęła z jego spękanych warg.
     Miała dziwne wrażenie, że choć powiedział "was", miał na myśli konkretnie ją. Bo w przeciwnym razie dlaczego czekał właśnie na nią? Właśnie tutaj? Skąd w ogóle wiedział, że się tu pojawi? Zmrużyła oczy, przyglądając mu się uważnie. Nie wyglądał na zbiega. Świeże, pachnące, niemal eleganckie ubranie. Był wykąpany, a do tego sprawiał wrażenie wypoczętego. Do tej pory spotykała się z uciekającymi przestępcami w nieco gorszym stanie, ale to w końcu Malfoy, po nim mogła spodziewać się wszystkiego.
     Mężczyzna nie odrywał spojrzenia od jej skupionej twarzy. Gdyby tak tylko...
     - Nawet się nie wysilaj - zadrwił, przejrzawszy ją. Westchnął cicho. - Nie kombinuj nic, bo będę niemiły. Przekaż Potterowi, że... a właściwie, po co ja wam pomagam? - zapytał sam siebie. - Sami mnie znajdźcie, jak widzisz, to chyba nie taki duży problem. Do zobaczenia, Granger. Coś czuję, że stanie się to już niedługo.
     Postąpił o krok, a miętowy oddech owiał jej twarz. Przyglądał się przez chwilę jej twarzy, jakby czegoś w niej szukał, a potem musnął ledwo odczuwalnie wargami jej zaczerwienione od mrozu ucho, którego nie skrywały upięte w kok włosy.
     - Pamiętaj, jestem o krok za tobą. Zawsze. Zwolnisz, a cię przegonię, Granger.
     Jego głos brzmiał złowieszczo, choć prawdopodobnie wcale się nie musiał wysilać. Dalej był ochrypły, mroczny i... nie. Hermionę ogarnęła nagle panika na myśl, co podświadomość chciała jej podszepnąć. Powinna coś wymyślić, wymknąć się z tego zaułku, a potem zebrać posiłki i...
     - Radzę ci uważać - odezwał się znowu, leniwie i spokojnie.
     A potem odsunął się o krok, odjął różdżkę i w tym momencie sprawiał wrażenie, jakby napawał się jej dezorientacją. Przez chwilę stała nieruchomo, nie mogąc zrobić nawet kroku, aż wreszcie ocknęła się, szukając własnej różdżki.
     - W imieniu magicznego prawa jesteś aresztowany, masz prawo...
     - W takim razie złap mnie, Granger - przerwał jej, taksując ją powłóczystym spojrzeniem i zniknął.
     Czy on rzucił jej właśnie wyzwanie?
     Dlaczego go nie pojmała, skoro miała do tego okazję?
     I jeszcze ważniejsze pytanie - czemu puścił ją wolno?
     Wydawało jej się, że w wietrze, który zerwał się po jego zniknięciu, usłyszała wieloznaczne wesołych świąt, które uleciało z jego ust. Niczego już nie rozumiała.

14 komentarzy:

  1. Doczekałam się rozdziału! Jest wspaniały i to spotkanie Miony z
    Draco! Cudo:)
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału:)

    Pozdrawiam Jagoda:);*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj długo kazałam Wam wszystkim czekać, ale w końcu dotarłam z rozdziałem :) w sumie przyznam się jeszcze, że to spotkanie z Draco wyszło przypadkowo, bo początkowo wcale go tu nie miał o być :P

      Usuń
  2. Na początek muszę Cię pochwalić za bardzo schludną i przejrzystą szatę graficzną. Ta zmiana jest zdecydowanie na korzyść wyglądu bloga.
    Jeżeli zaś chodzi o same opowiadanie to od samego początku zaciekawiła mnie ta historia. Zdecydowanie bardziej zachęcają mnie do czytania opowiadania Dramione,które toczą się już po zakończeniu Hogwartu.
    Aktualny rozdział jest zagadkowy i wprowadza jeszcze więcej niewiadomych. Zastanawiam się jaki cel miał Malfoy w tym by pokazać się Hermionie. Mam nadzieję,że następny rozdział będzie choć w połowie z jego perspektywy. A przede wszystkim intryguje mnie w jaki sposób zamierzasz poprowadzić relację między tą dwójką.

    Pozdrawiam Serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Początkowo zupełnie nie byłam przekonana do tego szablonu, chciałam go nawet odwołać, wywalić i tak dalej, ale mnie przekonali :D
      Od samego początku miałam dokładny plan, co i jak się wydarzy, ale dzisiaj w trakcie zumby przyszło mi nowe rozwiązanie właśnie na tę ich znajomość i najprawdopodobniej wprowadzę parę modyfikacji w rozpisce ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Czuć różnicę pomiędzy starszymi rozdziałami a tym - w tamtych czytało się wszystko gładko, tutaj jednak sunie się po słowach i zdaniach jak po jedwabiu. Jak ktoś napisał: perfekcja. I to dosłownie. Teraz z całkowitą świadomością mogę przyznać temu rozdziałowi pierwsze miejsce. Jest moim ulubionym.

    "- Pamiętaj, jestem o krok za tobą. Zawsze. Zwolnisz, a cię przegonię, Granger."

    Perełeczka.


    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który - mam nadzieję - pojawi się już niebawem. Nie każ nam długo czekać, proszę. :):*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to kamień z serca, że rozdział spisany po roku wygrał z tamtymi :) Wygląda na to, że nie jest tak źle, hah. Cieszę się, że historia jak dotąd się podoba <3

      Usuń
  4. Jestem tu pierwszy raz i żałuję, że dopiero pierwszy, ale i tak pierwsze, co muszę napisać to: Cudowny szablon! Od razu mnie zatrzymał, choć nie planowałam tu dłużej zabawiać :D I jestem mu bardzo wdzięczna, że to zrobił, bo połknęłam całe opowiadanie w godzinę i jestem pod wrażeniem. Dodaję do zakładek na swoim blogu i czekam na rozdział dziesiąty.
    Pozdrawiam, Lumossy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + weszłam do zakładki "Author" i kilka dobrych minut siedziałam bez ruchu patrząc na obrazek. Wyjątkowy jest.

      Usuń
    2. Jak to mówią - lepiej późno niż wcale! Miło mi Cię powitać :) O tak, tamta animacja jest po prostu boska i musiałam ją tam wstawić po prostu :D
      Podejrzewam, że któregoś dnia zajrzę do Ciebie, ale na razie muszę ogarnąć jeszcze parę spraw blogowych :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Wspaniały rozdział! Zwłaszcza końcówka. Nareszcie się spotkali! Idealnie oddałaś charakter Dracona ;) Czy tylko mi się wydaje, czy Malfoy wie o Emmie?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekałam na to! Niesamowity rozdział. Twój styl pisania jest wspaniały. Myślę, że możesz być wzorem dla amatorów. Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny, aby powstawało więcej takich dzieł!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy wszyscy źli muszę gryźć ofiary w ucho i mają seksowne głosy? Dobrze, że Moriarty nie gryzł Sherlocka, e sumie... :) Cudo.

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu się spotkali! I to jeszcze w jakim stylu, genialnie to rozegrałaś :D

    OdpowiedzUsuń

- +